sobota, 26 października 2019

Kaligrafia

i nie tylko.
  Stali bywalcy bloga czy subskrybenci kanałów jakie prowadzę nie będą zaskoczeni tematem. O wpływie manualnej sprawności na ogólną kondycję organizmu było już nie raz. Mówiliśmy o spisie Wedyjskich umiejętności (kunsztów/cech) gdzie oprócz oczywistych w rodzaju "umiejętność zachowania higieny osobistej" nagle i dość dziwnie na pierwszy rzut oka pojawia się punkt: "nauka dzieci żonglerki". Sprawa staje się jasna gdy wiemy, że umiejętność żonglowania jest równoznaczna z dobrą synchronizacją półkul mózgowych. Przypomina mi się teraz taka rodzinna ciekawostka: mój ojciec podobno wykazywał początkowo skłonność do pisania lewą ręką ale rodzina (takie wtedy były ogólne tendencje) zaczęła pracować nad motoryką jego prawej dłoni. Efekt ostateczny był taki, że tato pisał równie dobrze obydwoma rękami. Na co dzień używał oczywiście prawej - potrafił tez pisać synchronicznie obydwoma.
  Piszę o tym wszystkim bo dobrze żonglował - często zabawiał nas (dzieciarnię) podczas świąt wirującymi w powietrzu trzema mandarynkami albo pomarańczami. Z dystansu czasowego i po poznaniu w życiu wielu innych ludzi widzę, że miałem szczęście wychowywać się pod okiem bardzo zrównoważonego człowieka, miałem taki przykład w domu rodzinnym i sądziłem, że to powszechna cecha ludzi - jak czas pokazał (a chyba mamy w tym względzie tendencję na minus) nie są to częste przykłady.
 Dodam jeszcze, że pamiętam charakter pisma jednej z moich babć i pewnej ukochanej cioci Genowefy. Babcia nie miała nawet średniej szkoły ale sposób pisania był taki jak się powiada w filmie. Tamtejsze pokolenia z mojej obserwacji nie miały tych wszystkich podstawowych problemów jakie obserwuje się dziś. Byli to zazwyczaj ludzie "uporządkowani wewnętrznie" - jestem przekonany, że nauka poprawnego pisania miała tu ogromny wpływ. Wspomniany wyżej ojciec siadywał z nami i ćwiczył pisownię, ja należę do tego rocznika, który w pierwszych klasach podstawowej szkoły siedział jeszcze w ławkach z kałamarzami na samej górze. Dość szybko zamieniliśmy pióra na długopisy (akurat powszechnie wchodziły w użycie) ale coś tam o pisaniu stalówką jeszcze wiem.
       Żeby się nie rozpisywać a tym samym nie powtarzać -pozwolę sobie przetłumaczyć komentarze jakie pojawiły się pod oryginalnym filmem.

Wiktoria:
Podczas studiów mojej matki pisali w szkołach piórem. Mama ma 70 lat i wciąż ma bardzo, bardzo piękny charakter pisma! A moja mama nie mająca nawet wyższego wykształcenia jest bardzo mądrą kobietą !!! A dziś nawet wśród ludzi z podwójnymi dyplomami ciężko jest znaleźć mądrych))


 Tatiana Harmonia:
Mądrzy ludzie nie są korzystni dla władz. Dlatego usunęli edukację w tym zakresie.


 Lerik Łapuszkina
Zgadzam się! Ale na naukę nigdy nie jest za późno! 9 lat temu byłam w angielskim klubie w Moskwie, gdzie spotykają się ludzie w celu rozwoju angielskiego, więc wolontariusze poznali się w klubie, jednym z nich była 83-letnia babcia! , która rozmawiała ze wszystkimi. Mówiła, że przez całe życie marzyła o nauce angielskiego. W rezultacie nauczyła się tego w wieku 80 lat !!! dzięki Internetowi i korzyściom płynącym z Internetu. Powiedziała: wy żyjecie w pięknych czasach, macie przed sobą tak wiele możliwości i tyle informacji! Odważ się młodzieży!


