poniedziałek, 31 października 2016

CZEGO UNIKAJĄ LUDZIE MOCNI DUCHEM:


Tekst z portalu: JA – SŁOWIANKA, tłumaczenie jak poprzednio - studenci Anny (cjr Rosjanka) a korekta moja. Tekst (co widac na końcu ) autorstwa znanej stałym bywalcom bloga Olgi waliajewej.



1. NIE TRACĄ CZASU NA UŻALANIE SIĘ NAD SOBĄ
Nigdy nie dostrzeżecie, że skarżą się na to, że okoliczności nie były sprzyjające albo na to, że ktoś postąpił z nimi nieuczciwie. Nauczyli się brać na siebie odpowiedzialność za podjęte decyzje i za te wyniki, które w rezultacie otrzymują i doskonale rozumieją, że życie często bywa niesprawiedliwe. Wychodzą ze skomplikowanych sytuacji ze zrozumieniem tego, co zrobili nieprawidłowo i z wdzięcznością za lekcje, które dostali. Kiedy coś im nie wyszło, mówią: «Następnym razem».

2. NIE POZWALAJĄ INNYM LUDZIOM KONTROLOWAĆ SIEBIE
Oni wiedzą, że zawsze kontrolują swoje działania i emocje, i nie pozwolą wtrącać się w tę sprawę obcym — w tym ich siła i zaleta.

3. NIE UCHYLAJĄ SIĘ PRZED ZMIANAMI
Nie boją się zmian i z godnością przyjmują wyzwania losu. Nie boją się nieznanego. Ich najbardziej przeraża zastój oraz nie poruszanie się do przodu. Wiedzą, że dowolne zmiany to szansa na stanie się lepszym i poprawienie świata wokół siebie.

4. NIE TRACĄ SWOICH SIŁ NA TO CZEGO NIE MOGĄ ZMIENIĆ
Nie narzekają na korki albo na to, że stracili swój bagaż. Nie narzekają na innych ludzi ponieważ rozumieją, że inni ludzie są poza ich kontrolą. Zdają sobie sprawę, że istnieją sytuacje, kiedy jedyne co mogą kontrolować - to jest ich własna postawa i reakcja.

5. NIE STARAJĄ SIĘ BYĆ DOBRYMI DLA WSZYSTKICH
Znacie ludzi, którzy starają się zadowolić wszystkich? Albo takich, którzy są gotowi poświęcić własne interesy, by zadowolić innych? Żaden z tych modeli nie jest poprawnym zachowaniem.
Silny duchem człowiek stara się być dobry i sprawiedliwy. Może powiedzieć coś, co ucieszy innych, ale on nigdy nie boi się szczerze wyrażać swojego punktu widzenia. Nawet jeśli wie, że wyrażaniem swoich poglądów może kogoś obrazić i tak to zrobi.

6. NIE BOJĄ SIĘ UZASADNIONEGO RYZYKA
Ludzie silni duchem są gotowi podjąć uzasadnione ryzyko. Jest to przeciwieństwo tego, by rzucać się na ślepo 'głową w nieznaną wodę", bez uprzedniego przeanalizowania sytuacji. Zanim podejmą decyzję, ci ludzie uważnie zastanawiają się nad ryzykiem i korzyścią, są w stanie spojrzeć na sytuację z góry i nawet wyobrazić sobie najgorszy wynik.

7. NIE ROZPAMIETUJĄ PRZESADNIE (NIE GRZĘZNĄ) SWOJEJ PRZESZŁOŚCI
Odpuścić sobie swoją przeszłość, przyznać, że popełniło się w niej błędy, których już się nie naprawi, nie każdy może. Ale ludzie silni duchem są w stanie to zrobić. Wiedzą, że narzekanie na swoją przeszłość jest bezsensowne. Zamiast tego, zbierają wszystkie siły po to by stworzyć swoją teraźniejszość i przyszłość jak najlepszą.

8. NIE POPEŁNIAJĄ W KÓŁKO TYCH SAMYCH BŁĘDÓW
Wszyscy wiemy co to za szaleństwo, czyż nie? Kiedy to człowiek za każdym razem podejmuje te same działania i podejmuje takie same decyzje, mając nadzieję, że wynik tym razem będzie znacznie lepszy niż ostatnim razem. Silni duchem ludzie w całości biorą na siebie odpowiedzialność za swoje czyny w przeszłości i gotowi są uczyć się na własnych błędach, żeby nie powtarzać ich w przyszłości.

9. NIE ZAZDROSZCZĄ CUDZYCH SUKCESÓW
Tylko silny człowiek potrafi cieszyć się z cudzych sukcesów. Mocni duchem ludzie umieją to czynić, nie zazdroszczą innym sukcesów lecz uparcie pracują nad sobą, żeby stać się lepsi.

10. NIE PODDAJĄ SIĘ PO NIEPOWODZENIACH
Każde niepowodzenie — to szansa stać się lepszym. Wielu ludzi sukcesu przyznaje, że ich pierwsze kroki na drodze do sukcesu były niełatwe i przynosiły wiele rozczarowań. Silni duchem ludzie są przygotowani na to, że będą musieli ścierpieć wiele porażek, ale jednocześnie wiedzą, że każde niepowodzenie niesie ze sobą bezcenne doświadczenia i lekcje, które przybliżają ich do zwycięstwa.

11. NIE BOJĄ SIĘ SAMOTNOŚCI
Silni duchem ludzie umieją rozkoszować się samotnością i wiedzą jak jest cenna. Wykorzystują ten czas na refleksję i planowanie. To nie znaczy, że unikają towarzystwa innych ludzi lub nie jest im to potrzebne ale są samowystarczalni: ich nastrój i szczęście nie zależy od innych ludzi.

12. WIEDZĄ, ŻE ŚWIAT NIE JEST IM NIC WINIEN
Silni duchem ludzie wiedzą, że mimo ich kwalifikacji i osiągnięć, świat nie jest im nic winien: ani większych zarobków, ani świadczeń socjalnych, ani komfortowego życia. Zdają sobie sprawę, że jeśli chcą coś dostać to muszą pracować dzień w dzień.

13. NIE OCZEKUJĄ NATYCHMIASTOWYCH REZULTATÓW
Bez względu na to co to jest - trening, dieta lub rozpoczęcie nowej działalności - silni duchem ludzie od początku nastawieni są na to, że czeka ich długa droga. Oni rozsądnie rozporządzają swoim czasem i energią i nigdy nie zapominają zaznaczać swoich wyników na każdym z etapów. Są wytrzymali i wiedzą, że znaczące zmiany przyjdą z czasem.

Autor Olga Waliajewa - http://valyaeva.ru




niedziela, 30 października 2016

30 RAD DOTYCZĄCYCH WYCHOWANIA SYNÓW

Tekst przetłumaczony przez praktykantów cjr Rosjanka (Anna - nasza czytelniczka), korekta moja.
Tekst pochodzi z internetu - na przykład tu jest publikowany: http://www.kramola.info/vesti/protivostojanie/osobennosti-vospitanija-malchikov

 Co trzeba czynić (i czego nie czynić), żeby wychować prawdziwego mężczyznę, odpowiedzialnego ojca rodziny.

