Niniejsze pisanie dotyczy artykułu http://michalxl600.blogspot.com/2015/10/mezczyzna-funkcjonuje-na-kobiecej.html?showComment=1461990863014#c6278375031921788785 . Jest on jedną z trzech najbardziej poczytnych publikacji blogu (polecam uwadze linki po prawej pod nazwą "abecadło" a tamże kolejny artykuł wprowadzający o nazwie "różnice energetyczne między kobietą a mężczyzną") i obecnie kliknęło nań ponad 40 tysięcy osób (edytuję 3 maja a więc pol 4 dniach- już 50 tysięcy. Znów przybywa awanturniczych wpisów pod głównym artykułem. Czyżby agonalne drgawki starych wzorców?). Wpis ten nieustannie budzi zainteresowanie i jest najwyraźniej linkowany tu i tam. Bardzo mnie to cieszy, że treść ta nie pozostaje obojętna. Z jakąś niezmierzoną przeze mnie cykliczną regularnością ktoś gdzieś podaje ten link i pojawia się fala - wyraźnie zauważalna grupa nowych czytelniczek. Wpisy są bardzo charakterystyczne i już nie mam sił odpisywać tego samego na każdy z nich z osobna więc zdecydowałem się na niniejsze "posłowie" - rodzaj komentarza do tamtych treści i dam pod tamtym artykułem przekierowanie do dzisiejszego wpisu.
Cechy szczególne tych masowych wpisów: wojowniczość, pretensje do rodu męskiego, usprawiedliwianie w rodzaju "muszę tyrać bo chłop pierdoła i w ogóle faceci to zaraza kompletna". Kto ciekaw niech zajrzy do komentarzy - nie chce mi się wyszczególniać wszystkiego. Panie te niemal bez wyjątku nie przeczytały żadnego innego artykułu na blogu ale "wpadają zziajane" z mieczem w dłoniach i tną.....w martwą pustkę bo żaden cios w ich stronę nie pada. Uważają, że ten artykuł wyjaśnia wszystko i emocjonalnie wydają ocenę. Co prawda zauważam, że kolejne fale "hejtu" przychodzące w kolejnym miesiącu (bo chyba takie falowanie dałoby się dostrzec) mają pewne różnice - rzekłbym środowiskowe -gdyż coraz bardziej kolejne czytelniczki nie przebierają w słowach. W konsekwencji moje odpowiedzi stają się coraz bardziej szorstkie i ostatecznie stać się może, że ktoś i mnie uzna za gbura i całkowicie zniesmaczony opuści to miejsce nie zapoznawszy się z resztą treści - a sądzę, że warto.
Zadaję sobie więc po raz kolejny trud pukania w klawisze i tytułem wprowadzenia dla "nowicjuszek" ;) - zebrania nieco tego co jest rozsiane tu i ówdzie w moich komentarzach a do czego nie od razu dotrą nowe czytelniczki. Wierzę, że dla wielu z nich jest jeszcze nadzieja otrząśnięcia się z tego cywilizacyjnego amoku - wpisy nie emanują szczęściem. Przypadków nie ma- skoro tu trafiły to może poczytają coś więcej.
Powtarzam (wczoraj po raz nie wiem który rozmawialiśmy sobie na ten temat z mamą- była znów kilka dni w odwiedzinach- sypiąc przykładami z przeszłości ), że miałem wspaniałego ojca. Ona to dziś dostrzega- wcześniej nie miała czasu i stosownego dystansu. Facet niesłychanie konsekwentny ale jednocześnie z wielkim sercem, wzór taktu i dobrych manier (miał też swoje wady i śmiesznostki rzecz jasna- nie robię z niego pomnika). Mama moja należała (bo to się dziś trochę zmienia) do takich właśnie kobiet siłaczek. Bardzo ambitna 12 letnia Basia postanowiła, że stanie się samodzielna i niezależna - i dopięła swego. Ojciec "coś w niej widział" i mimo tego, że miał z nią - jak to się dawniej mawiało- "krzyż pański" został z nami tak długo jak tylko mógł. Zmarł ponad 10 lat temu - oficjalne, medyczne przyczyny dość pokrętne. Ja dziś twierdzę, że stracił cel i chęć do życia. Mnie z bratem przejęły "do eksploatacji" dwie typowe hieny- modliszki (to klasyfikacja pana Pawła Śląskiego, autora tej książki- polecam http://lubimyczytac.pl/ksiazka/146842/hieny-modliszki-czarne-wdowy-czyli-jak-kobiety-zabija ) - jakiś czas trzymały ojca przy życiu wnuki ale z czasem i to mu zabrano.
W każdym razie dziś omawiamy sobie z mamą różne wybory z przeszłości- mama całe życie pracowała na bardzo odpowiedzialnym stanowisku kierowniczym. Praktycznie cały dom i nasze życie podporządkowane było jej misji życiowej - nawet mieszkaliśmy w służbowym mieszkaniu gdzie mama miała praktycznie pogotowie pracy (szpitalna apteka) - telefony po nocach nie były rzadkością. Tato i jego praca była w cieniu działań mamy - mogło być inaczej ale na przeszkodzie stały ambicje mojej rodzicielki. Nie chciała "wyjść za mąż" - chciała być "w blasku jupiterów", na scenie. Za te jej zachcianki zapłacilismy my wszyscy jako rodzina.
Na życzenie mogę ten temat rozwijać - piszę o tym by zilustrować, że mam podstawy do takich a nie innych opinii. W życiu dorosłym (stare prawo wyjaśniane w oficjalnej psychologii) powieliłem wzorzec z domu rodzinnego starając się "zbudować małżeństwo partnerskie" - dziś widzę w jak ślepą uliczkę prowadziła ta droga.
Dobra ...... tyle może ode mnie.
Tak naprawdę liczę na to, że jeśli tu zabłądzą te pojawiające się ostatnio "wojowniczki- siłaczki" to jakimś nawiązaniem kontaktu zajmą się tutejsze Łady - Boginie . Jam tylko skryba - wykonawca natchnień żeńskiej siły. Początkowo korzystałem z wypowiedzi tłumaczonych ..........no tak! to ważna uwaga dla nowych czytelniczek - powtarzam: przeważająca większość treści tu zamieszczanych to wypowiedzi kobiet a nie moje "męskie wydumki". Stworzyłem tę przestrzeń jako świetlicę- miejsce spotkań. Taka jest męska rola. Nie pretenduję do roli guru ( znów przed chwilą taki zarzut padł w nowym wpisie na wspomnianej stronie). Tak jak mężczyzna realizując jakąś wizję ukochanej kobiety stawia BUDYNEK - dba o szczelny dach, izolację fundamentów, o to by ściany były równe i nie zawaliły się na głowę a kobieta zajmuje się doborem barw na ścianach, firankami i masą innych szczegółów - tym samym wypełniając tę przestrzeń ciepłem i tworząc DOM ..........tak samo i ja jestem kimś w rodzaju sołtysa, który pomógł wybudować miejscową kawiarenkę, zaprosił kilku ciekawych prelegentów (prelegentek w naszym wypadku) i cieszy się, że miejsce ożyło i przyciąga ludzi. To Wy napełniacie tę wirtualną przestrzeń życiem.
Z wiosennym pozdrowieniem - michalxl600 ( Jędrek M. )
edycja dnia 20 maja 2016: czytelniczka "The Klamka" dokonała wpisu , który szczerze polecam. Szukajcie w komentarzach pod tym wpisem: https://michalxl600.blogspot.com/2016/05/gowna-przyczyna-zenskich-problemow-ze.html?showComment=1463689538887#c5944325835542797148
Blog ma ambicje upowszechnienia szeroko pojętej sfery obyczajowości Słowiańskiej a więc zdrowych podstaw życia rodzinnego a co za tym idzie zdrowia całego naszego społeczeństwa w nadchodzącej już nowej kosmicznej erze Wilka (Welesa).
sobota, 30 kwietnia 2016
czwartek, 21 kwietnia 2016
22 kwietnia - Lelnik
Święto to jest imeninami bogini Lelii. Lelia jest pierwszą córką bogini Łady i boga Swaroga. Lelia ucieleśnia wiosnę, wiosenną zieleń, rozkwit odrodzonej przyrody, patronka dzieci (stąd małe dziecko nazywa się "lala"). Aby nie mylić tego dnia ze świętem Lelia( syna Łady, który rozpala w ludzkich sercach ogień miłości) dzień ten częściej bywa nazywany Lialnik ( Lewicznik). Łada jest wielką boginią miłości, wiosenno -letniego urodzaju, patronka zaślubin, życia małżeńskiego, ..........
spróbujcie resztę wklejając tekst w tłumacza google
Wypada nam w tym roku to święto dokładnie w pełnię więc wzmocnienie wpływów.
ЛЕЛЬНИК
/22 цветеня/
Этот праздник, является именинами богини Лели. Она - первая дочь богини Лады и бога Сварога. Леля олицетворяет весну, весеннюю зелень, расцвет обновлённой природы, покровительница детей (маленького ребёнка так и называют – «Ляля»). Дабы не путать сей день с вешним Праздником Леля (сыном Лады, который зажигает в сердцах людей огонь Любви) – день чаще именуется как ЛЯЛЬНИК (Девичник). Лада – великая богиня любви, весенне-летнего плодородия и покровительница свадеб, брачной жизни, рожаниц. Призывая Лелю на собственные именины, народ встречает Лелю, которая преображается во всей своей красе - благодаря своей Матери, богини Любви Ладе.
