poniedziałek, 24 grudnia 2018

Powrót do domu.

źródło tłumaczenia https://www.as-gard.com/kinoplyonka-jizni

W rozmowie między innymi z Mileną zeszliśmy na temat "Matrixa" w jakim w tej chwili uczestniczymy - gry wirtualnej 7D jak ją określa Iwan, zabawy tak przekonywującej, że uważamy ja za swój świat realny.
   Mamy już od "lat" (zaraz wyjaśnię skąd cudzysłów) czas przebudzenia i do tego snu tutaj zaszczepiane są rozmaite "budziki" czyli koncepcje pomagające nam zdać sobie sprawę, że śnimy, że to wszystko wokół to jedna iluzja i abyśmy przeciągając się z uśmiechem wyszli na wyższy poziom jak bohaterowie filmu "13 piętro" w ostatnich scenach tego ciekawego filmu. No właśnie- filmy: współczesne bajki poprzez które zaszczepia nam się te "koncepty" do rozmyślań. Wiele razy podawałem już taki swój zestaw - jest dostępny w dziale "Filmoteka" (patrz szybkie linki po prawej).

    Magia Kolędy u mnie zamanifestowała się w ten sposób, że "przypadkiem" trafiłem na taką oto stronę: https://www.as-gard.com
Bardzo ciekawa zawartość, autor stworzył ją dosłownie kilka miesięcy temu.
Na tej głównej stronie podtytuł:

JEST TO MIEJSCE GDZIE PRZYWRACANA JEST PAMIĘĆ. 
A dalsza treść następująca:

  We wszechświecie nie ma żadnych przypadków, dlatego też jesteś tutaj. Podświadomość zaprowadziła cię tutaj, ponieważ jak cierń utknęła w twoim mózgu myśl, że coś jest nie tak z tym światem. Stał się zbyt mały, jego zasady naciskają ze wszystkich stron i rozsadzają czaszkę od środka.

      To nie jest paranoja, w tym świecie faktycznie powstaje kompletny bałagan, który układamy tutaj "jak na półkach". Od czego zacząć porządkować? Od polityki, może od religii? Nie, nie od nich, ponieważ nie wszystko jest takie proste ...

Widzisz, rzecz w tym, że czytając te wiersze śpisz.

      Uważasz, że nie? Skąd bierze się ta pewność? Wszak we śnie, jesteś również pewny swojej rzeczywistości, dopóki nie zacznie dzwonić budzik.


Napis na pajęczej siatce: 

Przed zaśnięciem umówiliśmy się na to spotkanie tutaj - wewnątrz sieci. Pierwsi, którzy zyskają odporność na zastrzyki pająków, które blokują pamięć, muszą zacząć ją rozwikływać, rozplątywać i zacząć wysyłać fale (drgania).

       Słabe fale wezwą pająki, a silne rozerwą sieć, która rozrastała się każdego dnia, zwiększając siłę i lepkość, więc nadszedł czas, aby wybrać: spać, albo obudzić się i wrócić do domu.

 
W tej chwili zagłębiam się w kolejną kartę:
 https://www.as-gard.com/kinoplyonka-jizni

 tekst wyjaśnia pewne fenomeny z naszego powszedniego życia, zaczyna sie takimi słowami:

- zdarzało się tobie wejść do pokoju i zapomnieć po co?
- czy zauważyłeś/aś, że czasem włosy i paznokcie przez jeden dzień rosną o tyle co innym razem cały tydzień?
- wracałeś/aś kiedyś do domu z niedzielnego wypadu i odniosłeś/aś wrażenie, że nie byłeś/aś tu ze 3 lata?
- zaobserwowałeś kiedyś gwałtowne postarzenie swojego ubrania, mebli, samochodu? Dosłownie ot- tak: wziął drań i przez noc cały pordzewiał....
- czy zdarzało ci się stojąc w korku samochodowym nagle poczuć zapach skoszonej trawy? albo będąc w lesie nagle poczułeś morską bryzę? Chodzi o taką sytuację gdy receptory dziwnie rozbiegają się we wskazaniach? (Jest to dowód na to, że jeden z nich kłamie).

Zapomnijcie wszystko co wiecie na temat czasu. On nie płynie według zasad z podręcznika fizyki (mówił już o tym rozmówca Iwana  -pisarz z Uralskich gór. Nowych czytelników odsyłam kilka wpisów wstecz - przyp. michalxl600) Jest on dosłownie jak taśma filmowa włączany, zatrzymywany, przewijany w tył i w przód w trybie wolnym oraz przyspieszonym, zatrzymywany na pauzę, jest też ściskany i rozciągany przez pracowników tego parku rozrywki.

Dalej następują szczegółowe wyjaśnienia w/w funkcji z przywołaniem przykładów zdarzeń z praktycznego życia.
   Polecam znającym rosyjski. Nieznający mają okazję się pouczyć - tłumacz google nawet nieźle tłumaczy choć widzę, że nie każda strona daje się kopiować myszką.  Wczoraj na jednej z nich szło mi to bardzo dobrze (łatwiej było czytać bez tego tła) a dziś jakoś na tej tutaj nie daję rady ale u mnie net ciągle szaleje więc może....
  No w każdym razie google translator podaje też tekst oryginalny zapisany fonetycznie łacińskimi literami co ułatwia rozszyfrowanie w wypadku gdy tekst jest źle przetłumaczony. Automat nagminni popełnia błędy zamieniając słowa "twojego" na swojej" i podobne przez co trudno jest wychwycić czasem sens zdania.

A tu w wielkim skrócie zawartość filmów "Incepcja", "13 piętro", "Mr Destiny", "Dzień Świstaka", "Mr Nobody", "The jacket" , "Efekt Motyla" i paru innych. Filmik nosi tytuł "Aby nie powracać 1000 razy" i powinien zainteresować naszą blogowa czytelniczkę "I". Filmik zaczerpnięty z tej strony:

sobota, 22 grudnia 2018

Tylko piękno musi zająć pierwsze miejsce

we wszystkich mediach, a zwłaszcza w telewizji i Internecie.

Nadal możemy to jeszcze naprawić! Potrzeba nam wielbicieli ducha! Poszukujemy twórców i producentów!

Musisz otoczyć się pięknymi wzorami w swoim życiu: miękką, czarującą muzyką, wykwintnymi formami.

Od samego dzieciństwa musisz zaszczepiać smak piękna w życiu nowego pokolenia ludzi. Poczucie piękna, znajomość proporcji, poczucie taktu w komunikacji z innymi ludźmi powinny zostać wpojone nowemu pokoleniu ludzi z mlekiem matki.

A wtedy jako dorośli, ci ludzie będą mogli odpowiednio zorganizować swoją przestrzeń życiową.
Musicie sami wyrwać się z błota tego świata, stopniowo wypełniając ten świat coraz doskonalszymi wzorcami i przejawami.

Niezbędny jest renesans - epoka odrodzenia. Wasze Dusze pragną piękna. One są zmęczone brzydotą i dysharmonią na świecie.

Wypełnij przestrzeń wokół siebie doskonałymi wzorami, uczyń wszystko co zależy od ciebie ...



środa, 19 grudnia 2018

Kolęda 2018

Magia pojawia się w czasie Kolędy.....
powiada Iwan.
Pamiętajcie o tym. Magia niebawem spłynie na nas,
w zasadzie to już powoli otwiera się portal.
Powiada Iwan, że świętowano od 21 do 28 grudnia.

Napisy dodawane poprzez system Youtube.
Gdyby się komuś nie wyświetlało to zmieńcie ustawienia ikonką w prawym, dolnym rogu ekranu. Doradzam też włączenie funkcji czarnego tła- lepiej się czyta, jest taka możliwość.

p.s. polecam instruktaż odnośnie Kalendarza oraz wpisy z lat ubiegłych:
https://michalxl600.blogspot.com/2017/12/nie-przegap-najwiekszego-swieta-w-roku.html

https://michalxl600.blogspot.com/2016/12/zycie-przeciez-musi-brzmiec-tak-jak.html

https://michalxl600.blogspot.com/2015/12/z-nowym-rokiem.html
 


poniedziałek, 17 grudnia 2018

Eksperyment "Wszechświat - 25" czyli jak niebo stało się piekłem

 W ramach eksperymentu społecznego stworzono dla populacji myszy niebiańskie środowisko: nieograniczone zapasy żywności i napojów, brak drapieżników i chorób, wystarczająco dużo miejsca na rozmnażanie. Jednak w rezultacie cała kolonia myszy wyginęła. Dlaczego tak się stało i j jakie wnioski z tego powinno wyciągnąć ludzkość?
  W latach 60-70 XX wieku amerykański naukowiec-etolog John Calhoun przeprowadził szereg niesamowitych eksperymentów. Calhoun zawsze wybierał gryzonie jako przedmioty eksperymentalne, chociaż ostatecznym celem badań było zawsze przewidywanie przyszłości społeczeństwa ludzkiego.

W 1972 roku, we współpracy z National Institute of Mental Health (NIMH), przeprowadził swój najsłynniejszy eksperyment, dzięki któremu całe pokolenie zadumało się nad przyszłością. Calhoun zbudował prawdziwy raj dla myszy w warunkach laboratoryjnych. Powstał pojemnik o wymiarach dwa na dwa metry i wysokości półtora metra, z którego badani nie mogli się wydostać. Wewnątrz zbiornika utrzymywano myszom stałą temperaturę  (+20 ° C), obfitość pokarmu i wody oraz liczne gniazda dla samic. Każdego tygodnia zbiornik był czyszczony i utrzymywany w stałej czystości, wszystkie niezbędne środki bezpieczeństwa zostały podjęte: wykluczono występowanie drapieżników w "pomieszczeniu" lub występowanie masowych infekcji. Eksperymentalne myszy były stale monitorowane przez lekarzy weterynarii, ich stan zdrowia był stale monitorowany. System dostarczania paszy i wody był tak dobrze przemyślany, że 9500 myszy mogło jeść w tym samym czasie bez odczuwania dyskomfortu, a 6144 myszy konsumowały wodę bez żadnych problemów. Było wystarczająco dużo miejsca dla myszy, pierwsze problemy z brakiem schronienia mogły powstać tylko wtedy, gdy populacja osiągnęła ponad 3840 osobników. Jednak w zbiorniku nigdy nie było takiej liczby myszy, maksymalna zanotowana wielkość populacji to poziom 2200 myszy.

Eksperyment rozpoczął się od momentu umieszczenia
w zbiorniku czterech par zdrowych myszy, którym niewiele czasu zajęło aby poczuć się komfortowo, uświadomić sobie do jakiej "mysiej bajki" trafiły i zacząć się mnożyć w w szybkim tempie. Calhoun nazwał okres rozwojowy Fazą A, ale od momentu narodzin pierwszych małych myszy rozpoczął się drugi etap B, w którym w idealnych warunkach nastąpił wykładniczy wzrost populacji zbiornika. Liczba myszy podwajała się co każde 55 dni. Począwszy od 315 dnia eksperymentu tempo wzrostu populacji znacznie się zmniejszyło, teraz liczba ta podwajała się co 145 dni, co oznaczało wejście do trzeciej fazy C. W tym momencie w zbiorniku żyło około 600 myszy, powstała pewna hierarchia i określone życie społeczno -towarzyskie.

Była kategoria "wyrzutków", którzy zostali wyrzuceni do środka pomieszczenia, często stali się oni ofiarami agresji. Można było odróżnić grupę "wyrzutków" po ugryzionych ogonach, rozdartym futrze i krwi na ciele. Po wygnaniu samce załamywały się psychicznie, wykazywały mniejszą agresję, nie chciały chronić swoich ciężarnych samic i pełniać żadnych ról społecznych chociaż od czasu do czasu atakowały one innych członków społeczeństwa "wyrzutków" lub jakieś inne myszy.


