środa, 26 lipca 2017

Kryzys instytucji wychowania mężczyzn.

  Dziś nie czas na oczekiwanie zmian. Nie ma sensu krytykowanie i opowiadanie jak bardzo wszystko zostało zapuszczone bo dziś ani to słowo ani każde inne nie pasuje. Rzecz o planowym ludobójstwie kiedy to z ludzi w praktyce uczyniono dwunogie zwierzęta, które zainteresowane są tylko snem, pożywieniem i obroną - konsumentami zainteresowanymi wyłącznie własnym komfortem. To dla nich budowane są ogromne supermarkety, fast-foody. Oczywiście po takim przejedzeniu i stresującym reżimie pracy potrzeba im mnóstwo aptek i jeszcze więcej notariuszy bo przecież będą wszystko dzielić, restrukturyzować a nikomu już nie wierzą więc papieru będzie się zużywać coraz więcej i więcej.
Ponadto potrzebne są im miejsca rozrywki aby nie patrzyli sobie wzajem w serca lecz na boki - trzeba ich przecież odciągnąć od ich własnego życia. Jeśli ktoś coś wspomni o świadomości to powiedz, że to jakiś sekciarz - nikt nie powinien przeszkadzać w przyjmowaniu rozkoszy a psychologów powinno przybywać więcej i więcej aby ludzie nie otwierali swoich serc w domu ale gdzieś "na boku" za odpowiednią opłatą - aby tajemnica stała się normą, najważniejsze aby nam się wydawało, że jesteśmy tymi kim chcielibyśmy być.

  Mogłabym jeszcze długo na ten temat ale rozmyślania takie wywołają smutek  - u kogoś być może rozdrażnienie, wielu ludzi jest już po prostu zmęczonych taką informacją nie mniej ważnym jest zdawać sobie sprawę w jakich warunkach żyjemy i umieć transformować tę realność a nie po prostu odwracać się od niej.

     Drodzy mężczyźni, oto moje przesłanie dla Was! Na pewno o wiele więcej jest czytelniczek i jestem wdzięczna kobietom, że wiele z nich wykazuje wielką aktywność w poszukiwaniu rozmaitych dróg wyjścia z kryzysu - ich instynkt macierzyński nie pozwala się zrelaksować. Tak samo i ja zwracam się do Was Szanowni Mężczyźni -jako matka. Dorastałam na wschodzie i wierzę, że najlepsze decyzje podejmą ostatecznie rozumni mężczyźni. Mówię to nie po to aby "pompować" ego mężczyzn - na ego "daleko nie ujedziesz". Po prostu w sercu każdego mężczyzny żyje rycerz - bohater i jeśli życie mimo wszystko nie przebudziło herosa to będzie to nieszczęśliwy mężczyzna, który nie wypełnił swojej misji.

  Współczesna cywilizacja w pierwszej kolejności naniosła cios na chłopców - jest to wiek braku ojca. Ogromny procent chłopców wychowywanych jest w niepełnych rodzinach gdzie mamy - mimo najlepszych chęci- nie są w stanie przekazać pełnowartościowego wychowania męskiego, nauczyć cech męskich. A nawet i w tych rodzinach gdzie oficjalnie ojciec istnieje dzieci go de facto nie czują gdyż jest on pogrążony w pracy.  