Лельник - это единственный день в году, когда женщина, у которой нет детей, может обрести детородную силу - без обращения к колдунам и прочим «целителям», ибо на Девичник призывается сама Берегиня беременности - Леля. Такой же точно, но уже Мальчишник (на мужской день), может собираться на следующий день - Ярилы Вешнего. Для женщины, у которой не было «подруг по несчастью», Обрядовость заключалась в подъёме «не свет, не заря», дабы успеть к рассвету на лесную поляну, где поднимается вешний пар от утренней росы. Именно этот пар и обладает этой чудодейственной силой - известной с незапамятных времён, росы Лели, которую поднимает луч Ярилы. В язычестве именно Ярило отвечает за детородные функции у мужчин, а Леля - соответственно у женщин.
В остальном (т.е. при отсутствии проблем с беременностью), Лельник является классическим Празднованием Рода и Рожениц - когда мужчины всячески чествуют женщин. И единственным жертвоприношением в угоду Богине Леле - является дарение цветов. В этот день девушки приносят на берега водоёмов дары русалкам, а в ночи, непременно в тайне от парней, творят свою девичью ворожбу. На сей праздник изготовляли «лялемья» и совершали обряд выпекания женской доли. Девушки также ходили в священную рощу.
Ляльник часто называется «Красной горкой», поскольку местом действия становится холм, расположенный неподалеку от деревни. Рано утром там совершается встреча солнца. При первом проблеске светила светил собравшаяся на холме молодёжь с выбранной «хороводницею» (самая духовно красивая девушка) во главе, которая и исполняла роль Лели (Ляли), приступала к выполнению завещанного стариной обряда.
В этот день весна, как дары природы, преподносит людям лелеяние, ласку, пробуждала в их сердцах нежность. Ведь расцветала яблоня. По народным поверьям, утром этого дня прилетает в яблоневый сад Птица Сирин – Птица Печали, которая грустит и плачет. А после полудня прилетает в яблоневый сад Птица Алконост, которая радуется и смеётся. Слёзы Птицы Сирин – Мёртвая Вода, роса с крыльев Птицы Алконост – Вода Живая. Если умыть болящего в этот день сначала Мёртвой, а потом Живой Водой, он непременно исцелится.
Следует сходить в баню, попросить прощения у родных и близких за нанесённые обиды и позаботиться об очищении своей души от дел неправедных.
В Ляльник мужчины всячески чествуют женщин. И единственным приношением древнерусской прародительнице - богине любви Леле являются живые (несорванные) цветы. Именно благодаря славянским обычаям празднования Женских Дней мы обязаны обычаю дарения цветов. Это уже потом начали дарить срезанные цветы.
В этот день не трудятся ни в поле, ни в огороде. Лучше всего провести время на отдыхе в берёзовом лесу и набрать от него здоровых сил. Берёза - символ Лады. В чести сегодня и верба, которая к этому дню насыщается чародейной силой Солнца. Отсюда и другое название Праздника - Вербовник. Но лучше всего и цветы и деревья сохранять как можно больше целыми (необорванными, несрезанными), т.к. они живые и являются братьями нашими меньшими из растительного царства.
Красная Горка - время разгула славянских свадеб. Как Природа готова к «оплодотворению», так и девушки готовятся к замужеству.
spróbujcie resztę wklejając tekst w tłumacza google
Wypada nam w tym roku to święto dokładnie w pełnię więc wzmocnienie wpływów.
ЛЕЛЬНИК
/22 цветеня/
Этот праздник, является именинами богини Лели. Она - первая дочь богини Лады и бога Сварога. Леля олицетворяет весну, весеннюю зелень, расцвет обновлённой природы, покровительница детей (маленького ребёнка так и называют – «Ляля»). Дабы не путать сей день с вешним Праздником Леля (сыном Лады, который зажигает в сердцах людей огонь Любви) – день чаще именуется как ЛЯЛЬНИК (Девичник). Лада – великая богиня любви, весенне-летнего плодородия и покровительница свадеб, брачной жизни, рожаниц. Призывая Лелю на собственные именины, народ встречает Лелю, которая преображается во всей своей красе - благодаря своей Матери, богини Любви Ладе.
Лельник - это единственный день в году, когда женщина, у которой нет детей, может обрести детородную силу - без обращения к колдунам и прочим «целителям», ибо на Девичник призывается сама Берегиня беременности - Леля. Такой же точно, но уже Мальчишник (на мужской день), может собираться на следующий день - Ярилы Вешнего. Для женщины, у которой не было «подруг по несчастью», Обрядовость заключалась в подъёме «не свет, не заря», дабы успеть к рассвету на лесную поляну, где поднимается вешний пар от утренней росы. Именно этот пар и обладает этой чудодейственной силой - известной с незапамятных времён, росы Лели, которую поднимает луч Ярилы. В язычестве именно Ярило отвечает за детородные функции у мужчин, а Леля - соответственно у женщин.
В остальном (т.е. при отсутствии проблем с беременностью), Лельник является классическим Празднованием Рода и Рожениц - когда мужчины всячески чествуют женщин. И единственным жертвоприношением в угоду Богине Леле - является дарение цветов. В этот день девушки приносят на берега водоёмов дары русалкам, а в ночи, непременно в тайне от парней, творят свою девичью ворожбу. На сей праздник изготовляли «лялемья» и совершали обряд выпекания женской доли. Девушки также ходили в священную рощу.
Ляльник часто называется «Красной горкой», поскольку местом действия становится холм, расположенный неподалеку от деревни. Рано утром там совершается встреча солнца. При первом проблеске светила светил собравшаяся на холме молодёжь с выбранной «хороводницею» (самая духовно красивая девушка) во главе, которая и исполняла роль Лели (Ляли), приступала к выполнению завещанного стариной обряда.
В этот день весна, как дары природы, преподносит людям лелеяние, ласку, пробуждала в их сердцах нежность. Ведь расцветала яблоня. По народным поверьям, утром этого дня прилетает в яблоневый сад Птица Сирин – Птица Печали, которая грустит и плачет. А после полудня прилетает в яблоневый сад Птица Алконост, которая радуется и смеётся. Слёзы Птицы Сирин – Мёртвая Вода, роса с крыльев Птицы Алконост – Вода Живая. Если умыть болящего в этот день сначала Мёртвой, а потом Живой Водой, он непременно исцелится.
Следует сходить в баню, попросить прощения у родных и близких за нанесённые обиды и позаботиться об очищении своей души от дел неправедных.
В Ляльник мужчины всячески чествуют женщин. И единственным приношением древнерусской прародительнице - богине любви Леле являются живые (несорванные) цветы. Именно благодаря славянским обычаям празднования Женских Дней мы обязаны обычаю дарения цветов. Это уже потом начали дарить срезанные цветы.
В этот день не трудятся ни в поле, ни в огороде. Лучше всего провести время на отдыхе в берёзовом лесу и набрать от него здоровых сил. Берёза - символ Лады. В чести сегодня и верба, которая к этому дню насыщается чародейной силой Солнца. Отсюда и другое название Праздника - Вербовник. Но лучше всего и цветы и деревья сохранять как можно больше целыми (необорванными, несрезанными), т.к. они живые и являются братьями нашими меньшими из растительного царства.
Красная Горка - время разгула славянских свадеб. Как Природа готова к «оплодотворению», так и девушки готовятся к замужеству.
poniedziałek, 18 kwietnia 2016
Źródłem ciepła jest kobieta. Jej miłość i oddanie, połączone z intelektem mężczyzny- jej serce połączone z głową mężczyzny mogą uczynić cud...
Ostatnio czytelniczka sygnująca swoje wpisy małą literką "k." wpisała wspaniały cytat: "Szczęście jest jak motyl. Im bardziej za nim gonisz, tym bardziej ci
się wymyka. Lecz jeśli zwrócisz swą uwagę ku innym rzeczom, przyfrunie i
delikatnie usiądzie ci na ramieniu." http://michalxl600.blogspot.com/2016/04/stan-sie-prawdziwie-szczesliwa.html
Było też w naszych dyskusjach o zakładaniu masek w codzienności- niniejszy tekst poszerza tamte rozważania i jakoś według mnie zaplata się z fragmentem wiersza jaki podała "k.". Na innym portalu znalazłem te teksty, które gdzieś tam hen, hen - dawno, dawno temu były dla mnie bardzo ważne. Dziś mam lekki dystans do tej postaci (Osho)- być może muszę mu się jeszcze raz wnikliwie przyjrzeć. Nie zmienia to faktu, że są jego wypowiedzi, które akceptuję w całości. Oto jedna z nich skopiowany z tego miejsca http://foof.most.org.pl/g_teksty/po_blisk.htm
Potrzeba bliskości
Każdy obawia się bliskości, bez względu na to, czy jest tego świadomy, czy nie. Bliskość oznacza odkrycie się przed obcym. Wszyscy jesteśmy sobie obcy: nikt nie zna nikogo. Jesteśmy obcy nawet sobie samym, gdyż tak naprawdę nie wiemy kim jesteśmy.
