oryginał jest tu: https://www.youtube.com/watch?v=2WIg1ocBSq0
cześć ludzie - O czym dzisiaj porozmawiamy? Dziś też będą jakieś horrory? - bo poprzedni wykład mieliśmy na temat głosów w głowie. Co tam dziś za temat?
- proponuję dziś porozmawiać na temat osądzania - zgodnie z biblijnym zaleceniem: "nie osądzajcie a nie będziecie sądzeni".
- aha - sądzony nie będziesz, a więc osądzanie.
- czasami widzi się, że coś jest nie tak i pojawia się chęć wypowiedzenia się na ten temat.
Tak, to jest bardzo lubiane działanie - zaraz to zapiszę: "osądzanie - nie sądźcie a nie będziecie sądzeni". W biblii jest jakoś tak napisane: "jakich osądów będziecie używać, takim i sami będziecie podlegać", ale to jest napisane dla ludzi duszewnych. W Indiach rozróżnia się 2 kategorie ludzi: duszewni i duchowi.
Ludzie duszewni to ciało, dusza no i oczywiście jest też duch, ale ci ludzie nie używają sumienia - oni na razie nie używają ducha, a w każdym razie bardzo rzadko. Duch czyli sumienie w skrajnych przypadkach podpowiada im czego nie należy czynić. A to co należy czynić - oni od razu mówią: "nie, nie - moja chata na uboczu".
Napisane jest, że ci ludzie duszewni nie mogą osądzać, ponieważ oni sami jeszcze nie poradzili sobie z własnym życiem. Natomiast ta druga kategoria - ludzie duchowi, u nich jest czynna pełnowartościowa trójca: ciało, dusza i duch.
Im duch podpowiada i napisane jest, że ludzie duchowi mogą osądzać - mało tego POWINNI. Jeśli wziąć pod uwagę wspomnianą biblię, to tam jest nawet rozdział zatytułowany: "księga sędziów" - tu macie wszystko na temat sądzenia.
Istnieją sędziowie, są królestwa, pierwsze, drugie - istnieją też sędziowie. Człowiek duchowy może sądzić. Tam jest nawet taki opis: "odwrócił się Bóg od narodu, ponieważ brak było sądu".
Wszędzie była zdrada, obojętność, działała zasada: "mój dom na uboczu - co mnie to obchodzi", to się nazywa zasada nie wtrącania się, a trzeba się wtrącać - ktoś to powinien czynić. Jak to odpowiadał rewolucjonista Machno: "w kurniku też chcą jeść" kiedy mu mówili o władzy narodu. Mówił, że przywódcy nie powinno być wszystko jedno, przywódca musi być duchowy.
Tak więc - sądzenie. Czy dobrze jest osądzać? Wolno mi osądzać za pomocą ducha wyłącznie wtedy kiedy Bóg mi mówi: "weź się tym zajmij".
wtedy ja go sądzę - a jeśli on mnie nie słucha to wolno mi nawet fizycznie zwrócić mu jakoś uwagę. Nawet w świętych pismach jest powiedziane: "moi najlepsi słudzy to ci, którzy karzą bezbożników". Nie nawołują lecz karzą bezbożników!
Historia zna wiele takich opowieści. Był taki święty Dru Maharasza. On tam kiedyś przyszedł z powodu swojego brata unicestwił tysiące tych Jakszów - demonów. A to są żywe istoty mające swoje przeznaczenie - a on był takim super wojownikiem i jak zaczął machać mieczem ....
Jest nawet taki obraz jak cała ziemia zalana jest krwią - to był święty i miał prawo sądzić. A czy Jezus nie dokonał osądu, kiedy wygnał tych handlarzy ze świątyni? Sąd i orzeczenie w jednej osobie. No a czy Mikołaj Ugodnik nie dokonał osądu kiedy dokonał mordobicia na soborze ekumenicznym? Powiedział dlaczego i dał po twarzy arcybiskupowi - i właśnie za ten cios został nazwany Mikołajem Ugodnikiem, a nie za te mnogie cuda.