1. Czynić wszystko, aby syn miał pełnowartościowego ojca. Jeżeli kobiecie w żaden sposób nie układa się wspólne życie z mężczyzną, ale nie jest on obciążony poważnymi etycznymi wadami i złymi nawykami, należy sprzyjać intensywnym kontaktom syna z ojcem i jego rodziną.

2. Strzec autorytetu mężczyzn w otoczeniu, nie podważać go niepotrzebnie lekceważącymi odpowiedziami i grubiańskimi okrzykami - szczególnie z nic nieznaczących powodów.

3. Wszelkimi sposobami wspierać kontakty z prawdziwymi mężczyznami honoru, prawdziwie szanującymi siebie.

4. Z synem rozmawiać jak z dorosłym, z szacunkiem, mając na uwadze, że stoi przed tobą pełnowartościowy człowiek z tą tylko różnicą, że mało jeszcze przeżył.

5. Nie zbywać z rozdrażnieniem pytań, odnosić się do nich poważnie i możliwie dokładnie na nie odpowiadać. Założyć, że u chłopców nie ma naiwnych lub przedwczesnych pytań, bywaja za to niekompetentne, niezrozumiałe, wyniosłe odpowiedzi.

6. Uważnie słuchać syna, ale nie popierać nadmiernej gadatliwości.

7. Nie seplenić po dziecięcemu i ne "ciućkać się".  Nie opiekować się przesadnie synem.

8. Z roku na rok powierzać coraz więcej samodzielnych zadań, potem również dla dobra rodziny (zaczynając z dzieciństwa od wiązania sznurówek i ścielenia swojego łóżka a kończąc na okresie dojrzewania, kiedy to może naprawiać meble, sprzęty elektryczne i inne urządzenia).

9. Nie przerywać inicjatywy, nawet jeśli grozi to jakąś szkodą (na przykład rozbitą filiżanką).

10. Nie odpędzać chłopca od zajmowania się czymś z zadań mężczyzn (ojca, dziadka, starszego od brata itd.), wręcz przeciwnie, w miarę możliwości oswajać go z prostymi domowymi czynnościami i z obsługą sprzętu.

11. Zachowywać równowagę między pochwałami i krytyką.

12. Nie wzdychać na widok u syna (lub wnuka) ranki, zadrapań, potłuczeń i innych drobnych urazów, nie besztać za to, opatrzyć ranę, mówiąc coś w rodzaju «Do wesela się zagoi».

13. W wieku 4-5 lat oduczać spieszenia się do zajęcia miejsca w transporcie publicznym - przeciwnie: uczyć ustępowania miejsca kobietom i ludziom w podeszłym wieku, w tym również mamie.

14. Jeszcze w wieku przedszkolnym zacząć wprowadzać syna w swoje sprawy i problemy wywołując jego współczucie i empatię. O tym czy wyrośnie z chłopca dobry ojciec można ocenić również i po tym jakim jest synem.

15. Każdego dnia od dzieciństwa - gimnastyka ze stopniową komplikacją cwiczeń, najpierw w mieszkaniu a potem w miarę możliwości na dworze. Zwalniać z zajęć wychowania fizycznego w szkole tylko w przypadku wyraźnego zagrożenia zdrowia. Przed pójściem do szkoły nauczyć syna pływać, jeździć na nartach, jeździć na rowerze, grać w siatkówkę w kręgu lub  inne gry z piłką.

16. Całkowicie popierać prawdomówność: w razie uczciwego przyznania się do winy, karę ograniczyć do minimum lub nawet darować. Przyuczyć do myśli, że uczciwość jest bardziej opłacalna niż oszustwo.

17. Od najmłodszych lat pielęgnować rzeczowość, zaplanowane życie - naruszenie punktów planu tylko z poważnych powodów. Uczyć planowania czasu z małym zapasem, żeby wychodzić z domu w porę (prawdziwy mężczyzna przybywa w potrzebne miejsce dokładnie w terminie i nie spóźnia się).

18. Przyuczać do zasady: "jeśli dałeś słowo to dotrzymaj i nie obiecuj tego czego dotrzymać nie możesz". Szczególnie ważny jest osobisty przykład: ściśle przestrzegaj wszystkich obietnic złożonych synowi.

19. Nie wyśmiewać, nie obrażać, nie poniżać syna; nigdy nie używać epitetów i określeń typu «idiota», «tępak», «dureń», «wyrzutek», «szczeniak», «głupiś jeszcze», «mleko pod nosem jeszcze nie obeschło» itp. One posiadają zdolność zapadania w pamięć na całe życie.

20. Jednocześnie zaszczepić tolerancję wobec ludzi, ich zachowań, poglądów, zwłaszcza do błędów, niedopatrzeń i niedociągnięć. Dyskretnie, ale stanowczo powstrzymywać przejawy szyderczego, aroganckiego, wyniosłego stosunku do ludzi. Wyrozumiałość to bardzo męska cecha.

21. W wieku 6-7 lat włączyć do omawiania ogólnorodzinnych problemów (ustawienie mebli w mieszkaniu, kolejność większych zakupów, organizację wakacji letnich, etc.).

22. Najwcześniej jak tylko się da pomóc ujawniać się  skłonnościom do dzieł i skłonnościom twórczym ale nie narzucać swojego wyboru siłą. Nie bać się przestawienia z jednego rodzaju działalności na inny - wielu nie od razu znajdzie swoje powołanie.

23. Kupić jak można wiele różnego rodzaju narzędzi, najprostszych mechanizmów, urządzeń, części i materiałów do naprawy i rzemiosła, opanowywać razem z synem wszystkie te narzędzia i urządzenia.

24. Pokazywać przykład umiejętności panowania nad sobą: "czynię to czego się nie chce ale co jest konieczne; nie czynię tego czego by sie chciało a co jest szkodliwie".

25. Nie czynić wyrzutów z błachych powodów, nie stawiać wszystkiego na głowie z powodu jakichs uszkodzeń w domu, żywności czy odzieży. Taka rozmowa może mieć miejsce tylko w wyjątkowych przypadkach, powinna zostać zaczęta poważnym tonem bez zbędnych emocji.

26. Sprzyjać aktywnemu obcowaniu syna z rówieśnikami przedstawiającymi się z pozytywnej strony i niczym poważnym siebie nie kompromitującymi. Witać jego przyjaciół w domu.

27. Zachęcać do pieszych wycieczek, wyjazdów na obozy sportowe; zostawiać w domu wyłącznie przy jawnych oznakach choroby.

28. Aprobować każdą możliwość uczciwego zarobienia pieniedzy o ile to nie szkodzi nauce.

29. Zacząć przyuczać dbać o kobiety o od najmłodszych lat (o mamę, siostrę, ciocię, koleżankę z klasy, sąsiadkę itd.), na przykład podawać szal, pantofle, płaszcz, brać od nich torby po drodze od autobusu, razem z synem wybierać prezenty dla kobiet, popierać robienie prezentów własnymi rękoma.

