No i wspomniana na wstępie moja korespondentka zauważyła zniknięcie wpisu- wysłała mi list prywatny z pytaniem co się stało. Wyjaśniłem, że to moja ingerencja i wyjaśniłem powody.
Pozwólcie, że zacytuję swój wczorajszy list z odpowiedzią a potem artykuł - jak sądzę korespondujący mocno z omawianą treścią "nieoceniania".
......rano chciałem Tobie napisać maila na temat tego "nie oceniaj"- to bzdura jest. Nam dziś wszędzie wmawiają "nie oceniaj" . A jak w takim razie się uczyć w tej szkole życia skoro nie mamy sobie ustalać kryteriów jakichś zdarzeń czy postępków? Myślę, że niuans tkwi w "nie potępiaj" - a to już całkiem co innego. Mam prawo ocenić wszystko- czy to swoje działania czy to czyjeś inne. Całkiem osobną sprawą jest w jaki sposób podchodzę ... głównie do ludzi, których postępowanie oceniam ( bo tego dotyczył wymazany komentarz). Wiele razy już w necie pisałem, że jest subtelna różnica w powiedzeniu "jesteś głupi" a "głupio postąpiłeś". To pierwsze daje piętno na człowieka - dołuje i nie daje możliwości rozwoju (choć tak naprawdę bez obłudy to też może być- dziś jesteś głupi ale jutro masz szansę zmądrzeć). No w każdym razie powiedzenie "głupio postąpiłeś" daje nam konkretny materiał do pracy bo wskazuje na konkretną czynność- daje szansę wyciągnięcia wniosków. A jeśli jasne jest, że traktuję wszystkich wraz ze sobą jako uczniów w szkole życia to oczywiste jest, że traktuję to jako jedną z lekcji- postępuję adekwatnie do sytuacji itp.
Natomiast takie ogólne "nie oceniaj"- zakaz absolutny plącze ręce czy też nogi (albo język- rodzaj klebla), nie daje żadnej możliwosci ruchu. Koniec- nie oceniaj!- no żesz kurka wodna ! "taki już jestem i mnie nie oceniaj"- to się do cholery zmień!! Te kneble "nie oceniaj" stosują lenie duchowe. Ja kiedyś pobłażałem temu a dziś gnam tego typu osoby.
potem następnym listem wysłałem ważne uzupełnienie:
Gdzieś tam w domyśle miałem oczywisty dla mnie warunek ( to wynikało z ostatnich i nie tylko wydarzeń), że dane osoby żądające od nas "nie oceniaj" chcą uporczywie kontynuować z nami relacje NA SWOICH WARUNKACH. Ja się nie "wcinam" w jego/jej życie - chcesz to sobie tak żyj ale beze mnie, chcesz usłyszeć co ja na ten temat myślę to proszę , nie chcesz też twój wybór. Ważne dla mnie, że ja kontynuować takich układów nie zamierzam. I tu pojawia się: "JAK TO???" ( w domysle: taka wspaniała propozycja, ja jestem taki wspaniały/a - jak można odrzucić takie "dobro"?. ) Wyłazi skrywany egoizm, dziecinada, niemowlęctwo duchowe w dorosłym życiu sprytnie pokryte rozmaitymi sztuczkami i manipulacją,
A dlaczego to niby nie wolno na forum wpisać swojej oceny jakichś postaw i wzorców życiowych? Tym bardziej, że nie są skierowane do nikogo personalnie.
No ale autorka postu "nie oceniaj" najwyraźniej poczuła się czymś dotkięta- to jej problem i terroryzuje otoczenie zakazując o czymś takim mówić.
Dobra - a teraz opowieść jaka mi się otworzyła dziś rano (nie ma przypadków) podczas przeglądania nowości na stronie "vkontakte":
Dzieci to zwierciadło zdrowia duszy dorosłych.
Całe moje życie zawodowe miało zwiazek z dziećmi. Pierwsza moja praca była na oddziale dziecięcym zakaźnym - dziś jestem kasjerką w restauracji, kolektyw pracowniczy to młodzi i u nich też "robię za matkę".
Być może zainteresuję młodych informacjami. Podczas mojej pracy w szpitalu często stykałam się z ciężkimi dziecięcymi okaleczeniami losu. Ja oczywiście nie jestem święta i nie jestem aniołem, który ma prawo kogokolwiek sądzić - po prostu mój los mnie z tym stykał i pokazywał to wszystko nie przypadkiem i dlatego tym się dzielę.
Wszystkiemu co zaobserwowałam mogę dopiero dziś wydawać ocenę.
Był pewien chłopiec ze strasznym wodogłowiem - inwalida, męczył się i był nieustannie na środkach przeciwbólowych. Prawda to czy nie ale powiadali ludzie, że jego mama zaszła w ciążę z chłopakiem aby się z nią ożenił a potem gdy on jej odmówił ściągała (wygładzała) swój brzuch i niemowlak urodził się taki właśnie. Był dzieckiem porzuconym i wszystkie szpitale w taki czy inny sposób go znały.
Pracowałam przez całe doby i jego krzyki i męczarnie pamiętam po dziś dzień. Moje życie w tamtym czasie zapierało dech w piersiach ale tamte sytuacje będę rozważać do końca swoich dni. Z moim potomstwem oczywiście nie jest najlepiej dlatego też tak wiele widziałam w swoim życiu okaleczonych dziecięcych żywotów.
Był też innych chłopiec około 3 lat. Mama porzuciła go zimą samego w nieogrzewanym pokoju i uratowali go sąsiedzi- przywieźli go do nas z masą niedomagań. Leżał prawie 3 miesiące- za ten czas nauczył się samodzielnie siadać na nocnik i jeść. Bardzo zmyślne i dobre dziecko. Mama pojawiła się po 3 miesiącach i go zabrała- bardzo się ucieszył.
W szalone mrozy grudniowe przywieźli nam 6- miesięczną dziewczynkę. Samochód patrolowy wykonywał trasę i drugi z Milicjantów (niedawno umarła mu córka) zwrócił uwagę na zawiniątko koło drogi. Okazało się, że to ta wspomniana dziewczynka - takiego pragnienia życia jak u niej nie widziałam nigdy, nawet nie kichnęła.
Dawno już stamtąd odeszłam ale wspomnienia będą ze mną zawsze. Dzieci to lustro duchowego zdrowia dorosłych. Cierpienia są nieuniknione kiedy brak jest miłości. Kiedy sam płacisz swoje rachunki to jedna rzecz lecz kiedy cierpią i męczą się dzieci- choćby nawet nie twoje- to trudno przekazać to słowami. Dawniej zawsze mi się wydawało, że wskaźnikiem miłości jest wyłącznie zadowolenie niezależnie czy to ciała czy też duszy.
Po takim moim doświadczeniu nie zostałam jeszcze matką i nie będę twierdzić, że nigdy w życiu nie popełnię błędu. Zdradzić i odrzucić miłość można raz ale skutki będą sie ciągnąć całe życie. Takie doświadczenie nie jest zbyt radosne ale to jest życie i nigdzie przed nim nie uciekniesz.
źródło tłumaczenia: http://pravotnosheniya.info/Deti-eto-zerkalo-zdorovya-dushi-vzroslih-3163.html