Samice przygotowujące się do porodu stawały się coraz bardziej nerwowe, ponieważ w wyniku wzrostu pasywności wśród samców stały się mniej chronione przed przypadkowymi atakami. W rezultacie samice zaczęły wykazywać agresję, często walcząc, chroniąc potomstwo. Jednak paradoksalnie, agresja nie była skierowana tylko na otoczenie ale też nie mniejszą agresję manifestowały one wobec swoich dzieci. Często samice zabijały swoje młode i przenosiły się do górnych gniazd, stawały się agresywnymi pustelnikami i odmawiały rozmnażania. W rezultacie liczba urodzeń znacznie spadła, a śmiertelność młodych osiągnęła znaczny poziom.

Wkrótce rozpoczął się ostatni etap istnienia mysiego raju - faza D lub faza śmierci, jak nazwał ją John Calhoun. Symbolem tego etapu było pojawienie się nowej kategorii myszy, zwanej "pięknisie". Były to samce, które demonstrowały zachowanie nietypowe dla gatunku, odmawiały walk i bitew o samice oraz terytorium nie wykazując chęci do łączenia się w pary. Demonstrowały skłonności do biernego stylu życia. "Pięknisie" tylko jadły, piły, spały i czyścili swoje futro unikając konfliktów oraz spełniania jakichkolwiek funkcji społecznych. Otrzymały one taką nazwę ponieważ w przeciwieństwie do większości mieszkańców pomieszczenia na ich ciałach nie było śladów zaciętych walk, blizn i rozdartego futra na ich ciele a ich narcyzm i miłość własna stały się legendarne. Ponadto, badacza uderzył brak pożądania u "pięknisia" - nie wykazywał on chęci do kojarzenia się w pary i rozmnażania się. Wśród ostatniej fali urodzonych w zbiorniku "pięknisie" i samice pustelniczki, które odmawiają rozmnażania i uciekają do górnych gniazd zbiornika stały się większością.

Średnia wieku myszy na ostatnim etapie istnienia mysiego raju wynosiła 776 dni, czyli 200 dni dłużej niż górna granica wieku reprodukcyjnego. Śmiertelność młodego stada wynosiła 100% , liczba ciąż była nieznaczna a wkrótce wynosiła już 0. Wymierające myszy praktykowały homoseksualizm, dewiacyjne i niewytłumaczalnie agresywne zachowania w warunkach nadmiaru zasobów niezbędnych do życia. R
ozkwitł kanibalizm pomimo obfitości pożywienia, samice odmawiały wychowania młodych i zabijały je. Myszy szybko wymierały, w 1780 dniu od rozpoczęcia eksperymentu zmarł ostatni mieszkaniec "mysiego raju".
  Na podstawie wyników eksperymentu John Calhoun stworzył teorię dwóch śmierci. "Pierwsza śmierć" to śmierć ducha. W idealnym świecie, bezpiecznym, z obfitym pożywieniem i wodą, brakiem drapieżników, większość osobników tylko jadła, piła i spała, zajmowała się tylko sobą. Mysz jest prostym zwierzęciem - dla niej najbardziej złożonymi modelem behawioralnymi jest proces zdobywania samicy, pielęgnowania i opieki nad potomstwem, ochrony terytorium i mysiej młodzieży, uczestniczenia w hierarchicznych grupach społecznych. Eksperymentalne myszy odmówiły spełniania wszystkich powyższych zadań. Calhoun nazywa takie odrzucenie złożonych wzorców zachowań "pierwszą śmiercią" lub "śmiercią ducha". Po rozpoczęciu pierwszej śmierci następuje śmierć fizyczna ("druga śmierć" w terminologii Calhouna).  Jest ona nieunikniona i jest kwestią bardzo krótkiego czasu. W wyniku "pierwszej śmierci" znacznej części populacji cała kolonia jest skazana na wyginięcie.

Pewnego razu Calhoun został zapytany o powody pojawienia się grupy gryzoni zwanych "pięknisiami".. Calhoun dokonał bezpośredniej analogii z człowiekiem, wyjaśniając, że kluczową cechą człowieka, jego naturalnym przeznaczeniem, jest życie pod presją, napięciem i w stresie. Myszy, które odmówiły walki i wybrały ciężką do zniesienia lekkość bytowania, przekształciły się w autystycznych "przystojniaków" zdolnych do wykonywania tylko najbardziej prymitywnych funkcji, wchłaniania pokarmu i snu.
"Przystojniaki" odmówiły złożonego i wymagającego stresu zachowania - w zasadzie, nie byli oni do niego zdolni. Calhoun naszkicował podobieństwa z wieloma współczesnymi mężczyznami, zdolnymi tylko do rutynowych codziennych czynności aby utrzymać fizjologiczne życie, ale nie posiadającymi już żywego ducha. Wyraża się to w utracie kreatywności, zdolności do przezwyciężenia trudów i, co najważniejsze umiejętności bycia pod presją. Odmowa podjęcia licznych wyzwań, ucieczka od napięcia, od życia w walce i przezwyciężanie problemów to "pierwsza śmierć" w terminologii Johna Calhouna lub śmierć ducha, po której następuje druga śmierć, tym razem ciała.

Być może nadal męczy cię pytanie, dlaczego eksperyment  Calhouna nazywał się "Universe-25"? To była dwudziesta piąta próba stworzenia przez naukowców raju dla myszy - wszystkie poprzednie zakończyły się śmiercią wszystkich eksperymentalnych gryzoni ...

Władimir Szewielew


 p.s. znalazłem podobny artykuł po polsku: https://zalajkowane.pl/eksperyment-calhouna/


czwartek, 13 grudnia 2018

Współczesna degradacja mózgu.

źródło tłumaczenia: http://life-move.ru/degradatsiya-mozga-segodnya/

Z każdym dniem coraz więcej osób narzeka na problemy z aktywnością mózgu - na coraz większe rozproszenie (np. niemożność koncentracji uwagi, niemożność zebrania myśli na rozwiązanie jakichś problemów), na trudność zapamiętywania informacji, na fizyczną niemożność czytania dużych tekstów. , nie wspominając już o książkach.

Ludzie proszą o podanie im czegoś, co poprawi ogólnie aktywność mózgu, a w szczególności pamięć. I paradoksalnie, ten problem jest charakterystyczny nie tylko dla starszych ludzi, których mózgi są osłabione, w pewnym sensie "w związku z wiekiem", ale dla osób w średnim wieku i młodszych.

Jednocześnie wielu nie jest nawet zainteresowanych tym, dlaczego tak się dzieje - automatycznie obwiniają to o stres, zmęczenie, niezdrową ekologię, tenże wspomniany już wiek itp. mimo, że to wszystko nie jest nawet bliskie przyczynom ich stanu. Wśród moich pacjentów są osoby, które mają 70 lat, ale które nie mają żadnych problemów z pamięcią lub działaniem mózgu. Jaki jest tego powód?

Powód jest taki, że pomimo wszelkich argumentów nikt kategorycznie nie chce porzucić tak zwanego stałego, całodobowego "połączenia z informacją". Innymi słowy, przyspieszona utrata funkcji mózgu rozpoczęła się w tym doniosłym dniu, w którym zdecydowałeś się pozostać "w stałym kontakcie".

Nie ma przy tym znaczenia, czy zmusiła cię do tego praca zawodowa, ucieczka  od braku zajęcia czy elementarny lęk przed byciem "nie na poziomie", tj. strach przed byciem czarną owcą, ekscentrycznym cudakiem w środowisku sobie podobnych.

Już w 2008 roku wiadomo było, że przeciętny użytkownik Internetu czyta nie więcej niż 20% tekstu opublikowanego na stronie i zdecydowanie unika dużych akapitów! Co więcej, specjalne badania wykazały, że osoba trwale podłączona do sieci nie odczytuje tekstu, ale skanuje go jak robot - porywa rozproszone fragmenty danych z każdego miejsca, nieustannie przeskakuje z jednego miejsca do drugiego i ocenia informacje tylko z pozycji "podzielić się" tzn. "Czy można komuś przesłać to" objawienie "?  ale nie w celu przedyskutowania lecz głównie w celu wywoływania emocji w postaci animowanego "beknięcia", któremu towarzyszą krótkie uwagi i okrzyki w formacie SMS.

W trakcie badań okazało się, że strony w Internecie, jak już wspomniano, nie są czytane, ale są "w biegu" przeglądane na wzór przypominający łacińską literę F. Użytkownik najpierw czyta pierwsze wiersze treści tekstowej strony (czasem nawet w całości - od początku do końca), a potem skacze na środku strony, gdzie czyta kilka kolejnych linii (z reguły już tylko częściowo, bez dokończenia linii do końca), a następnie szybko schodzi na samo dno strony - aby zobaczyć, "jak to się skończyło".

Dlatego najskuteczniejszym sposobem prezentowania informacji zwykłemu użytkownikowi Internetu jest wyświetlanie informacji w formie odwróconej piramidy (czyli zgodnie z zasadą "im niżej, tym mniej") z obowiązkowym wyróżnieniem słów kluczowych (aby konsumenci informacji zrozumieli, co jest ważne, a co już mniej) i ujawnienie nie więcej niż jednej myśli na akapit.

To jedyny sposób, aby utrzymać uwagę czytelnika na stronie tak długo, jak to tylko możliwe. Jeśli w miarę opuszczania się w w dół strony gęstość informacji nie zmniejsza się lub, co gorsza, zwiększy się (jak na przykład w tym artykule), to tylko kilka czytających osób pozostaje na tych stronach.

Moja osobista opinia brzmi:


 Internet jest prawdziwym narkotykiem. A co to jest narkotyk? Jest to całkowicie bezużyteczna rzecz, bez której każda osoba może dobrze żyć - dopóki jej nie spróbuje. A kiedy próbuje, to nałóg pojawia się na całe życie - uzależnienie od narkotyków jest nieuleczalne.
 Na problemy z percepcją informacji skarżą się ludzie wszystkich szczebli i specjalności, od wysoko wykwalifikowanych profesorów uniwersyteckich po pracowników obsługujących pralki. Takie skargi można szczególnie często usłyszeć w środowisku akademickim, tj. od tych, którzy ze względu na swoją działalność muszą nieustannie i codziennie komunikować się z ludźmi (szkolić, dawać wykłady, przyjmować egzaminy itp.) - donoszą oni, że nawet ci, którzy mają z nimi pracować, mają niski poziom umiejętności czytania i postrzegania i że ten z roku na rok spada coraz niżej.

Większość ludzi ma ogromne trudności z czytaniem dużych tekstów, nie mówiąc już o książkach. Nawet posty na blogu o rozmiarze większym niż trzy lub cztery akapity wydają się już zbyt nużące i
trudne do przyjęcia, a przez to nudne i niegodne nawet elementarnego zrozumienia.

Nie ma chyba osoby, która nie słyszałaby popularnej wypowiedzi sieciowej "zbyt wiele liter - nie daje rady" (angielski skrót spotykany na stronach dla młodzieży:
TL;DR.  od "Too long; didn't read", co oznacza "za długie, nie przeczytałem". -przyp. michalxl600) , która zazwyczaj jest pisana w odpowiedzi na propozycję aby przeczytać coś więcej niż kilkanaście linii. Okazuje się, że mamy błędne koło - nie ma sensu dużo pisać ponieważ prawie nikt tego nie przeczyta, a zmniejszenie objętości przekazywanej myśli prowadzi do jeszcze większej głupoty nie tylko dla czytelników, ale także dla piszących. W rezultacie mamy to, co mamy - masowe otępienie.