30. Nie stawiać przeszkód, nie odradzać synowi aby komuś pomógł, dał coś, kogoś wyręczył, w ogóle poświęcił komuś uwagę, nawet jeśli oznacza to zrezygnowanie z czegoś, poświęcenie czegoś. Okazać człowiekowi pomoc w trudnej chwili, ofiarować swoje ramię – to jedna z głównych męskich cech.




niedziela, 23 października 2016

Najważnieszą walutą na świecie jest energia

Rozwinąć chcę wspomniany niedawno temat wymiany energetycznej bo jak sądzę jest tu sporo nieporozumień, niewiedzy a nawet lęków powodowanych błędnymi przekonaniami, niezrozumieniem lub błędnym nauczaniem przez kogoś tam. Zaznaczam, że wszystko czym sie dzielę w tych wpisach "od siebie" jest przeze mnie spraktykowane ale rzecz jasna jak najbardziej podlega dyskusji - będę z niej bardzo rad.
           Wspomniałem niedawno dość lakonicznie o wymianie energetycznej wymieniając ciurkiem obok siebie "przypowieść o wdowim groszu", system "co łaska" i cos tam jeszcze - było to przy okazji referowania najświeższych obserwacji z mojego wyjazdu a dotyczyło sztywnego wyznaczania finansowych kwot za niematerialne dobra za jakie uznać można ogólnie pojęte szerzenie wiedzy. W tym celu naszkicuję kilka obrazków - zacznę może od pradawnych obyczajów naszych Przodków.

 Pradawne zasady społeczne diametralnie odbiegały od tych jakie możemy obserwować w obecnie jeszcze panującej ( i odchodzącej do lamusa) rzeczywistości. U nas istniał podział na 4 warstwy społeczne. Jego karykaturą stał sie system kastowy w Indiach i przynależność do poszczególnych "warn" (to Słowiańskie określenie) ze wzgledu na fakt urodzenia się w danej rodzinie. Jest to oczywiste wynaturzenie i błędne pojmowanie - ludzie mądrzy i głupi rodzą się w każdych rodzinach i stan materialnego posiadania czy też aktualna pozycja społeczna nie ma tu wiele do rzeczy. U Słowian przynależność do danej warny była weryfikowana "według zalet". Jeśli spełniałeś/aś określone warunki i posiadałeś/aś pewne duchowe czy fizyczne predyspozycje oraz wrodzone talenty (a te przechodzą wypracowane w poprzednich wcieleniach lub przeciwnie- są tracone gdy człowiek zdegradował się wchodząc na drogę błędnego postępowania) to je prezentowałeś/aś i byłeś/aś witany/a w danej społeczności kultywującej te czy inne potrzebne w organizmie społecznym "skarby niematerialne". Na przykład ktoś w młodym wieku mógł się wykazać talentem do władania orężem i był z radością przyjmowany w warnie wojowników i w tym kierunku kształcony (choć to mylne słowo - raczej powinno się mówić: "pozwalano mu rozwijać to z czym przyszedł". Kształcenie to współczesna "urawniłowka" czyli nadawanie kształtu - czynienie z ludzi bio- robotów pod określone, odgórne zamówienie okupanta).
      Ale wspomniałem o tych warnach Słowiańskich dlatego, że u nas IM WYŻSZA WARNA - TYM MNIEJSZY BYŁ STAN POSIADANIA MATERIALNEGO. Największe materialne zasoby posiadali ludzie prości - ziemianie. Mniejsze wojownicy a już najmniejsze mędrcy i wszyscy ci, którzy byli nośnikiem wiedzy w danej społeczności. utrzymywani byli DOBROWOLNIE przez tych, którzy bezpośrednio na materialne dobra pracowali. Pustelnikowi w lesie nosiło się podarunki i on wspomagał radą w codziennym życiu. Na utrzymanie armii płacona była dziesięcina, oddawano też swoich synów na szkolenia. Ładnie referuje to zagadnienie Hiniewicz w filmie "Gry Bogów".


    Tak więc ludzie o rozmaitych aktualnych swoich poziomach ewolucyjnych byli kierowani mądrze na rozmaite "zajęcia" w tej szkole życia tak aby rozwijali się w tym kierunku, który dana dusza obrała sobie na to wcielenie i jednocześnie (będąc dobrym w swojej umiłowanej dziedzinie) człowiek ten był maksymalnie pożyteczny w organizmie społecznym. Tu zwracam uwagę (bo to musimy odbudować chcąc żyć szczęśliwie), że nawet Jezus (nauczający jak już wtajemniczeni wiedzą Wiedyzmu) mawiał przecież: "królestwo Boże jest w was". Powiadało się też: "jako na górze tak i na dole". Co to znacza? Ja to widzę następująco: Nasze "ja" to przestrzeń ograniczona tym co nazywamy nasze ciało fizyczne. Można odbyć (choćby w wyobraźni) podróż w kosmos, na inne planety ale można też zagłębić się w swoje własne wnętrze. Kilka lat temu dość znane stały się filmy "Mikrokosmos" i "Makrokosmos". Wszystko wokół nas w tym nowoczesnym świecie odciąga nas od badania samych siebie - madrość przypisywana Jezusowi (ta o wewnętrznym królestwie Bożym) jest dostępna w milionach książek ale jest martwa - mało kto wprowadza ją do praktyki, posługujemy się dogmatami wpajanymi przez jakichs "guru". Czynimy tak z wygody i wewnętrznego lenistwa - jest to mentalne ugrzęźniecie w sferze dzieciństwa kiedy to mama i tato podają gotowa papkę "żywieniową" i nie trzeba się o nic martwić. Wszelakie "wynalazki" wokół powodują coraz wiekszą pokusę "zastygania" w tym samouwielbieniu, samozadowoleniu i takim dziecięcym egoiźmie - byciu pępkiem świata jak to sie kiedyś mawiało. Stronimy od dorosłości - Lewszunow czyli nasz tutejszy bajarz Iwan Carewicz powiada: "biorą nas na zmęczenie i w konsekwencji na wygody". No i zasypiamy błogim snem w świecie materii a życie szybko mija - budzimy się (lub nie) zazwyczaj u jego schyłku, z wyczerpanym kapitałem i orientując się jak to wspomniał również Luczis, że czas już umierać. Takie są te zasady ziemskiej gry - gry w super realności, super- symulacji 7D.  Luczis (skoro go przywołałem) ładnie rozwinął ten temat w jakimś z dostępnych wideo- materiałów (nie umiem w tej chwili podać linka) mówiąc, że rodzimy sie jakby ktoś nas pierwszy raz zaprowadził do kasyna i kazał usiąść przy stole. Przychodzimy oczywiście z pewnym kapitałem i przystępujemy do gry, uczymy się popełniając kolejne błędy i wyciągając (lub nie) wnioski z tych pomyłek. Ogólnie obraz "Boskiej Gry" jest osnową dla filmów Siergieja Striżaka "Gry Bogów" - kto nie zna - polecam, warto zacząć od aktu 6 - wcześniejsze są bardzo wysublimowane i są w zasadzie rozważaniami o sztuce (a ta jak wiadomo niektórym jest jedyną żywą i prawdziwą religią).
    PODSUMOWUJĄC POWYŻSZY AKAPIT: "narysowałem" hierarchię i zasady współzależności  w konstrukcjach mikrokosmosu i makrokosmosu aby zwrócić uwagę na fakt, że musimy nasz świat zewnętrzny uporządkować na wzór wewnętrznego. Pamiętacie: "jako na górze tak i na dole". Nasz organizm bedzie prawidłowo funkcjonował gdy wątroba zajmie się swoimi funkcjami, mięśnie swoimi a mózg swoimi. Wewnatrz naszego "Bożego królestwa" są autostrady (system krwionośny itp.) dostarczające 'towary", komunikacja ("okablowanie" systemem nerwowym) magazyny, poszczególne "fabryki", utylizacja odpadów itp. Tę samą organizację - sprawdzony w przyrodzie i jedynie słuszny model musimy odtworzyć na zewnątrz. Ci co chcą zajmować się ziemią i potrafią to czynić niech się w tym "zapamietają", ktoś inny ma potrzebę duszy aby doskonalić sie w kunszcie wojownika ( choć u nas Słowian wszyscy potrafili wszystko - w czasie pokoju orali ziemię a gdy trzeba było wziąć miecz w ręce to się go brało), są wreszcie ludzi mający szczególne predyspozycje i talenty do służenia społeczeństwu (organizmowi społecznemu) swoją wiedza i umiejetnością organizacji, dowodzenia - ci w naszej tradycji byli  wybierani a nie dziedziczni jak już wspomniałem a więc nie było przeszkód jak dziś by tam znajdowali sie najlepsi z najlepszych (kopne prawo - też tłumaczyłem filmy).