Bliskość, zbliżenie się do kogoś obcego oznacza, że musisz odrzucić wszystkie mechanizmy obronne; tylko wtedy owa bliskość jest możliwa. Ale powstaje lęk, że gdy przestaniesz się "bronić"; gdy zrzucisz wszystkie maski jakie nosisz... kto wie, co zrobi z tobą ten obcy, ta druga osoba?
Wszyscy ukrywamy tysiące rzeczy - nie tylko przed innymi, ale nawet przed samymi sobą - gdyż byliśmy wychowani w chorym społeczeństwie, które narzuciło nam tysiące zahamowań, tysiące zakazów, nakazów, tabu. Stąd lęk przed obcym, bez względu na to, czy żyjesz z tą osobą dziesięć, dwadzieścia, czy trzydzieści lat - owa obcość nigdy nie znika. I czujesz się lepiej, gdy zachowujesz trochę dystansu i masz w zanadrzu swoje mechanizmy obronne, gdyż ktoś może wykorzystać twoją słabość, twoją podatność na zranienie. Tak, każdy, dosłownie każdy obawia się bliskości.
Ten problem staje się znacznie bardziej poważny, gdyż każdy PRAGNIE bliskości. Każdy pragnie bliskości, gdyż bez niej jesteś samotny we wszechświecie, żyjesz bez przyjaciela, bez ukochanej, bez kogokolwiek komu mógłbyś ufać, bez kogokolwiek przed kim mógłbyś odkryć swoje rany. A pamiętaj, że rany nie zabliźnią się, jeśli nie są odsłonięte. Gdy je zasłonisz, wypełnią się jedynie jeszcze większą ropą.
Bliskość jest podstawową potrzebą człowieka, więc każdy jej pragnie, ty też... ale jednocześnie pragniesz też, aby to ta DRUGA osoba się zbliżyła; aby się odsłoniła, odrzuciła swoje mechanizmy obronne, odkryła swoje rany, zerwała maski które nosi, odkryła swoją autentyczną osobowość, stanęła zupełnie "nago" przed tobą. A jednocześnie pragnąc bliskości, sam obawiasz się odrzucić swoje "obrony".
Jest to jeden z zasadniczych konfliktów pomiędzy przyjaciółmi, ukochanymi: nikt nie chce się odsłonić, stanąć w "nagości", zupełnie szczerze przed tym drugim. A oboje pragną bliskości...
Stąd, jeśli nie odrzucisz zahamowań i stłumień, którymi "obdarowali" cię twoi rodzice, twoje wychowanie, twoje społeczeństwo, twoja kultura i twoja religia, wtedy nigdy tak naprawdę nie zbliżysz się do nikogo. Ale to TY musisz przejąć inicjatywę, nie przerzucaj tego na tę drugą osobę.
Często, nawet gdy ktoś inny jest gotowy by obdarzyć cię swoją miłością... wtedy wycofujesz się. Pojawia się obawa: "tak, to piękne, ale jak długo będzie to trwać? Wcześniej, czy później będę musiał się odkryć". A miłość oznacza bliskość, miłość to dwie osoby zbliżające się do siebie, miłość to dwa ciała w jednej duszy. I pojawia się lęk, lęk o swoją duszę, swoje wnętrze... "przecież nie jestem doskonały, lepiej się ukryć, lepiej się nie odkrywać, niż narazić na odrzucenie"... I w ten sposób lęk przed odrzuceniem nie pozwala ci przyjąć miłości, nie pozwala ci zbliżyć się do innej osoby.
Co zatem robić? Pierwszy, podstawowy krok to akceptacja siebie samego, takiego jakim jesteś... odrzuć tradycję, która doprowadziła niemal cały świat do szaleństwa. Spójrz do wewnątrz i odrzuć wszystko, co zostało ci narzucone; wszystko co powoduje twój wstyd. Musisz zaakceptować swoja naturę, taką jaka jest, a nie taką jaka "powinna być". Nie nauczam żadnych "powinienem/nie powinienem". Wszystkie "powinienem/nie powinienem" to przyczyna choroby ludzkiego umysłu. Odrzuć wszystkie powinności bycia kimś ważnym, pobożnym, respektowanym... nie ma nic piękniejszego od bycia prostym i zwyczajnym, od bycia po prostu sobą. Możesz wyrażać siebie autentycznie i szczerze - stajesz się otwarty i ta otwartość pomoże innej osobie otworzyć się przed tobą. Twoja bezpretensjonalna, autentyczna prostota to zachęta dla bliskości, zaufania i otwartości ze strony drugiej osoby. Gdy znikają wszystkie "powinienem/nie powinienem", gdy nie musisz się już ukrywać i bać, wtedy pojawia się bliskość.
Kiedy pojawia się miłość, kiedy chcesz w nią głębiej wejść, powstaje następny problem. Wchodząc głębiej w miłość, tracisz swoje fałszywe "ja". I zaczynasz się bać, unikać głębi miłości, gdyż ta głębia jest jak śmierć. Zaczynasz tworzyć bariery między sobą a twoją ukochaną, gdyż kobieta wydaje się jak przepaść, przepaść przez którą możesz zostać wchłonięty. Powstałeś z kobiety, ona jest łonem, przepaścią... jeśli może dać ci życie, może dać ci też śmierć. Kobieta jest niebezpieczna, tajemnicza. Nie potrafisz żyć bez niej i jednocześnie nie potrafisz żyć z nią. Nie możesz się od niej oddalić, gdyż bez niej życie jest puste; nie możesz się do niej zupełnie zbliżyć, gdyż wtedy tracisz swoje "ja".
Ten konflikt jest typowy w każdej miłości. Zatem czynisz kompromisy: nie oddalasz się zbyt daleko, ale też nie zbliżasz się totalnie. Stoisz gdzieś w środku, balansując sobą... ale wtedy miłość nie może się pogłębić. Głębia miłości jest osiągalna tylko wtedy, gdy odrzucisz lęk i skoczysz z zamkniętymi oczami głową w przód.
Jest to niebezpieczne - miłość może zabić twoje ego, twoje "ja". Miłość to trucizna dla twojego fałszywego "ja". Miłość to życie dla ciebie prawdziwego, miłość to śmierć dla twojego ego. Musisz skoczyć. Musisz się zbliżyć i dosłownie rozpłynąć w kobiecie... ta bliskość to drzwi do boskości, do wieczności.
Kobieta ma podobny problem. Im bardziej zaczyna zbliżać się do mężczyzny, ten tym bardziej stara się od niej uciec i znajduje tysiące wymówek by się oddalić. Zatem kobieta musi czekać, a czekanie to następny problem: jeśli kobieta nie przejmuje inicjatywy, wygląda to na obojętność, a obojętność może zabić miłość. Nic nie jest bardziej zabójcze dla miłości niż obojętność. Nawet nienawiść jest lepsza, gdyż jest przynajmniej pewnym rodzajem relacji miedzy dwojgiem osób. Miłość może przetrwać nienawiść, ale nie znosi obojętności. I stąd kobieta ma trudności; jeśli przejmuje inicjatywę, mężczyzna ucieka, gdyż większość mężczyzn nie znosi kobiet, które podejmują inicjatywę. Mężczyzna czuje, że zbliża się przepaść, więc lepiej uciec, zanim będzie za późno. Tak właśnie powstają donżuani. Krążą od jednej kobiety do drugiej, wypełnieni lękiem, że przepaść może ich wchłonąć. Donżuani nie są prawdziwymi kochankami, choć na nich wyglądają - każdego dnia nowa kobieta. Donżuani to przestraszeni ludzie, obawiający się bliskości.
Zatem kobieta również stoi pośrodku; tak jak mężczyzna między lękiem przed przepaścią a pragnieniem bliskości, tak kobieta między przejęciem inicjatywy a obojętnością. Obie sytuacje są złe, to zwykłe kompromisy. A kompromisy nie pozwalają rozkwitnąć miłości. Kompromisy nie pozwalają niczemu rozkwitnąć. Kompromisy to kalkulacja, spryt... potrzebne w biznesie, ale nie mające nic wspólnego z miłością. Więc zaryzykuj, odrzuć bariery swojego ego i skocz... skocz w prawdziwą bliskość, skocz w prawdziwą miłość.
Na początku miłość ma barwę seksu. Jeśli jest płytka, pozostanie do tego seksu zredukowana; tak naprawdę to nie będzie żadna miłość. A bez miłości seks sprowadza życie do prymitywnego, wręcz obrzydliwego poziomu. Seks może być piękny, gdy towarzyszy mu miłość. Sam w sobie jest obrzydliwy. To tak jakby najpiękniejsze oczy najpiękniejszej kobiety wyjąć z oczodołów. Pozbawione ciała, nawet najpiękniejsze oczy są obrzydliwe.