Nawet osoby z dobrymi (w przeszłości) umiejętnościami czytania mówią, że po całym dniu rzucania się w internecie i manewrowania dziesiątkami i setkami e-maili, fizycznie nie są w stanie zacząć interesującej książki bo samo przeczytanie pierwszej strony okazuje się prawdziwą torturą.

Czytanie po prostu "nie idzie", przede wszystkim dlatego, że:

a) nie można się zmusić się do zaprzestania skanowania tekstu, szukania w nim słów kluczowych

b) złożona składnia większości utworów klasycznych, o wysokiej klasy zawartości lub też literatury naukowej której to zupełnie brak w powszednim - telegraficznym systemie komunikacji "czknięć" SMS-owych jest absolutnie nieprzyswajalna.

W rezultacie jedno zdanie musi być czytane kilka razy! Najbardziej szczerzy ludzie mówią tak bezpośrednio: jestem zdegustowany sam/a sobą.

Ale to nie wszystko. Ze względu na stałą łączność internetową, ludzkie umiejętności, takie jak zdolność do powrotu do niegdyś istotnych - przemyślanych już informacji, analizowania tego co przeczytano i połączenia w wyobraźni, dramatycznie się pogarszają. Co gorsza, w 80% przypadków ludzie udają się do internetu w poszukiwaniu wątpliwej rozrywki lub otrzymują informacje, które mają nie tylko zerową, ale i negatywną wartość kulturową.

Jednocześnie większość ludzi (zwłaszcza młodych) jest przywiązana do swoich gadżetów tak bardzo, że zagrożeni odłączeniem się od sieci choćby na jeden dzień doświadczają nie tylko depresji psychicznej graniczącej z paniką, ale także fizycznego załamania, przypominającego głód narkotykowy. Nie wierzysz? Cóż, wyłącz
WSZYSTKIE swoje mydelniczki i staraj się żyć bez nich choćby przez  2-3 dni.

Jest opinia, którą ​​w pełni podzielam, że umiejętność skutecznego postrzegania złożonych tekstów, czytania złożonej literatury wkrótce stanie się elitarnym przywilejem, dostępnym tylko dla określonej kasty ludzi. Pomysł ten nie jest nowy, ponieważ nawet Umberto Eco w powieści "Imię Róży" proponował, aby wpuszczać do biblioteki tylko tych, którzy są w stanie i są gotowi przyjąć złożoną wiedzę. A cała reszta będzie mogła czytać tylko wywieszki oraz nternet.


 Krótko mówiąc, żadne tabletki, żadne suplementy diety, żadne diety, żadne treningi mózgu itp. nie są zdolne do zatrzymania degradacji mózgu. Tylko jedna rzecz może to zatrzymać - zakończenie przyjmowania wszelkiego rodzaju śmieci informacyjnych do systemu przetwarzania i codzienne ładowanie do mózgu wszelakich tak zwanych "przydatnych informacji". Ten proces jest niezwykle złożony i dla wielu osób jest całkowicie nie do wykonania. Dla wielu jak to sie powiada: "pociąg już odjechał".

Jeszcze raz krótko:

1. Gadżety, które zapewniają stałe połączenie z informacjami / Internetem: smartfony, iPady itp. bez których nie można nawet pójść do toalety, sprawiają, że jesteś niemal debilem ze spowolnionym, apatycznym, z ledwie myślącym mózgiem, który nie jest w stanie myśleć i analizować. Ale, jak każdy narkoman jesteś oczywiście przekonany o czymś zgoła przeciwnym - sądzisz, że te "mydelniczki" czynią twoje życie jest nierealistycznie żywym, wzbogaconym, wygodnym itd., A ty osobiście czujesz się "wysoce zaawansowaną osobą", która zawsze jest "na bieżąco ze wszystkim".

2. Dzięki tym urządzeniom nieprzerwanie - 24 godziny na dobę wszelkiego rodzaju śmieci zanieczyszczają twój "komputer pokładowy", przez co nie jesteś w stanie wykonywać nawet najbardziej prymitywnej, nisko kwalifikowanej pracy. Nie jesteś w stanie spójnie mówić, pisać, ani czytać - twoja mowa jest "pokrzywiona" i pełna pasożytniczych słów.

Mówiąc o czymś, trudno ci znaleźć właściwe słowa a słuchając kogoś szybko tracisz wątek rozmowy i zaczynasz nudzić się i ziewać. Nie możesz pisać ponieważ prawie w każdym słowie zaczynasz popełniać błędy,  nie wiesz nawet jak używać interpunkcji. Ale robisz fajne selfie (i inne śmieciowe zdjęcia) i "klikasz" do kogoś na Viber lub WhatsApp.

3. Krótko mówiąc, słuchaj złych wieści: komunikacja mobilna powinna być używana tylko i wyłącznie w przypadkach AWARYJNYCH. Na przykład dotarłeś do nieznanego miasta i nie możesz znaleźć osoby, z którą masz się spotkać - naprawdę musisz zadzwonić. Albo też spóźnisz się na ważne spotkanie - naprawdę trzeba zadzwonić, tzn. musisz skonfigurować gadżet tylko po to, aby otrzymywać lub przekazywać potrzebne informacje zawodowe i biznesowe. A przez resztę czasu twój gadżet powinien być wyłączony jednak wyobrażam sobie twój dyskomfort na samą myśli o tym.

4. Musisz być przygotowany na to, że całe twoje otoczenie, łagodnie mówiąc, nie zrozumie cię - powiedzą ci, że odwróciłeś się od nich, że "padło ci na mózg" itp. Zlekceważ to - pamiętaj, że jesteś przedmiotem ataku informacyjnego i musisz się bronić. Prezydent CBS News, Richard Salant, powiedział: "Naszym zadaniem jest sprzedawać ludziom nie to czego oni chcą, ale to czego my potrzebujemy".

5. I na koniec musisz ponownie nauczyć się czytać książki. Prawdziwe książki papierowe - czy rozumiesz? Nie wpatrywać się otępiałym wzrokiem
przez wiele godzin we własne "mydełko z ekranem"  ale czytać książki. To będzie trudne, ale spróbuj. Nie musisz się zmuszać - pierwszego dnia czytasz pół strony, następnego - całą stronę, trzeciego dnia - 1,5 strony itd. Weź pod uwagę, że ciało będzie się temu opierać pod każdym względem - będzie ci się zbierać na mdłości, będzie cię łamać i ciągnąć, czynić cokolwiek abytylko tylko mózg nie musiał się wysilać.


sobota, 8 grudnia 2018

Julia Gippenreiter: Nie dajemy dziecku tego, czego ono potrzebuje.

ŹRÓDŁO TŁUMACZENIA: http://life-move.ru/yuliya-gippenrejter-my-daem-ne-to-chto-nado-rebenku/

Każdy wie, jak wychowywać dzieci innych ludzi - mówi powiedzenie. Julia Borisowna Gippenreiter, znana psycholog i autorka popularnych książek o relacjach rodzic-dziecko, obaliła tę opinię w zeszłym tygodniu. Wbrew oczekiwaniom publiczności nie udzielała porad i rekomendacji. Po prostu odwróciła znajomy nam świat do góry nogami i obserwowała, co się wydarzy. Słuchacz o nicku "Prawmir" zapisał pełny tekst spotkania psychologa i rodziców i oferuje swoim czytelnikom ekskluzywny materiał. Przeczytaj pierwszą część - czekamy na Twoje opinie na forum i na portalach społecznościowych.

Julia Borisowna Gippenreiter jest osobą, którą miliony rodziców naszego kraju zna i kocha. Jest pierwszą w Rosji, która tak głośno i odważnie wyraziła innowacyjną myśl: "Dziecko ma prawo do uczuć". Ponad 200 osób przyszło na spotkanie ze znanym psychologiem i autorem, który zorganizował projekt "Tradycje dzieciństwa". Mężczyźni, kobiety, wielu z dziećmi - sala słuchała uważnie tego, co powiedziała Gippenreiter. I to jest zrozumiałe: Julia Borisowna, z właściwa sobie wyjątkową, łagodną ironią powiedziała dlaczego nie można zmusić dzieci do odrabiania zadań domowych, sprzątania zabawek, jak ważna jest zabawa w życiu dziecka i dlaczego rodzice muszą wspierać pragnienie zabawy u dzieci.

Publiczność najpierw słuchała, a potem zaczęła coraz odważniej i śmielej
zadawać pytania rozmawiając ze znanym psychologiem. To były prawdziwe warsztaty komunikacyjne - ludzie otworzyli się tak bardzo w rozmowie: ujawnili swoje uczucia, mówili szczerze nie zważając na "autorytet". Julia Borisowna jest kategorycznym przeciwnikiem jakichkolwiek autorytetów, które są narzucone z góry. Ona szczerze rozkoszowała się swobodą w rozmowach ze swoimi słuchaczami.

Dialog ten zademonstrował metodę Julii Gippenreiter lepiej niż jakikolwiek wykład - szacunek dla indywidualności i aktywnego słuchania, zamiłowanie do swojej działalności i zaproszenie do zabawy -zabawy w dorosłych, w rodziców, w ludzi ...


Dziecko jest istotą skomplikowaną.

Troski rodziców koncentrują się wokół tego, jak wychowywać dziecko. Aleksiej Nikołajewicz Rudakow (profesor matematyki, małżonek pani Julii - dopisek spisującego wykład) również profesjonalnie zajmował się tym w ostatnich latach wraz ze mną. Ale w tym przypadku nie możesz być zupełnie profesjonalistą ponieważ wychowywanie dziecka jest dziełem duchowym i sztuką - nie boję się o tym mówić. Dlatego, gdy mam możność spotkać się z rodzicami to w ogóle nie mam ochoty pouczać. Mnie samej nie podoba się to, gdy pouczają mnie jak się tym zajmować.

Myślę, że ogólnie "nauka" jest złym rzeczownikiem, szczególnie w odniesieniu do wychowania dziecka. Powinieneś myśleć o edukacji, trzeba się dzielić przemyśleniami o niej, powinno być to omawiane.

Proponuję wspólnie zastanowić się nad tą bardzo trudną i godną uznania misją - nad wychowaniem dzieci. Już wiem z doświadczenia i spotkań oraz z pytań, które są mi zadawane, że sprawa często polega na prostych rzeczach. "Jak sprawić, by dziecko nauczyło się lekcji, sprzątało zabawki, jadło łyżką a nie używało palców w talerzu, i jak pozbyć się napadów złości, nieposłuszeństwa, jak sprawić, by nie było niegrzeczne, itp. itp. "

Nie ma jednoznacznych odpowiedzi na to. Dziecko jest bardzo skomplikowaną istotą, a rodzic tym bardziej. Kiedy dziecko i rodzic oraz babcia wchodzą w interakcje, okazuje się, że jest to złożony system, w którym krzyżują się myśli, postawy, emocje i przyzwyczajenia. Co więcej zestawienia wzajemne są czasami błędne i szkodliwe, brak jest wiedzy oraz wzajemnego zrozumienia.

Jak sprawić, by dziecko chciało się uczyć? Nie da się, nie zmusisz tak jak nie możesz zmusić do miłości. Najpierw więc porozmawiajmy o bardziej ogólnych rzeczach. Istnieją zasady kardynalne lub wiedza kardynalna, którymi chciałbym się podzielić.


 Brak rozróżniania między zabawą a pracą

Musisz zacząć od tego na jaka osobę ma wyrosnąć twoje dziecko. Oczywiście każdy ma w myśli odpowiedź: szczęśliwą i odnoszącą sukces. Co oznacza sukces? Istnieje tu pewna nieokreśloność. Kim jest ktoś, kto odnosi sukcesy?