      Doszedłem powyżej do obrazka tego "ziemskiego kasyna" (porównanie przewija się w filmie REVOLVER - ostre , "męskie" kino zawierające spory kondensat wiedzy o życiu) a więc niedalego od naszego tematu głównego. Co jest tak naprawdę tym kapitałem wymiany w naszych Ziemskich grach? Ostatnie setki lat nauczała nas Lisica i dekoracje w tym epizodzie ziemskiego teatru to przemoc, walka, rabunek, kłamstwo, zdrada. Znudziło nam się już wielokrotne branie udziału w melodramatach i romantycznych "obrazach" więc wcieliliśmy się na seans "z pieprzem". Jako reżyserów tej części zabawy wybraliśmy Smoki - przypominam, że wszystko w czym bierzemy udział jest dobrowolne. Wcielamy się tu za zgodą swojej duszy, tam gdzieś "w niebiosach" podpisujemy taką umowę galaktyczną więc nie ma co pomstować i użalać się na swój "zły los" ale brać sie do pracy i "wychodzić z Matrixa". Słyszycie przecież wszędzie wokół, że nastał "czas przebudzenia". Ludzie uważni mający do porównania perspektywę kilkudziesieciu ostatnich lat dostrzegają, że dekoracje się dziś BARDZO szybko zmieniają. Przemiana zaplanowana jest zaledwie na kilkanaści lat co w perspektywie Ziemskiej jest jak pstryknięcie palcami - była jednak od wieków ogłaszana więc niespodzianki nie ma. Zwykła obserwacja pór roku podpowiada, że po zimie następuje wiosna - inaczej być nie może.  Tak więc żyjemy obecnie w czasach nowoczesnej wojny (tak zwanych "czasach ostatecznych") - nie ma huku armat i wystrzałów, jakichś wielkich armii w jedny miejscu a mimo to ludzie wokół umieraja dziennie tysiącami z powodu nieznanych wcześniej chorób, z powodu samo-zatruwania sie rozmaitymi używkami, sztucznym -nienaturalnym pożywieniem czy "lekami". Policzono na przykład, że dziennie  z powodu samych tylko powikłań po-alkohololwych odchodzi z tego świata więcej ludzi niż dziennie z powodu kul karabinowych czy innych bomb podczas 2 wojny światowej.  Chyba znów odleciałem w dygresję .... już wracam.

