Miałem przemiłych gości w sobotę i w prezencie dostałem między innymi wydanie - książeczkę poruszających wierszy. Oto pierwsza próbka na chybił - trafił.
Latam po obejściu naprawiając stare ule i działając coś tam w ogródku na przemian - słońce przepiękne dziś, grzech siedzieć w pokoju bo świat o tej porze taki piękny ale w pośpiechu wklejam.
"LUDZIE DOBRZY"
Kiedy umiera dobry człowiek
Z drzewa upada jeden listek,
Deszcz spływa z pod anielskich powiek -
A ludzie nie przestają istnieć.
Bo dobrzy ludzie giną w tłumie
Na co dzień. Gdy się z niebem żenią
To świat pogrąża się w zadumie.
Najwięcej ginie ich jesienią.
1 marca 2007
Mój kocie
Wszyscy przyznają, że masz kota -
Po drzewach biegasz i po płotach,
Pazury ostrzysz kłębkiem nici
I tylko po to by zachwycić
Bez ceremonii się rozkładasz
Tam, gdzie twój człowiek będzie siadać.
Z natury jesteś wojownikiem,
Przy oknie czaisz się i z sykiem
Przeganiasz krople tuż za szybą –
Deszcz niech się boi! – albo rybom
W akwarium grozisz, przesiadujesz,
Okazji swojej wypatrujesz.
W twym domu nie ma ważniejszego
Od ciebie, mały mój kolego.
Pies dawno poznał swoje miejsce -
Do miski zwalnia tobie przejście.
Z dwunogim tylko się układasz,
Lecz mu nie służysz – ty nim władasz.
26.06.2007
„Chmury”
Zazwyczaj się niosą nad ziemią,
Gdy niebo się troszkę ubrudzi
I kształty przeróżne w nich drzemią,
A Dali układał je w ludzi.
Czasami się w kłąb kumulują,
Lub nimby stawiają na wietrze
I pędzą w dal nie przewidując,
Że w drodze z nich ujdzie powietrze.
Unoszą potężne żaglowce
Na kursie do portów odległych,
Wysokie nad podziw wieżowce
Bez krztyny betonu i cegły,
Rumaki błękitnych zagonów,
Rycerzy ostatniej wyprawy,
Strażników więzienia i tronu -
Lecz dla nas odległe to sprawy.
A gdyby się tylko położyć,
Obrócić źrenice do góry,
To można w wygodzie tej pozy
Zobaczyć, co niosą te chmury.
Utulić zielone pojęcie,
Zatonąć w kipieli widoków
I jeśli się zdarzy to szczęście –
Przemoknąć sercami obłoków.
31 V 2007
Co się właściwie zmieniło w te urodziny
Głębsze zmarszczki na czole,
Jakiś kwiatek na stole,
Pogłębione zakole -
Myśli szkic,
Odnowiony chór życzeń,
Mały krok ku panice,
Wyższy numer w rubryce -
Więcej nic.
Trochę więcej jest myśli
Jak te kije co Wisły
Nie zawrócą – czas przyszły
Nie gna wstecz.
Jak to znaczy niewiele:
W piątek albo w niedzielę
Znów postarzeć się w ciele –
Zwykła rzecz!
Przyjaciele ci sami,
Paru nie ma już z nami,
Powspominać ze łzami
Trzeba ich.
Potem uciec w pierzyny
Nim przytulą się winy.
Diabeł te urodziny
Nadał! Ech.
5 VI 2007
Dziki zachód
W żadnym mieście na dzikim zachodzie
Obywatel problemów nie sprawiał,
Bo się trzymał bezwzględnie na co dzień
Panującej reguły bezprawia.
Przestrzegając zwyczaju i normy
Żaden człowiek nie działał dowolnie.
Proponując bezczelne reformy
Musiał szybko wyciągać rewolwer.
Szeryf władzę swą dzierżył bezspornie,
Wystarczała mu blaszka jedynie.
Wypowiadał bandyta mu wojnę –
To uczciwy się dział pojedynek.
Nie znał głupich rozrywek lud prosty,
Po pioniersku się wszyscy trudzili,
Budowali koleje i mosty,
A Indianie te mosty palili.
Przeciw dzikim stawano więc wspólnie,
Ładowano swe żale w pociski.
Każdy saloon posiadał swój burdel,
Więc nie było burdelu we wszystkim.
Zasługuje jedynie na wzgardę,
Że od kuli umierał pianista,
Lecz gdy życie jest proste i twarde –
W pierwszym rzędzie obrywa artysta.
7 VI 2007
Echo
Nad jeziorami, w korytarzach,
W przepastnych toniach górskich szlaków,
W tronowych salach, przy ołtarzach,
Południe, północ, wschód czy zachód,
Gdzie tylko może wciąż się stwarza
W stukrotnych dźwiękach - i obrazach.
Subtelny jednak jest to malarz,
Bo nie dla oczu jego dzieło,
A gdy muzykę swą wyzwala
Nie uszom swoją szumi szczerość.
Prawdę zawiera w fałszu falach,
By ktoś w nich czysty ton odnalazł.
A gdy zanurzy się ktoś w toni
I z licznych głosów ton pochwyci,
To choćby całe życie strwonił
Nie sprawi, żeby głos ten przycichł.
Bo wolny niczym tabun koni
Po świecie wreszcie będzie gonić.
Wyśpiewa wszystko zapomniane,
Lub rozrzucone pośród cieni.