Bliskość w stosunku do jednej kobiety lub mężczyzny jest dużo lepsza, niż mnogość relacji partnerskich. Może ta mnogość jest zabawna, ale powierzchowna - nigdy nie zdołasz rozwinąć się wewnętrznie. Miłość to nie sezonowy kwiatek, potrzeba jej wiele czasu by rozkwitła. Każdy mężczyzna ma w sobie pierwiastek kobiecości, każda kobieta ma w sobie pierwiastek męskości. Jedyny sposób, aby się o tej jedności przekonać, to bycie w głębokiej bliskości. Postaraj się bliskości rozkwitnąć tak bardzo, jak to tylko możliwe. Pozwól rozkwitnąć zaufaniu, odrzuć wszystkie bariery dzielące cię od drugiej osoby.
Według mnie, uduchowienie oznacza ciepło, miłość i bliskość. Źródłem ciepła jest kobieta. Jej miłość i oddanie, połączone z intelektem mężczyzny; jej serce połączone z głową mężczyzny, mogą uczynić cud...
Dzielcie się swoja miłością, swoimi sercami. Pragnę, aby kobieta i mężczyzna rozwijali się wspólnie, w głębokiej harmonii i poczuciu nieograniczonej bliskości. Tylko w ten sposób możemy zmienić świat.
Było też w naszych dyskusjach o zakładaniu masek w codzienności- niniejszy tekst poszerza tamte rozważania i jakoś według mnie zaplata się z fragmentem wiersza jaki podała "k.". Na innym portalu znalazłem te teksty, które gdzieś tam hen, hen - dawno, dawno temu były dla mnie bardzo ważne. Dziś mam lekki dystans do tej postaci (Osho)- być może muszę mu się jeszcze raz wnikliwie przyjrzeć. Nie zmienia to faktu, że są jego wypowiedzi, które akceptuję w całości. Oto jedna z nich skopiowany z tego miejsca http://foof.most.org.pl/g_teksty/po_blisk.htm
Potrzeba bliskości
Każdy obawia się bliskości, bez względu na to, czy jest tego świadomy, czy nie. Bliskość oznacza odkrycie się przed obcym. Wszyscy jesteśmy sobie obcy: nikt nie zna nikogo. Jesteśmy obcy nawet sobie samym, gdyż tak naprawdę nie wiemy kim jesteśmy.
Bliskość, zbliżenie się do kogoś obcego oznacza, że musisz odrzucić wszystkie mechanizmy obronne; tylko wtedy owa bliskość jest możliwa. Ale powstaje lęk, że gdy przestaniesz się "bronić"; gdy zrzucisz wszystkie maski jakie nosisz... kto wie, co zrobi z tobą ten obcy, ta druga osoba?
Wszyscy ukrywamy tysiące rzeczy - nie tylko przed innymi, ale nawet przed samymi sobą - gdyż byliśmy wychowani w chorym społeczeństwie, które narzuciło nam tysiące zahamowań, tysiące zakazów, nakazów, tabu. Stąd lęk przed obcym, bez względu na to, czy żyjesz z tą osobą dziesięć, dwadzieścia, czy trzydzieści lat - owa obcość nigdy nie znika. I czujesz się lepiej, gdy zachowujesz trochę dystansu i masz w zanadrzu swoje mechanizmy obronne, gdyż ktoś może wykorzystać twoją słabość, twoją podatność na zranienie. Tak, każdy, dosłownie każdy obawia się bliskości.
Ten problem staje się znacznie bardziej poważny, gdyż każdy PRAGNIE bliskości. Każdy pragnie bliskości, gdyż bez niej jesteś samotny we wszechświecie, żyjesz bez przyjaciela, bez ukochanej, bez kogokolwiek komu mógłbyś ufać, bez kogokolwiek przed kim mógłbyś odkryć swoje rany. A pamiętaj, że rany nie zabliźnią się, jeśli nie są odsłonięte. Gdy je zasłonisz, wypełnią się jedynie jeszcze większą ropą.
Bliskość jest podstawową potrzebą człowieka, więc każdy jej pragnie, ty też... ale jednocześnie pragniesz też, aby to ta DRUGA osoba się zbliżyła; aby się odsłoniła, odrzuciła swoje mechanizmy obronne, odkryła swoje rany, zerwała maski które nosi, odkryła swoją autentyczną osobowość, stanęła zupełnie "nago" przed tobą. A jednocześnie pragnąc bliskości, sam obawiasz się odrzucić swoje "obrony".
Jest to jeden z zasadniczych konfliktów pomiędzy przyjaciółmi, ukochanymi: nikt nie chce się odsłonić, stanąć w "nagości", zupełnie szczerze przed tym drugim. A oboje pragną bliskości...
Stąd, jeśli nie odrzucisz zahamowań i stłumień, którymi "obdarowali" cię twoi rodzice, twoje wychowanie, twoje społeczeństwo, twoja kultura i twoja religia, wtedy nigdy tak naprawdę nie zbliżysz się do nikogo. Ale to TY musisz przejąć inicjatywę, nie przerzucaj tego na tę drugą osobę.
Często, nawet gdy ktoś inny jest gotowy by obdarzyć cię swoją miłością... wtedy wycofujesz się. Pojawia się obawa: "tak, to piękne, ale jak długo będzie to trwać? Wcześniej, czy później będę musiał się odkryć". A miłość oznacza bliskość, miłość to dwie osoby zbliżające się do siebie, miłość to dwa ciała w jednej duszy. I pojawia się lęk, lęk o swoją duszę, swoje wnętrze... "przecież nie jestem doskonały, lepiej się ukryć, lepiej się nie odkrywać, niż narazić na odrzucenie"... I w ten sposób lęk przed odrzuceniem nie pozwala ci przyjąć miłości, nie pozwala ci zbliżyć się do innej osoby.
Co zatem robić? Pierwszy, podstawowy krok to akceptacja siebie samego, takiego jakim jesteś... odrzuć tradycję, która doprowadziła niemal cały świat do szaleństwa. Spójrz do wewnątrz i odrzuć wszystko, co zostało ci narzucone; wszystko co powoduje twój wstyd. Musisz zaakceptować swoja naturę, taką jaka jest, a nie taką jaka "powinna być". Nie nauczam żadnych "powinienem/nie powinienem". Wszystkie "powinienem/nie powinienem" to przyczyna choroby ludzkiego umysłu. Odrzuć wszystkie powinności bycia kimś ważnym, pobożnym, respektowanym... nie ma nic piękniejszego od bycia prostym i zwyczajnym, od bycia po prostu sobą. Możesz wyrażać siebie autentycznie i szczerze - stajesz się otwarty i ta otwartość pomoże innej osobie otworzyć się przed tobą. Twoja bezpretensjonalna, autentyczna prostota to zachęta dla bliskości, zaufania i otwartości ze strony drugiej osoby. Gdy znikają wszystkie "powinienem/nie powinienem", gdy nie musisz się już ukrywać i bać, wtedy pojawia się bliskość.
Kiedy pojawia się miłość, kiedy chcesz w nią głębiej wejść, powstaje następny problem. Wchodząc głębiej w miłość, tracisz swoje fałszywe "ja". I zaczynasz się bać, unikać głębi miłości, gdyż ta głębia jest jak śmierć. Zaczynasz tworzyć bariery między sobą a twoją ukochaną, gdyż kobieta wydaje się jak przepaść, przepaść przez którą możesz zostać wchłonięty. Powstałeś z kobiety, ona jest łonem, przepaścią... jeśli może dać ci życie, może dać ci też śmierć. Kobieta jest niebezpieczna, tajemnicza. Nie potrafisz żyć bez niej i jednocześnie nie potrafisz żyć z nią. Nie możesz się od niej oddalić, gdyż bez niej życie jest puste; nie możesz się do niej zupełnie zbliżyć, gdyż wtedy tracisz swoje "ja".
Ten konflikt jest typowy w każdej miłości. Zatem czynisz kompromisy: nie oddalasz się zbyt daleko, ale też nie zbliżasz się totalnie. Stoisz gdzieś w środku, balansując sobą... ale wtedy miłość nie może się pogłębić. Głębia miłości jest osiągalna tylko wtedy, gdy odrzucisz lęk i skoczysz z zamkniętymi oczami głową w przód.
Jest to niebezpieczne - miłość może zabić twoje ego, twoje "ja". Miłość to trucizna dla twojego fałszywego "ja". Miłość to życie dla ciebie prawdziwego, miłość to śmierć dla twojego ego. Musisz skoczyć. Musisz się zbliżyć i dosłownie rozpłynąć w kobiecie... ta bliskość to drzwi do boskości, do wieczności.
Kobieta ma podobny problem. Im bardziej zaczyna zbliżać się do mężczyzny, ten tym bardziej stara się od niej uciec i znajduje tysiące wymówek by się oddalić. Zatem kobieta musi czekać, a czekanie to następny problem: jeśli kobieta nie przejmuje inicjatywy, wygląda to na obojętność, a obojętność może zabić miłość. Nic nie jest bardziej zabójcze dla miłości niż obojętność. Nawet nienawiść jest lepsza, gdyż jest przynajmniej pewnym rodzajem relacji miedzy dwojgiem osób. Miłość może przetrwać nienawiść, ale nie znosi obojętności. I stąd kobieta ma trudności; jeśli przejmuje inicjatywę, mężczyzna ucieka, gdyż większość mężczyzn nie znosi kobiet, które podejmują inicjatywę. Mężczyzna czuje, że zbliża się przepaść, więc lepiej uciec, zanim będzie za późno. Tak właśnie powstają donżuani. Krążą od jednej kobiety do drugiej, wypełnieni lękiem, że przepaść może ich wchłonąć. Donżuani nie są prawdziwymi kochankami, choć na nich wyglądają - każdego dnia nowa kobieta. Donżuani to przestraszeni ludzie, obawiający się bliskości.