 Święto Nieposłuszeństwa
Nie tylko kaligrafia, ale także samo pisanie wkrótce zostanie zakazane. Zostanie tekst pisany na komputerze. Edukacja stanie się cyfrowa.


Eleonora Szczęście
Bardzo zabawne ... Ciągle łapałam się na myśli, że kiedy piszę pięknie - nerwy się uspokajają i czerpałam z tego przyjemność, przede wszystkim wtedy, gdy (dość rzadko) biorę długopis w dłonie. Wierzę w 100%


Aleksiej Skripka
 Wszyscy lekarze byli na wagarach podczas lekcji kaligrafii.

 AC
To jest bardziej pożyteczne niż edukacja seksualna.

może tyle na razie. Był tam pewien celny komentarz, którego w tej chwili szukam zahaczający właśnie o Wedyjskie źródła. Temat szczególnie ważny dla Kobiet. Nawet znany położnik Michel Odent zalecał by w czasie ciąży robić jakieś rękodzieło (na drutach albo szydełko). W klinice Odenta podobno wraz z kobietą oczekującą porodu siedzi inna wykonująca jakiś sweterek czy szalik bo już sama obecność takiej osoby w pobliżu uspokaja (dawniej w domach gdzieś tam siedziała babcia czy prababcia "dłubiąca" kolejną skarpetkę czy czapkę albo przędąca wełnę).



poniedziałek, 14 października 2019

Czy lepszy jest związek formalny czy nieformalny?

źródło tłumaczenia: https://vk.com/ypa144?w=wall2713826_2507%2Fall

Krótko mówiąc: ani jedno ani drugie, ale weźmy się za sprawy po kolei.

      Dziwna rzecz, ale dziś ludzie błędnie nazywają niezarejestrowane małżeństwo cywilnym pomimo, że małżeństwo cywilne to oficjalnie zarejestrowane w urzędzie stanu cywilnego. Ale w moim artykule będę mówił tak jak zwykle powiada większość ludzi, niezarejestrowane małżeństwo jest cywilne a zarejestrowane jest zalegalizowanym.

 (takie są realia rosyjskie - nie wiem jak to przełożyć na nasze więc tak zostawiam. U nas powiada się "ślub cywilny" i "życie na kocią łapę". Myślę, że rzecz jest oczywista a dla zrozumienia artykułu nie ma ten niuans większego znaczenia- przyp. tłumacza)
       Skoro to wyjaśniliśmy, idźmy dalej ...
Dziś dość często możesz znaleźć artykuły poświęcone temu tematowi i często pisze się w nich, że małżeństwo cywilne (związek nieformalny) jest złe, a legalne (stemplowane w dowodzie osobistym) jest dobre. Nadto często pisze się, że dla kobiety lepiej być w legalnym (sformalizowanym związku), ale w życiu nie wszystko jest tak proste jak piszą w tych artykułach. Obrączki na palcu to w ogóle osobny temat i tutaj nie będę o tym mówić.


Tak więc:
Po pierwsze, każdemu podoba się co innego i każdy ma swoje doświadczenie oraz wizję rzeczywistości.
Po drugie, wszędzie są wyjątki.
Dlatego nie będę wspominał o tych punktach w moim artykule, będę mówić jednocześnie szerzej i głębiej.

Legalne małżeństwo lub ślub cywilny jest tak czy siak "brakiem" (tu autor ma na myśli współczesne określenie i jego pejoratywne konotacje [wyjaśnienie na dole strony]. Starosłowiańska nazwa związku dwojga brzmiała inaczej), które jest już odpychające lub przynajmniej niepokojące.


Rozważymy obie opcje.