W dzisiejszych czasach uważa się, że sukces to pieniądz. Ale bogaci również płaczą, a człowiek może odnieść sukces w sensie materialnym a czy będzie miał dobre życie emocjonalne, to znaczy dobrą rodzinę, dobry nastrój? Nie wiadomo. Tak więc "szczęśliwość" jest bardzo ważna. A czy osoba nie będąca zbyt wysoko  społecznie lub finansowo może być szczęśliwa? Może. Tu musisz się zastanowić na które pedały naciskać w wychowaniu dziecka, aby dorosło szczęśliwe.

Chciałabym zacząć od końca - od pełnych sukcesu, szczęśliwych dorosłych. Około pół wieku temu takich odnoszących sukces, szczęśliwych dorosłych badał psycholog Masłow. Rezultatem było kilka nieoczekiwanych rzeczy. Maslow zaczął badać ludzi specjalistów wśród swoich znajomych, a także studiował biografie i literaturę. Osobliwością jego badanych było to, że żyli bardzo dobrze. W pewnym intuicyjnym sensie uzyskiwali satysfakcję z życia. Nie tylko przyjemność - wszak przyjemność może być też bardzo prymitywna: upijanie się, wylegiwanie w łóżku to także przyjemność.

Satysfakcja była innego rodzaju - badani ludzie uwielbiali żyć i pracować w wybranym zawodzie lub dziedzinie, rozkoszowali się życiem. Tu przywołuję cytat z książki Borysa Pasternaka: "
Ale pozostać żywym, żywym , Żywym do samego końca.." Maslow zauważył, że w tym parametrze, gdy dana osoba żyje aktywnie to rzuca się w oczy cały kompleks innych cech.

Ci ludzie są optymistami. Są dobroduszni - kiedy człowiek żyje to nie jest zły i nie pała zazdrością, komunikuje się bardzo dobrze, na ogół nie mają bardzo dużego kręgu przyjaciół ale są to ludzie lojalni i wierni, są dobrymi przyjaciółmi i mają dobrych przyjaciół, są towarzyscy, kochają głęboko i są głęboko kochani w relacjach rodzinnych lub w romantycznych związkach.

Kiedy pracują to wydają się bawić, nie rozróżniają pracy i zabawy. Pracują bawiąc się, bawią się pracując. Mają bardzo dobrą samoocenę - nie jest ona przesadzona, nie wywyższają się nad innymi ludźmi ale traktują się z szacunkiem. Chciałbyś tak żyć? Ja bym bardzo chciała. Czy chciałbyś, aby
twoje dziecko wyrosło na takiego człowieka? Oczywiście.

Za piątkę rubel a za dwójkę rózga.

Dobra wiadomość jest taka, że ​​dzieci rodzą się z takim potencjałem. U dzieci potencjał tkwi nie tylko psychofizjologicznie w postaci pewnej masy mózgu. Dzieci mają siłę życiową, siłę twórczą. Przypomnę wam bardzo często wypowiadane słowa Tołstoja: ​​dziecko w wieku pięciu lat przechodzi jeden krok do wieku w jakim ja jestem, od roku do pięciu lat przebywa dużą odległość, a od urodzenia do roku dziecko przekracza niemal otchłań. Siły życiowe napędzają rozwój dziecka, ale z jakiegoś powodu przyjmujemy to za pewnik: już chwyta przedmioty, już się uśmiecha, już wydaje dźwięki, już wstaje, już chodzi, już zaczęło mówić.

A jeśli narysujesz ludzką krzywą rozwoju, to początkowo idzie ona
stromo w górę , potem zwalnia, a teraz gdy jesteśmy dorośli - czy ona gdzieś się zatrzymuje? Może nawet opada w dół.

Bycie żywym to nie zatrzymanie się, a tym bardziej nie upadek. Aby krzywa życia rosła w górę również w wieku dorosłym konieczne jest utrzymanie sił życiowych dziecka od samego początku dając mu wolność rozwoju.


 Tutaj zaczyna się trudność - co oznacza wolność? Natychmiast widzimy notatkę edukacyjną: "czyni to co chce". Dlatego nie należy tak stawiać tej kwestii. Dziecko dużo chce, wciska się we wszystkie szczeliny, dotyka wszystkiego, chce wziąć wszystko do ust, usta - to bardzo ważny organ poznawania. Dziecko chce wspinać się wszędzie - dostać gdzie się da ale nie upaść, ale przynajmniej sprawdzić swoją siłę, wejść i zejść, być może nawet coś zepsuć, coś złamać, zrzucić coś, pobrudzić się, wejść do kałuży i tak dalej. W tych próbach, we wszystkich tych staraniach, rozwija się, są one konieczne.

Najsmutniejsze jest to, że to może zaniknąć. Dociekliwość zanika, gdy dziecku mówi się, aby nie zadawało głupich pytań: jak dorośniesz, będziesz wiedział. Możesz też powiedzieć: dość już tego zajmowania się głupotami  lepiej byś...

Nasz udział w rozwoju dziecka, we wzroście jego ciekawości, może tłumić pragnienie dziecka do rozwoju. Nie dajemy tego, czego dziecko potrzebuje teraz. Może coś jest od niego wymagane. Kiedy dziecko wykazuje opór, gasimy go również. To naprawdę straszne - ugaszenie sprzeciwu człowieka.

Rodzice często pytają, jakie mam zdanie na temat karania. Karanie powstaje, gdy ja, rodzic, chcę jednego, a dziecko chce drugiego, i chcę dziecko zmusić. Jeśli nie zrobisz tego zgodnie z moją wolą, to ukarzę cię lub nakarmię: za piątki -  rubel, za dwójki - rózga.

Do samorozwoju dzieci należy podchodzić bardzo ostrożnie. Dziś zaczęły się rozprzestrzeniać metody wczesnego rozwoju, wczesnego czytania i wczesnego przygotowania do szkoły. Ale dzieci muszą się bawić przed szkołą!
Maslow nazywał tych dorosłych, o których wspomniałam na początku "samorealizujący się" (samo-aktualizujący), oni bawią się przez całe życie.

Jeden z
samo-aktualizujących się (według jego biografii), Richard Feynman jest fizykiem i laureatem Nagrody Nobla. W swojej książce opisuję, jak ojciec Feynmana, prosty sprzedawca odzieży roboczej, wychował przyszłego Noblowskiego laureata. Chodził z dzieckiem na spacer i pytał: jak myślisz, dlaczego ptaki czyszczą swoje pióra? Richard odpowiada - poprawiają swoje pióra po locie. Ojciec mówi - patrz, te, które przyleciały, i te, które siedziały poprawiają i czyszczą swoje pióra.  
  -No tak, mówi Feynman, moja wersja jest niepoprawna.

Tak więc ojciec wzbudził dociekliwość w swoim synu. Kiedy Richard Feynman trochę dorósł to wykonywał obwody elektryczne w domu, wykonał różnego rodzaju połączenia, szeregowe i równoległe połączenia żarówek, a następnie zaczął naprawiać magnetofony w swojej dzielnicy w wieku 12 lat. Dorosły fizyk mówi już o swoim dzieciństwie: "Cały czas się bawiłem, byłem bardzo zainteresowany wszystkim, co mnie otacza, na przykład, dlaczego woda płynie z kranu. Myślałem, po jakiej krzywej, dlaczego istnieje ta krzywa - nie wiem, i zacząłem ją obliczać. To na pewno już dawno było obliczone, ale co to miało za znaczenie! "

Kiedy Feynman został młodym naukowcem, pracował nad projektem bomby atomowej, a potem nadszedł taki okres, kiedy jego głowa wydawała się pusta. "Pomyślałem sobie: prawdopodobnie jestem już wyczerpany" . N
asz naukowiec przypominał sobie potem: "W tym momencie w kawiarni, w której siedziałem, jakiś student rzucił talerz drugiemu, a ten kołysał się i kręcił na jego palcu, a fakt, że obraca się i z jaką prędkością był widoczny bo na dole talerza był rysunek . I zauważyłem, że kręci się 2 razy szybciej niż kołysze. Zastanawiałem się, jaki jest stosunek pomiędzy obrotem a oscylacją.

Zacząłem myśleć, coś tam obliczyłem, podzieliłem się tym z profesorem, głównym fizykiem. Ten mi mówi:  

-tak, interesująca obserwacja, ale po co ci to? 
-Ot tak, z ciekawości  -odpowiedziałem. Profesor wzruszył ramionami. Ale ja byłem pod wrażeniem, zacząłem myśleć i stosować tę rotację i oscylację podczas pracy z atomami. "

W rezultacie Feynman dokonał wielkiego odkrycia za które otrzymał Nagrodę Nobla. Zaczęło się od talerza, który student rzucił w kawiarni. Taka reakcja jest percepcją dziecka, która została zachowana przez fizyka. Nie zwalniał w swojej żywotności.

Pozwól dziecku majsterkować.

Wróćmy do naszych dzieci. Jak możemy im pomóc, aby nie spowolnić ich żywotności? Nad tym dumało wielu utalentowanych pedagogów, na przykład Maria Montessori. Montessori powiadała: nie wtrącaj się. Jeśli dziecko jest w coś zaangażowane to pozwól mu to czynić, nie przechwytuj od niego niczego, nie działaj - ani nie wiąż sznurówek, ani nie wzbraniaj wspinania się na krzesło. Nie podpowiadaj mu, nie krytykuj, te poprawki zabijają chęć zrobienia czegoś. Pozwól dziecku samemu pomajsterkować. Musi być wielki szacunek dla dziecka, dla jego prób, dla jego wysiłków.

Nasz znajomy matematyk poprowadził kółko z przedszkolakami i zadał im pytanie: czego jest więcej na świecie, czworokątów, kwadratów czy prostokątów? Jest oczywiste, że istnieje więcej czworoboków, mniej prostokątów, a jeszcze mniej kwadratów. Wszyscy w wieku 4-5 lat mówili jednym chórem, że jest więcej kwadratów. Nauczyciel uśmiechnął się, dał im czas do namysłu i zostawił ich w spokoju. Po półtora roku, w wieku 6 lat, jego syn (uczęszczał do kółka) powiedział: "Tato, wtedy błędnie odpowiedzieliśmy, jest więcej czworoboków". Pytania są ważniejsze niż odpowiedzi. Nie spiesz się by udzielać odpowiedzi, nie spiesz się z wykonywaniem czegokolwiek za dziecko.

Nie musisz wychowywać dziecka


 Dzieci i rodzice w nauczaniu (jeśli mówimy o szkołach) cierpią z powodu braku motywacji. Dzieci nie chcą się uczyć i nie rozumieją. Wielu nie zrozumie i tylko "wkuwa" (wyucza się). Sam wiesz po sobie - kiedy czytasz książkę to nie chcesz jej całej zapamiętywać słowo w słowo. Ważne jest dla nas zrozumienie istoty, przeżycie opowieści i doświadczenie na swój własny sposób. Szkoła tego nie czyni, szkoła wymaga, abyś się uczył od tego do tego paragrafu.

Nie możesz za dziecko pojąć fizyki ani matematyki, a z dziecięcego niezrozumienia często wynika odrzucenie nauk ścisłych. Obserwowałam chłopca, który siedząc w wannie przeniknął tajemnicę mnożenia: "Och! Zdałem sobie sprawę, że mnożenie i dodawanie są jednym i tym samym. Oto trzy komórki i trzy komórki pod nimi, to tak, jakbym dodał trzy i trzy, lub podwoi te trzy!" To było dla niego kompletne odkrycie.

Co dzieje się z dziećmi i rodzicami, gdy dziecko nie rozumie problemu? Zaczyna się: jak to nie dasz rady? przeczytaj to jeszcze raz, widzisz to pytanie, piszesz pytanie,  musisz je jeszcze zapisać. Cóż, pomyśl sam - ale ono nie wie w jaki sposób myśleć. Jeśli zaistnieje niezrozumienie i sytuacja wkuwania tekstu zamiast przenikania do istoty - to jest to nieprawidłowe. To nie jest interesujące,
z tego powodu cierpi poczucie własnej wartości bo mama i tata się złoszczą a ja jestem głupcem. W rezultacie: Nie chcę tego czynić, nie jestem zainteresowany, nie będę.