Ale to jest inny poziom - Bóg mu to powiedział. Jak to tam Jezus mówił? "ja nic nie czynię nie widząc Ojca, który stwarza". To dotyczy zarówno działań pozytywnych jak i negatywnych.
Tak w ogóle kiedy jestem pod jurysdykcją ducha świętego to duch święty może mi nakazać dosłownie wszystko, co z boku może wyglądać nawet nieetycznie. I taki przeciętny człowiek dla którego jest ten nakaz: "nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni" - on w ogóle nie zrozumie o co chodzi.
Dla przykładu: jest taka opowieść (ja je biorę z różnych tradycji), siedzi sobie buddyjski mnich a obok niego przechodzi dziewczyna - on się na nią rzuca i zaczyna ją gwałcić, podkreślam, to był mnich!
No i jacyś przechodzący obok ludzie odbili tę dziewczynę. Kogoś innego by od razu za to ukamieniowali, ale to był mnich więc go pytają o co tu chodzi. Ten odpowiada: "byłem w medytacji i ujrzałem, że właśnie mój nauczyciel duchowy opuszcza ciało i że on dokonał czegoś takiego, że będzie musiał urodzić się w ciele świni. I on mnie poprosił tak na odległość, aby szybko byle gdzie począć jakieś dziecko, a wtedy urodzę się jako człowiek, ale widać on ma jakiś taki grzech, że wy nie daliście mi tego dokonać i będzie się musiał urodzić jako świnia.
Tam jest jeszcze ciąg dalszy tej historii, on się urodził jako świnia, poprosił aby go zarżnąć, ale to się nie udało ... - ale nie o tym chciałem. Chodziło mi o to, że jakiś czyn może z boku wyglądać jakoś zupełnie nieetycznie i ci nieduchowi nie pojmą tego. A ludzie duchowi wiedzą, że nie ma dobra i zła - przecież to nie zło gdyby ona urodziła.
Dla ludzi duszewnych jeśli coś jest bolesne to zło, a jeśli przyjemne to dobro. Dla człowieka duchowego podział na bolesne i przyjemne nie istnieje lecz należy czy nie należy. To są dwie różne pozycje między tymi rodzajami ludzi.
Może jeszcze odnośnie osądzania: ludzie, którzy osądzają tak naprawdę przynoszą sobie szkodę. Już wyjaśniam dlaczego. Jest taka opowieść: żył sobie bardzo sprawiedliwy król, wszystko w jego państwie działo się dobrze - ale miał jedną słabość, bardzo lubił konie. Miał wielką stajnię i tam różne konie - arabskie i jakieś inne,
Takie miał hobby - i przychodził sobie do tych koni, ale dopiero wtedy gdy pozałatwiał wszystkie swoje sprawy. Oczywiście królewski dzień miał bardzo surowy harmonogram - nie taki jak u prostych ludzi, zwykły człowiek może sobie coś zmienić a królowie nie mogą. On osobiście karmił świętych - święci wiedzieli o tym i przychodzili, on im tam coś nakładał do misek i uważał, że skoro nakarmił świętego to wszystko z nim będzie w porządku w przyszłości.
Ale pewnego razu coś poszło nie tak, jeden z tych świętych nie doszedł na czas - spóźnił się, a kiedy wreszcie przyszedł to powiedziano mu: "już jest zamknięte, przyjdź jutro. Król jest już tam w stajni i nie będzie już dziś rozdzielał pożywienia. On na to powiedział: "ja tam pójdę". No i poszedł do stajni, a tam król odpoczywa po spełnieniu pożytecznych działań, gładzi te swoje konie - a tu przychodzi ten święty i mówi: "jeść mi się chce".
No a król w irytacji, że on się tu nastroił na odpoczynek a jemu przeszkodzili - wziął co mu się trafiło pod ręką, a była to kula końskiego nawozu i wrzucił mu do miski mówiąc: "masz - jedz". A mnich powiedział: "dziękuję" i odszedł. No i po tym przyśnił mu się sen - a w tamtej tradycji powiada się, że jeśli coś uczynisz świętemu to wróci się tobie stukrotnie - bez znaczenia czy to było dobre czy złe. No i przyśnił mu się taki sen, że przywieziono mu wielki wóz tego końskiego nawozu i on miał to wszystko zjeść, wyobrażacie to sobie? Sto razy więcej.