    Tak więc jesteśmy pod okupacją, zamieniono nas sprytnie w niewolników. Dobry niewolnik to taki, który nie zdaje sobie sprawy z tego, że znajduje się w klatce. Taki niewolnik nie buntuje się -nie marnuje więc swojej energii na szarpanie się z kajdanami czy na kopaniu podkopu ale przekonany o tym, że pracuje na swoją świetlaną przyszłość ufnie oddaje całe swoje zasoby energetyczne na rzecz ........ jakiejś nieswojej iluzji, na rzecz programu jaki mu podstępnie i niezauważalnie wszczepiono (znów przychodzi mi na myśl film Revolver ale też przecież słynny Matrix, film Truman show również wiele podpowiada) i który to program nie działa na korzyść jego ewolucji. Podmieniono nam "walutę" jaka obowiązuje w tej rzeczywistości - dziś większość ludzi sądzi, że pieniądz jest elementem wymiany. Owszem - on BYWA takim elementem ale tylko częściowo i nie zawsze - najczęściej jednak (z powodu niezrozumienia prawdziwych mechanizmów i zasad tu panujących) bywa przyczyną łez i niepowodzeń. Jest doskonałym (z punktu widzenia okupanta-pasożyta) pośrednikiem dla "przejęcia" w pewnej chwili zasobów danego człowieka - zniszczenia więzi międzyludzkiej, POŻYWIENIA SIĘ KOSZTEM NIESWOJEJ PRACY. Słowem: jesteśmy bateryjkami dla kogoś - rodzajem hodowli.
   "energia płynie za uwagą" i skoro miliony ludzi na planecie wierzy w to, że kawałki papieru mają jakąś wartość i dadzą im szczęście to tym samym ludzie sprawiają, że ten substytut - umowna miara- miewa w pewnych warunkach wartość. Tu jednak sprawa wymaga dogłębnego rozpatrzenia. Przywoływana przeze mnie wiele razy ukochana cioteńka Gieniuchna (jak ją nazywał mój ojciec) mawiała słusznie (a miała to doskonale spraktykowane prowadząc mały sklepik): "istnieją dobre pieniądze i złe pieniądze". Wspomniana przeze mnie przypowieść o wdowim groszu też rzuca nieco światła na tę kwestię. Moc kapitału nie zależy od ilości zer ale właśnie od tego ładunku energetycznego jaki on ze sobą niesie - od intencji z jaką jest on powiązany. Ja kiedyś prowadziłem zakład naprawy biurowych maszyn i zauważałem to po czasie - stosowałem nawet w praktyce. Działalność moja polegała na naprawie maszyn (głównie kserokopiarek) zazwyczaj u klienta. Bywali klienci do których chodziłem chętnie i bywali też tacy do których iść się z różnych wzgledów nie chciało - wiecznie niezadowoleni, czepialscy, jakoś tak w ich towarzystwie spadało dobre samopoczucie itp. Jako, że sam sobie byłem "sterem, żeglarzem, okrętem" to podczas wyceny (rachunek za wykonaną usługę) też często stosowałem dość indywidualne podejście. Cennik miałem ustalony ale zawsze możliwe są pewne ramki - ujęcie czasu pracy, wszystko to było zawsze przecież kwestią umowy z klientem i akceptacji danej wyceny - a mi zależało by mnie dobrze wspominali i kiedyś tam wezwali ponownie. Inaczej traktowałem ludzi z którymi rozmowa była miła i cała relacja jakaś taka "dająca natchnienie", inaczej znów (suma była większa) ludzi, którzy sprawiali problemy, ogromny wydatek energetyczny w kontakcie z nimi. Szanowałem ludzi, którzy dbali o swoje maszyny i na przykład przestrzegali regularnych przeglądów - tacy klienci zawsze mieli rabat bo zazwyczaj nie dopuszczali do wiekszych awarii a każde potencjalne usterki były likwidowane w zarodku. Natomiast ludzie korzystający ze swych maszyn "do zarżnięcia" i wzywający obsługę wtedy gdy już coś tam było zatarte, przepalone i spowodowało czasem łańcuch uszkodzeń w innych towarzyszących podzespołach dostawali ceny z tego drugiego marginesu czyli stawki maksymalne. Im się zapewne wydawało, że są tak "super oszczędni"  bo rzadko wzywają serwis a ja przy każdej maszynie prowadziłem własny zeszyt z zapiskami i promowałem ulgami tych, którzy czuwali na codzień nad kondycją swojej podopiecznej. To było z korzyścia dla obu stron bo maszyna nie miała przestojów ( a takie cos zawsze dawało złą sławę serwisantowi), ja miałem więcej czasu na ciekawą rozmowę z obsługą czy nawet jakieś tam wypicie harbaty i porozmawianie o życiu - zyskiwałem niematerialnie i tym samym mniejszą stawke ujmowałem na rachunku. Takie podejście szybko zyskało uznanie klientów - byłem zapraszany i problemów z zajęciem nie miałem. Moje działania w szybkim czasie zyskały dobrą renomę - rozeszła się sława, że jak "ten z kitką" przyjdzie do naprawy to maszyna działa -zapewne nie bez znaczenia był fakt, że w każdej takiej relacji byłem obecny "na 100%" (no... starałem się, czasem słabo to wychodziło ale wszystko sie da naprawić) co ludzie (szczególnie kobiety - wiekszość obsługi takich maszyn stanowiły własnie panie) doskonale wyczuwają. Pojawiając sie w danym miejscu poświęcałem całą swoją wiedzę i energię na cel z jakim się tu pojawiłem i w jakim mnie wezwano a gdy do tego człowiek jest szczery i miły to ma dodatkowe "punkty w notowaniach".
     Zdarzyła mi się kiedyś taka lekcja: głowę moją zaprzątały jakieś troski finansowe. Zamartwiałem sie o zapłatę pewnego zobowiązania finansowego. Przyszedłem do naprawy maszyny z takim błędnym nastawieniem "ta naprawa i wystawiony za nią rachunek pozwoli mi zapłacić tamten rachunek, którym sie martwiłem".  Jest taki mądry film - jeden z bardzo ważnych dla mnie- "WIELKI SZU", Nowicki gra tam główna rolę. Pewien zarozumiały i miotany emocjami młodzieniec siada ostatecznie z Wielkim Szu do stołu. Przegrywa a mistrz go pyta: "a wiesz dlaczego przegrałeś?" Ten odpowiada chyba coś takiego: "bo miałeś szczęście" (bo miałeś lepsze karty). Na co Wielki Szu wypowiada zdanie, które stało się dla mnie wskazówką na życie: "PRZEGRAŁEŚ BO GRAŁEŚ DLA PIENIĘDZY" . Młody się oburzył: "No jak to!? Przecież po to sie gra - nie?" . Tu mistrz uzupełnia: "NIE - GRA SIE PO TO ŻEBY WYGRAĆ A PIENIĄDZE SĄ JUŻ TYLKO KONSEKWENCJĄ WYGRANEJ". 
    Wracając do mojej wizyty u pani Irenki (naprawa maszyny)- wszedłem i zdiagnozowałem, że uszkodzenie jest stosunkowo proste i że zajmie mi to najprawdopodobniej jeden dzień. Za tym popłyneły fantazje i taka radość (również zgubne uczucie - jak każda inna emocja): "och! mój problem finansowy zniknie".  W każdym razie zamiast być umysłem i całą swoją jaźnią obecny "tu i teraz"  odbiegłem myślami ( a z nimi moja energia, skupienie, postrzeganie)  gdzieś w nieistniejącą jeszcze przyszłość. Powinienem "grać żeby wygrać" a więc skupić sie w danej chwili wyłącznie na naprawie maszyny a nie na tym ile to ja za to wezmę, rozproszyłem się i .... najpierw gdzieś tam drgnęła mi ręka i zerwałem dość ważną elektrodę, potem sam narobiłem jeszcze innych podobnych komplikacji, potem wdał sie pośpiech "no bo przecież dziś to miałem skończyć". Minęło wiele godzin, ja straciłem całą energię (kapitał danego dnia) i nadal byłem niemalże w punkcie wyjścia z naprawą. Musiałem poddać sie tego dnia, wróciłem do warsztatu po jakieś części - cała akcja przeciągnęła się do 3 dni ( w ogóle to była i chyba nadal jest u mnie zasada - jeśli coś "przeliczałem" naprzód to traciłem 3 krotnie. Co prawda moja prze- mądra prababcia Helena mawiała: "kto liczy naprzód ten liczy 2 razy" a u mnie z jakichś przyczyn wychodziły straty 3- krotne).  

Będę na tę chwilę kończył niniejszy wpis bo i tak chyba przyprawi Szanownych Czytelników o ból głowy - rozwlekły bardzo. Ledwie zarysowałem szkic myśli z jakimi obudziłem się dzisiejszego ranka - chciałem przekazać, że konkretna suma pieniędzy - sciśle określona i tak "na umysł" posiadąjąca niby jednakową wartość (ta sama kwota) może w praktyce powodować zupełnie inne skutki lub nawet szkodzić- ważny jest ten ładunek intencji (pole energii) z jakim ta suma przyszła do adresata. Jest to w naszym materialnym świecie bardzo umowna miara ludzkiej pracy. Zauważyłem (jest tez na to przykład w mojej rodzinie - może innym razem), że takie "dobre pieniadze" zainwestowane w marzenie powodują nadspodziewanie wysokie plony - nagle pojawiają sie "zbiegi okoliczności", jakieś okazje itp. O wszystkim tym pięknie opowiada przywoływany przeze mnie wielokrotnie Jegorow 'Nauka obrazowania".


      Czytam powyższe i widzę, że w wielu miejscach ledwie pozaczynałem myśli zostawiając sobie "ogony" dla ich ewentualnego rozwinięcia. Zresztą z każdą opowieścia tak jest, że można "odpłynąć" (jak Lewszunow) - tym bardziej, że mój kontakt w tej chwili z Wami  -  czytelnikami jest ograniczony. Gdyby to było spotkanie na sali to "myśl przewodnia" rozwijana byłaby w kierunku gdzie dana grupa ludzi ma aktualną potrzebę - modyfikowana natychmiast poprzez pytania i uwagi - tak jest najlepiej - właśnie ze względów energetycznych. Dlatego najlepszymi wykładami są te nagrane podczas spotkań z publicznością bo natychmiast następuje "zwrotka" energetyczna - jak w dobrym małżeństwie- i energia prelegenta nie słabnie. Ja tu w tej chwili potraciłem "z pola widzenia" pewne niuanse jakie "miałem przed oczami" budząc sie rankiem a więc publikuję te treści i zobaczymy co się dalej wydarzy. Zapewne jutro rano znów będę widział szerzej. Tak jak już nieraz pisałem wszyscy jesteście współautorami tego bloga a jam tylko administrator kierujący ten kapitał energetyczny w stronę jaka  w danej chwili jest potrzebna wiekszości czytelników - taka fajna zabawa i nauka władania energią w praktyce.