Jak
tutaj pomóc dziecku? Obserwuj, gdzie ono nie rozumie i co rozumie. Powiedziano nam, że bardzo trudno jest uczyć arytmetyki w szkole dla dorosłych w Uzbekistanie, a kiedy studenci sprzedawali arbuzy to wszystko szło im jak trzeba. Tak więc, gdy dziecko czegoś nie rozumie to konieczne jest odwołanie się do jego praktycznych, zrozumiałych rzeczy, które go interesują. I tam wszystko sobie ułoży, wszystko zrozumie. Możesz więc pomóc dziecku nie pouczając go - nie działając "po szkolnemu".

Jeśli chodzi o szkołę to tam istnieją
mechaniczne metody edukacji - podręcznik i egzamin. Motywacja zanika nie tylko z niezrozumienia, ale z powodu "musisz". Jest to wspólne nieszczęście rodziców, gdy dążenie zostaje zastąpione obowiązkiem.

Życie zaczyna się od pragnienia a gdy pragnienie (dążenie) zanika - życie również zanika. Musimy być sprzymierzeńcem w pragnieniach dziecka. Jako przykład przytoczę matkę 12-letniej dziewczynki. Dziewczynka nie chciała się uczyć i chodzić do szkoły, odrabiała zadania domowe pośród awantur i tylko wtedy, gdy jej matka wracała z pracy do domu. Mama podjęła radykalną decyzję - zostawiła ją w spokoju. Dziewczyna wytrwała tak pół tygodnia. Nie mogła wytrzymać nawet tygodnia. A jej matka powiedziała: dość, nie podchodzę do twoich spraw szkolnych, nie sprawdzam zeszytów, to tylko twoja sprawa. Minęło, jak mówiła, około miesiąca, a kwestia się sama rozwiązała ale przez tydzień jej mamę trochę trzęsło, że ​​nie mogła przyjść i zapytać.

Okazuje się, począwszy od wieku, w którym dziecko wchodzi na krzesło, dziecko słyszy: "chodź -podsadzę cię". Dalej w szkole rodzice nadal kontrolują, a jeśli nie, będą krytykować dziecko. Jeśli dzieci nie będą posłuszne to je ukarzemy, a jeśli będą posłuszne, staną się nudne i nieaktywne -bez własnej inicjatywy. Dziecko posłuszne może ukończyć szkołę złotym medalem, ale nie jest zainteresowane życiem. Nie pojawi się ten szczęśliwy, odnoszący sukcesy człowiek, którego naszkicowaliśmy na początku pomimo tego, że mama lub tata bardzo odpowiedzialnie podchodzili do swoich funkcji edukacyjnych. Dlatego czasami mówię, że nie jest konieczne wychowywanie dziecka.


wtorek, 4 grudnia 2018

Czy wam nie wstyd?

źródło tłumaczenia http://life-move.ru/ne-stydno/

Kanadyjski korespondent pisma "Komsomolskaja Prawda" zastanawia się gdzie podział się wstyd planety Ziemia.

Pojęcie wstydu jest wypierane z życia. Dzisiaj już niczego nam nie wstyd. Co więcej, zarówno społeczeństwo zachodnie, jak i rosyjskie zdążało do tego przez dziesiątki lat - celowo i metodycznie. Dokładniej mówiąc, oni zdążali a my zostaliśmy wprowadzeni przez nich. Ci, którzy mieszkali w latach 90-tych w byłym ZSRR pamiętają jak to było.

Początkowo gazety zaczęły wyśmiewać się z radzieckiej obyczajowości. Nazywało  się to hipokryzją, purytanizmem. Jakaś kobieta wyrzuciła z siebie podczas tele-mostu
kiedy mówiono bodajże o prostytucji: "U nas nie ma seksu" . Cóż, źle się wyraziła. Chodziło jej o to, że nie mieliśmy przemysłu erotycznego. Radośnie się tego uchwycili i teraz dwadzieścia lat już potrząsają tym straszakiem.

Najpierw szydzili ze zwykłej ludzkiej obyczajowości. Potem zaczęli wstrzykiwać truciznę: opisali wszystkie możliwe i niemożliwe pozy w seksie, zachęcali do zajmowania się nim w nietypowych miejscach (czytaj - w miejscach gdzie byli ludzie), wydano słynną gazetę o seksie, w której publikowano dziwne i przedziwne historie. Okazało się, że był sobie przyzwoity kraj, aż tu jesteś nagle w jakimś panoptikum - Sodoma i Gomora. Są tu i nekrofile, zoofile i miłośnicy kazirodztwa ... fantazja dziennikarzy ogólnie rzecz biorąc nie miała ograniczeń. Rozumiem, że z takiej literatury można było wiele zarobić.


Lesbijki? A kto to jest?- zapytała mnie w 1990 roku czterdziestoletnia kobieta, redaktor działu w gazecie. Zapytała mnie, mającą dwadzieścia lat jako bardziej obeznaną.

Wyjaśniłam jej. "Ale jak? "- Rumieniąc się, zastanawiała się ona. "Co one mogą zrobić bez ...?"

Przeżyła większość swojego życia nie wiedząc o homoseksualistach i lesbijkach, a mimo to nie uważała się za poszkodowaną przez życie. Była mężatką, miała dwójkę dzieci ...


 .. Pomiędzy wierszami we wszystkich wydaniach było: uprawiajcie seks, zawsze i wszędzie, to jest fajne. Cudzy mąż? Ależ jest masa wariantów. Spójrz na seriale: wszystkie są przepełnione parami takich kochanków, a wszystkie gospodynie domowe uważające się za przyzwoite kobiety, kombinują od rana do wieczora w jaki sposób mogłyby lepiej oszukać swoich legalnych małżonków z tymi kochankami.

"On przecież kocha!" - to magiczne zdanie wciąż jest motywem przewodnim wielu rosyjskich filmów. Ze względu na tę "miłość" możesz rzucić ciężarną żonę, gromadkę dzieci, popełniać przestępstwa. A publiczność będzie płakać i żałować "zakochanego" bohatera a nie tych, których on zdradził. Co więcej, nie mówimy o wysokiej miłości platonicznej - często jest to tylko pożądanie, namiętność.

Słowo "kompleksy" stało się modne w latach 90. Wstydliwość, nieśmiałość, elementarna młodzieńcza niewinność zostały nazwane tym właśnie słowem. Nalegano aby być odważnym, śmiałym, eksperymentować, przy czym zachęcano do tego także kobiety. A jak to było w "zacofanych" czasach ZSRR czy za czasów caratu? - uważano, że narzucanie się nie jest dobre, dlatego wstyd było pierwszej proponować seks. Teraz w czasopismach kobiecych twierdziło się, że tak jest cudownie i tak należy. Hollywood pomógł swoimi filmami i pokazał jak to się czyni. Chociaż każda rozważna kobieta oczywiście rozumiała: a dlaczego, jeśli mężczyzna nie wyciągnie do ciebie rąk ty masz go łapać za udo? Większość mężczyzn zna metody okazywania kobiecie swojego pożądania ... Ale to dotyczy  kobiety rozważnej. Błyszczące czasopisma były czytane głównie przez dziewczęta i młode kobiety. To one również oglądały hollywoodzkie filmy.

Kraj otworzył sklepy erotyczne. Estradę zalały wszelakie (tu pada znane nazwisko -przyp. michalxl600) i inne babki o personaliach "Jestem Chętna".



 I do czego doszliśmy w rezultacie? Dzisiaj w życiu seksualnym nic nie jest wstydliwe. I możesz o tym mówić publicznie, a nawet w obecności dzieci ... mało tego, dzieciom trzeba wszystko wyjaśnić i pokazać na zdjęciach. No bo jak inaczej radzić sobie z tak strasznie trudnym pytaniem, które zadaje czterolatek: "Skąd się wziąłem?" Nasza babcia machnęła na to ręką: znaleźli cię w kapuście, kupili ciebie w szpitalu. I dziecko odchodziło marząc tylko, by zaoszczędzić więcej pieniędzy na młodszego brata. Ale my tak nie możemy, musimy mu wszystko powiedzieć ...

Kiedy ostatnio widziałeś człowieka zarumienionego ze wstydu? "Zaczerwieniła się", "spuściła wzrok", "żachnął się" - to wszystko określenia z XIX wieku. Ty sam, kiedy "spuściłeś wzrok"?

I wiesz, to nie jest nieszkodliwe. To jest ta edukacja seksualna, która wlała się do Rosji i narodu rosyjskiego. To doprowadziło nas wszystkich do DZIAŁAŃ. Niektórzy "szli na lewo", ponieważ "dobry lewicowiec wzmacnia małżeństwo" (oryg: haroszyj lewak ukrepliajet brak" -wtedy narodziło się to wyrażenie). Inni bez małżeństwa zmieniali partnerów jak rękawiczki. Jak dotąd nikt nie badał potwornego wpływu propagandy seksualnej na kraj. A jeśli zrobić o tym film to będzie to horror.

Wrzuciłabym do niego kadry z ciałami porozrzucanych po ziemi nastolatków, którzy zginęli w pobliżu Nowosybirska. Oni uprawiali seks podczas jazdy autem, tak jak to pokazano w amerykańskich filmach, i rozbili się. Prawie dzieci, 16-17 lat. Tak pokazali im DOROŚLI, że to jest "cool". Dzieci na zdjęciu, które widziałam nie mają spodni. Zakryłabym twarze w tym filmie, ale zostawiłabym te nastoletnie ciała ...

Dodałabym zdjęcia z internatów dla dzieci niepełnosprawnych. Dodałabym komentarze od wenerologów i ginekologów, którzy powiedzieliby, że życie bez "kompleksów" prowadzi do nabycia przez dziewczynę masy różnych drobnoustrojów, bakterii i wirusów, które następnie wpływają na zdrowie potomstwa. Urodziło się chore i zostało porzucone. I niechby te nieszczęsne dzieci jęczały do nas z ekranu, aby wszyscy wyraźnie zrozumieli dlaczego dziewictwo było cenione w dawnych czasach.


 Opowiadałabym o statystykach rozwodów w Rosji, pokazałabym brak ojców który zaistniał, ponieważ tato zaczął postępować według zachęcającej go do tego propagandy, że prawdziwy mężczyzna jest jak byk, który "obskakuje" całe stado i ostatecznie porzuca rodzinę lub też został wyrzucony jako źródło wiecznej zarazy. A połowa Rosji rośnie bez ojców co nie czyni rzecz jasna tych osób gorszymi, ale czyni je bardziej nieszczęśliwymi w ich osobistym życiu w przyszłości.

Wiele można by pokazać. Z pewnością pokazałabym Cerkiew że wiedząc o tym wszystkim przez te wszystkie lata powtarza w kółko: żyjcie w czystości. Zważaj na siebie. To nie jest ważne dla Cerkwi ale dla ciebie samego. Życie seksualne nie jest grzechem ale we wszystkim potrzebny jest umiar - tak jak z jedzeniem, z piciem tak samo i w łóżku.

Jedynie Cerkiew mówi o rzadkiej, absolutnie "heretyckiej" rzeczy we współczesnym społeczeństwie: nawet mężczyzna może i powinien żyć w czystości. To jest dla niego na korzyść. Wierność, powściągliwość - to przekłada się na zwycięstwa ducha, które znajdują odzwierciedlenie w odkryciach naukowych i genialnych dziełach. Tybetańscy mnisi mówią to samo: że nagromadzona energia seksualna przekłada się na lepszą komunikację z Niebem lub mówiąc w naszym języku, lepszą wydajność pracy ... Ale odbiegłam od tematu.

