Mam dwóch synów. Najstarszy dożył już 18 lat, jak teraz rozumiem, przez przypadek. Odwiedził wszystkie koła i sekcje, które można znaleźć w mieście, uczył się angielskiego na wszystkie możliwe sposoby, w tym odwiedzając zagraniczne szkoły. Podróżował pół świata, ucząc się historii i geografii podczas podróży. Odwiedzał teatry, muzea i wystawy co najmniej dwa razy w tygodniu. Przyjaźnił się z przyzwoitymi dziećmi nie mniej przyzwoitych rodziców. Wszystko to ponieważ byłam bardzo dobrą mamą i marzyłam aby był najlepszy ze wszystkich, z pewnością ukończył najfajniejszy instytut i zrobił oszałamiającą karierę. Po ukończeniu dziewiątej klasy spakował się, machnął mi długopisem i pojechał tysiąc kilometrów na prowincję. Zapisał się do technikum drogowego i zamieszkał w internacie.
Czy muszę wyjaśniać, czego doświadczyłam? Uratował mnie rok cotygodniowej psychoterapii. Łkając, zastanawiałam się raz za razem: dlaczego on jest taki wobec mnie? Ja taka dla niego a on mi... ... Niewdzięczny! ..
Potem nastąpiło głębokie przewartościowanie, długie i skomplikowane. To było tak, jakby wiele lat temu czyjaś pewna dłoń przekręciła zwrotnicę kolejową, a pociąg z szyn mojego życia przeskoczył na tory mojego syna. Teraz było ważne, aby pozbyć się tej sytuacji -odpuścić ją, przestać szukać winnych i wrócić na swoje tory. Pozbywałam się kontroli, niepokoju i nadopiekuńczości, nauczyłam się akceptować dzieci takimi, jakimi są, i nie próbowałam ich uszczęśliwiać siłą.
Rok później chwaliłam się psychologowi, że mój syn jest dobrym uczniem w szkole technicznej i stał się bardzo niezależny. Że ma prawdziwych przyjaciół i że teraz uśmiecha się znacznie częściej niż w Moskwie, że po technikum ma zamiar pójść do wojska, a potem na studia. I że jestem z niego dumna! Przestałam się obwiniać za to, że nie wiedziałam, za jakie pieniądze żyje, co jadł dzisiaj na kolację i czy ma ciepłą czapkę i buty. Że nigdy nie widziałam jego książki, dzwonimy do siebie raz w miesiącu i spotykamy się raz na sześć miesięcy. Horror, prawda? Nie, wcale nie.
Mamy ciepłe relacje, a spotkania przynoszą nam prawdziwą radość. Był pierwszym, który mnie wspierał, gdy ogłosiłam, że opuszczam swoją firmę w stolicy i wybieram morze jako miejsce do życia. Powiedział: "Mamo, życie jest jedno. Czyń co chcesz. "
A jak kiedyś rozumiałam moje zadanie jako "matki"? Wydawało mi się, że moje dziecko powinno:
- Aby uczyć się w dobrej szkole średniej, tylko na czwórki i piątki.
- Przestrzegać codzienną rutynę i higienę, dobrze się odżywiać.
- Aby było zajęte przez cały dzień (aby nie spędzało czasu na podwórku w złym towarzystwie i nie grało w gry komputerowe przez cały dzień).
- Wszechstronny rozwój, muzyka i sport, znajomość kilku języków, robotyka.
- Zwiedziło świat.
Kategorycznie? To nie wszystko! Powinien starać się pobierać jak najwięcej lekcji i jak najszybciej zdecydować czym będzie się zajmował do końca życia. A jeśli nie może zdecydować, to ja decyduję bo to moje dziecko i ja wiem najlepiej, czego ono potrzebuje.
Teraz widzę w moich działaniach tylko jedno - manipulację. Wszak decydowanie o tym, co jest dobre dla dziecka i zapewnienie mu tego "dobra" jest manipulacją. Troska to całkiem inna rzecz: dać dziecku to, czego on chce. Dając dziecku to, co najlepsze, nie brałam pod uwagę tego, co najważniejsze: on nie prosił o to "najlepsze".
Co tak z grubsza jest wymagane od rodziców? Nauczyć dzieci żyć bez nas. Oznacza to kochanie ich i zapewnianie bezpieczeństwa, a także w tej bezpiecznej przestrzeni pozwalając podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność.
A co zwykle czynimy? Żyjemy życiem za własne dziecko zmuszając je do spełnienia naszych oczekiwań i spełnienia naszych marzeń.
Teraz młodszy syn dorósł od wieku szkolnego. Obserwuję go i uczę się od niego żyć z przyjemnością. Nasze życie układa się wygodnie, powoli, bez zamieszania. Widzę zdumienie w oczach matek jego kolegów z klasy - przecież należy zdecydowanie czymś się zajmować (sport, języki, taniec), dziecko musi się rozwijać!
Dlaczego należy? Wobec kogo powinien? A kiedy ma żyć? Chce spróbować boksu, idziemy na treningi. Chce obejrzeć film - kupujemy bilety do kina. Uczy się angielskiego na własną rękę na stronie w internecie, dowiedziałam się o tym przez przypadek kilka dni temu.
W piątek pominęliśmy szkołę, w sobotę jeździliśmy cały dzień wzdłuż wybrzeża, jedząc hot dogi i pączki. Nie planowaliśmy niczego, każdego ranka, budząc się, decydujemy, jak spędzimy ten dzień.
- Sasza, piszę artykuł. Odpowiedz mi na pytanie: czy jesteś szczęśliwy dzisiaj?
- Jestem szczęśliwy na 101 procent.
- Dlaczego?
- Ponieważ czuję się dobrze i czuję się szczęśliwy. Podoba mi się jak minął dzień.
Proszę, kochajcie swoje dzieci i żyjcie swoim a nie ich życiem.
Galina Narożnaja
p.s. dodaję obrazek motywacyjny. Napis głosi:
KIEDY JEST CEL TO ZAWSZE ZNAJDZIE SIĘ I SPOSÓB.