piątek, 22 grudnia 2017

Pokolenie kobiet bez męskiej ochrony. Olga Waliajewa

Artykuł cenionej na blogu autorki - wyszukiwarka blogowa powinna zareagować na nazwisko Olga Waliajewa- można spróbować je wpisać w wyszukiwarkę You Tube, powinno się pojawić kilka filmów jakie tłumaczyłem.
  Oto link do tekstu źródłowego: http://life-move.ru/pokoleniya-nezaschischennyh-zhenschin/

 W czasach dawnych kobiety zawsze były pod ochroną - miały opiekę przez całe swoje życie. Tak było na całym świecie, ponieważ kultura relacji wobec kobiet była wszędzie. Od urodzenia kobiety do jej śmierci. Mężczyźni będący ich bliskimi zmieniali jeden drugiego w łańcuchu: ojciec-mąż-syn. Czasami podłączali się bracia, wujowie, dziadkowie, wnukowie ..... Pozostawienie kobiety bez ochrony było ogromnym nieszczęściem i ogromnym wstydem dla jej rodziny. 

Kobieta była czczona od urodzenia, wszyscy rozumieli, że nawet małe dziewczynki mają wielką siłę i ogromną moc. Ale w tym samym czasie, nawet gdy dorastają są naiwne jak dzieci i łatwo je oszukać - łatwo oszukać i wykorzystać. Dlatego też podobnie jak dzieci muszą być chronione. Jak klejnot. - przez całe swoje życie. Mają być strzeżone jak źrenica oka. 

Czasy się zmieniają. Stopniowo stosunek do kobiet został zrewidowany prawie na całym świecie. Gdzieś tam nieco później, a gdzie indziej już wcześniej kobiety zaczęły być wykorzystywane. To znaczy, użyj, wyciśnij z nich wszystko, co najlepsze dla własnej korzyści, a następnie wyrzuć ją. Poprzedni szacunek i ostrożne podejście zostało utracone. A co najważniejsze został zagubiony i patronat. Trwało to bardzo długo - nawet w miejscach, gdzie istota ochrony została wypaczona - ale co się z nami stało przez ostatnie sto lat? 

Co zrobiła nam cywilizacja? 

W konfliktach ostatniego stulecia zginęło wielu mężczyzn - ogromna ich ilość.  Wyginęli zarówno podczas rewolucji jak i podczas dwóch wojen światowych oraz podczas konfliktów lokalnych. Dodamy tutaj tych mężczyzn, którzy fizycznie przeżyli, ale załamali się duchowo. Dopiero wtedy zrozumiemy, że nikt nie mógł dać ochrony pewnym pokoleniom naszych kobiet. Kobiety zostały pozostawione bez męża i z dziećmi w ramionach. Dzieci zostały bez ojca z matką w żałobie. Starsze kobiety straciły swoich synów i wsparcie w starszym wieku. Świat zdecydowanie uległ zmianie.

Kobiety, które nie miały ochrony, początkowo próbowały znaleźć tę ochronę w jakikolwiek sposób. Wychodziły za mąż za tych, którzy pozostali i cierpiały ten stan nawet jeśli on w ogóle jej nie bronił i nie dawał kobiecie ochrony. Pamiętam jak pewna starsza kobieta podzieliła się ze mną tym, że po utracie męża na wojnie wyszła za mąż a potem urodziła swoje dzieci, trzy córki, tylko po to aby ktoś mógł ją chronić, dbać o nią. Ten mężczyzna okazał się inny - pił, bił i gonił za dziewczynami. Była bez ochrony, wręcz przeciwnie - od niego także musiała się bronić. Bardzo żałowała, że wyszła za mąż a nie można było od niego uciec. Nie było nikogo kto mógłby pomóc jej wypędzić go z domu. I trwała tak całe swoje życie. 