Tymczasem......(borem, lasem)   c.d.n.


wtorek, 18 października 2016

Odmładzające jabłka

Jest to tytuł prastarej bajki zawierającej jak każda bajka wiele przekazów i podpowiedzi aktualnych w każdym czasie i wieku - ponadczasowa wiedza. Iwan Carewicz czyta  tekst bajki i daje objaśnienia.

Tekst dodany jest poprzez narzędzie You Tube a więc gdyby u kogoś się nie wyświetlał to proszę sobie zmienić ustawienia, zazwyczaj jest to mały przycisk z napisem "CC" w prawym dolnym rogu.

 Na przeczytanie całej bajki niestety nie starczyło Iwanowi czasu. Będę szukał drugiej części i jeśli jest to na pewno będzie kontynuacja.

 
Ponieważ Iwan bajki nie dokończył więc postanowiłem przetłumaczyć końcówkę. Kiedyś , gdzieś byc może znajdę drugą część a na razie poczytajcie jak to się skończyło:

............................
Siedli na koń i się rozstali. Długo czy też krótko podróżował -bo nic
nie dzieje się od razu, szybko to bajkę można opowiedzieć-
- dojeżdża Carewicz do rozstajów, do trzech dróg
gdzie leży kamień drogowskaz i myśli:

"No ładnie - ja jadę do domu a moi bracia przepadają bez wieści".

Nie posłuchał panny Niebieskookiej i skręcił w drogę gdzie "ożenić się".
Dojeżdża do wieży ze złotym dachem i nagle pod Iwanem zarżał koń
 a konie braci odpowiedziały bo z jednej stajni były.
Iwan Carewicz wszedł na ganek i zastukał pierścieniem 
aż kopuły na wieży zadrżały a okiennice się skrzywiły.
Wybiega piękna panna:

"Ach! Iwanie Carewiczu! Od dawna
na ciebie czekam! Idź za mną,
pojesz chleba i soli a potem przenocujesz.

Zaprowadziła go do wieży i zaczęła go częstować.
Carewicz nie tyle je co pod stół wrzuca,
nie tyle pije co pod stół wylewa.
Zaprowadziła go piękna panna do sypialni:
"Kładź się Carewiczu spać i nocować.
A Iwan Carewicz pchnął ją na łóżko
i szybko je przekręcił. Panna poleciała do piwnicy - do dołu głębokiego.
Carewicz pochylił się nad dołem i krzyczy" Jest tam kto żyw?"
Z dołu odpowiadają: "Fiodor Carewicz i Wasyl Carewicz" Wyciagnął ich z dołu-
- na twarzach czarni byli, zaczęli już ziemią przerastać. 
Iwan Carewicz umył braci żywą wodą i stali się tacy jak dawniej.

Siedli na konie i pojechali. ..
Długo czy też krótko - dotarli do rozstajów i Iwan Carewicz mówi do braci:

- Popilnujcie mi konia a ja położę się i odpocznę.

Położył się na jedwabną trawę i zasnął snem bohatera.
Fiodor Carewicz mówi do Wasyla:
- Jeśli powrócimy bez żywej wody i bez jabłek odmładzających to będzie dla nas dyshonor. ojciec nas wyśle gęsi pasać.

  Wasyl Carewicz odpowiada:
- Wrzućmy Iwana do przepaści a te rzeczy weźmiemy i damy ojcu do rąk.
     I wyjęli zza jego pazuchy odmładzające jabłka i dzban żywej wody a jego wrzucili w przepaść. Iwan Carewicz leciał tam przez 3 dni i 3 noce.
 I upadł Iwan na samym brzegu morza - ocknął sie i widzi:
tylko niebo i woda. A pod starym dębem nad brzegiem morza piszczą ptaki - zła pogoda, deszcz i wiatr je chłoszcze.
     Iwan Carewicz zdjął z siebie płaszcz
 i zakrył ptaki a sam sie schował pod dębem.
     Rozpogodziło się a tu leci wielki Gryf. Przyleciał pod dąb i pyta pisklęta:
-Dziecinki moje miłe, nie zabiła was zła pogoda?
- Nie krzycz mamo - ochronił nas pewien Słowianin i swoim płaszczem okrył.

   Olbrzymi Gryf pyta Iwana Carewicza:
- Jak tutaj trafiłeś miły człowieku?
- Bracia rodzeni w przepaść mnie wrzucili
z powodu odmładzających jabłek i żywej wody.
- Uratowałeś moje dzieci -proś o co chcesz.
Może złoto, srebro albo drogocenne kamienie?
- Nic Gryfie nie potrzebuję, ani złota, ani srebra ani cennych kamieni.
Mogę w jakiś sposób wrócić w rodzime strony?
     Gryf mu odpowiada:
- zdobądź dla mnie 2 worki mięsa - każdy niech waży 12 pudów.
   I Iwan Carewicz nastrzelał na brzegu morskim gęsi, łabędzi i powkładał w 2 worki. Jeden postawił Gryfowi na prawe ramię a drugi na lewe a sam siadł na jego grzbiecie. I zaczął karmić Gryfa a on sie uniósł i wzbija sie w górę.
    Gryf leci a Iwan mu podaje i podaje. Długo lub krótko tak lecieli, skończył się zapas w obu workach. A Gryf się znów obraca więc wziął Iwan nóż, odciął kęs od swojej nogi i podał Gryfowi. Gryf leci ale znów sie obraca - on z drugiej nogi odciął kęs i mu podał. Już było niedaleko a Gryf znów się odwraca, Iwan odciął sobie mięso z piersi i mu podał.
   Tu Gryf doniósł Iwana Carewicza do rodzimych stron.
- Dobrze mnie karmiłeś przez cała drogę ale słodszych kęsów niż te ostatnie nigdy nie jadałem.
Iwan Carewicz pokazuje rany, Gryf zwrócił 3 kęsy:
- Przyłóż je na miejsce.
  Iwan tak uczynił i mięso przyrosło do kości.
- A teraz już zejdź ze mnie iwanie Carewiczu. Polecę do domu.
Gryf uniósł się w przestworza a Iwan Carewicz poszedł drogą w rodzime strony.

