piątek, 26 lutego 2016

Iwan Carewicz i Królewna Łabędź

   Wiem, że nie tylko ja uwielbiam Iwana- tu towarzyszy mu żona Katarzyna.
  Dla chcących sobie nagrać wersję filmu z napisami trwale połączonymi z filmem- link: https://www.youtube.com/watch?v=AtYnPYBbQZU&feature=youtu.be
    Warto jednak kliknąć na przekierowanie You Tube (obraz filmu poniżej-ikonka w prawym dolnym rogu) i poczytać sobie wyjaśnienia jakie dodałem tam w komentarzach.

 Jedno z nich: Iwan używa w stosunku do siebie i innych ludzi zwrotu "Az", który przetłumaczyłem jako 'Jam". Według Słowiańskich bukw - Az jest pierwszym z 49 znaków piśmiennych a jego objaśnienie znajdziecie w filmach Striżaka "Gry Bogów". W tabeli skrócony opis brzmi następująco: Az to Bóg żyjący i tworzący na Ziemi, "Ja". Pojęcie Asa karcianego czyli najwyższej z kart nie jest przypadkiem i ma swoje znaczenie. Podsumowując- Iwan często powiada tak jakby w 3-ciej osobie: Az jest iwanem Carewiczem, Katerina powiada: Az jest Królewna Łabędź. Ślady tej naszej wiedzy pozostały jeszcze w pismach chrześcijańskich (powykręcane to wszystko znaczeniowo przez katolicyzm i powiada się tam, że tylko Jezus był Bogiem "Jam jest syn Boży" a reszta to niegodni pełni życia niewolnicy).
      Każdy z nas może dziś śmiało tak o sobie powiedzieć- era niewolnictwa się skończyła. Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga i właśnie się budzimy uruchamiając pełnię swoich możliwości naturalnych. Kończy się epoka mroku. Hura!!

  


tabela Słowiańskiej bukwicy:


Dlaczego nie powinnyśmy żalić się na męża i krytykować go?


autor: Olga Waliajewia. Stali czytelnicy bloga znają to nazwisko - nowym polecam wpisać je w wyszukiwarkę tu po prawej stronie. Są filmy z udziałem jej i męża.
http://www.valyaeva.ru/pochemu-ne-stoit-zhalovatsya-na-muzha-i-kr/

Istnieje takie stare powiedzenie, że kłótni się z domu nie wynosi. I w każdej innej tradycyjnej kulturze także istniały zasady zalecające nierozgłaszanie problemów rodzinnych.

   Już przywkliśmy do tego, że wokół nieustannie słychać te rozmowy nieszczęśliwych kobiet:  "Mój mąż jest taki i siaki" , " A mój jest 2 razy gorszy" I tak dalej.

   Większość kobiet ma w zwyczaju wysłuchiwać koleżanki płaczące do telefonu i powtarzać: "jaki z niego bydlak". I gdy w rodzinie zachodzą jakieś trudności  to ma się ochotę wybrać numer koleżanki i się pożalić jak to on się okropnie zachował. A na kobiecych forach zaistniał nawet taki skrót w stosunku do mężczyzn "GKO" co oznacza "gnać kozła ostatecznie (bez dwóch zdań- przyp. tłumacza)".

    I taki ugruntowany zwyczaj nakłada się na ogromną ilość rozwodów. czy można to uznać za dzieło przypadku?

   DLACZEGO KRYTYKUJEMY MĘŻA?
   Zazwyczaj chcemy się pozbyć negatywnych emocji, pokierować męża w korzystnym dla nas kierunku.  Pozbycie się negatywnych emocji to osobny temat - o tym się nie da w formie wzmianki. Ale o próbach zmiany męża warto wspomnieć.

  Bardzo wiele kobiet postrzega mężczyznę jak pół-fabrykat. Coś w rodzaju woreczka z pokrojonymi warzywami z którego można przygotować to na co ma się ochotę. Można zrobić zupę i warzywa staną się miękkie. Można też zjeść na surowo a wtedy warzywa będą twarde. Można dodać masę przypraw a wtedy zmieni się smak. Można usmażyć, upiec, dodać do czegoś.  A można też czegoś sie pozbyć - na przykład wyrzucić cebulę tylko dlatego, że po prostu jej nie lubisz.