       Potem niektóre kobiety - zwłaszcza napatrzywszy się na swoje matki zrezygnowały z męskiej ochrony. Przestały wierzyć, że mężczyzna jest obrońcą pomimo, że jest to jego pierwsze powołanie, najważniejsze dzieło w rodzinie. Przestały prosić, przestały ufać. Nauczyłyśmy się czynić wszystko same - takie zachowanie miało swoje podstawy. W końcu nie było nikogo kto by umiał tych powojennych chłopców "wyprowadzić na ludzi". Zostali wychowani przez matki, dające im ochronę i wsparcie. Tak więc mężczyźni przyzwyczaili się do otrzymywania a nie dawania ochrony. Przyzwyczaili się do "wieszanie na szyi" u kobiet. Nigdy nie zrozumieli swojej męskiej natury, nieustannie borykali się z podłymi doznaniami w klatce piersiowej - z alkoholem, z pracą, z innymi kobietami. Nie umieli dać tego czego od nich wymagano. A i sami nie wiedzieli kim byli, dlaczego i jak. 

Nie chcąc być wykorzystywane postanowiłyśmy same wykorzystywać mężczyzn. To nie boli tak bardzo i wydaje się być bardziej wygrywającą strategią. Tych chłopców, najbardziej okaleczonych przez własne matki, my nauczyłyśmy się jeszcze "dobijać" - wyciskać z nich pieniądze, dzieci, pozycję - a następnie wyrzucać nie czekając, aż ktoś zrobi to samo z nami. 

I utworzyło się błędne koło. Bez ochrony kobiety nie mogą być kobietami. Trwając na takiej pozycji wychowują swoich młodych mężczyzn na takie same kobiety, jakimi same są. A u boku tych chłopców, kiedy oni już dorosną - u ich boku nie otrzyma ochrony i opieki żadna kobieta. Wydaje się, że nie można rozerwać tego "zaklętego kręgu". Ale to nie wszystkie "osiągnięcia" cywilizacji przeciwko kobietom. To, co stało się do przyjęcia i normalne dla nas w XX wieku, kilka wieków temu, było zbrodnią. Zasady etyczne stały się zbyt swobodne. Wolne relacje seksualne, aborcja, rozwody, homoseksualizm i wiele więcej. Wydaje się, że się stoczyliśmy i rzucamy się tam, gdzie oczy poniosą. Nikt nas nie powstrzymuje, nikt nie może nas zatrzymać - a my staczamy się i staczamy. A staczać się możesz tylko w dół a nie w górę. I nie ma nikogo kto mógłby nas zatrzymać i ochronić. Mężczyźni w naszą degradację są aktywnie zaangażowani i pomagają coraz mocniej oddalać się od siebie.

 Kiedy miewałam przerwy podczas wykładów często czułam się okropnie, słuchając opowieści dziewcząt - opowieści o nich samych lub o swoich matkach i babkach. Często po kilku aborcjach - niektóre nawet nie pamiętają dokładnej ich liczby. Ogromna liczba mężczyzn w życiu -ich liczba także już zapomniana. Zbyt swobodny styl życia przechodzący w uzależnienie się od alkoholu, tabletek, papierosów. To przerażające. 
      W to właśnie zmieniła nas współczesna cywilizacja. Na początku jesteśmy "dziewicami" - boskimi stworzeniami. Czyste, jasne, pełne najlepszych cech. Pełne miłości, zdolne do kochania, zdolne zaufać, odczuwające więź z siłami wyższymi, kochające dbać, opiekować się i pomagać innym. Ale ten okrutny świat zmienia nas w lalki bez serca - puste, samotne, ale silne. 
     Albo zamienia nas w towar - taki co to można użyć i wyrzucić, w takie z których można kpić, które mogą zostać upokorzone. Przemoc domowa na świecie - a zwłaszcza w Rosji - wprost poraża. Ci, którzy powinni chronić swoje żony, często je zabijają lub okaleczają. Wszystko to na oczach własnych dzieci. Warianty niby mamy dwa - być silną suką i pomiatać innymi lub być szmatą, o którą wszyscy wycierają stopy. Chociaż najczęściej wędrujemy pomiędzy tymi dwoma biegunami. Ufałam, zakochałam się, zostałam poniżona - stałam się silną i nie do zdobycia, wszystko sama, "nigdy więcej", aż znowu się w kimś zakochałam. 