  Przyszedł do stolicy i dowiaduje się, że Fiodor i Wasyl przywieźli ojcu żywej wody i jabłek odmładzających. Car wyleczył się
i był zdrowy tak jak dawniej, wzrok znów miał dobry.
  Nie poszedł Iwan Carewicz do matki i do ojca lecz zebrał pijaków i zaczął bywać po karczmach.
  W tym czasie za 3/9 Ziem, w 3/10-tym królestwie mocna bohaterka, Niebieskooka urodziła dwóch synów.
  Dzieci rosną ale nie dzień po dniu a z godziny na godzinę.
    Bajkę szybko się opowiada ale sprawy nie tak szybko zachodzą - minęły 3 lata. Niebieskooka wzięła synów, zebrała wojsko
 i poszła szukać Iwana Carewicza.
  Przyszła do jego ,królestwa i na otwartym polu rozbiła wielki namiot. Drogę do namiotu uścieliła kolorowymi suknami i posłała do stolicy by przekazać carowi:
- Oddaj Carze Carewicza, jeśli nie oddasz
to całe królestwo spalę i potopię a ciebie wezmę w niewolę.
     Car sie przestraszył i wysyła starszego Fiodora Carewicza. Idzie Fiodor po kwiecistych suknach, podchodzi do wielkiego namiotu
 a tam wybiega dwóch chłopców:
- Mamusiu, czy to idzie nasz tatuś?
- Nie dzieciaczki - to jest wasz wujek.
- A co nakażesz z nim uczynić?
- Ugośćcie go dzieciaczki tak jak należy.
     A więc dwóch chłopców wzięło rózgi i dawaj chłostać Fiodora poniżej pleców. Bili go i bili - ledwie nogi uniósł.

Niebieskooka znów posłała do stolicy by przekazać Carowi:
- Oddaj Carze Carewicza, ........
    Bardzo się car przestraszył i posyła średniego Wasyla.
Ten podchodzi do wielkiego namiotu a tam wybiega dwóch chłopców:
- Mamusiu, czy to idzie nasz tatuś?
- Nie dzieciaczki - to jest wasz wujek.
- A co nakażesz z nim uczynić?
- Ugośćcie go dzieciaczki tak jak należy.
Dwóch chłopców znów wzięło rózgi i dawaj chłostać Wasyla poniżej pleców. Bili go i bili, że ledwie nogi uniósł a Niebieskooka po raz 3-ci posyła do Cara:
-Idźcie szukać trzeciego syna, Carewicza Iwana.
Jeśli nie znajdziecie to całe królestwo zatopię.
  Car się przestraszył nie na żarty. Posyła po Fiodora i wasyla i nakazuje im znaleźć brata iwana Carewicza. Tu bracia upadli ojcu do nóg i wyjawili wszystko: jak spiacemu Iwanowi zabrali wodę i odmładzające jabłka a jego samego rzucili w przepaść.
    Usłyszał to Car i zalał sie łzami. A tymczasem Iwan Carewicz sam idzie do Niebieskookiej a wraz z nim banda pijaków z karczmy. Tamci nogami sukna rwą i rozrzucają na boki.
   Podchodzi on do wielkiego namiotu a tu wybiegają dwaj chłopcy:
- Mamusiu! Idzie do nas jakiś pijak z cała ferajną!
A Niebieskooka im odpowiada:
- Weźcie go za białe ręce i prowadźcie do namiotu.
To jest wasz ojczulek rodzony - cierpiał niewinnie przez 3 lata.

   Tu wzięli Iwana Carewicza za białe ręce i wprowadzili do namiotu. Niebieskooka go umyła i uczesała, odzienie na nim zmeniła i położyła spać. A jego towarzyszom zaniosła po szklaneczce i odprawiła do domu.
    Następnego dnia Niebieskooka i Iwan Carewicz przyjechali do pałacu. Tu zaczęła się uczta dla całego świata, uczczono w ten sposób ich małżeństwo. Fiodor i Wasyl nie dostąpili zaszczytów - przegnano ich ze dworu,

  Iwan Carewicz nie pozostał tutaj.
 Pojechał z Niebieskooką do jej panieńskiego królestwa.

    Ot i koniec bajki.


p.s. dla znających rosyjski (lub chcących sie uczyć) podaję link do tekstu oryginalnego. Tłumacz google chyba słabo będzie sobie z bajką radził ale można spróbować http://www.kostyor.ru/tales/tale42.html 

    Jest to już i tak tekst mocno uwspółcześniony - zresztą krąży wiele dość znacznych modyfikacji rozmaitych bajek. Ja znałem taką wersję gdzie niegodziwi bracia porąbali Iwana na rozstajach, pojawiła się Niebieskooka (nasz Lewszunow- współczesny Iwan Carewicz  wyjaśnia w pewnej chwili różnicę między wodą martwą a wodą żywą i przywołuje ten właśnie epizod) i polewa kawałki ciała ukochanego najpierw martwą wodą a potem żywą. Była też wersja, że ona przywraca go do życia pocałunkiem, ale to chyba tylko w filmie animowanym ( też potem odnajdę link i zamieszczę już w komentarzu) - ogólnie ważny jest tu motyw wskrzeszenia z martwych ( skradziony przez  wiecie kogo). W każdym razie nie było tej wersji (dość drastycznej - choć porąbanie Iwana na kawałki to też horror) z Gryfem i karmieniem Gryfa własnym ciałem. Choć jeśli wiemy, że świat bajkowy rządzi się swoimi prawami to nie brzmi to tak strasznie - tam cuda są normalną sprawą, martwi do życia wracają, ciało się zrasta.
     Według mnie jednak ( taką jakoś obserwuję prawidłowość) każda kolejna i młodsza (liczaca mniej lat) modyfikacja traci coś ze swej głębokiej zawartości (bo ludzie ją przekazujący coraz bardziej grzęzną  w świecie materii). Zauważyliście już, że ważnym symbolem powtarzanym nieustannie jest trójka - świat 3 częściowy (Jaw, Naw, Sław), Iwan skacze między portalami ( 3 chatki Baby Jagi/Jogi), ze świata do świata. Każda bajka zawierała jednocześnie przekaz cielesny, przekaz na poziomie serca oraz przekaz na poziomie duszy). Obawiam się, że te młodsze wersje juz zatraciły nieco wysoki sens duchowy a pozostały tylko sprawy cielesne (alkohol i pijaństwo na przykład) - ewentualnie z elementami "królestwa srebra" a więc serca.
      Osobiście (dodam jeszcze) moją wielką ciekawość  wzbudza symbol Gryfa jaki przywędrował do tej wersji powyżej z jakiejś innej opowieści (bajki bywały chyba łączone) bo urodziłem sie w tym życiu na Pomorzu a tu Gryf po dziś dzień jest w herbach miast ( w tym mojego rodzinnego). Temat Gryfa będę drążył. Mityczny ptak pojawiający sie ponoć w wielu Słowiańskich opowieściach. 
         Resztę przemyśleń dołączał będę w komentarzach aby nie edytować nieustannie tego wpisu bo pojawiają sie czasem trudności z ponowna publikacją.

piątek, 7 października 2016

Luczis

Był ktoś na spotkaniu z nim? Jakie wrażenia?
  Tak się jakoś składa, że od kilku lat tu i tam trafiają do mnie informacje o jego działalności. Bywam bardzo powściagliwy wobec rozmaitych rewelacji - szczególnie tych podawanych przez zachwycone uczennice. Tym bardziej zapalały mi się czerwone lampki ostrzegawcze gdy słyszałem, że facet zajmuje sie tantrą a ta na zachodzie - jak sam to przyznaje Luczis w wywiadzie internetowym poprzez NTV - jest wypaczona i sprowadzona wyłącznie do poziomu pasa.
  Tak więc znów wczoraj trafiła informacja o działaniach Luczisa więc badam temat. Obejrzałem właśnie 4 filmiki (pojawiło sie tego troche na You Tube) i jestem miło zaskoczony - głównie dlatego, że wreszcie ktoś mówi sensownie o energiach. Ja już w rozmowach z ludźmi często się gryzłem w język widząc tę charakterystycznie uniesioną brew gdy zaczynałem naświetlać jakiś problem z tej strony. Luczis ma rację, że ta warstwa naszego życia jest w ogóle nieznana i czynimy sobie przez tę niewiedzę wiele krzywdy.