Czy wiesz, dlaczego to wszystko piszę? Piszę to z Zachodu - z Kanady, w której małżeństwa homoseksualne są zalegalizowane, z prowincji Ontario, w której premier jest lesbijką. W 2010 r. chcieli tu wprowadzić nowy program edukacji seksualnej zgodnie z którym dzieci w wieku 8 lat będą rozmawiać o homoseksualizmie i rodzinach tej samej płci (oczywiście w pozytywnym świetle), dzieci w wieku 11 lat - o masturbacji, w wieku 12 lat - o seksie oralnym i analnym. Wtedy podniosły szum chrześcijańskie organizacje, rodzice się oburzyli i nie pozwolili wprowadzić tego programu. W 2013 r. wiceminister edukacji prowincji został aresztowany za pornografię dziecięcą. Urzędnicy powiedzieli, że nie byli zaangażowani w tworzenie programu edukacji seksualnej, ale to on był wiceministrem edukacji w latach kiedy ten został stworzony, a reporterzy agencji prasowej ujawnili jego list w którym informował, że ten program był jego "priorytetem".

Zachód jest szybszy od Rosji w promowaniu seksu  wszelakiego rodzaju. Musimy zawsze patrzeć na to, co się tam dzieje aby zrozumieć, dokąd zmierzamy my. Rosja z pewnością będzie w to wciągana.

Tak więc w 2010 roku program został wycofany ale teraz został on ponownie wyciągnięty na światło dzienne i już ogłoszono, że od września 2015 roku zostanie wprowadzony w szkołach prowincji Ontario. A w szkołach w Vancouver jak czytam, dzieciom tłumaczy się, że nie ma dwóch płci, ale pięć czy sześć i możesz wybrać dla siebie co zechcesz. Szkoła nie ma obowiązku powiadamiania rodziców, że dziecko tam przebiera się w odzież wybranej płci i chodzi do specjalnej toalety dla tych, którzy nie są kobietami lub mężczyznami ...

... A co potem? Co z nami wszystkimi żyjącymi tu i tam? z nami "balującymi", niezakompleksionymi, gotowymi na każdą podłość ze względu na "miłość", niszczącymi dziecięcą niewinność opowieściami o seksie, bezmyślnie powtarzającymi  w ślad za tak naprawdę chorymi seksuologami, że:"dzieci muszą o tym wiedzieć, jedynym pytaniem jest w jakim wieku ale mówić o tym trzeba"? Co z nami po obu stronach oceanu, uparcie zadeptującymi pojęcie wstydu ... (Nawiasem mówiąc, Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatryczne już forsuje ideę, że pedofilia jest tylko orientacją seksualną, i że szkodliwe skutki seksu z dorosłymi dla dzieci są przesadzone).


 "Trwa wojna pomiędzy Ziemią a Niebem", śpiewał Coi.* Tak faktycznie jest. A jeśli cię tam nie ma, to znaczy, że jesteś po drugiej stronie. Nie ma tu neutralności. Odważę się tak jak wielki naukowiec Sikorski, i jak wielki pisarz Dostojewski, twierdzić, że jesteśmy tu tymczasowo. Odbywamy test. Istnieje wielka rywalizacja - trwa konkurs o życie wieczne. Punkt dla systemu.

"
Według wiary waszej niech wam się stanie!." Nie chodzi o chodzenie do kościoła a ściślej nie tylko o to. Chodzi o to, że wiara zawsze przekłada się na czyny. Dokonujemy czynów każdego dnia, dużych i małych a te bezpośrednio wskazują na to kim jesteś.

Dla moich kanadyjskich czytelników powiem, że mamy teraz godzinę "W". Organizacja "Rosyjski Kongres" napisała list przeciwko programowi edukacji seksualnej i zamierza wysyłać go do polityków, budzić opinię publiczną, rosyjska grupa kanadyjska na Facebooku dyskutuje o możliwości protestu. Osobiście podobał mi się jeden plakat na wiecu w Kanadzie: "Jeśli nie ty, to kto? Jeśli nie teraz, KIEDY? "Musimy chronić dzieci. Internet zbiera podpisy pod petycją przeciwko programowi. Katolicy też są przeciwko niemu.

Proszę Rosjan aby otworzyli uszy. Mały przeciek zatapia duży statek. Nie ustępujcie w sprawach małych abyście nie musieli ustępować w dużych.

Autor: Ewelina Azajewa


*tekst piosenki:

Pokaż mi ludzi pewnych jutrzejszego dnia
Narysuj mi portrety zmarłych na tej drodze.
Pokaż mi tego, który przeżył jeden z pośród pułku
Ale ktoś musi stać się drzwiami, a ktoś zamkiem,

 a ktoś inny kluczem do zamka.

ref:
Ziemia Niebo
Między Ziemią a Niebem - Wojna!
I gdziekolwiek jesteś, czego byś nie zrobił - między Ziemią a Niebem - Wojną!

Gdzieś są ludzie, dla których istnieje dzień i noc.
Gdzieś są ludzie, którzy mają syna i mają córkę.
Gdzieś są ludzie, dla których twierdzenie jest prawdziwe.
Ale ktoś stanie się murem, a ktoś ramieniem

pod którym zadrży ściana.

poniedziałek, 3 grudnia 2018

JESTEM ZŁĄ MATKĄ. MÓJ SYN JEST SZCZĘŚLIWY.

źródło tłumaczenia: https://vk.com/life.move?w=wall-31239753_151177

 Mam dwóch synów. Najstarszy dożył już 18 lat, jak teraz rozumiem, przez przypadek. Odwiedził wszystkie koła i sekcje, które można znaleźć w mieście, uczył się angielskiego na wszystkie możliwe sposoby, w tym odwiedzając zagraniczne szkoły. Podróżował pół świata, ucząc się historii i geografii podczas podróży. Odwiedzał teatry, muzea i wystawy co najmniej dwa razy w tygodniu. Przyjaźnił się z przyzwoitymi dziećmi nie mniej przyzwoitych rodziców. Wszystko to ponieważ byłam bardzo dobrą mamą i marzyłam aby był najlepszy ze wszystkich, z pewnością ukończył najfajniejszy instytut i zrobił oszałamiającą karierę. Po ukończeniu dziewiątej klasy spakował się, machnął mi długopisem i pojechał tysiąc kilometrów na prowincję. Zapisał się do technikum drogowego i zamieszkał w internacie.

Czy muszę wyjaśniać, czego doświadczyłam? Uratował mnie rok cotygodniowej psychoterapii. Łkając, zastanawiałam się raz za razem: dlaczego on jest taki wobec mnie? Ja taka dla niego a on mi... ... Niewdzięczny! ..

Potem nastąpiło głębokie przewartościowanie, długie i skomplikowane. To było tak, jakby wiele lat temu czyjaś pewna dłoń przekręciła zwrotnicę kolejową, a pociąg z szyn mojego życia przeskoczył na tory mojego syna. Teraz było ważne, aby pozbyć się tej sytuacji -odpuścić ją, przestać szukać winnych i wrócić na swoje tory. Pozbywałam się kontroli, niepokoju i nadopiekuńczości, nauczyłam się akceptować dzieci takimi, jakimi są, i nie próbowałam ich uszczęśliwiać siłą.

Rok później chwaliłam się psychologowi, że mój syn jest dobrym uczniem w szkole technicznej i stał się bardzo niezależny. Że ma prawdziwych przyjaciół i że teraz uśmiecha się znacznie częściej niż w Moskwie, że po technikum ma zamiar pójść do wojska, a potem na studia. I że jestem z niego dumna! Przestałam się obwiniać za to, że nie wiedziałam, za jakie pieniądze żyje, co jadł dzisiaj na kolację i czy ma ciepłą czapkę i buty. Że nigdy nie widziałam jego książki, dzwonimy do siebie raz w miesiącu i spotykamy się raz na sześć miesięcy. Horror, prawda? Nie, wcale nie.

Mamy ciepłe relacje, a spotkania przynoszą nam prawdziwą radość. Był pierwszym, który mnie wspierał, gdy ogłosiłam, że opuszczam swoją firmę w stolicy i wybieram morze jako miejsce do życia. Powiedział: "Mamo, życie jest jedno. Czyń co chcesz. "

A jak kiedyś rozumiałam moje zadanie jako "matki"? Wydawało mi się, że moje dziecko powinno:

- Aby uczyć się w dobrej szkole średniej, tylko na czwórki i piątki.
- Przestrzegać codzienną rutynę i higienę, dobrze się odżywiać.
- Aby było zajęte przez cały dzień (aby nie spędzało czasu na podwórku w złym towarzystwie i nie grało w gry komputerowe przez cały dzień).
- Wszechstronny rozwój, muzyka i sport, znajomość kilku języków, robotyka.
- Zwiedziło świat.

Kategorycznie? To nie wszystko! Powinien starać się pobierać jak najwięcej lekcji i jak najszybciej zdecydować czym będzie się zajmował do końca życia. A jeśli nie może zdecydować, to ja decyduję bo to moje dziecko i ja wiem najlepiej, czego ono potrzebuje.

Teraz widzę w moich działaniach tylko jedno - manipulację. Wszak decydowanie o tym, co jest dobre dla dziecka i zapewnienie mu tego "dobra" jest manipulacją. Troska to całkiem inna rzecz: dać dziecku to, czego on chce. Dając dziecku to, co najlepsze, nie brałam pod uwagę tego, co najważniejsze: on nie prosił o to "najlepsze".

Co tak z grubsza jest wymagane od rodziców? Nauczyć dzieci  żyć bez nas. Oznacza to kochanie ich i zapewnianie bezpieczeństwa, a także w tej bezpiecznej przestrzeni pozwalając podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność.

A co zwykle czynimy? Żyjemy życiem za własne dziecko zmuszając je do spełnienia naszych oczekiwań i spełnienia naszych marzeń.

Teraz młodszy syn dorósł od wieku szkolnego. Obserwuję go i uczę się od niego żyć z przyjemnością. Nasze życie układa się wygodnie, powoli, bez zamieszania. Widzę zdumienie w oczach matek jego kolegów z klasy - przecież należy zdecydowanie czymś się zajmować (sport, języki, taniec), dziecko musi się rozwijać!

Dlaczego należy? Wobec kogo powinien? A kiedy ma żyć? Chce spróbować boksu, idziemy na treningi. Chce obejrzeć film - kupujemy bilety do kina. Uczy się angielskiego na własną rękę na stronie w internecie, dowiedziałam się o tym przez przypadek kilka dni temu.

W piątek pominęliśmy szkołę, w sobotę jeździliśmy cały dzień wzdłuż wybrzeża, jedząc hot dogi i pączki. Nie planowaliśmy niczego, każdego ranka, budząc się, decydujemy, jak spędzimy ten dzień.

- Sasza, piszę artykuł. Odpowiedz mi na pytanie: czy jesteś szczęśliwy dzisiaj?

- Jestem szczęśliwy na 101 procent.

- Dlaczego?


 - Ponieważ czuję się dobrze i czuję się szczęśliwy. Podoba mi się jak minął dzień.

Proszę, kochajcie swoje dzieci i żyjcie swoim a nie ich życiem.

Galina Narożnaja



p.s. dodaję obrazek motywacyjny. Napis głosi:
 KIEDY JEST CEL TO ZAWSZE ZNAJDZIE SIĘ I SPOSÓB. 


niedziela, 2 grudnia 2018

Ciekawostki z "zacofanego" świata.