 Wyciskają z nas  wszystko co jest możliwe. A co jest możliwe? Energia piękna, która jest w naszym ciele. Ona przyciąga, ona mami, daje przyjemność zarówno oczom jak i zmysłom. Teraz nasze półnagie i zupełnie nagie ciała towarzyszą sprzedaży różnych towarów i usług. Również nasze ciało stało się dziś obiektem otwartej przyjemności - nacieszyć się i nie mieć żadnych konsekwencji w postaci odpowiedzialności - ogromna liczba "męskich" magazynów, filmów obyczajowych, dążenie mężczyzn do posiadania ciał różnych kobiet. 
    Nasza opiekuńczość jest również aktywnie wykorzystywana przez mężczyzn, którzy czekają na kolację i czyste koszule. W takim przypadku często nie biorą kobiety za żonę, nie ponoszą za nią odpowiedzialności ale tylko ją wykorzystują. Nasza naiwność jest powodem, dla którego wierzymy w różne opowieści, wybaczamy tym, którzy nie powinni otrzymać wybaczenia, pozostajemy tam skąd powinno się uciekać najdalej jak się da. 

Ogólnie rzecz biorąc, cywilizacja nauczyła się używać naturalnego kobiecego bogactwa w swoich nie do końca czystych celach. Ponadto postarała się ona wytłumaczyć kobietom, że to normalne, że nie ma w tym nic złego. Że powinnaś być niezależna, że nikt nie powinien ci niczego zabraniać. "Jakże to tak, że jakiś jeden mężczyzna może zabronić rozkoszowania się tobą całej reszcie świata - gdzie tu jest sprawiedliwość?Że możesz wszystko sama, że ty też możesz wykorzystywać innych ludzi dla własnych celów, że żeńska natura jest mitem i wymysłem, że w rzeczywistości wszyscy są sobie równi. I nie przejmuj się, że masz w sercu tępy cierń -po prostu nie zwracaj uwagi, zapomnij o tym.     
    Cywilizacja wyjaśniła również mężczyznom, jak należy traktować kobiety. Umożliwia im ich wyzysk, nazywając go pięknymi słowami, takimi jak "wolność" i "rewolucja seksualna". Ale problem polega na tym, że bez względu na to, jak bardzo byś się rozkoszował to zawsze będzie mało. Próbowałem już tak i tak  ale zawsze chcę czegoś więcej. Mężczyźni w swoim pragnieniu wyciśnięcia z kobiety więcej przyjemności, spadali wciąż niżej i niżej. Już nie tylko mąż nie mógł chronić swojej żony, ale także ojciec swojej własnej córki. Kobiety musiały się nauczyć bronić same. I nawet myślały, że się to udało.

Dlaczego feministki mają rację.


 Feministki nie pojawiłyby się znikąd. W rzeczywistości próbują się same chronić, gdy nikt ich nie chroni. Całym swoim zachowaniem krzyczą tylko o jednej rzeczy - nie mamy żadnej ochrony! Kwestia w tym w jaki sposób one to czynią - wszak najlepszą obroną jest atak, który właśnie ma miejsce teraz w wielu różnych zachodnich krajach. Tam już mężczyźni zaczęli bać się kobiet - nie tak spojrzysz, coś nie tak uczynisz - znajdziesz się w sądzie.
    Ale taka strategia nie pomoże osiągnąć celu, bezpieczeństwa od tego nie przybędzie. A jeśli ze wszystkich stron narzucić światu prawa i reguły opisujące to jak powinnam być traktowana, wtedy można przegapić najważniejszą rzecz - szczęście i miłość. A i samej wtedy łatwiej zacząć wykraczać poza dozwoloną granicę, mając całą furę papierków mówiących o twoich prawach. 
      Feministki bardzo energicznie i emocjonalnie reagują na całą literaturę wedyjską: Ty chcesz, żeby znów nas wyśmiewali i pastwili się nad nami?  Ileż to kobiet jest zabijanych i torturowanych! I mają rację - statystyki są zastraszające. Ale nie ma innego rodzaju statystyk: ile jest kobiet żyjących niby bezpiecznie, jest tak naprawdę nieszczęśliwych i martwych? Ile osób zostało już doprowadzonych do śmierci poprzez męczące wypatrywanie wrogów naokoło? Ile feministek ma dość chodzenia z bronią? I ile z nich tak naprawdę marzy o tym, by być chronionymi przez kogoś innego, aby mogły wreszcie zaufać i odpocząć? Skąd wziąć takie statystyki? Z jakiegoś powodu wydaje mi się, że będą one straszniejsze niż te poprzednie.