Zatem kobieta również stoi pośrodku; tak jak mężczyzna między lękiem przed przepaścią a pragnieniem bliskości, tak kobieta między przejęciem inicjatywy a obojętnością. Obie sytuacje są złe, to zwykłe kompromisy. A kompromisy nie pozwalają rozkwitnąć miłości. Kompromisy nie pozwalają niczemu rozkwitnąć. Kompromisy to kalkulacja, spryt... potrzebne w biznesie, ale nie mające nic wspólnego z miłością. Więc zaryzykuj, odrzuć bariery swojego ego i skocz... skocz w prawdziwą bliskość, skocz w prawdziwą miłość.
Na początku miłość ma barwę seksu. Jeśli jest płytka, pozostanie do tego seksu zredukowana; tak naprawdę to nie będzie żadna miłość. A bez miłości seks sprowadza życie do prymitywnego, wręcz obrzydliwego poziomu. Seks może być piękny, gdy towarzyszy mu miłość. Sam w sobie jest obrzydliwy. To tak jakby najpiękniejsze oczy najpiękniejszej kobiety wyjąć z oczodołów. Pozbawione ciała, nawet najpiękniejsze oczy są obrzydliwe.
Bliskość w stosunku do jednej kobiety lub mężczyzny jest dużo lepsza, niż mnogość relacji partnerskich. Może ta mnogość jest zabawna, ale powierzchowna - nigdy nie zdołasz rozwinąć się wewnętrznie. Miłość to nie sezonowy kwiatek, potrzeba jej wiele czasu by rozkwitła. Każdy mężczyzna ma w sobie pierwiastek kobiecości, każda kobieta ma w sobie pierwiastek męskości. Jedyny sposób, aby się o tej jedności przekonać, to bycie w głębokiej bliskości. Postaraj się bliskości rozkwitnąć tak bardzo, jak to tylko możliwe. Pozwól rozkwitnąć zaufaniu, odrzuć wszystkie bariery dzielące cię od drugiej osoby.
Według mnie, uduchowienie oznacza ciepło, miłość i bliskość. Źródłem ciepła jest kobieta. Jej miłość i oddanie, połączone z intelektem mężczyzny; jej serce połączone z głową mężczyzny, mogą uczynić cud...
Dzielcie się swoja miłością, swoimi sercami. Pragnę, aby kobieta i mężczyzna rozwijali się wspólnie, w głębokiej harmonii i poczuciu nieograniczonej bliskości. Tylko w ten sposób możemy zmienić świat.
niedziela, 17 kwietnia 2016
Grzebień drewniany- znów o...
Było już kilka rozmów, Beata nawet wspominała, że szuka wykonawcy, który z sercem wykona drewniany grzebień. Moi przyjaciele zamierzają sami wykonać z drewna brzozowego tak jak kiedyś polecał pan z filmu- a na razie dostałem od nich prezent o czym informuję zaintereowanych. Są w sprzedaży w chińskich sklepach drewniane grzebienie za niecałe 3 złote.
Tak to wygląda w opakowaniu i bez. Napis to rzecz jasna jakieś tam domki i strzałeczki ale można to drobniutkim papierem ściernym usunąć i nanieść własną grawerkę, malunek czy wypalić lutownicą do tam się chce- na przykład "kocham cię".
Tak to wygląda w opakowaniu i bez. Napis to rzecz jasna jakieś tam domki i strzałeczki ale można to drobniutkim papierem ściernym usunąć i nanieść własną grawerkę, malunek czy wypalić lutownicą do tam się chce- na przykład "kocham cię".
środa, 13 kwietnia 2016
Wielowymiarowość świadomości
Praca niniejsza nieco odbiega od większości prezentowanych tutaj tekstów- mam w przygotowaniu wpis pod tytułem "zaniżanie wibracji na blogu" ( a to znów jak zwykle wynik rozmów jakie sobie tutaj toczymy) ale przed publikacją zawartych tam przemyśleń konieczne jest jak sądzę pewne wyjaśnienie (wstęp) za które posłuży niniejszy tekst a potem kilka zdań w rozmowach (komentarzach) pod artykułem. Szczególną uwagę polecam zwrócić na poziom drugi a więc ludzki poziom rozwoju świadomości bo temu tematowi (dyskomfort "obniżania wibracji bloga") poświęcę potem jeszcze trochę czasu choć i trzeci poziom zapewne zwróci uwagę wielu czytelników. Artykuł "męski" ale napisany przejrzyście i bardzo ....intuicyjnie (nie męczy) więc może sie spodobać również czytelniczkom bo w pewnym sensie systematyzuje to co Wy miewacie z samego faktu urodzenia w żeńskim ciele. Do dzieła:
tekst w oryginale dostępny tutaj: https://vk.com/slavianinpolska?w=wall230499675_715%2Fall
POZIOMY ROZWOJU CZŁOWIEKA
Każdy człowiek w zależności od poziomu rozwoju świadomości posiada rozmaite rodzaje bodźców przyczyniających się do dokonania takich czy innych postępków - w ogóle dla podjęcia decyzji i dokonania wyboru jako takiego. Poniżej w skrócie opiszę różnorodność podstawowych bodźców.
Zwierzęcy (instynktowny) poziom rozwoju świadomości.
Instynkty to reakcje - nakierowanie na zaspokojenie fundamentalnych potrzeb cielesnych. Zwierzęta jako istoty nie są jeszcze w stanie dokonywać rozumowych wywodów i działań i aby uniknąć niebezpieczeństwa zmuszone są przeżywać niemal nieustanny strach: uciekać gdy poczują zapach drapieżnika, poszukiwać pożywienia i ofiar. Zwierzę na swoim poziomie rozwoju ma doskonałą reakcję aby nie tracić czasu na analizy i rozpatrzenia sytuacji. Ich działania można nazwać absolutnie szczerymi i bezpośrednimi. Zwierzęta działają w mgnieniu oka - stosownie do sytuacji ale ich reakcja ograniczona jest rozmytym i niezbyt głębokim -instynktownym poziomem świadomości.
Ludzki (intelektualny) poziom rozwoju świadomości.
Pod pojęciem intelektu mamy na myśli uświadomienie celu na poziomie umysłowym, logiczne przemyślenie i wybór najlepszej drogi jego osiągnięcia. Dla człowieka jako istoty bardziej rozumnej strach nie gra już tak znaczącej roli ponieważ za większą część pracy psychiki, za przyjmowanie decyzji teraz odpowiada intelekt. Strach przychodzi gdzieś przez poziom podświadomości tym nie mniej do absolutnej rozumności takiemu obywatelowi jeszcze daleko i jeśli przyjąć na jego poziomie rozwoju świadomości możliwość całkowitego eliminowania lęku, to ta nierozumność przejawia się w pełni - człowiek zaczyna dokonać czynów lekkomyślnych i zagrażających życiu. Coś takiego wyraźnie pojawia się w zachowaniu pod wpływem alkoholu kiedy to zmysły zostają przytępione z powodu zawężenia świadomości.
Innymi słowy, w miejscu, gdzie umysł nie przejawia pełni sił, na scenę wychodzą prymitywniejsze organy kontroli związane z przejawem ewolucyjnej przeszłości (zwięrzęcego poziomu rozwoju świadomości). I tu pozwolę sobie na pewne śmiałe przypuszczenie: gdy człowiek wnosi do działania absolutną rozumność to emocje strachu i prymitywne emocje odchodzą z życia na zawsze.
Reakcja fizyczna na ludzkim poziomie rozwoju świadomości w porównaniu z poziomem zwierzęcym jest spowolniona ponieważ człowiek postrzega realność poprzez warstwę bufora mentalnego w którym następuje ocena i analiza sytuacji. W zależności od poziomu rozumności (mocy rozróżniania) człowiek w wyniku dokonanej analizy podejmuje prawidłowe bądź błędne decyzje a za tym następują odpowiednio efektywne działania.
Rozwój świadomości na poziomie ludzkim możliwy jest wyłącznie w stanie nierównowagi (w sytuacji pewnego dyskomfortu) kiedy to istnieje problem, kiedy nie zadowala to co jest i jest do czego dążyć. A stan "zaspokojenia" w większości wypadków nie tylko zatrzymuje rozwój świadomości na aktualnym poziomie lecz prowadzi do degradacji.
Być może słyszeliście o sławnym eksperymencie kiedy to naukowcy podłączyli do mózgu myszy elektrody i wykonali specjalny pedał, który gdy mysz go naciskała powodował u niej orgazm. Po kilkuset orgazmach przeżytych w ciągu godziny mysz zmarła z utraty energii. Innymi słowami na określonym stopniu rozwoju w warunkach nieustannej błogości żywy organizm degraduje się i umiera.