 
Zalegalizowane (sformalizowane) małżeństwo (ślub cywilny).
W większości przypadków, po wbiciu pieczątki w dowodzie osobistym nowożeńcy wydają się być zastąpieni przez jakieś inne osoby - nie obawiają się już o utratę wybranka bo pieczątka nie pozwoli mu tak łatwo odejść i dana osoba rozluźnia się, staje się sobą, zdejmuje maskę.
Po tym fakcie jedno z małżonków lub oboje po prostu zaczynają się tolerować, często nie rozwodzą się z powodu dzieci, ale w każdym razie związek się skończył.
Dlaczego tak się dzieje?
Weźmy tylko częste przypadki - tych rzadkich i wyjątków, tak jak już wspomniałem w tym tekście nie będę omawiał.
Najpowszechniejsze są relacje o niskiej częstotliwości od samego ich początku, które z upływem czasu nie były w stanie się podnieść na wyższy poziom. Zawierają się tu:
1. Wybór towarzysza życia według wyglądu zewnętrznego, statusu itp.
2. Hipokryzja. Na randkach taka osoba jest stale w masce, która opada po podstemplowaniu przez urząd stanu cywilnego
i co przeraża żonę (męża)
3. Wybór z miłości lub „miłości” - tak i tak obniża relacje do poziomu zera, a nawet niżej.
W drugim przypadku cudzysłowy nie mówią o miłości, ale o zakochaniu lub pożądaniu, namiętności - jasne jest, że to minie szybko, wystarczy maksimum kilka lat.
W pierwszym przypadku, bez cudzysłowu, ludzie często myślą: to mój mężczyzna, nikomu go nie dam, to moja kobieta, nie dam jej nikomu, co naturalnie nie ma nic wspólnego z miłością, ale to właśnie we współczesnym, wypaczonym świecie uważa się za miłość. Z biegiem czasu odgrywa to fatalną rolę w relacjach w postaci zazdrości lub poczucia własności.

Związek nieformalny.
Dziś ludzie traktują go jak grę, coś w rodzaju „spróbujemy się”. W istocie pojmowany jest w ten sposób, więc ludzie tak się do niego odnoszą (tak go traktują). Wszystko jest proste.
Pobawiliśmy się, nie podobało nam się, nikt i nic nas nie trzyma, więc pójdę pobawić się z kimś innym- może tam mi się spodoba. I tak to może trwać cały czas ...
Oznacza to, że od samego początku ludzie mają zniekształconą wizję związku.
Oczywiście mówi to również o relacjach niskiej częstotliwości od samego początku.
Najstraszniejsze w tym jest to, że człowiek zmieniający partnerów staje się brudny zarówno fizycznie, jak i energetycznie (mentalnie) i jest prawie niemożliwe zmycie tego brudu w przyszłości, więc musisz przeciągnąć go do następnego życia. Minus jedno życie.
O życiach (żywotach/wcieleniach najprawdopodobniej- przyp. michalxl600), ich cechach i ilościach jakoś innym razem.

Wysokim relacjom lub relacjom o wysokiej częstotliwości (jak tam się komu podoba) ani nieprawne, ani cywilne, ani nawet kościelne (ślubne) małżeństwo nie jest potrzebne i przeciwnie - zaszkodzić ani jedno, ani drugie, ani trzeci nie będzie w stanie, jeśli nagle tak się zdarzy i ludzie to podpiszą.
Jak odróżnić relacje o wysokiej częstotliwości, powiedziałem już tutaj: 

 https://michalxl600.blogspot.com/2019/08/prawidowy-wybor-zony.html

Chodzi o to, że im wyższa jest świadomość i zdrowie psychiczne ludzi, tym wyższa jest ich częstotliwość oraz relacje wyższego rzędu. Świadomi ludzie nie myślą ani o związku nieformalnym, ani o zalegalizowanym,  ani o małżeństwie kościelnym - myślą o życiu rodzinnym i korzyściach dla swojego wybranego, ale nie z samolubstwa, ale nie z egoizmu lecz w jaki sposób mogę być przydatny dla mojej żony (męża).
Innymi słowy, najsilniejsze relacje są z wyrachowania - wszak każda świadoma osoba przed utworzeniem rodziny kalkuluje w jaki sposób może być przydatna dla swojej bratniej duszy.