Dobra - zabieram się za dalsze oglądanie. Od połowy października Luczis ma być w Poznaniu a potem w warszawie - ogólnie będzie ponoć w Polsce około miesiąca. http://loveoflife.pl/pl/kalendarz/miesiac/2016-10 W grudniu zeszłego roku był w Sopocie. Już widzę w podglądzie fragment filmu mający w tytule Ród więc bardzo jestem ciekaw.

 EDYCJA (dn. 16 października 2016)
   Z obowiązku badacza i (być może) sprawcy zamieszania ;) uzupełniam niniejszy wpis meldując posłusznie, iż byłem obecny w piątek t/j 2 dni temu na pierwszym spotkaniu Luczisa w Poznaniu.
   W bardzo wielu sprawach Luczis prezentuje trafne obserwacje choć już na dziś (wszystko co ze sobą przywiozłem - wszelkie energie- bardzo mocno pracują we mnie więc być może na niniejszym wpisie sie nie skończy. Duża wymiana energetyczna, wszystko to w sobie "rozpakowuję" jak pliki zip. czy rar. stosowane w komunikacji komputerowej)....już na dziś mogę stwierdzić, że w kilku ważnych kwestiach (naprawdę chciałbym napisać, że to tylko szczegóły ale nie mogę) moja wiedza i praktyka się różni.
  Nie żałuję dalekiej podróży bo jak wspomniałem z wielu względów jest to dla mnie cenne doświadczenie. Miałem możność popatrzeć na ludzi, posłuchać problemów jakimi żyją no i oczywiście odrobinę przyjrzeć się Luczisowi na żywo, wyciągnąć własne wnioski. Kupiłem książkę o tytule "Odmładzające jabłka" - jestem w trakcie lektury i już widzę, że wersja bajki na jakiej Luczis oparł swoje dalsze wywody jest mi nieznana (pierwsza wersja zaprezentowana w książce - jestem na ten moment na 42 stronie) i ....przyznam szczerze dość zaskakująca.
http://michalxl600.blogspot.com/2016/10/odmadzajace-jabka.html
  Przed zajęciami zapoznałem się też ze wszystkimi materiałami wideo jakie niedawno udostępnili organizatorzy i jakie możliwe są bezpłatnie do obejrzenia na You Tube. Obejrzałem "od deski do deski" wszystkie konferencje skype jakie udostępniono (kilkanaście godzin materiału wideo) i wnioski podobne - było tam dla mnie kilka mocnych "zgrzytów"- nawet coś tam zaznaczyłem zadając pytanie w komentarzach. Organizatorzy zapytani na zajęciach stwierdzili, że nieporozumienie zapewne wynika z faktu niezręcznego użycia przez Luczisa polskiego słowa - być może, faktycznie co najmniej 2 razy takie coś miało miejsce podczas oglądania tych konferencji.
   Podsumowując na ten moment nasuwa mi się określenie jakiego użył Trehlebov wobec Hiniewicza gdy pytano go o działalność tegoż (jest dostępne na You Tube takie nagranie telefonicznej rozmowy obu panów) - Trehlebov odpowiedział wprost: "Ty jesteś na swoim miejscu i jesteś doskonałym administratorem". Podczas innych wypowiedzi (wykłady) Trehlebov wyjaśnia co rozumie pod tym pojęciem i że tacy ludzie mają swoja rolę i są jak najbardziej potrzebni sporej rzeszy ludzi (każdy potrzebuje przecież czegoś innego). Hiniewicz prowadzi w Omsku szkołę, wydaje książki i utrzymuje się z szerzenia tej wiedzy, daje ludziom oparcie i "mocną konstrukcję" ....ideologiczną, że tak to ujmę. Luczis również kilkakrotnie na spotkaniu beż żadnej krępacji omawiał tę kwestię i nie zdradzę tu chyba wielkiej tajemnicy (cennik zajęć i spotkań jest dostępny w necie, wspominał o tym chyba również podczas wideo konferencji) jeśli powiem, że podkreślał: "musicie dużo zapłacić za tą wiedzę". Kwestii odpłatości i wszelakich dotacji poświęcono (jak dla mnie) sporo uwagi. Zdaję sobie doskonale sprawę, że wielu ludzi (szczególnie współczesne kobiety) docenia przekaz jeśli odczuje to materialnie.
   Ja tutaj mam diametralnie inne podejście - wymiana energetyczna aby nie powstało zobowiązanie karmiczne odbywa sie w rozmaity sposób i na różnych poziomach - ktoś tam z wdzięcznością pomyśli o jakimś "redaktorze", ktoś inny odczuje potrzebę przekazania pomocy materialnej itp. Pisałem już kiedyś, że sprofanowana przez KK konwencja "co łaska"  (ew. "Bóg zapłać") jest tu dla mnie kluczem i jest mi zdecydowanie bliższa. Biblijna ( a tak naprawdę Starosłowiańska - Wedyjska) przypowieść o wdowim groszu jest tu wystarczającym wyjaśnieniem. Kto zna moje tłumaczenie "nauka obrazowania" (wykład Jegorowa) ten dopełni sobie reszty obrazka.
 Oprócz tej fundamentalnej kwestii znalazłoby się jeszcze kilka poważnych pytań. Nie zadawałem ich na zajęciach i nie wiem czy będę je roztrząsał tutaj w necie. Tak jak już oględnie wspomniałem powyżej zdaję sobie sprawę, że ilu ludzi tyle dróg i dla wielu ludzi jest to z pewnoscią potrzebny i dobry nauczyciel i z szacunkiem odnoszę sie do wszelakich ludzkich wyborów i doświadczeń. Podobało mi sie u Luczisa, że podobnie wypowiadał się poruszając kwestie odmiennych światopoglądów i jak mi sie wydaje starał się nie urażać niczyich uczuć w tym względzie - bardziej łączyć niż dzielić szukając punktów wspólnych. Mam takie właśnie intencje choć z drugiej strony wiem, że "urawniłowka" wszystkiego w jedna szaro - burą masę jest niemożliwa i co sam Luczis ładnie wyjaśnia na jednym ze spotkań skype- konferencji: idee (intencje) zajączka będą zawsze odmienne od intencji wilka bo też mają oni w przyrodzie inne zadania.
  Przypominam:  Sławianin = Sław Yan- In. My sławimy obie strony mocy - czasem i klaps bywa dobrem.

  Może tyle na ten moment i tak "na gorąco" - z kronikarskiego obowiązku.