Pojawia się pytanie: czy człowiek może rozwijać się bez cierpienia? Wychodzi na to, że na ludzkim poziomie rozwoju świadomość zmuszona jest doświadczać dyskomfortu tylko z tego powodu, że szczęście bez cierpienia w ostateczności prowadzi do śmierci. Niestety na aktualnym poziomie rozwoju naszego społeczeństwa - cóż za paradoks- człowiek zmuszony jest znajdować się w pewnym niebezpieczeństwie aby przeżyć.
Aby pojąć źródłowe przyczyny ludzkiego nieszczęścia niezbędne jest przeanalizowanie naszego obecnego stopnia rozwoju świadomości - naturę naszej samoidentyfikacji. Rzeczywistość dla przeciętnego obywatela jawi się jako swego rodzaju gra strategiczna. W tej grze mamy swoje osobiste rozdanie kart. Pośród kart słabych znajdują się nasze czułe punkty, lęki i długi. Pośród atutów mamy umiejętności, zasoby, kontakty. Wykorzystujemy posiadany rozkład aby doścignąć żądanych celów pokonując słabości. Wszystko to zewnętrzna -powierzchowna strona ludzkiego poziomu rozwoju świadomości. Wewnętrzna strona jest o wiele bardziej złożona- ona kipi wręcz nieustannymi emocjami, odczuciami, myślami, mnóstwem nieświadomych wpływów i zjawisk.
Ludzki intelekt stanowi swego rodzaju magnes psychiczny z biegunowością plusa i minusa, złego i dobrego, dobra i zła. Intelekt zbudowany jest w taki sposób aby człowiek dążył do przeżyć przyjemnych i odpychał nieprzyjemne. To właśnie intelekt rodziela rzeczywistość na dwa spektra: szczęście i cierpienie, dobro i zło, jasności i mroku, wysokiego i niskiego itp. I tak długo jak utożsamiamy się z intelektem zasada jego pracy jest dla nas dominującą. Cierpienia na ludzkim poziomie rozwoju są nieuniknione a cała mądrość polega na tym aby przeżyć należną porcję trudnych wydarzeń bez ich tłumienia, "zawieszania się" (zatrzymywania) na nich i z jak najmniejszym sprzeciwem.
W sprzyjających warunkach w jakimś raju dla dualnego umysłu przestają istnieć jakiekolwiek bodźce ku dalszym działaniom ponieważ wszystko jest zadowalające i świadomość na ludzkim poziomie rozwoju nieuronnie usypia w komforcie staczając się do bardziej prymitywnego poziomu zwierzęcego - poniżej progu wibracji intelektu. Dlatego też te niewielkie przeszkody i tenże dyskomfort jaki sprawia nam życie można przyjmować jako błogosławieństwo, jako efektywniejszy sposób rozwoju świadomości na jego aktualnym poziomie ewolucji. W raju człowiek głupieje i degraduje się a w codzienności i zmuszony pracować wzrasta i rozwija się.
Doświadczenia naszego świata są dwojakiego rodzaju. Przywiazując się do doświadczeń miłych nieuchronnie doświadczamy również cierpienia. Z jednej strony tego rodzaju dualizm wydaje się niesprawiedliwy. Czy naprawdę na ludzkim poziomie rozwoju nie da się bez cierpienia? Z drugiej strony gdyby człowiek doświadczał wyłącznie przeżyć przyjemnych to nie pojawiały by się u niego bodźce do dalszego ruchu. Nie byłby w stanie pozostawić swojego aktualnego poziomu dla poziomu bardziej subtelnego i na zawsze pozostał by w głupim zapomnieniu. Cierpienie jest instrumentem rozwoju.
Stan przyjemności to tylko cząstka prawdy, ból jest jej przeciwieństwem, które dosłownie mówi nam abyśmy się obudzili i zostawili tę "półprawdę", opuścili te obrazy, iluzje i dążyli ku nowym poziomom rozwoju świadomości - ku prawdzie i wolności. Dlatego też tak ważna jest świadoma, celowa ewolucja kiedy to przemieszczasz się "nie z pod pałki" ale mocą własnego zrozumienia.
Być może z samej natury rzeczy jest nam przeznaczone poznanie tego co się wydarza- wyjście poza ramy własnego umysłu na wyższy poziom świadomości i być może dopiero wtedy naprawdę zaspokojenie pociągu do zjednoczenia przeciwności - ku harmonii i integralności.
Intuicyjny poziom rozwoju świadomości.
W trakcie rozwoju świadomość stopniowo zauważa "płaskość" intelektu jako zdecydowanie wtórnego i przestaje absorbować się myśleniem. Intelekt jest nadzwyczaj efektywnym czynnikiem ewolucji natury - tym ogniwem pośrednim (poziomem rozwoju) dzięki któremu świadomość realizuje współdziałanie ze światem obiektów, zmusza nas sam będąc w niestabilności nieustannie wznosić się na nowy poziom komfortu. Ale jak każdy system mechanizm mentalny ulega kiedyś wyczerpaniu, osiąga swój kres i w określonych warunkach ustępuje miejsca nowym- bardziej subtelnym i efektywnym instrumentom poznania.
Podczas obserwacji tego co się wydarza wypracowałem sobie swoistą ezoteryczną koncepcję - brać na wiarę nie polecam ale ma sens obserwacja jej przejawów w swoim życiu. Rzecz w tym, że natura wymaga od człowieka wzrostu i samopoznania (nieustannego przechodzenia do nowych poziomów rozwoju) i kiedy wydarza się to celowo, świadomie wtedy wyższe siły redukują ilość surowych "karmicznych" wydarzeń -nieprzyjemności wywołujących wzrost siłą wpływu negatywnych doświadczeń. Mówiąc innymi słowami - pomimo tego, że człowiek znajduje się pod wpływem "zasady" bata i piernika * to może on świadomie wybierać "piernik" a wtedy uderzenia bata nie mają szczególnej konieczności. Przy świadomym podejściu przepracowanie karmy i wyjście stresów przechodzi bardzo gładko aniżeli w wypadkach gdy człowiek nie rozumie przyczyny wynikających zdarzeń i doświadczeń.
Na ludzkim poziomie rozwoju świadomości skłonni jesteśmy do szukania przyczyn wewnętrznych doświadczeń w świecie zewnętrznym co jest z gruntu pomyłką ponieważ świat zewnętrzny niesie wyłącznie obraz widzialny tej przyczyny. Temu właśnie tematowi na stronie progressman.ru poświęcono szereg artykułów pod tagiem "projekcje". Tak naprawdę zdarzenia same układają się zgodnie z tą karmą, z tymi doświadczeniami dla których nastał czas aby przejawiły się na bieżącym poziomie rozwoju świadomości. Poziom zdarzeń jest w pewnym sensie w ogóle iluzoryczny ponieważ bez naszych myśli i uczuć nie ma on żadnego "ubarwienia" i jakiegokolwiek znaczenia. Tak naprawdę za granicami myśli nie ma w ogóle nic i nigdy nie było poza jednym...... Wewnątrz umysłu jest tylko jedno zdarzenie - jest nim sam Bóg. W zależności od wiary czy też preferencji intelektualnych można słowo "Bóg" podmienić na przykład słowem "absolut"/ "nieprzejawiona naturą"/ "niezmierzonym chaosem"/ 'paradoksalnym obiektywnym i wiecznym TERAZ". Ta prawda staje się oczywista na intuicyjnym poziomie rozwoju świadomości.
W kontekście tych okoliczności sens życia każdego człowieka polega na rozwoju świadomości. Kiedy człowiek naprawdę dosięga stopnia rozumu to osiaga możliwość wychodzenia poza jego granice - za granice świata dualności w którym wszystko było dzielone na aspekty przyjemne i nieprzyjemne.
Na dużo głębszym poziomie rozwoju świadomości rozum oddziela swoją rolę od intuicji a z czasem w pełni przekazuje jej stery zarządzania. Intuicja objawia się jako czynnik zaufania w stosunku do zachodzącej rzeczywistości. Pojawia się uczucie absolutnej spontaniczności tego co się dzieje. Znajdujecie się w "centrum" istnienia (Iwan Durak- przyp. tłum.), dosłownie cała rzeczywistość kręci sie wokół was. Waszą naturą jest czyste istnienie, bezkształtny obserwator życia. Na tym poziomie rozwoju świadomości mentalny bufor jest usuwany i spontaniczna reakcja na każdy impuls następuje w mgnieniu oka. Na tym poziomie zaczyna się doświadczanie nazywane we wschodnich nauczaniach pojęciem "lila" - spontaniczna gra.
Tak więc można wyróżnić 3 poziomy rozwoju świadomości i 3 poziomy motywacji, które kierują naszym zachowaniem: zwierzęcy, ludzki i boski. Albo też innymi słowami poziomy: instynktowny, intelektualny i intuicyjny.