  Chcę Wam opowiedzieć pewną historię jak byłam kiedyś w sprawie programów we Władywostoku i tam zatrzymałam się w mieszkaniu u przyjaciół. Od razu zadziwiło mnie podwórko - całe było "wycięte z drewna" - każda ławeczka, karmnik dla ptaków, jakieś zadziwiające figurki. I każdego wieczora obserwowałam z okna jeden i ten sam obrazek: na podwórze wychodził leciwy starzec - wujek Wania i zbiegała się dzieciarnia. Powoli rozkładał wokół siebie nożyki, kawałki drewna a chłopcy tłumnie zbierali się wokół niego i coś tam wspólnie wykonywali prowadząc niespieszne rozmowy o życiu. Zainteresowałam się tym i powiedziano mi, że jest on ulubieńcem wszystkich chłopców z okolicy, których - jak za starych dobrych czasów nie dasz rady zagonić do domu, żaden z nich nie "wisi" godzinami w internecie. Matki jeśli czują jakieś problemy z synem to idą do wujka Wani i wujek Wania sam po męsku rozwiązuje wszelakie problemy z chłopcami. Mężczyźni na tym podwórku bardzo szanują wujka Wanię i kupują mu wszystko co niezbędne do działania - ot, takie oto przyjazne podwórko. Ponadto pamiętam jeszcze pewną audycję telewizyjną kiedy to przyszedł tu pewien trener młodzieżowy pomagający w rozwoju chłopców tym samym jednocząc ich - przy tym są to chłopcy z ograniczonymi możliwościami. Te przykłady na szczęście istnieją i na nich trzyma się Ziemia - takim mężczyznom niski pokłon składam.  

  Ale przecież każdy mężczyzna wzrasta gdy obok niego wzrasta ktoś inny. Każdy z Was drodzy mężczyźni posiada dar serca, który zostanie odkryty tylko wtedy gdy obok rozpalą się w zachwycie dla Was  oczy dziecka tylko dlatego, że uścisnęliście mu mocno dłoń, klepnęli po plecach, daliście natchnienie.

   Piszę do wszystkich bo może nagle ktoś z mężczyzn odłoży na bok swoje sprawy i poczuje sercem, że nadszedł czas aby spojrzeć w oczy swojemu synowi, córce i innym dzieciom, które dorastają samotnie pośród żyjących rodziców. Zadziwiające, że nawet jeśli dziś zdecydujesz spędzić dzień z dzieckiem to jest wielce prawdopodobne, że nie będzie miało ono ochoty spędzić go z Tobą. Przestaliśmy być interesujący dla dzieci - wciągnęła je imitacja relacji międzyludzkich w "i-padach"  i musimy przywrócić ich zaufanie oraz zainteresowanie. W jaki sposób? Stać się naprawdę dorosłymi. Wielu się starzeje nigdy nie dorastając. Jak to ujął pewien wielki filozof: "Na mogiłach wielu ludzi można by napisać- UMARŁ W WIEKU 30 A POCHOWALI GDY MIAŁ 70- tkę.
   
  Po 40 -stce człowiek kieruje się albo w starość albo w mądrość. Staruszków jest bardzo wielu a bardzo potrzebni są Starcy. Nadszedł czas, aby uzyskać brakującą edukację w sferze relacji wzajemnych. Oczywiście, że większość ludzi machnie ręką i popędzi dalej ale życie znajdzie sposób aby go zatrzymać. Istnieją 3 rodzaje nauczania: 
- szept miłości
- głos sumienia
- krzyk cierpienia.

Drodzy mężczyźni! Czy byli w Waszym życiu tacy ludzie, którym udało się rozpalić płomień w Waszym sercu i odkryć w nim przeznaczenie? Przyszła pora przekazać tę sztafetę! A jeśli to nie miało miejsca to tym bardziej należy to uczynić! Czy brak nam czasu na tego typu "głupstwa"? A czy są sprawy ważniejsze?

źródło tłumaczenia


Życie na wsi - jedna z lepszych recept szczęścia dla płci pięknej.

  Autorka poniższego tekstu pojawiła się już kiedyś na naszej stronie. Zrządzeniem sił wyższych mam wziąć urlop i przez najbliższe kilka tygodni jestem znacznie unieruchomiony - być może mam klepać w klawisze a dusza rwie się do czynu. Jednocześnie z moim "wyłączeniem" w świecie realnym pojawił się nowy korespondent podpowiadający nieznane wcześniej publikacje więc działam:
Kobiety tu są takie same jak w mieście - uwielbiają się stroić, opowiadać o innych ludziach oraz w miarę swoich zdolności upiększać świat wokół siebie. Przy tym bardzo się różnią od tych z miasta - nie mają normowanego dnia pracy, nie chodzą wysługiwać się do biura, nie oddają dzieci do żłobka czy przedszkola. Jest jednak różnica w sposobie życia i przeżywania między tymi, które przeżyły tu całe życie a tymi, które pochodzą z miasta.