  I takie podejście jest z gruntu niewłaściwe. Mężczyzna nie jest półfabrykatem. On zawsze jest już daniem gotowym. Owszem- to danie można upiększyć, ładnie podać, troszeczkę posolić ale nie da się zrobić z zupy z warzywnej sałatki.

  Jeśli wybieramy z menu sałatkę to dostajemy sałatkę. A jeśli chcemy zupę to wybieramy zupę. Najważniejsze w tym jest to, że nie patrzymy w menu  - my po prostu bierzemy pierwsze z brzegu a potem kombinujemy co z tym zrobić.

  Ale czasem bywa tak, że chcemy zupę i zamawiamy zupę. Gdy nam ją przynoszą my ją "ulepszamy". Solimy, pieprzymy, dodajemy cukru, nakruszymy chleba, nalejemy mleka i okazuje się, że teraz zupa jest niejadalna. A przecież zupa to nie po prostu zupa - ona ma swój przepis czyli swój zamysł i swój cel.

  Gdy zdecydowałaś wyjść za niego za mąż to czy on już był taki jak dziś? Czy był niesumienny, powolny, niezdecydowany i nie miał żadnych specjalnych żądań?

  Jeśli twoja odpowiedź brzmi "tak" to po co wychodziłaś za niego za mąż kiedy już wtedy się to tobie nie podobało? Na pewno myślałaś, że to ulegnie zmianie. Istnieje takie porzekadło: "Wychodząc za mąż kobieta ma nadzieję, że mąż się zmieni ale on się nie zmienia. Mężczyzna natomiast ma nadzieję, że ona się nie zmieni ale ona się zmienia". 

  Mężczyzna ma bardzo stabilną naturę - jak kamień czy metal. I właśnie to my w nich cenimy i kochamy bardziej niż cokolwiek innego. Oprzeć można się właśnie na czymś twardym i właśnie za twardym można się ukryć przy niepogodzie.

    Mężczyzna się nie zmienia dlatego ideałem jest wychodzić za mąż z pełną akceptacją. Lecz jeśli tak się stało, że w tamtym momencie akceptacji nie było to nigdy nie jest za późno aby się tego nauczyć.

  Jeśli twoja odpowiedź brzmi "nie" i kiedyś tam on był inny - dobry, zauważający itd. to problem jest inny. Co żeś takiego uczyniła, że taki niezwykły człowiek się popsuł? Przecież to ty byłaś przy nim przez większość czasu. To właśnie ty więcej niż ktokolwiek masz na niego wpływ.

  Chcę uspokoić wszystkich - kobieta jest w stanie zmienić męża ale nie da się tego uczynić za pomocą krytyki i pretensji. Zmienić męża można wyłącznie z pomocą miłości i akceptacji.

  Wszystko o czym piszę oparte jest na tym, że zmieniamy same siebie. Dowolną wiedzę przyjmujemy aby zmienić siebie a nie po to, żeby wytknąć mężowi wszystkie jego niedostatki i wskazać w jakich punktach ma się zmienić. Działa tylko i wyłącznie własny przykład - tylko gdy sami się zmieniamy i pokazujemy, że można żyć inaczej.

  DLACZEGO NIE WARTO SIĘ ŻALIĆ I KRYTYKOWAĆ MĘŻA?

  Właśnie dlatego nie ma sensu się na niego żalić myśląc, że on sie zmieni. On się nie zmieni a krytyka jest w stanie zniszczyć każdą rodzinę. Istnieje kilka następstw takiej krytyki.

  -  podczas jakiejkowiek krytyki ma miejsce wymiana wartości.
Oznacza to, że jeśli kogoś krytykuję na przykład za to, że jest powolny to w moim życiu zdarzają sie sytuacje, w których nie mogę już reagować tak szybko jak by się chciało. I wtedy już i mnie nazywają powolną. Tak samo jest w rodzinie - jeśli wypominam mężowi, że jest zbyt szorstki albo skąpy to otrzymuję jego grubiaństwo i skąpstwo a także sama zaczynam je przejawiać.