1. Instynkt to następstwo bodźca w celu osiagnięcia celu, który nie jest nawet uświadamiany. 2. Intelekt zakłada poczucie celu na poziomie umysłowym, logiczne opracowanie i wybór najlepszej drogi i celu. 3. «Intuitio» tłumaczy się z łaciny jako kontemplacja. Aby widzieć prawdę wewnątrz umysłu niezbędna jest świadomość. Intuicja to możliwość trzeźwej oceny sytuacji bezpośrednią świadomością z pominięciem bufora mentalnego.
Głównym przesłaniem, którego zamiarem jest ten artykuł o trzech poziomach świadomości jest pojmowanie chociażby na poziomie rozumu, że nieustanny rozwój i samopoznanie jest prawdziwym celem naszego przebywania w bieżących warunkach życia.
Igor Satorin
* Jest to pradawna zasada zgodnie z którą władca (obrazowo) w prawej ręce (męskość) powinien trzymać bat a w lewej (kobiecość) piernik czyli łakoć na zachętę. Dociekliwi mogą sobie wrzucić w google tłumacz na przykład ten link
http://studopedia.org/10-180422.html
p.s. polecam uwadze nowy link jaki dodałem niedawno tu u góry po prawej. "dzieci pierdoły". nadmierne matkowanie rodzi nam dziś takie patologie. http://forsal.pl/artykuly/892182,dzieci-pierdoly-hodujemy-zombie-ktore-nie-wiedza-kim-sa-i-dokad-zmierzaja.html,1,4
tekst w oryginale dostępny tutaj: https://vk.com/slavianinpolska?w=wall230499675_715%2Fall
POZIOMY ROZWOJU CZŁOWIEKA
Każdy człowiek w zależności od poziomu rozwoju świadomości posiada rozmaite rodzaje bodźców przyczyniających się do dokonania takich czy innych postępków - w ogóle dla podjęcia decyzji i dokonania wyboru jako takiego. Poniżej w skrócie opiszę różnorodność podstawowych bodźców.
Zwierzęcy (instynktowny) poziom rozwoju świadomości.
Instynkty to reakcje - nakierowanie na zaspokojenie fundamentalnych potrzeb cielesnych. Zwierzęta jako istoty nie są jeszcze w stanie dokonywać rozumowych wywodów i działań i aby uniknąć niebezpieczeństwa zmuszone są przeżywać niemal nieustanny strach: uciekać gdy poczują zapach drapieżnika, poszukiwać pożywienia i ofiar. Zwierzę na swoim poziomie rozwoju ma doskonałą reakcję aby nie tracić czasu na analizy i rozpatrzenia sytuacji. Ich działania można nazwać absolutnie szczerymi i bezpośrednimi. Zwierzęta działają w mgnieniu oka - stosownie do sytuacji ale ich reakcja ograniczona jest rozmytym i niezbyt głębokim -instynktownym poziomem świadomości.
Ludzki (intelektualny) poziom rozwoju świadomości.
Pod pojęciem intelektu mamy na myśli uświadomienie celu na poziomie umysłowym, logiczne przemyślenie i wybór najlepszej drogi jego osiągnięcia. Dla człowieka jako istoty bardziej rozumnej strach nie gra już tak znaczącej roli ponieważ za większą część pracy psychiki, za przyjmowanie decyzji teraz odpowiada intelekt. Strach przychodzi gdzieś przez poziom podświadomości tym nie mniej do absolutnej rozumności takiemu obywatelowi jeszcze daleko i jeśli przyjąć na jego poziomie rozwoju świadomości możliwość całkowitego eliminowania lęku, to ta nierozumność przejawia się w pełni - człowiek zaczyna dokonać czynów lekkomyślnych i zagrażających życiu. Coś takiego wyraźnie pojawia się w zachowaniu pod wpływem alkoholu kiedy to zmysły zostają przytępione z powodu zawężenia świadomości.
Innymi słowy, w miejscu, gdzie umysł nie przejawia pełni sił, na scenę wychodzą prymitywniejsze organy kontroli związane z przejawem ewolucyjnej przeszłości (zwięrzęcego poziomu rozwoju świadomości). I tu pozwolę sobie na pewne śmiałe przypuszczenie: gdy człowiek wnosi do działania absolutną rozumność to emocje strachu i prymitywne emocje odchodzą z życia na zawsze.
Reakcja fizyczna na ludzkim poziomie rozwoju świadomości w porównaniu z poziomem zwierzęcym jest spowolniona ponieważ człowiek postrzega realność poprzez warstwę bufora mentalnego w którym następuje ocena i analiza sytuacji. W zależności od poziomu rozumności (mocy rozróżniania) człowiek w wyniku dokonanej analizy podejmuje prawidłowe bądź błędne decyzje a za tym następują odpowiednio efektywne działania.
Rozwój świadomości na poziomie ludzkim możliwy jest wyłącznie w stanie nierównowagi (w sytuacji pewnego dyskomfortu) kiedy to istnieje problem, kiedy nie zadowala to co jest i jest do czego dążyć. A stan "zaspokojenia" w większości wypadków nie tylko zatrzymuje rozwój świadomości na aktualnym poziomie lecz prowadzi do degradacji.
Być może słyszeliście o sławnym eksperymencie kiedy to naukowcy podłączyli do mózgu myszy elektrody i wykonali specjalny pedał, który gdy mysz go naciskała powodował u niej orgazm. Po kilkuset orgazmach przeżytych w ciągu godziny mysz zmarła z utraty energii. Innymi słowami na określonym stopniu rozwoju w warunkach nieustannej błogości żywy organizm degraduje się i umiera.
Pojawia się pytanie: czy człowiek może rozwijać się bez cierpienia? Wychodzi na to, że na ludzkim poziomie rozwoju świadomość zmuszona jest doświadczać dyskomfortu tylko z tego powodu, że szczęście bez cierpienia w ostateczności prowadzi do śmierci. Niestety na aktualnym poziomie rozwoju naszego społeczeństwa - cóż za paradoks- człowiek zmuszony jest znajdować się w pewnym niebezpieczeństwie aby przeżyć.
Aby pojąć źródłowe przyczyny ludzkiego nieszczęścia niezbędne jest przeanalizowanie naszego obecnego stopnia rozwoju świadomości - naturę naszej samoidentyfikacji. Rzeczywistość dla przeciętnego obywatela jawi się jako swego rodzaju gra strategiczna. W tej grze mamy swoje osobiste rozdanie kart. Pośród kart słabych znajdują się nasze czułe punkty, lęki i długi. Pośród atutów mamy umiejętności, zasoby, kontakty. Wykorzystujemy posiadany rozkład aby doścignąć żądanych celów pokonując słabości. Wszystko to zewnętrzna -powierzchowna strona ludzkiego poziomu rozwoju świadomości. Wewnętrzna strona jest o wiele bardziej złożona- ona kipi wręcz nieustannymi emocjami, odczuciami, myślami, mnóstwem nieświadomych wpływów i zjawisk.
Ludzki intelekt stanowi swego rodzaju magnes psychiczny z biegunowością plusa i minusa, złego i dobrego, dobra i zła. Intelekt zbudowany jest w taki sposób aby człowiek dążył do przeżyć przyjemnych i odpychał nieprzyjemne. To właśnie intelekt rodziela rzeczywistość na dwa spektra: szczęście i cierpienie, dobro i zło, jasności i mroku, wysokiego i niskiego itp. I tak długo jak utożsamiamy się z intelektem zasada jego pracy jest dla nas dominującą. Cierpienia na ludzkim poziomie rozwoju są nieuniknione a cała mądrość polega na tym aby przeżyć należną porcję trudnych wydarzeń bez ich tłumienia, "zawieszania się" (zatrzymywania) na nich i z jak najmniejszym sprzeciwem.
W sprzyjających warunkach w jakimś raju dla dualnego umysłu przestają istnieć jakiekolwiek bodźce ku dalszym działaniom ponieważ wszystko jest zadowalające i świadomość na ludzkim poziomie rozwoju nieuronnie usypia w komforcie staczając się do bardziej prymitywnego poziomu zwierzęcego - poniżej progu wibracji intelektu. Dlatego też te niewielkie przeszkody i tenże dyskomfort jaki sprawia nam życie można przyjmować jako błogosławieństwo, jako efektywniejszy sposób rozwoju świadomości na jego aktualnym poziomie ewolucji. W raju człowiek głupieje i degraduje się a w codzienności i zmuszony pracować wzrasta i rozwija się.
Doświadczenia naszego świata są dwojakiego rodzaju. Przywiazując się do doświadczeń miłych nieuchronnie doświadczamy również cierpienia. Z jednej strony tego rodzaju dualizm wydaje się niesprawiedliwy. Czy naprawdę na ludzkim poziomie rozwoju nie da się bez cierpienia? Z drugiej strony gdyby człowiek doświadczał wyłącznie przeżyć przyjemnych to nie pojawiały by się u niego bodźce do dalszego ruchu. Nie byłby w stanie pozostawić swojego aktualnego poziomu dla poziomu bardziej subtelnego i na zawsze pozostał by w głupim zapomnieniu. Cierpienie jest instrumentem rozwoju.