    Jak już wcześniej wspomniałam w naszej miejscowości żyją zadziwiające staruszki. Wyróżnia je postawa ciała, ostry język i śmiech - mając osiemdziesiątkę same, bez pomocników uprawiają ogród i potrafią same zawekować po 100 słoików  z pomidorami. Nadal noszą chusty i czarne suknie z kolorowymi ozdobami tak samo jak to się tutaj działo 100 lat temu.

  Następne pokolenie czyli córki tych "staruch" ( z tych co są jeszcze "w sile wieku") to kobiety pomiędzy 40 a 60 lat Nadal kierują niemałym gospodarstwem i są to ostatnie osoby w naszym siole, które utrzymują krowy. W ich oczach nie ma już tego przekonania, że żyją tak jak należy. One słyszały już, że istnieje inne życie gdzie hoduje się paznokcie i jeździ na urlop do Turcji dlatego też starają się przy byle okazji wysłać swoje córki do miasta aby się tam kształciły i wyszły za mąż.  Potem zaczynają więdnąć i tracić sens życia. Wydaje mi się, że wypuściwszy dzieci do miasta nie widzą już dla siebie żadnej wartości - rozkwitają tylko w te dni gdy przyjeżdżają do nich wnuki.

   Młode panny z jednej strony kochają wieś a z drugiej im ona ciąży. Tu jest ich świat, swoboda gdy były same pośród drzew i pagórków, gdzie można było biegać z koleżankami do samego zmroku, gdzie wszystko jest zrozumiałe, gdzie cała ulica jest znajoma. Ale oto i one wyrosły i one również są zatrute przez telewizję. Dlatego też w naszej wsi nie ma porodów: dziewczyny wyjeżdżają w poszukiwaniu królewiczów, wyjeżdżają do życia w blokowych mieszkaniach i akademikach, do "szopingów" i dancingów.  

   Ogólnie obserwuje się katastrofę - z tych trzech żeńskich typów mamy dziś na wsi tylko staruszki i czasem jakąś matkę. Młode kobiety już tu nie mieszkają - nie ozdabiają wsi swoim urokiem, nie widać tu ich warkoczy ze wstążkami dlatego też dziewczęta, które jeszcze gdzieniegdzie dorastają w miejscowych rodzinach nie mają się na kim wzorować i przejmować sztuki upiększania siebie.

   A teraz opowiem jak żyją kobiety z tych "przyjezdnych". Na początku wpadamy w takie samo zakłopotanie jak nasi mężczyźni. Zamiast uporządkowanych metrów kwadratowych miejskiego mieszkanka otrzymujemy do dyspozycji dom a  dom  to zakątki, narożniki i wieczny szereg działań mających na celu poprawę wszystkiego wokół. Z zewnątrz wydaje się, że jest to ogromnie kłopotliwe ale po pół roku zauważasz, że wraz z tymi zajęciami coś się zmienia na lepsze. Duszę w dużo większym stopniu przepełnia równowaga, ze statusu "mieszkanka kwatery w bloku nr 8" kobieta ostatecznie staje się gospodynią.

  Cały "szoping" na wsi to zakupy kilku drobiazgów w miejscowym sklepie oraz wizyta na ryneczku otwartym 3 razy w tygodniu. Dlatego też zamiast biegać po sklepach cieszymy się bieganiem po okolicy. Poszła do sadu a przyniosła pieczarki, przeszła się po pagórkach a nazbierała dzikiej róży i głogu, zadowolenia z tego o wiele więcej i jakże bardziej ekonomicznie.