 W rzeczywistości współczesne feministki to małe przestraszone dziewczynki zagubione w oceanie bólu współczesnego świata. Są przerażone, jest im trudno, nie ufają nikomu, nie wierzą nikomu - nie mają wewnętrznych zasobów do zmiany. Zasoby wystarczają tylko do tego, by zatrzasnąć się w skorupie, by chronić się i nie zginąć. A następnie "muszla" nadal siedzi w swoim okopie i się ostrzeliwuje. Nie może już rozróżnić, czy idzie ktoś do niej z dobrocią czy też z wojną. Domyślnie wszystkich ostrzeliwuje "a potem to jakoś rozważymy". Wszyscy mężczyźni stają się w jej oczach agresorami i wyzyskiwaczami - a potem wszystko jest już proste -wszak nasze myśli kształtują naszą rzeczywistość. Jeśli ona wszystkich mężczyzn postrzega w ten sposób to inni z jej życia znikają. Normalny mężczyzna nie będzie chciał aby podczas spotkania do niego strzelano, aby walczono z nim. On pójdzie swoją własną drogą. Ale takie spotkanie przyciągnie różnego  rodzaju sadystów i masochistów, będą przychodzić szczęśliwi raz za razem. I znowu i znowu, aby potwierdzić, że wszyscy mężczyźni są właśnie tacy. A tym wszystkim jeszcze bardziej wystraszą małą dziewczynkę w skorupie. Feministki chcą ochrony ale ponieważ nie ma nikogo, kto by je "uporządkował" to nie znajdują sprzeczności w swojej własnej teorii. I nadal walczą tam, gdzie mogą prosić o azyl. Ale w sercu pozostaje wiara w miłość - bo to przecież są dziewczyny. I jest pragnienie, aby żyć inaczej. Dlatego też tak wielki ból sprawiają jakiekolwiek opowieści o wiedzy wedyjskiej, o kobiecości, o słabości. Dlatego tak atakują tych ludzi, którzy mówią o kobiecej drodze. Nie dlatego, że są głupie tylko dlatego, że boli słuchanie tego, co budzi ich serce. A kiedy serce się obudzi to wszystkie ich zasady życia, podstawy, przekonania zaczynają być kwestionowane. I to jest przerażające bo znowu mogą ją urazić, znowu mogą ją zranić i znów będzie bolało.

      Tylko jeden fakt nie jest brany pod uwagę, że wraz z przebudzeniem serca - -nie ważne jak bolesnym istnieje szansa. Szansa na to, aby w końcu wypełnić pustkę twojego serca, szansa aby w końcu zdjąć te worki odpowiedzialności, szansa na zobaczenie innego życia, szansa aby nauczyć się znowu kochać i wierzyć. Ta szansa jest warta wiele, choć wydaje się zbyt prosta.

Sami tworzymy sposób naszego traktowania.