/ Ha /
Wszystkim życzę zdrowia i dobrobytu🔆



                  Napisy na obrazku:    "grażdanskij ili zakonnyj BRAK"

         "grażdanin" - OBYWATEL, Osoba należąca do stałej populacji danego państwa, korzystająca ze wszystkich praw zagwarantowanych w konstytucji i spełniająca wszystkie obowiązki określone w konstytucji.
           "zakon" -prawo, paragraf.
             "brak" - we współczesnym języku rosyjskim określenie związku dwojga ludzi odmiennej płci. (dawniej małżeństwo/ślub określano słowem "wieńczanie").  Trehlebov mawiał: "dobrej rzeczy nie nazwiesz brakiem". To słowo ma i u  nas czytelne przesłanie.

niedziela, 6 października 2019

Oleg Gadecki- lekcje mężczyzny w rodzinie.

Ania dodała polskie napisy do króciutkiej wypowiedzi Olega.
Będą zadowoleni ci czytelnicy (chyba głównie panie), którzy wspominali, że potrzeba więcej instrukcji dla mężczyzn.


p.s. swoją drogą - zdarzało mi się nie raz, że spoglądałem dokładnie w miejsce gdzie ktoś się we mnie intensywnie wpatrywał. Wygląda na to, że nie każdy mężczyzna ma taką zdolność.

czwartek, 3 października 2019

Piakin o Grecie Thunberg i nie tylko.

Witajcie po wakacyjnej przerwie.
    Na zewnątrz coraz chłodniej więc palę w piecu i zaczynam czytać net. Nieoceniony Jan Potoczek (polecałem już ten kanał) zamieścił kolejne tłumaczenie na polski. Zamieścił pan Jan już kilka filmów z Walerym Wiktorowiczem Piakinem. W. Piakin co tydzień publikuje w internecie około godzinną audycję z cyklu "pytanie, odpowiedź" komentując aktualności polityczno- gospodarcze na świecie. Tu wycinek 15 minut. Polecam gorąco. Napisy polskie są w filmie gdyby ktoś pytał- jeśli się nie ukazują to zmień proszę ustawienia ikonką w prawym, dolnym rogu ekranu. Poniżej transkrypcja tego tekstu tłumaczenia wykonanego przez pana Jana Potoczek:


 - Walery Wiktorowiczu, po co na Zachodzie nakręcana jest inicjatywa "Piątki dla przyszłości" (Fridays for Future)?
 Dlaczego do tego ruchu i globalnych demonstracji wciągana jest młodzież?
 Dlaczego ruch ten wspierany jest przez liderów europejskich?
 Czy to część nowej wojny globalnej za terytoria i zasoby itd.?