    Kolejną naszą rozkoszą są wzajemne spotkania. Nasza osada jest mocno rozrzucona  w terenie, "przyjezdni" żyją średnio około kilometr od siebie i dlatego wyjście w gościnę na herbatę to regularna i intensywna wymiana nowościami. Większość z nas nie ma w domu podłączonej anteny do telewizora - zastępuje go internet.  Dlatego też rozmawiamy o naszych nowościach: o nowym hafcie, o owieczce, która urodziła trójkę, o wykładzie, który ledwie co jedna z nas przeprowadziła w mieście (a co - trzeba coś czynić z wiedzą i kwalifikacjami wykładowcy). Przy tym ręce same się rwą do jakichkolwiek zajęć. Na ile zauważyłam wiele kobiet przesiedliwszy się na wieś zaczyna zajmować się rękodziełem - jakoś tak niezauważalnie dla samej siebie i niemalże wbrew woli. Znam około kilka dam, które deklarowały absolutny brak chęci aby cokolwiek haftować czy wyszywać a teraz jedna z nich wykonuje walonki z wełny a druga uczy się prząść. Rękodzieło jak i kontakt z innymi kobietami uspokaja a kiedy my jesteśmy spokojne to wszyscy są spokojni. Dawne emancypantki wkładają swoją moc nie w walkę i gniew ale w zaplatanie ogrodzenia z gałązek i dla-czegoś są z tego bardzo zadowolone.  

   Tym nie mniej jeśli jest takie życzenie to jest tutaj gdzie zainwestować żar swojej duszy. Nauczycielka literatury z naszej szkoły stworzyła drużynę koszykówki z uczennic starszych klas a w tej chwili awansowały do klasy juniorek naszego okręgu. Kolejna pasjonatka rzuciła wszelkie swoje niewykorzystane ciepło w sprawy kościelne: w świątyni jest teraz porządek i niechby ktoś próbował pisnąć słówko... Trzecia organizuje sobotnie spotkania i z pieśnią na ustach zbierają śmieci po całej wsi.

  Jeszcze jedna ważna rzecz dla kobiety:  ona wie, że we wsi jej dzieci są w praktyce bezpieczne. No tak - mogą się gdzieś przewrócić lub wejść nogą na jakiś gwóźdź ale za to nie ma wokół ani narkomanów ani wielkiego ruchu samochodowego, ani trującego miejskiego brudu. Wokół tylko czysty, ekologiczny czarnoziem i czujne staruszki na ławeczkach bacznie patrzące wokół. Dzieci nie są uczepione kolan mamy jak to ma miejsce w mieście lecz idą się bawić z innymi dziećmi. Mama nie musi oddawać dzieci do jakiejś instytucji gdzie zatrudnieni są specjalnie szkoleni ludzie. To niesłychanie pozytywnie odznacza się na stanie dzieci.

   I tak to okazuje się, że prosta wiejska kobieta jest o wiele spokojniejsza i bardziej zadowolona niż ta z miasta. O wiele rzadziej nosi ona wysokie obcasy i w zasadzie nigdy nie dokonuje układania włosów w salonie fryzjerskim. Chodzi na dalsze spacery i dłużej śpi. Nie bywa w pomieszczeniach siłowni czy klubach fitnes, ale jest stale zaangażowana w lekką pracę fizyczną. Lekką - bo wszystkie kobiety wiejskie są przeważnie w parach, a więc wszystko co jest ponad jej siły - noszenie czy kopanie wykonuje mężczyzna. Jest to kolejny czynnik psychicznego dobrego samopoczucia pań wiejskich. Ona ma przyjaciółki oraz znajomych z wszystkich grup wiekowych a niewiele tragicznych wiadomości z telewizora. To jest to, co Tatiana Olejnik nie tak dawno temu w swoim artykule nazwała „Wiktoriańskie życie”  będące najlepszym sposobem, aby uniknąć depresji. A jeśli pamiętamy, że większość konsumentów leków przeciwdepresyjnych w Woroneżu to kobiety to podsumowanie będzie takie, że życie wiejskie przypomina wspólnoty Amiszów - a to  jedna z najlepszych receptur szczęścia dla kobiet. 

Autor: Irina Malcewa


źródło tłumaczenia: https://vk.com/id437459894?w=wall437459894_28
Tekst pochodzi ze strony "Słowiański świat".