    Coraz częściej nachodzą mnie refleksje dotyczące ustroju społecznego (systemu) w jakim żyliśmy, w jakim żyjemy i w ogóle jak to powinno być - do czego dążyć.
    Ja pamiętam jeszcze schyłek karykatury państwa opiekuńczego. Bardzo niedoskonałe to było, wprowadzone odgórnie i stąd nieefektywne. Tak jak dziś istniała kasta uprzywilejowanych "przy korycie", która bez umiaru grabiła to co wypracował naród. Długa rozmowa. Społeczeństwo "na dole" było stopniowo rozkładane alkoholem i tytoniem, coraz bardziej pozwalaliśmy na psucie obyczajów - stawało się to coraz powszechniejsze. Tłumaczyłem kiedyś film "Technologia rozpijania" - widzę, że zyskał wielką popularność co cieszy. Jakieś uzdrowienie tych spraw postępuje - powoli wnika  świadomość w schorowany społeczny organizm.
   W każdym razie tereny zwane Polską i my zamieszkujący tutaj mieliśmy możność nieco "posmakować" wynaturzonej mocno wersji "opieki odgórnej" -tyranii w zasadzie. Dziś z pod kurateli wschodu przeszliśmy pod zamordyzm zachodni. ma on inną formę - półki w sklepach uginają się od wszelakiego dobra czego dawniej nie było. Ludzie zaczęli tyć (czego też dawniej nie było), świadomość obniżyła się do poziomu bruku. W moim rodzinnym mieście w kinie w centrum miasta (było- nie było przybytku kultury) jest dziś "Biedronka". Smakujemy dobrobyt zachodni z jego ideologią materializmu - już zapychamy się a nie smakujemy, widać tak też miało być. Doświadczamy. Smycz zmieniła się na pachnącą i pozłacaną ale to nadal smycz. Dawniej stacjonowały tu wojska ZSRR (w wielu rejonach po czasie kwitła współpraca - pojawiało się sporo małżeństw z Rosjanami) dziś natomiast mamy tu garnizony USA i "nasz" prezydent Duda podpisał dokumenty o utrzymywaniu tej armii przez naród. Ilościowo jest ich już ponoć więcej niż wojsk ZSRR w przeszłości.
      
    Przemknąłem się zaledwie po obrazkach - naszkicowałem je lekko gdyż znalazłem w sieci rosyjskojęzycznej ciekawą informację z Syrii.
                 Rosja żyje ostatnio ustawą o podwyższeniu wieku emerytalnego - naród jest temu przeciwny - i słusznie. Ustawę wprowadzili zdrajcy narodu tkwiący w sferze rządowej (oligarchowie powiązani ściśle z zachodem). Putin tego nie wprowadzał - został zaszantażowany przez Dumę Państwową i nie miał większego wyboru jak to podpisać jednocześnie dając myślącym ludziom do zrozumienia (było takie przemówienie), że to nie jego dzieło i nie popiera tego.
  Długo tłumaczyć te zawiłości rosyjskich realiów - tam trwają skomplikowane rozgrywki polityczne, USA stara się wszelkimi siłami zorganizować w FR "Majdan" czyli rewolucję i wojnę światową - tak jak im się to udało z Ukrainą. Jak dotąd naród Rosji wykazuje się mądrością i do wyjścia na ulicę nie dochodzi.

                    No ale co z tą Syrią?
 Ponieważ Rosja żyje tą "reformą" emerytalną (taki ruch w dalekosiężnym efekcie przyniesie całkowitą zapaść gospodarki i śmierć bezpowrotną wielu cennych zawodów bo starsi zabierają młodym stanowiska pracy. Potem ci starsi bardzo szybko odejdą z przyczyn naturalnych a łańcuch kształcenia nowych kadr zostanie przerwany i utracony -nie będzie młodych ślusarzy, tokarzy itp. ) ....Rosja tym żyje to po sieci krążą wieści jak to jest rozwiązywane w innych krajach. W Syrii mężczyzna uzyskuje prawa emerytalne wieku 60 lat. W wypadku śmierci emeryta jego emeryturę otrzymuje wdowa i dzieci.Synowie otrzymują ją do wieku 18 lat a córki do czasu wyjścia za mąż. Jeśli córka nie wyjdzie za mąż to otrzymuje emeryturę po ojcu do samej śmierci. Wszystko to cały czas ma miejsce w Syrii, w której od 7 lat trwa wojna.

  No cóż, bliski wschód i tamte rejony kojarzą nam się z zacofaniem. Przyznam, że mam o czym myśleć. Przypomina mi się jeszcze Libia za czasów Kaddafiego gdzie młode małżeństwo praktycznie dostawało mieszkanie od państwa, zdaje się, że nawet samochód. Taki film kiedyś przetłumaczyłem (dźwięk sobie wyłączcie - straszne to jest ale nie miałem na to wpływu):


piątek, 30 listopada 2018

Wybór partnera to wybór życia.

 źródło tłumaczenia: https://vk.com/nw_earth?w=wall-39824723_234985


Jeśli ścigasz się nieustannie w uzyskaniu czyjejś aprobaty to życie staje się kompletnym Prokrustowym łożem, gdzie człowiek boi się nie usprawiedliwiać swojego wizerunku, napina się pochylony w odpowiednio przyjętą pozę i wciąż wybiera każdy dostępny życiowy scenariusz, w którym jest jakkolwiek akceptowany w tej wygiętej pozie.

Takie istnienie jest powszechnie akceptowane jako coś właściwego i prawidłowego. Takie życie jest zarówno bolesne jak i strach takie życie utracić...

A ludzie o pokręconej psychice kroczą setny raz po swoich ścieżkach i myślą, że otaczająca nas nieskończoność jest takim beznadziejnym bagnem. A tymczasem, jeśli nie obawiać się krytyki i odmowy to staje się jasne, że życie jest pełne drzwi z różnymi scenariuszami.

Gdzieś tam będą próbować nagiąć nas jeszcze mocniej na rzecz lokalnych standardów i kaprysów, gdzieś indziej to nam nie będzie się podobać, a jeszcze gdzieś tam nasza osoba, ze swoimi wyjątkowymi cechami, będzie w stanie doskonale się dopasować. Ale aby przejść przez te drzwi, będziesz potrzebować odwagi aby być sobą.
  Artykuł niniejszy wyszedł nieco chaotycznym. Tutaj kładę nacisk na relacje, ale ogólnie rzecz biorąc, opisany mechanizm można śledzić w dowolnej działalności.

Miłość i akceptacja

Tak więc okazuje się, że nie jesteśmy pewni i nie znamy samych siebie bo budujemy swoją samoocenę na podstawie cudzych opinii. Jeśli komuś się to nie podoba to poczucie własnej wartości spada. Jeśli coś się nie układa w pracy - nie szanuje nas pracodawca lub mamy niezadowolonych klientów to nasza samoocena się ponownie
waha. Ręce mogą opaść i możesz mieć złe samopoczucie, że nie jesteś wart niczego dobrego. A jeśli ta negatywna ocena pochodzi od znaczących dla nas i bliskich ludzi to może przejść poza skalę wahań ekstremalnych - od histerycznej radości po depresyjną chandrę. Gdzie jest prawda?

Dopóki mamy przekonanie, że szczęście jest konsekwencją powszechnej miłości i aprobaty to życie nie może być szczęśliwe. Jest to nawet logicznie zrozumiałe, ponieważ niemożliwe jest zadowolenie i dogodzenie wszystkim. Takie życie to jedno wielkie rozdarcie - dwoistość nienawiści do siebie wypełnionej pełnym drżenia neurotyczno - służalczym zachowaniem.

     Niemożliwe jest i nie konieczne zadowolenie wszystkich. Tak jak aktorzy mają własne wąskie grono fanów i wielbicieli tak samo dana jednostka ludzka może być kochana przez własną wąskie grono publiczności. A próba zadowolenia tych, którzy nie lubią naszej osoby jest często bezproduktywna.

Zwykła, niepozorna osoba ze zwykłymi -pospolitymi zainteresowaniami znajdzie wiele wspólnego w środowisku takiej samej niepozornej większości. Natomiast im bardziej oryginalne są zainteresowania i poglądy na życie, tym mniejsze jest wzajemne zrozumienie z innymi, ale tym cenniejsze. Związek między podobnie myślącymi ludźmi o wyjątkowych zainteresowaniach może być głębszy i silniejszy. Ta zasada działa zarówno w przyjaźni, jak i w związkach.

Ale inna osoba poszukując związku
jest gotowa postawić na sobie krzyżyk po pierwszej nieudanej randce. Zdarza się tak, jakby ta osoba w ogóle sama siebie nie znała i określała swoje miejsce w życiu wyłącznie na podstawie opinii kogoś o tymże miejscu. Przy takim scenariuszu pierwsze miłosne odrzucenie i brak szacunku "znaczących innych" jest postrzegane jako kompletny krach w życiu - niepowodzenie w próbie losu, po którym na czole pojawia się wypalony znak  osoby wybrakowanej.
      Mechanizm ten działa zarówno w relacjach nieformalnych jak i w środowisku profesjonalnym. Wszędzie i wszędzie boimy się bać, każdy krok chcemy wykonać idealnie, jakbyśmy gdzieś za naszymi plecami mieli obserwującą nas niebiańską komisję, która rozdziela istoty według swojej niebiańskiej hierarchii - od przegranych po ludzi sukcesu.

Nie trzeba stawiać na sobie żadnych krzyżyków. Jeśli ktoś nie lubi naszej osoby to nie ma wielkiego problemu. Otoczenie ma prawo myśleć co chce. Czasem trzeba przejść przez kilkanaście nieudanych znajomości i popełnić setkę błędów aby znaleźć coś naprawdę wartościowego.

Tak, a każde "nieudane znalezisko" - czy to znajomość, czy praca - nie jest jakimś błędem, a już na pewno nie symbolem własnej niedoskonałości. To tylko taka mała przygoda i cenne doświadczenie. I takie wydarzenia nie mogą stawiać żadnych prawdziwych "stempli" osobistego nieszczęścia.

Tu powinno pojawić się jedno zastrzeżenie. Jeśli związek się zdecydowanie "nie klei" to z pewnością warto przeanalizować przyczyny. Bardzo często osobiste grubiaństwo, infantylizm, nieuzasadnione pytania i oczekiwania mogą rzeczywiście być przyczyną niepowodzeń. W tym duchu warto rozmawiać z psychologiem, lub w jakiś sposób samemu dojść do zrozumienia własnych złudzeń i iluzji.
  
    A jeśli jesteś na etapie znajomości i nie zdołałeś jeszcze przedstawić jakichkolwiek wymagań to tutaj większość wszelakiego emocjonowania się dotyczącego twoich własnych cech albo też poprawnych lub błędnych działań jest marnowaniem energii.

Nielubienie i odrzucenie.

W sytuacji idealnej, we wszystkich potencjalnie długotrwałych, nieformalnych relacjach sensowne jest od pierwszego spotkania nawiązanie kontaktu bez żadnych przymusowych wysiłków pokazania się w najlepszym świetle. Właściwe,  naturalne zachowanie jest idealnym filtrem dla prawdziwych bliskich związków. Wędkarz z daleka rozpozna wędkarza.

A jeśli partner początkowo nie akceptuje cię takim jakim jesteś i chce, żebyś ze względu na niego coś tam udoskonalił w sobie to jest to taki "mistyczny" znak, że dana osoba po prostu nie jest twoja i bez względu na to jak bardzo tego pragniesz to
nawiązanie relacji będzie trudne.

Podobnie w twoim przypadku - zmuszanie mózgu partnera, oczekując od niego jakichś "bajkowych" lub "prawdziwych" transformacji jest kapryśną, egoistyczną iluzją, która nie prowadzi do niczego sensownego.