Żyjąc w tym świecie, dostosowujemy się, adaptujemy do niego. Zaczynamy uważać za normę to co się nam przedstawia jako normę. Kobiety absorbują wszystko bardzo szybko - zwłaszcza te kobiety, których nikt nie chroni przed tymi "regułami" i "zasadami". Jesteśmy przyzwyczajane do takiego traktowania i już zaczęłyśmy same do siebie odnosić się w ten sposób. Teraz, podobnie jak ziemniaki, "sprzedajemy się". Wystawiamy się w witrynie tego świata, czekamy na swojego nabywcę, w każdy możliwy sposób wprowadzając się w komercyjną formę. Jesteśmy zmuszone walczyć ze zmarszczkami, siwiejącymi włosami, z nadwagą. Nie dlatego, że tego chcemy ale dlatego, że inaczej nikt nas nie kupi. A ten, który już kupił, odda z powrotem. Z powodu naszego lęku przed utratą własnego miejsca, ponownie uciekamy od siebie - od swoich mimicznych zmarszczek i ślicznych fałdek na brzuchu. My same nie mamy pojęcia, jak wygląda trzydziestoletnia, czterdziestoletnia kobieta. Kiedyś byłam u kosmetologa, a ona zauważyła na moim czole zmarszczki mimiczne. Moim zdaniem zmarszczki mimiczne w wieku 32 lat są normalne - o ile żyjesz, jeśli Twoja twarz się porusza, jeśli jesteś emocjonalna. Ale kosmetolog natychmiast zaoferowała Botox - że jakoby raz zastosować i piękno powróci! Pokusa była wielka, kilka ukłuć - i twarz bez zmarszczek.A kiedy opuściłam gabinet to zobaczyłam te, które czekają w kolejce za mną i byłam przerażona. To naprawdę przerażające - kobiety w niejasnym wieku - w złym sensie tego słowa. Po rękach lub szyi widać, że mają już zdecydowanie ponad pięćdziesiąt ale gładka, naciągnięta twarz przekonuje wszystkich, że ona ma nie więcej niż dwadzieścia lat. Ona ma już numer swojego wnuka w telefonie ale nadal próbuje wyglądać młodo - tak jakby dojrzałość nie może być piękna. Jakby siwizna lub zmarszczki były brzydotą. I to także zaczyna się od idei wyzysku kobiet, w której z radością bierzemy udział. Pozwalamy
na używanie siebie, akceptujemy zasady życia innych ludzi, porzucamy (negujemy) siebie same, dostosowujemy się do standardów "towarów, które dobrze się sprzedają". My same akceptujemy te zasady gry. My same zaczynamy wykorzystywać siebie, eksploatować nasze ciało, sprzedawać naszą duszę. Wydaje nam się, że w zamian otrzymujemy miłość, ale to złudzenie. Miłość nie gra w takie gry - miłość jest szczerością i naturalnością i każda zmarszczka, każdy siwy włos, każdy pieg, każda blizna jest jej droga ... 

Wydaje nam się, że wszystko zależy tylko od mężczyzn. Że niby to oni tak nas traktują i my musimy się dostosować. W pewnym sensie to jest prawda ale jest to prawda tylko częściowa, selektywna bo mężczyźni często traktują nas dokładnie tak, jak my same siebie traktujemy.

 Kiedyś przyglądałam się grupie nastolatków i zauważyłam interesującą rzecz. W tej grupie były dwie dziewczynki i pięciu czy sześciu chłopaków. Jedna dziewczyna po prostu siedziała na ławce z książką. Niemal nie brała udziału w rozmowie, czasami uśmiechała się i coś odpowiadała. A druga dziewczyna ... była bardzo aktywna - śmiała się, chichotała, poruszyła się wyzywająco. I ci sami chłopcy zachowywali się inaczej w stosunku do każdej z nich. Drugą dziewczynę w ciągu piętnastu minut kilka razy uszczypnęli we wszystkie wypukłe miejsca (ona przy tym chichotała i niby z nimi walczyła - odpychała ich), kilkakrotnie zadarli jej spódnicę, kilka razy przełożyli ją przez kolano i niby dali lanie, wielokrotnie wyzywali używając różnych słów. Ona się sama "podkładała" nie rozumiejąc tego, a oni to wykorzystywali z pogardą - ze zwierzęcą żądzą. Przy tym była dość atrakcyjna zewnętrznie. Wobec drugiej dziewczyny, nie mniej atrakcyjnej zewnętrznie, ci sami chłopcy w tym samym czasie zachowywali się z dużym szacunkiem. Pomogli jej podnieść leżące książki, nikt ani razu nie dotykał jej palcem, nigdy nie obrażali. Zatem w kim tkwi problem? W mężczyznach czy też w tym jak my się wobec nich zachowujemy? Czy problem jest w tym jak my same się prezentujemy czy też w tym jak nas traktują? 

 Do czego to wszystko prowadzi? 

Upadek kultury był przewidywany - to takie stulecie. Wiek sporów i degradacji. To, co w starożytności było naturalne, teraz zostaje potępione i na odwrót.
 Teraz, jeśli masz na sobie mini spódnicę, jeśli się opalasz tylko w majtkach, ciągle sypiasz z różnymi mężczyznami, dokonujesz aborcji, rozwodzisz się, pijesz, palisz, nakłuwasz się Botox- em, pracujesz od rana do nocy, nie widzisz swoich dzieci, strzyżesz się prawie na łyso - to jest normalne. Nie musisz nikomu niczego wyjaśniać, jesteś normalną przeciętną kobietą. Nowoczesna, modna, bez stereotypów. 