 - Tak, to część wojny,
tylko nie nowej, a starej. W zasadzie o tym wszystkim od dawna wiadomo. Książę Edynburga Filip, mąż obecnej królowej Wielkiej Brytanii Elżbiety II,
 o ile mnie pamięć nie zwodzi, w 1985 r.
powiedział - stojąc wówczas na czele "World Wide Fund for Nature" (Światowego Funduszu na rzecz Przyrody), że gdyby zdarzyło mu się ponownie przyjść na świat w nowym wcieleniu,  to chciałby powrócić na Ziemię w postaci zabójczego wirusa, żeby zredukować ludność planety i uratować naturę.
 Pod koniec minionego stulecia  były modne obliczenia, co stanie się z planetą po jakimś czasie....
 Proszę wybaczyć - nie minionego stulecia, a pod koniec wieku XIX.
 Wówczas były w modzie obliczenia na temat losów planety w wieku XX
 przy dalszym rozwoju technologicznym i burzliwym wzroście liczebności populacji.  Pojawiały się obliczenia, według których Londyn, Nowy Jork będą zapchane nawozem aż do 1. lub 2. piętra, ponieważ nie będzie można nadążyć z jego wywożeniem z miasta. Jak będą poruszać się po tym nawozie i w
jaki sposób będą żyć ludzie na parterach - takich pytań nawet nie rozpatrywano.
 Innymi słowy miasta powinny zarastać nawozem. Na początku XX wieku obliczenia wykazywały (wówczas ludność naszej planety liczyła niespełna 1,6 mld., a granicę 2 mld. przekroczono dopiero gdzieś w 1927 r., a 4 mld. w latach 70. Dlaczego mówię o 4 miliardach? Na początku XX wieku obliczono, że jeśli liczebność populacji przekroczy granicę 4 mld., wszyscy ludzie umrą z głodu.
 Obecnie na planecie żyje 7 mld. i wszystkim jest jasne, że głód to absolutnie sztuczny wynik politycznych działań względem określonych krajów i narodów oraz że na planecie jest wystarczająca ilość pożywienia do nakarmienia całej populacji ludzkiej - wszystkich 7 miliardów, a teraz już prawie 8 mld. Dlaczego nie sprawdziły się prognozy o tym, że Londyn i Nowy Jork zarosną nawozem?
 Ponieważ zmieniły się technologie.  Kiedy transport zwierzęcy zastąpiono maszynami i zamiast koni postanowiono przemieszczać się samochodami, problem nawozu sam się rozwiązał. Kiedy zaczęto uprawiać ziemię za pomocą traktorów, urodzaj gwałtownie podskoczył w górę.  Zaczęto stosować inne technologie,  urodzaj podskoczył jeszcze bardziej.
 Dzięki temu można było wyżywić coraz większą liczbę ludności.
 W miejscach, gdzie zasoby Ziemi
wykorzystywane są w sposób niszczycielski, np. w Korei Północnej, czego dowodzi ostatni incydent z naszymi wojskami ochrony pogranicza, chodzi wyłącznie o przejaw kultury politycznej, a nie kultury ludności. Narody południowo-wschodniej Azji mają w ogóle tendencje do minimalizacji wszystkiego.
 Dla przykładu japońska kultura bonsai, rodem z Chin, nawołuje do ograniczania się i zajmowania minimalnej powierzchni ekosystemu.
 Dlatego kiedy ludzie wychowani w takiej kulturze zachowują się inaczej,
 czy już chodzi o Koreańczyków lub Chińczyków, to jest to wyłącznie
przejaw politycznej kultury zarządzania społeczeństwem.
 Skąd zatem pojawił się ruch ekologiczny "Fridays for Future" i dlaczego w ogóle zrobiłem podobną dygresję wprowadzającą?
Chodzi o to, że wszystkie obliczenia przeszłości i wszystkie współczesne obliczenia pokazują, że obecna cywilizacja naszej planety posiada ograniczone zasoby do wykorzystania. Zgodnie z tym - bez dokonania zmian w
koncepcji zarządzania społeczeństwem, bez modyfikacji globalnej
koncepcji zarządzania populacją - danych zasobów nie starczy
na długi okres czasu. Dlatego siły dążące do zapewnienia sobie długowieczności na całe wieki, dopóki nie znajdą wyjścia w postaci
przemieszczenia się na inną planetę lub przejścia do innej formy istnienia, np. z ludzkiej do komputerowej, która będzie krążyć gdzieś w przestrzeni
kosmicznej i udawać nie wiadomo kogo (cóż, istnieją różne odmiany obłąkania,
 i jedną z nich jest rezygnacja z własnego człowieczeństwa). Człowieka wprowadził do ekosystemu planety Ziemia Bóg w celu wykonania określonego zadania.
 Albo ludzkość wykona dane zadanie, z powodu którego Bóg wprowadził człowieka do biosfery Wszechświata, albo ludzkość zginie. Innej opcji nie ma.