 Takie żądania partnerów do siebie nawzajem to na ogół patologiczna norma naszego społeczeństwa. Oznacza to, że prawie wszyscy mają nadzieję, że partner jakoś będzie nad sobą pracował i się poprawi aby zadowolić nasze kaprysy. Właściwie dlatego jest tyle rozwodów. Im silniejsze są oczekiwania i nadzieje, że partner będzie lepszy, tym szybciej związek upadnie.

Bardzo lubimy mieć nadzieję, że jakoś wszystko samo się ułoży i "dotrze". Neurotycznie przywiązujemy się do partnera, który w jakimkolwiek stopniu  odpowiada ideałom naszych fantazji i w okresie zakochania przymykamy oko na nieporozumienia - tak, ogólnie rzecz biorąc, nawet nie próbujemy odkryć i zrozumieć człowieka będącego obok nas - jego prawdziwego spojrzenia na życie i możliwej wspólnej przyszłości. A potem, nagle, okazuje się, że dana osoba jest zupełnie obca, ale już jest wspólny dobytek oraz dzieci ...

Relacje zaspokajają najbardziej znaczące potrzeby neurotyczne, dlatego tak mocno się ich trzymamy. A jeśli partner przestaje zaspokajać te potrzeby to sypiemy na niego zniewagi - nagle staje się on winnym wszystkich nieszczęść tylko dlatego, że jego zachowanie wykracza poza nasze wymagania.

I wydaje się, że wszystko byłoby dobrze i byłoby wspaniale, gdyby tylko osoba zrozumiała, że ​​musi zachowywać się inaczej, odrobinę inaczej. I może to nawet stać się zaskakujące: "jakże to partner sam nie widzi lub nie rozumie tak prostych rzeczy?" To tak, jakbyśmy my znali  prawdę, a wszystko co pozostaje, to jakoś tę prawdę wbić w głowę partnera. Ale w rzeczywistości taka "prawda" jest niczym więcej niż bezpodstawnymi, infantylnymi pretensjami do losu.

Partner ma swoją własną "prawdę" w głowie i tak samo może nie rozumieć, dlaczego tak uporczywie nalegamy na jakieś tam swoje "idiotyczne" żądania. Równie trudno jest mu sprzeciwić się swojej "prawdzie" na korzyść naszych (z jego punktu widzenia) głupich pretensji. W progressman.ru temat ten został już poruszony w artykule na temat poważnych związków.

Kiedy relacje są wypełnione żądaniami i roszczeniami, wtedy ten "szum" biegnący od nich przeplata się z przeciwną stroną - ze zniewagą, irytacją, zazdrością, niepokojem. Zaspokojenie oczekiwań jest radością a wszelkie odstępstwa od nich to ból.

I cały ten dramat "koła samsary" zaczął się w tym momencie gdy zaczęliśmy się bać o swoje miejsce w tym życiu, kiedy pojawiły się wątpliwości: "czy nasza osoba w tej rzeczywistości zasługuje na coś dobrego"... Większa część wszelkich naszych pretensji do losu to ukryte próby potwierdzenia własnej wartości w hierarchii istnienia.

 Dopóki osobiste szczęście opiera się na aprobacie innych, miłosne odrzucenie i następująca po nim samotność powodują straszne doświadczenie własnej niższości. I ten strach powoduje paniczne czepianie się mało obiecujących relacji, aby nie utracić przynajmniej tego co jest dostępne.

Ten neurotyczny uchwyt to dosłownie "klapki na oczach", zakrywa on widok
życiowych możliwości. Pozbawia lekkości i swobody i zmienia potencjalnie harmonijny związek w kolejną pantomimę, gdzie radość z posiadania przeplata się z grymasem ucisku i lęku przed samotnością.

Wracając do sedna naszego tematu powtarzam: w życiu istnieje pełen wachlarz możliwości. Gdzieś tam będą próbować nagiąć nas i wykorzystać do spełnienia kaprysów innych ludzi  - nie warto przyjmować takiej relacji za dobrą monetę. Gdzieś indziej znów jesteśmy po prostu znudzeni ale wybór nigdy nie jest zawężony. Wszystkie ograniczenia są spowodowane obawą przed popełnieniem błędu i odczuwaniem braku woli w obliczu nieprzewidywalnej rzeczywistości. Ale tylko ten ktoś kto nie boi się otworzyć drzwi nieznanego znajduje coś swojego - coś wartościowego.

Igor Satorin


poniedziałek, 26 listopada 2018

Oleg Gadecki - Anka Słowianka

Ania 6 dni temu dodała kolejny materiał. Zapowiada się uczta bo 40 minut. W ciemno reklamuję! Oleg to chodzący diament:

ROLA MĘŻCZYZNY I KOBIETY W RODZINIE
 

EDYCJA: Uffff..... przesłuchałem jednym tchem. W zasadzie pełna zgoda. Około 38 minuty Oleg powiada mniej więcej takie zdania (cytat z pamięci): "...nie uczyć się z jakichś tam czasopism czy żurnali. Są dziś artykuły, które uczą na przykład "jak zostać........ i tu tłumaczka rosyjskie słowo" stierwa" przetłumaczyła jako "jędza". Wpisuje teraz w słownik google, który mi od razu daje znaczenie: "suka". Wikipedia jak widzę podaje dwa znaczenia - jedno nam znane polakom "ścierwo" czyli "kawałek gnijącego zwierzęcego mięsa" a drugie: "kłótliwa, skandalizująca kobieta".  Moim zdaniem (z mojego skromnego doświadczenia wynika) polskie "jędza" jest tu nieco za łagodne i węższe od rosyjskiego pojmowania "stierwa". Z tego co ja się dotychczas spotykałem to raczej to z tłumacza google byłoby właściwsze i bliższe znaczeniu potocznemu.  Jędzą może być kłócąca się i wiecznie obrażona żona a suka to już manipulantka, zdrajczyni, typ kobiety bezwzględnej, rozwiązłej seksualnie - no chyba wiadomo jak to jest u nas pojmowane. 

EDYCJA 2 - 27 listopada 2018: wczoraj napisałem powyżej słowa "w zasadzie pełna zgoda" ale rozmyślam nad tą wypowiedzią Gadeckiego i jest rzecz, która "tkwi jak zadra". 
      Oleg powiada tam, że w zasadzie lepiej aby budżetem domowym zajmowała się kobieta - ja się z tym zgadzam O ILE ... kobieta jest Kobietą (Żeńczynią, De[ie]wczyną). Wtedy spokojnie można jej powierzyć swoją "życiową krwawicę" i zająć się dalszym zdobywaniem środków wszelakich dla dobra rodziny. Taka nie zmarnotrawi, poradzi się męża w sprawach na których się nie zna, wyda roztropnie i z korzyścią dla wszystkich. Intuicja u niej działa jak należy, nie da się oszukać i zwieść reklamom. 
  Oleg jak widzę przyjął taką taktykę i zwraca się do kobiet - wspomina zresztą, że one stanowią większość jego .....no cóż użyję tego słowa "klientek" bo on żyje z tego, że prowadzi te swoje seminaria i szkołę życia. Myślę, że jest tu w takim formowaniu poglądów odrobina dyplomacji. On zna naturę współczesnych kobiet i nie chce drażnić egoizmu niektórych pań aby nie zniechęcać do korzystania ze swoich nauk i warsztatów. Ogólnie o mężczyznach (myślę, że słusznie - powinienem w zasadzie pisać "mężczyznach" w cudzysłowie) Oleg dobrego zdania nie ma - sam jestem załamany szukając "braci w walce" i momentami czuję się BARDZO osamotniony. Obecne pokolenie wchodzące w życie to już w ogóle dramat. Dla sprawiedliwości wspomnę, że Oleg mówi coś takiego jak i ja, że bardzo niewielu tych normalnych jest - pada tam jakieś takie sformułowanie "istnienie materiału męskiego". Unikaty bywają.
  Wracam do sedna mojej dzisiejszej uwagi (edycji): moje doświadczenie życiowe jest takie, że współczesne kobiety marnotrawią ten budżet rodzinny. Znam wiele przykładów wokół (rodzina, znajomi) gdzie taka "pani domu" beztrosko potrafi orzec: "bo ja jak wyjdę do miasta to wydam ile mam". Inwestycje takiej żony kierowane są egoizmem i samolubstwem - to są typowe przedstawicielki tego zachodniego spojrzenia na świat, kobieta- pijawka, "jeśli nie chcesz mojej zguby - krokodyla daj mi luby" - przecież to stare słowa a jakże aktualne. W przepięknej powieści "Nad Niemnem" on ciężko pracował a ona wciąż tylko miała globusa. 
  Podsumowując (bo można na ten temat epistołę długą): na dzień dzisiejszy jak najbardziej podstawowym budżetem domowym niech się zajmuje ona ale w większych sprawach (dużych zakupach typu samochód, meble, remonty, urządzenia techniczne) ZDECYDOWANIE sprawy powinny być omawiane wspólnie. Oleg zresztą o tym wspomina, że ona powinna "odrodzić w nim mężczyznę", rozbudzić odpowiedzialność i oddać mu prowadzenie. (kiedyś Olga Waliajewa opowiadała o przypadku gdzie żona oddała firmę mężowi- początkowo on spełniał tam rolę wyłącznie kierowcy i dostawcy towaru). Tak więc w zasadzie  -po przemyśleniu nie ma sprzeczności w wypowiedzi Olka Gadeckiego ale chciałem na ten niuans zwrócić uwagę bo trochę moją męska odpowiedzialność i dumę dotyka to traktowanie wszystkich mężczyzn jak niedojrzałych chłopców. Czuję się jak kosmita jakiś - dla mnie opiekuńczość i odpowiedzialność były od zawsze sprawą naturalną, myślałem, że wszyscy wokół tak mają (taki miałem wzór ojca w domu). Życie pokazało, że jednak nie jest to powszeche, że żyję w jakimś wielkim przedszkolu. Zorientowałem się gdy przyszło mi być szefem i prowadzić swój własny zakład - miałem tylko jedną osobę, której mogłem jako tako ufać, była to moja sekretarka (ale i z nią miałem na początku "poważną rozmowę" zakończoną jej łzami). Baśka była moją szwagierką i podczas rozwodu też wzięła stronę mojej żony ale rozumiem ją - presja rodziny i parę innych zależności. Och! ciężko tu na tym "Ziemskim łez padole".
EDYCJA 2 - 28 listopada 2018: jeszcze coś. Oleg opowiada o tej "niestałości mężczyzn" - że "zakochują się bez rozumu i zapominają o żonie i o dzieciach". Tu też mam wielki zgrzyt. No ale widać w większości populacji takie zachowania są normą - do takiej "publiki" zwraca się Oleg. Tak jak napisałem powyżej - mój ojciec dbał o nas i był wierny mamie (znalazłem nawet po jego śmierci teczkę zatytułowaną "moje listy niewysłane" - był tam list do mojej mamy, był tam i list do mnie. Wiele te słowa mówiły o jego życiu i smutku w jakim żył - w osamotnieniu).
  Może tyle na ten temat (drugiej edycji). W zasadzie to większość słów padło już w poprzedniej. Choć przyznam, że jest możliwe (fakty to potwierdzają - zdarzało się, podam zaraz link, który już czasem tu był udostępniany), że silny mężczyzna może dać szczęście rodzinne więcej niż jednej Kobiecie. Ponoć w prawiekach bywały takie rodziny ale to już u czystych duchowo elit - u ludzi na poziomie Bogów gdzie nie ma egoizmu, niskiej pożądliwości itp. Taki Mąż Czynu (wojownik) na pewno nie zapomni o pierwszej Żonie tak jak bohater poniższej -wzruszającej opowieści.
Opowieść od 1 godz 15 min 30 sek. : https://www.youtube.com/watch?v=pY4U4OBPM3w
Tu ten sam film ale z napisami wpalonymi w film: https://www.youtube.com/watch?v=vJnIo-bAkU8&t=4580s