No i obudził się zlany zimnym potem: "co to było? Takie koszmary mi się jeszcze nie śniły". Poradził się jakiegoś mędrca, a ten mu wyjaśnił: "trzeba uczynić tak, żeby ludzie zaczęli ciebie osądzać - bo każdy kto ciebie osądza bierze część tej twojej karmy na siebie".
A wtedy znaleźli kobietę lekkich obyczajów, król wziął w rękę butelkę alkoholu i przeszedł po bazarze trzymając tę kobietę pod rękę. No i sami rozumiecie, że jeśli jakiś prosty robotnik przejdzie w ten sposób to nikt nie zwróci na to uwagi. Lecz jeśli w ten sposób przejdzie król, to ludzie długo będą o tym mówić. No i stało się - potem ludzie rozeszli się po całym królestwie i zaczęli o tym opowiadać.
No i wtedy znów przyśnił mu się sen, że cała ta wielka góra końskiego nawozu powoli się zmniejsza - została mała część i już nie znika. No i król znów poszedł się poradzić tego swojego wezyra, a ten mu wyjaśnia: "rozumiesz - w twoim królestwie jest ktoś, kto nie chce ciebie osądzać". Trzeba go odnaleźć. No i zaczął chodzić i wypytywać kto tutaj jest taki, kto nikogo nie potępia.
Gdzieś go tam wreszcie pokierowano do jakiejś chaty, gdzie żyje jakiś zwykły człowiek wraz żoną - nie wiadomo czy to mędrzec czy nie.
Król ubrał się w jakąś zwykłą odzież, przyszedł do niego pod pretekstem, że chce się napić wody. Dostał wody, napił się, popatrzył na tego człowieka i zapytał: "a słyszałeś, że nasz król szedł gdzieś tam po bazarze i co on tam czynił? " Jeszcze coś tam opowiadał, a ten słuchał go jeszcze przez chwilę i nie reagował, a potem ten gospodarz mu odpowiedział: "każdy sam je swoje odchody".
Czyli, że on rozumiał ten mechanizm osądzania. WYDAWAĆ OCENĘ TRZEBA, ALE NIE NALEŻY OSĄDZAĆ, no ale jeśli macie ochotę?
Bo kiedy człowiek grzeszy, to w takim momencie pewne rzeczy wydają mu się dobre - dlatego też osądzanie kogoś początkowo wydaje się nawet przyjemne,
"zobacz - jacy my jesteśmy fajni", w takiej chwili sami siebie stawiamy wyżej. Wedy powiadają, że są takie działania, które na początku wydają się być trucizną, a potem smakują jak miód - jak jakiś nektar.
Kiedy czegoś dokonałeś, a potem mówisz: "to ja uczyniłem" i czujesz się tak dobrze. A bywa też przeciwnie - na przykład gdy pijesz wódkę, a potem chorujesz z powodu kaca. Najpierw jest tak fajnie, a potem przychodzą konsekwencje. Taka tu działa zasada.
Kiedy człowiek osądza to czuje taką rozkosz jak od narkotyku. A potem kiedy spadają na niego konsekwencje karmiczne - a wiecie kiedy wraca karma? Nie wiecie? Powiem wam w tajemnicy: Ona nie przychodzi od razu, ale potem zbierasz jej owoce. Karma ma swoje owoce, natomiast duchowe działanie nie przynosi owoców - no ściślej mówiąc jeden owoc jest i nazywa się wolność. Jesteś wolny i czynisz coś nowego, a warunków tu nie ma żadnych. Takie coś nazywane jest cudem.
Tak więc karma oznacza pożądanie - mam chęć coś uczynić, nazwijmy to życzeniem. A potem odbierasz - ma miejsce jakieś działanie i przyjemność. No a jeśli brak jest przyjemności to karma wisi nad tobą jak miecz Damoklesa.