O rzeczach skrzętnie ukrywanych,
Lecz których przecież nic nie zmieni.
I nie zwietrzeje wiatrem zwiany -
Wiatr także będzie wyśpiewany.
Lecz póki trzeba wciąż od nowa
Wołanie sieje nad polami,
I wyzbierane nasze słowa
Powtarza potem ponad nami.
A w naszych księgach mit się chowa
Że to zaklętej nimfy mowa
Gdybania
A gdyby móc zmienić przeszłość?
A gdyby nie zmieniać jej?
A gdyby tak spojrzeć w przyszłość?
Czy wtedy by było lżej?
A gdyby ogłosić pokój?
A gdyby tak wojny wzmóc?
A gdyby się wynieść na cokół?
Czy wtedy byłbym jak bóg?
A gdyby tak wiedzieć wszystko?
A gdyby nie wiedzieć nic?
A gdyby mieć wszędzie blisko?
Czy można by wszędzie być?
A gdyby tak trochę poczekać?
A gdyby pospieszyć się?
A gdyby poznać człowieka?
Czy wszystko by miało sens?
A gdyby postradać rozum?
A gdyby tak trzeźwym być?
A gdyby nie istniał mozół?
Czy nadal by można śnić?
A gdyby się zapaść pod ziemię?
A gdyby się wznieść do gwiazd?
A gdyby zniknęło to plemię?
Czy stałby się lepszym świat?
A gdybym nie pragnął kochania?
A gdybym pokochać chciał?
A gdybym porzucił gdybania?
Czy wreszcie bym spokój miał?
Jan Hus
Do pala jestem wiązany
A wokół demony w ornatach
śmiech, wytykanie palcami
Ogień na stos kładzie szatan
Biją we dzwony w Konstancji
Wieszcząc upadek herezji
Modlą się w mojej intencji
Bym nie był natchnieniem poezji
Płomienie się garną do stóp
Znęcone nadzieją uczty
Kapłani już kopią mi grób
Gdzie złożą fanatyzm mój pusty
Zbyt łatwo wierzyłem w glejty
Myślałem: Rzym papier poskromi
Cesarza usłucha mąż święty
Co wrogów dogmatu chce gromić
Czerwień już liże podeszwy
Diablęta z krzyżami na piersiach
Chcą widzieć jak ginie heretyk
Z rozumem w odnowy objęciach
Jak można drzeć złoto z ołtarza?
Nie będzie Czech łamał dekretów
Papieża co Boga obraża
Pozując do pięknych portretów
Ogarnia mnie fala gorąca
Złorzeczą w habitach potwory
Gdy resztki mych zmysłów śmierć zmąca
Odsłania mi przyszłość swe wzory
Rodacy skłócą się wkrótce srodze
Czy ja kalikstyn czy taboryta
Za wiek ktoś pójdzie po mojej drodze
I wreszcie kościół w posadach zazgrzyta
A potem pokotem
Legną ofiary
I padać będą
Póki różne będą wiary
Sztuka życia
Oczami dziecka widzieć czerń i biel
Nie przytłumione filtrami szarości.
Szlachetny środek mieć na zbożny cel,
Ufać gorąco w moc sprawiedliwości.
Wierzyć, że dobro zwycięży nad złem,
Miłość przeszkody pokona - czas wstrzyma
I można kruchej nadziei cień
Zmienić w świetlistej otuchy olbrzyma.
Mieć baśnie w sercu - pamiętać ich sens,
Zbliżyć się z bliźnim przez bliznę zadaną.
Ze zrozumieniem powiedzieć móc - wiem
I nic nie wiedzieć - bo wiedza jest ramą.
O rzeczy ważne nie pytać na wiatr,
Prawdziwą mądrość zakopać pod gruszą.
Na tłumnym szlaku móc stanąć - i stać
I zamiast ciała na wierzchu mieć - duszę.
„Ślepiec”
Nie patrz tak na mnie, co się tak dziwisz?
Twoje spojrzenie pali mi skórę.
Uwierz, że także jestem szczęśliwy.
Twego współczucia nie potrzebuję.
Od urodzenia noce przeżywam,
Więc dnia twojego mi nie brakuje.
To też jest życie, ja się nie zgrywam.
Twojej litości nie potrzebuję.
Ja widzę wszystko inaczej,
I każdy szczegół coś znaczy,
Cisza w dolinie, wiatr w górze,
Deszczowe krople na skórze.
Bo kto je lepiej zna
Niż ja?
Proszę nie próbuj brać mnie za rękę
I nie opisuj twoich kolorów.
Ty nawet nie wiesz jak tu jest pięknie,
Choć się wydaje ciemno z pozoru.
Każdy ma prawo żyć tak jak pragnie.
Cóż mnie obchodzą krzyki i drwiny?
Ja widzę to, co skrywa się na dnie
Każdej obelgi i każdej kpiny.
Ty widzisz wszystko inaczej,
Ty nie wiesz co szczegół znaczy,
Cisza w dolinie, wiatr w górze,
Deszczowe krople na skórze.
Więc kto wzrok lepszy ma -
Ty czy ja?
Wierzyć w Boga to wierzyć na Słowo.
Na początku było Słowo.
Ostatni będą pierwszymi.
Więc Słowo będzie również na końcu.
Za łotrami i grzesznikami.
Szturchane, deptane i zapomniane przeciśnie się przez
szparę w zamykanych wrotach.
Jak wierzyć takiemu nędzarzowi?
10 IX 2007
c.d.n.