  - zepsujemy reputację mężowi.
ten mechanizm jest o wiele bardziej zrozumiały. Jeśli opowiadam o swoim mężu, że jest niesumienny to moje koleżanki raczej nie zechcą zarekomentować go komukolwiek do pracy. Po co dawać rekomendacje komuś niesumiennemu?
  I przeciwnie - jeśli opowiadam jakie to on ma złote ręce to najprawdopodobniej koleżanki poradzą swoim mężom aby właśnie do niego zwrócili się w jakiejś tam sprawie. A poza tym nasza kobieca skłonność do komunikowania się stanowi ogromną sieć społeczną, której nic nie jest w stanie zwyciężyć ( PKK czyli Powiedziała kobieta kobiecie....). Wszyscy z pewnością doskonale o tym wiedzą, że plotka się rozchodzi zarówno o dobrym jak i o złym. Tak samo jest z informacją o niedostatkach męża - rozleci się po świecie a potem nie opanujesz tego i nie zneutralizujesz.

  - zniszczenie szacunku dla męża.
  Bardzo ale to bardzo trudno jest szanować męża. Im więcej mówisz o nim złego tym więcej o tym myślisz. A potem to wydaje się już całkiem: gdzie ja miałam oczy? po co ja wyszłam za niego za mąż? Prawdziwa jest również odwrotna sytuacja - im więcej dobrego mówisz o mężu tym łatwiej mieć do niego szacunek. A szacunek to najlepszy fundament dla wszelkich relacji - a w szczególności rodzinnych.

  - zniszczenie szacunku do siebie.
  To jest bardzo logiczne - mąż i żona to jedno i to samo "diabelstwo". Skoro on jest  kozioł ostatni a ty z nim żyjesz..... to kim ty jesteś? wychodzi na to, że kozą. Jeśli ma się ochotę żyć z księciem to trzeba najpierw stać się księżniczką. Jeśli mówisz i myślisz, że masz wspaniałego męża to daje to ogromny wzrost samooceny. Wszak on jest wyjątkowy dlatego, że ty przy nim jesteś. I to ty go czynisz takim wyjątkowym!

  - zniszczenie wierności.
    Po tym jak już wszystkim opowiesz z jakim potworem żyjesz to zaczynasz zamyślać się nad tym "po co ja się męczę? Może znajdę sobie innego?" I w ten sposób w głowie zagnieżdża się myśl o tym, że istnieje ktoś z kim nigdy nie będę cierpieć. Ale w naszym świecie jest to po prostu mit, który niszczy rodziny łamie serca. 

  - mąż traci energię.
  Najlepszym rodzajem energii twórczej jest energia żeńska. I tylko żeńska energia jest w stanie  uduchawiać go i  dawać natchnienie mężczyźnie dla dokonań i osiągnięć. Lecz jeśli tracimy ją na krytykę swojego męża to nie jesteśmy już w stanie dać mu natchnienia. I on to czuje - on czuje, że nie ma skąd wziąć tej energii. Przy tym on widzi doskonale, że według "dowodu rejestracyjnego" żony powinien mieć do dyspozycji 10 kilodżuli energii na dobę. Co on może uczynić? Tylko się rozzłościć z tego powodu, że zabrano mu coś bardzo, bardzo ważnego.

  CO CZYNIĆ?

  Wiemy, że nie należy kopiować rzeczy negatywnych - to z pewnością zakończy się jakąś chorobą. To jest fakt, dlatego też niezbędnym jest dla nas zrozumienie mechanizmów uwolnienia się od negatywnych emocji. Napiszę o tym szczegółowo w oddzielnym artykule.  Ale poza tym wszystkim musimy zacząć szanować swoich mężów.  Istnieją na to doskonałe sposoby:

 * załóż dziennik podziękowań dla męża.
   Na początek warto tutaj zapisać wszystkie jego pozytywne cechy - wszystkie jego znaczące czyny przez cały czas. Wszystkie wyśpiewane serenady i wszystkie przyniesione ze sklepu kwiaty, wszystkie spacery z psem i wszystkie wymyte podłogi, wszystkie wbite gwoździe i zapracowane pieniądze. I każdego dnia trzeba tam coś dopisywać - chociażby po 5 -10 cnót i czynów.  