Ale jeśli twoje ciało pokrywa ubranie, włosów nie rozpuszczasz, nie pijesz, nie palisz, nie jesz mięsa, nie malujesz się, chodzisz do kościoła, nie śpisz z kim popadło, dzieci nie umieszczasz w przedszkolu, nie pracujesz - to jesteś dziwna. Na pewno jesteś jakąś "sekciarą", opóźniona w stosunku do życia lub po prostu nienormalna. Oto co uczyniła nam cywilizacja i brak męskiej ochrony. Kobiety są zbyt naiwne, aby móc chronić swój umysł przed atakami takich cywilizacji. My same uwierzyłyśmy w to wszystko, co jest nam przedstawiane jako norma. Pozwoliłyśmy zmienić się w zombie i myślimy, że znalazłyśmy wolność. W rzeczywistości niestety straciłyśmy więcej niż żeśmy zyskały. Wymieniłyśmy nasze boskie cechy - naszą czystość i swoją otwartość na  stosunki towarowo-pieniężne z innymi ludźmi. 

 Wymieniłyśmy nasze prawo do bycia "jak za kamiennym murem" na konieczność stania się taką ścianą na własną rękę. Nasze talenty, z pomocą których mogłybyśmy tworzyć swój własny piękny świat zakopujemy w ziemi lub tracimy w pracy za wynagrodzenie bez prawa do twórczości. Roztrwoniłyśmy cały ten kapitał, którym obdarzył nas Bóg umieszczając nas w tym świecie. I po co? Czy to jest wolność? Czy to jest szczęście? Czy to jest miłość?

 Płacimy wysoką cenę za to, że pozostajemy bez ochrony - za to, że przestajemy wierzyć w to, iż możemy być chronione; za to, że przestajemy szukać ochrony; za to, że przestajemy prosić o patronat; za to, że wszystko chcemy czynić same; za to, że negujemy siebie same - ze swojego wewnętrznego bogactwa. 

A od kogo wszystko się zaczyna? Wszystko ma swój początek od kobiet - od kobiet, które zostały bez ochrony, bez patronatu. To nie nasza wina ani nie nasza odpowiedzialność. Tak, zgodnie z prawami karmy, dotarłyśmy dokładnie tam, gdzie musimy się czegoś nauczyć -coś sobie przyswoić. Ale przecież mamy także wolność wyboru - swobodę podejmowania decyzji. Możesz pozostać w strumieniu wodospadu, który nas unosi coraz niżej. Możesz też spróbować wyjść na brzeg, aby ujrzeć skalę tragedii patrząc z boku. 

Ale nie damy rady same się wydostać. To wymaga wsparcia, pomocy - czyjejś wyciągniętej ręki. Musimy nabrać odwagi i poprosić o to, czego tak naprawdę potrzebujemy - nie wszystkich tych pieniędzy, sukienek, stanowisk ale ochrony. Prośba o ochronę to przyznanie swojej słabości, swojej niedoskonałości, do swojego bólu. Rozpoznaj, zaakceptuj i podziel to z kimś. 

Niech to będą starsi przyjaciele i koleżanki, rodzice, mąż - kto bądź aby tylko był w stanie wyciągnąć do ciebie rękę. Podać ją niedoskonale, nieidealnie ale przynajmniej jakoś, jakkolwiek. Jedna intencja jest już warta wiele. Mąż na pewno się nauczy, on potrzebuje czasu. Musi przyzwyczaić się do tego, że już nie wiosłujesz sama; przywyknąć do faktu, że on jest głową i wsparciem; do tego, że na nim polegasz; do faktu, że nadal jesteś kobietą. 

 Nielekkie to zadanie dla współczesnych kobiet. Mamy za sobą tak wiele lat i tak wiele pokoleń, które były bez ochrony, że same już uwierzyłyśmy w to, że ma nikogo kto mógłby nas chronić. A teraz musimy nauczyć się ponownie ufać i zawierzać ... 

Olga Waliajewa