 Żeby ludzkość wykonała swoje zadanie,  człowiek najpierw powinien opanować własny potencjał twórczy, uwarunkowany genetycznie. Jednak współczesna kultura obecnej cywilizacji oraz współczesna kultura zarządzania bazuje na tym, żeby ów genetyczny potencjał człowieka nie został wyjawiony.  Przez to ludzkość nie żyje w harmonii z przyrodą, rabunkowo zużywając zasoby naturalne. Jeśli ludzkość nadal będzie rabunkowo zużywać dane zasoby naturalne, to na długo ich nie starczy. Co innego kiedy chodzi o odnawialne zasoby, np. uprawę żywności, a co innego, kiedy mowa o nieodnawialnych zasobach, np. o wydobywaniu z ziemi zasobów naturalnych, które są zużywane na potęgę. Np. chiński przemysł, szczególnie lekki, to bezmyślne niszczenie zasobów.  Wytwarza produkty jednorazowego użytku, po czym te są wyrzucane.  A przecież zużywane są na to nieodnawialne zasoby.
 Zużywane są metale, zużywa się ropa, gaz... Ropa i gaz są w pewnym sensie odnawialne, podobnie jak węgiel, jednak aby dla ludzkości były odnawialne, należy poruszać się w całkiem innych czasowych parametrach, w celu oszczędnego zużywania danych zasobów. Dlatego jakie zadanie stoi przed globalistami?  Zadanie jest jedno i to samo:
 maksymalne zredukowanie liczebności ludności na planecie Ziemia oraz zredukowanie zużywania zasobów naturalnych. Właśnie po to wprowadzają do polityki dzieci, które domagają się rezygnacji z jakichkolwiek projektów węglowych, naftowych, gazowych i przestawienia wszystkiego na 100% odnawialne źródła energii i przez dokonanie danych zmian
przeformatowania życia, co samo przez się wynika z pierwszych dwóch postulatów. Wszystko niby byłoby dobrze, bowiem któż jest przeciwny ekologicznie czystym odnawialnym źródłom energii? Nikt. Lecz w jakim stanie są obecnie dane projekty?
 Rezygnacja z projektów węglowych,
naftowych i gazowych w chwili obecnej doprowadzi do gwałtownego spadku jakości życia oraz ograniczenia możliwości funkcjonowania ludzkości w przyszłości. Debilizm tych żądań najlepiej pokazała demonstracja młodych zielonych w Gruzji. To wręcz arcydzieło. Wystąpili bowiem z żądaniem "nie budujmy elektrowni wodnych, rozwijajmy transport publiczny na podstawie trolejbusów, które należy ponownie wprowadzić do miast". Rozumiem, że z poglądów większej części dzisiejszej młodzieży wynika, że mleko i chleb pochodzą ze sklepu,  a elektryczność z gniazdka w ścianie. Wystarczy podłączyć kabel do gniazdka i jest elektryczność a jak się go nie podłączy to elektryczności nie ma. Ale dla mniej więcej rozsądnego zarządzania to w ogóle ślepy zaułek, bowiem jeśli chcemy rozwijać transport elektryczny, powinniśmy dysponować jakimś źródłem energetycznym. Współczesna cywilizacja umożliwia tylko kilka opcji pozyskiwania takiej energii:
 za pośrednictwem elektrowni cieplnych, wodnych oraz elektrowni jądrowych. Elektrownie wodne, podobnie jak pozostałe, bez wątpienia szkodzą ekologii, nawet w przypadku rzekomo czystej energetyki jądrowej, która głowi się nad tym, co robić z odpadami jądrowymi, jak je przetworzyć i jak zagwarantować bezpieczeństwo środowisku w przypadku wystąpienia awarii. Wydaje się zatem, że elektrownie wodne wyrządzają szkody ekologiczne, dlatego z nich zrezygnowano.
A jaka jest inna opcja?
 Zrezygnowano bowiem także z węgla, a nawet z ropy. Zatem elektrowni cieplnych również nie można budować. W takim razie na jakiej zasadzie można funkcjonować? Bowiem ekologicznie czyste odnawialne źródła energii dotąd nie zostały dopracowane. Należy je opracowywać, jednak do rozwijania takich technologii należy przekazywać ludziom wiedzę, lecz wtedy ludzie zaczną rozwijać własny potencjał genetyczny. A to nie leży w interesach obecnej
koncepcji zarządzania światem. W związku z czym co należało zrobić?
Wykorzystać w polityce dzieci. Zatem wyszły dzieci w wieku od 8 lat i przedstawiają swoje żądania. Oczywiście dobrze orientują się w złożonych problemach zarządzania społeczeństwem - mając lat 8, 10, a nawet 14, 16 lub 20. Dobrze się w tych sprawach orientują, tak? Jednakże...
 Czym wyróżnia się owa Greta Thunberg? Jak wygląda jej wszędzie promowany protest? Nie będę chodzić do szkoły. Będę protestować przeciw ekologicznie niesłusznemu życiu na naszej planecie. Czyli naprawcie ekologię. Innymi słowy na złość wszystkim wyrosnę na nic niewiedzącą kretynkę.
Oto jaki proces został uruchomiony.
Żeby przyszła ludność planety nie zdołała przeszkodzić procesom redukcji populacji  dokonywanym na całej planecie,  należy zaciągnąć dzieci do procesu rezygnacji z wykształcenia.
Zapytano dzieci:
- Orientujecie się w ogóle w tych problemach ekologicznych?
Odpowiedź brzmiała: nie.
- To dlaczego wyszliście na protest?
- Powiedziano nam: albo uczymy się w szkole, albo spędzamy wolny dzień na świeżym powietrzu. Wybraliśmy świeże powietrze
i udział w protestach. To przecież takie śmieszne i ciekawe! 

