Zima jakich dawno nie było, siedzę sobie z nogami opartymi o kominek i czytam tom 4 wnikając w mądrość z jaką zredagowane są te treści.
Na stronie 113 zaczyna się taki fragment:
" Wielu ludzi uważa, że wiara w Boga to wszystko czego się od nich wymaga. Wierzą w jego istnienie i potęgę. I co z tego? Przecież nie rozumieją Boga - jest dla nich jakimś abstrakcyjnym, nieosiągalnym i nierzadko strasznym bóstwem. Wmówiono im, że trzeba czcić Boga, przestrzegać przykazań i pobożnym życiem przygotowywać się do czegoś takiego, czego nie da się logicznie wyjaśnić.
Lecz wiara nie jest zrozumieniem. Modlitwa nie jest obcowaniem z Bogiem. Język Boga to stwarzanie. Twierdzenie to można albo przyjąć albo nie, ale wieść sporów i rozważań na ten temat nie ma sensu. To nie problem filozoficzny tylko kwestia wyboru. Dlatego też nie ma tu nic do dodania.
Kształtując warstwę swojego świata - swoją rzeczywistość, obcujesz z Bogiem. Kiedy cieszysz się tym co stworzyłeś Bóg cieszy się razem z Tobą. Na tym właśnie polega autentyczne służenie Mu, a wiara w Boga - to przede wszystkim wiara w siebie, wiara w siłę własnych możliwości jako twórcy. Cząstka Stwórcy jest w każdym człowieku. Przyspórz więc radości Ojcu swojemu. W jakim stopniu wierzysz w swoje możliwości, w takim stopniu wierzysz w Boga i tym samym urzeczywistniasz jego wypowiedź: "stosownie do wiary waszej wam się stanie".
Piękne prawda?