Ty rozumiesz, że brak jest przyjemności, ale nic złego się tobie nie przytrafia. Ale jeśli zaczynasz się cieszyć z tego, że sąsiadowi spalił się dom lub coś podobnego - a osądzenie to radość to wtedy spada na ciebie karma.
To jest powodem, dla którego mówi się: "nie sądźcie, nie będziecie sądzeni i jaką miarą mierzysz, taką miarą odmierzą i tobie". Tak samo przytrafi się tobie. A jeśli nie wydawałeś osądu...
Jest taka przypowieść - a może to nie przypowieść? Umiera pewien mnich i nie było on jakoś zanadto sumienny w w wykonywaniu swoich duchowych dokonań. To jakiś tam prosty robotnik, nie ma żadnego modlitewnika, nie zdarzały się żadne cuda - no i kiedy on umiera to na jego twarzy pojawił się jakiś ciemny cień. No i ludzie wokół zrozumieli, że modlitwy nie mają żadnego sensu. No cóż - trzeba było jakoś bardziej energicznie żyć to by nie było tego cienia.
A potem nagle "bach!"
jego twarz rozjaśniła się jakimś światłem - a tak dzieje się tylko w przypadku Świętego i wtedy nagle doszedł do siebie i przestał
umierać, a wszyscy mówią: "czemu ukrywałeś,
że jesteś święty?" - bo pojawiły się wszelkie oznaki jakby on był świętym.
I wtedy ten mnich opowiedział, że kiedy umarł to przyszli do niego Jadutowie, czyli demony z długą listą jego czynów, za które poniesie odpowiedzialność i zabrali go ze sobą. Ale w tym momencie całą tę procesję zatrzymało dwóch Wisznu-Dujtów czyli w naszej terminologii Aniołów mówiąc: "stop, stop - to jest nasz klient".
- Demony pytają: "jaki wasz klient?" .
- Na to padła odpowiedź: "on ani razu nikogo nie osądził - nikogo ani raz nie potępił".
i jak powiedział, cały ten spis jego grzesznych uczynków spłonął. Dlatego też nie przypadkiem w znanej modlitwie jest to zalecenie: "wybacz nam nasze winy jako i my wybaczamy swoim winowajcom" - wybaczyć oznacza zrozumieć, że tak się powinno wydarzyć, że tam nie ma nic do osądzania.
Dlatego też ten mnich w ogóle ich nie osądzał. A co oznacza osądzać? To znaczy: "ja jestem obserwatorem i widzę co oni czynią, powinienem w tym uczestniczyć...
A jeśli ja w tym konkretnym czynie nie uczestniczę - a ściślej mówiąc widzę, że on coś czyni nie tak jak należy ale nie osądzam. Nie osądzać oznacza wybaczyć - a wtedy to moje spojrzenie... i on nie poniesie za to żadnych konsekwencji!
I to powoduje przerwę (lukę) w matrixie. Czyli, że ja działam z poziomu ducha i żadne prawa tego nie obejmują - i wszystkie te moje naruszenia nie przyniosą żadnych konsekwencji. Tylko dlatego.
To dotyczy tych drobnych rzeczy, a dla poważnych spraw - istnieje Atma czyli Duch ale też istnieje Maha-Atma, czyli nad-duch. Istnieją tacy Mahatmowie - oni są bardzo zauważalni, albo niekoniecznie - ale owoce ich działań są bardzo zauważalne. Im wolno osądzać, a nawet wymierzać kary, ale oni nie poniosą za to konsekwencji, bo oni nie działają według swojej woli.
No co? Nie będziemy więcej osądzać?
- (głos z sali): postaram się
Trzeba osądzać, ale żeby być sędzią trzeba samemu czegoś dokonać w sferze swojego przeznaczenia. A wtedy jeśli ktoś staje mi na drodze, to ja go po prostu zmiatam.
bo to jest moja droga - moją drogę pokazał mi Bóg. A na innych drogach: "tak, bardzo przepraszam itp". Wtedy już nie mam racji, bo idę nie swoją drogą - a tym bardziej jeśli zabieram się za osądzanie.
Tak, zatem to wszystko dziękuję.
wersja polska: https://www.youtube.com/watch?v=TPNOhurI--I