  Dlatego wmawia nam się, że to dzieci protestują, a w rzeczywistości to dobrze wyreżyserowany i zorganizowany protest ze strony dorosłych marionetkarzy. Nakierowany jest na stworzenie warunków, w których można będzie zredukować
populację ludzkości na Ziemi, redukując jednocześnie zużycie nieodnawialnych źródeł energii. Czyli dokładnie to, o czym mowa w kamiennym monumencie z Georgii oraz w teorii złotego miliarda. Pozostając w ramach teorii złotego miliarda, która jest w porównaniu z Monumentem bardziej filantropiczna, część ludności o liczebności około miliarda powinna przedstawiać najwyższy gatunek, kolejny miliard to personel obsługujący, a pozostały miliard pozostaje w
charakterze posiłkowego. Tj. klasa obsługująca to służący i lokaje, robotnicy zakładów, które zostaną wprawdzie zautomatyzowane, jednak ktoś powinien obsługiwać maszyny, dopóki te same nie nauczą się samoobsługi. Zresztą ludzie przydadzą się choćby do tego, żeby samemu nie walczyć z maszynami. A trzeci miliard ludzi powinien migrować w stadach, odbudowując ekologię na planecie, dopóki pierwszy (złoty) miliard przemieszcza się z miejsca na miejsce. Dokładnie w ramach tego projektu nakręca się dany ruch ekologiczny "Fridays for Future". Należy wciągnąć w to dzieci, żeby te w żadnym wypadku się nie uczyły, tylko bezmyślnie protestowały. Czyli na złość wszystkim wyrosnę na nic niewiedzącego durnia i będę od was wszystkich zależny!
-Na złość wam wszystkim.
  Tak, na złość mamie odmrożę sobie uszy.