 * przestać krytykować męża za jego plecami.
 Nie wchodzić w rozmowy na temat: "A mój to znów cos spartolił" i za każdym razem gdy ma się ochotę wypuścić trochę jadu ugryźć się w język. Nie wypłakiwać się koleżankom, siostrze czy mamie. A już w żadnym razie nie opowiadać dzieciom jakim strasznym gadem jest ich tato.

  * przestać go krytykować w obecności innych.
 To jest jeszcze ważniejsze - przestać z nim wchodzić w spory w obecności innych ludzi, wbijać mu szpile czy też naciskać.

  * nauczyć się dawać sobie radę z negatywnymi emocjami.

MOJA HISTORIA

Wielu ludzi uważa, że mój mąż jest idealny po prostu dlatego, że ja trzymam się mocno i nie żalę się na niego bez względu na to jakie by nie były sytuacje. On nie jest oczywiście ideałem - jest normalnym, żywym człowiekiem ze swoimi cnotami i niedostatkami. O tych ostatnich ja jako żona wiem dużo więcej niż wszyscy inni. Ale w moim życiu nic się nie polepszy jeśli wszystkim o tym opowiem (choć czasami ma się ochotę :) ).

    Był czas gdy jeszcze nie wiedziałam o tym jaką szkodę niesie krytykowanie męża i opowiadanie o nim przyjaciółkom. I wtedy za każdym razem gdy było o czym mówic to mówiłam. I zazwyczaj w tym samym dniu zdarzała się u nas kłótnia bez powodu. Dopiero potem zrozumiałam, że na poziomie niewidocznym mąż czuje jak żona  tę energię przy pomocy której powinna dawać mu natchnienie  oddaje w innym kierunku. On to czuje i nie może nie być zły.

  Równiez psuły się relacje męża w pracy, ze znajomymi. Mało kto chciał nas wyręczyć w trudnych chwilach itd. Kiedy przyszła do mnie wiedza byliśmy w bardzo trudnej sytuacji - zarówno finansowej jak i emocjonalnej. Nasze relacje także były bardzo napięte i nie niosły radości. Nie miałam nic do stracenia i zdecydowałam się spróbować.

  Na początku bardzo trudno się było odzwyczaić - dosłownie zasłaniałam sobie usta rękami aby nie powiedzieć nic zbędnego. Najpierw przestałam nawet w żartach opowiadać złe rzeczy o mężu mamie i znajomym. Zarówno gdy był obok i gdy go nie było. I poczułam się już jakoś lżej a to dlatego, że mówiąc mamie coś złego o nim po jakimś czasie musiałam go bronić. A mama miała więcej powodów aby powiedzieć, że mój mąż jest taki i siaki i że lepiej było znaleźć sobie innego itd.

 Potem przestałam się skarżyć koleżankom - szczególnie w chwilach utarczek i kłótni. Niemal od razu zauważyłam, że kłótnie stały sie krótsze a mąż sam przepraszał i nawiązywał kontakt. A potem i ilość kłótni zaczęła spadać.

  Dziś jest to dla mnie aksjomat - jakkolwiek nie było by trudno i jakkolwiek nie miałabym chęci czasami "wetrzeć soli w ranę" : USTA TRZYMAC NA KŁÓDKĘ.
Mój mąż jest dziś szanowanym człowiekiem. Ma wiele dobrych kontaktów z ludźmi.  Ludzie proszą go o radę, proponują pracę, projekty. A mnie to cieszy - przecież to mój mąż!

  My się kłócimy tak jak i inni ludzie i mamy niedostatki ale aksjomatem dla mnie jest, że nasze relacje dotyczą tylko nas dwojga.

  Możemy się zmieniać i to jest wspaniałe!
Jestem przekonana, że jeśli kobiety wykorzystując swoją zmienną naturę zaczną zmieniać swoje przyzwyczajenia i sposób myślenia to świat może się stać lepszym i piękniejszym. Właśnie dlatego położywszy swoje maleństwo spać nie idę do łazienki czy do łóżka lecz siadami i piszę to co uważam za ważne. 

  I mam wielką nadzieję, że to przesłanie natchnie Wasze serca i dusze.