Stan przyjemności to tylko cząstka prawdy, ból jest jej przeciwieństwem, które dosłownie mówi nam abyśmy się obudzili i zostawili tę "półprawdę", opuścili te obrazy, iluzje i dążyli ku nowym poziomom rozwoju świadomości - ku prawdzie i wolności. Dlatego też tak ważna jest świadoma, celowa ewolucja kiedy to przemieszczasz się "nie z pod pałki" ale mocą własnego zrozumienia.
Być może z samej natury rzeczy jest nam przeznaczone poznanie tego co się wydarza- wyjście poza ramy własnego umysłu na wyższy poziom świadomości i być może dopiero wtedy naprawdę zaspokojenie pociągu do zjednoczenia przeciwności - ku harmonii i integralności.
Intuicyjny poziom rozwoju świadomości.
W trakcie rozwoju świadomość stopniowo zauważa "płaskość" intelektu jako zdecydowanie wtórnego i przestaje absorbować się myśleniem. Intelekt jest nadzwyczaj efektywnym czynnikiem ewolucji natury - tym ogniwem pośrednim (poziomem rozwoju) dzięki któremu świadomość realizuje współdziałanie ze światem obiektów, zmusza nas sam będąc w niestabilności nieustannie wznosić się na nowy poziom komfortu. Ale jak każdy system mechanizm mentalny ulega kiedyś wyczerpaniu, osiąga swój kres i w określonych warunkach ustępuje miejsca nowym- bardziej subtelnym i efektywnym instrumentom poznania.
Podczas obserwacji tego co się wydarza wypracowałem sobie swoistą ezoteryczną koncepcję - brać na wiarę nie polecam ale ma sens obserwacja jej przejawów w swoim życiu. Rzecz w tym, że natura wymaga od człowieka wzrostu i samopoznania (nieustannego przechodzenia do nowych poziomów rozwoju) i kiedy wydarza się to celowo, świadomie wtedy wyższe siły redukują ilość surowych "karmicznych" wydarzeń -nieprzyjemności wywołujących wzrost siłą wpływu negatywnych doświadczeń. Mówiąc innymi słowami - pomimo tego, że człowiek znajduje się pod wpływem "zasady" bata i piernika * to może on świadomie wybierać "piernik" a wtedy uderzenia bata nie mają szczególnej konieczności. Przy świadomym podejściu przepracowanie karmy i wyjście stresów przechodzi bardzo gładko aniżeli w wypadkach gdy człowiek nie rozumie przyczyny wynikających zdarzeń i doświadczeń.
Na ludzkim poziomie rozwoju świadomości skłonni jesteśmy do szukania przyczyn wewnętrznych doświadczeń w świecie zewnętrznym co jest z gruntu pomyłką ponieważ świat zewnętrzny niesie wyłącznie obraz widzialny tej przyczyny. Temu właśnie tematowi na stronie progressman.ru poświęcono szereg artykułów pod tagiem "projekcje". Tak naprawdę zdarzenia same układają się zgodnie z tą karmą, z tymi doświadczeniami dla których nastał czas aby przejawiły się na bieżącym poziomie rozwoju świadomości. Poziom zdarzeń jest w pewnym sensie w ogóle iluzoryczny ponieważ bez naszych myśli i uczuć nie ma on żadnego "ubarwienia" i jakiegokolwiek znaczenia. Tak naprawdę za granicami myśli nie ma w ogóle nic i nigdy nie było poza jednym...... Wewnątrz umysłu jest tylko jedno zdarzenie - jest nim sam Bóg. W zależności od wiary czy też preferencji intelektualnych można słowo "Bóg" podmienić na przykład słowem "absolut"/ "nieprzejawiona naturą"/ "niezmierzonym chaosem"/ 'paradoksalnym obiektywnym i wiecznym TERAZ". Ta prawda staje się oczywista na intuicyjnym poziomie rozwoju świadomości.
W kontekście tych okoliczności sens życia każdego człowieka polega na rozwoju świadomości. Kiedy człowiek naprawdę dosięga stopnia rozumu to osiaga możliwość wychodzenia poza jego granice - za granice świata dualności w którym wszystko było dzielone na aspekty przyjemne i nieprzyjemne.
Na dużo głębszym poziomie rozwoju świadomości rozum oddziela swoją rolę od intuicji a z czasem w pełni przekazuje jej stery zarządzania. Intuicja objawia się jako czynnik zaufania w stosunku do zachodzącej rzeczywistości. Pojawia się uczucie absolutnej spontaniczności tego co się dzieje. Znajdujecie się w "centrum" istnienia (Iwan Durak- przyp. tłum.), dosłownie cała rzeczywistość kręci sie wokół was. Waszą naturą jest czyste istnienie, bezkształtny obserwator życia. Na tym poziomie rozwoju świadomości mentalny bufor jest usuwany i spontaniczna reakcja na każdy impuls następuje w mgnieniu oka. Na tym poziomie zaczyna się doświadczanie nazywane we wschodnich nauczaniach pojęciem "lila" - spontaniczna gra.
Tak więc można wyróżnić 3 poziomy rozwoju świadomości i 3 poziomy motywacji, które kierują naszym zachowaniem: zwierzęcy, ludzki i boski. Albo też innymi słowami poziomy: instynktowny, intelektualny i intuicyjny.
1. Instynkt to następstwo bodźca w celu osiagnięcia celu, który nie jest nawet uświadamiany. 2. Intelekt zakłada poczucie celu na poziomie umysłowym, logiczne opracowanie i wybór najlepszej drogi i celu. 3. «Intuitio» tłumaczy się z łaciny jako kontemplacja. Aby widzieć prawdę wewnątrz umysłu niezbędna jest świadomość. Intuicja to możliwość trzeźwej oceny sytuacji bezpośrednią świadomością z pominięciem bufora mentalnego.
Głównym przesłaniem, którego zamiarem jest ten artykuł o trzech poziomach świadomości jest pojmowanie chociażby na poziomie rozumu, że nieustanny rozwój i samopoznanie jest prawdziwym celem naszego przebywania w bieżących warunkach życia.
Igor Satorin
* Jest to pradawna zasada zgodnie z którą władca (obrazowo) w prawej ręce (męskość) powinien trzymać bat a w lewej (kobiecość) piernik czyli łakoć na zachętę. Dociekliwi mogą sobie wrzucić w google tłumacz na przykład ten link
http://studopedia.org/10-180422.html
p.s. polecam uwadze nowy link jaki dodałem niedawno tu u góry po prawej. "dzieci pierdoły". nadmierne matkowanie rodzi nam dziś takie patologie. http://forsal.pl/artykuly/892182,dzieci-pierdoly-hodujemy-zombie-ktore-nie-wiedza-kim-sa-i-dokad-zmierzaja.html,1,4
wtorek, 12 kwietnia 2016
Stań sie prawdziwie szczęśliwą- szczęśliwą kobietą.
Cała zawartość bloga tutaj podana jest również z pewnym dystansem. Przedstawiam w tym miejscu prawdopodobną według mnie drogę i konstrukcję świata (nie dla wszystkich - jak pisze [słusznie] poniżej Olga Waliajewa "to co jednemu pomoże- drugiemu może zaszkodzić"). Wszystko co tu przedstawiam - wyszukuję czy też prezentuję na podstawie własnego doświadczenia ( z grubsza jedno i drugie się zazębia) i chętnie poddaję pod dyskusję. Jeśli ktoś mnie przekona to mogę nawet zmodyfikować jakoś swoje spojrzenie.
No w każdym razie po raz kolejny przypominam, że nie robimy tu żadnego "kościółka" czy sekty. To nie są dogmaty, dyskutować o wszystkim można i chętnie czytam rozmaite opinie. Cieszę się także, że w gronie stałych czytelników przeważa takie właśnie podejście- -spojrzenie poszukiwacza.
Z szacunku dla dokonań autorki znanej już z prezentacji zarówno filmowej jak i jej tekstów poddaję pod ocenę kolejną jej pracę. Zgadzam się z tym i nie zgadzam jednocześnie- zależy jak na to spojrzeć. Ogólnie na tak:
Fajnie by tak było aby istniała ścisła instrukcja życiowa dla kobiet:
- krok w lewo- bukiet kwiatów, krok w prawo- oświadczyny, krok w przód- ciąża, krok w tył- bogactwo, podskok z trzema obrotami- świętość....ale tak nie jest i być tak nie może. Przecież nawet święte teksty rozmawiają z nami poprzez przypowieści i przykłady innych kobiet. Pokazują nam różne sytuacje oraz sposoby w jakie pokonały je święte kobiety. Pozostaje nam dorównywać, zapamiętywać, dążyć do szczytnych celów.
Czyli, że nawet dawniej kiedy to umysł kobiety nie był tak bardzo ograniczony społecznymi schematami szukanie odpowiedzi na swoje pytania nie było łatwą sprawą. A co tu dopiero mówić o współczesności? Dlatego rozumiem, że jedna i ta sama rada jednemu pomoże a innemu wprost przeciwnie.
Weźcie dowolny temat- powierzchowność kobiety, długość jej włosów, ilość dzieci, wiek właściwy dla małżeństwa, ilość partnerów, praca, dochód - i zrozumcie, że warianty mogą byc rozmaite. Nie ma takiego pojęcia jak "norma". Norma: piątka dzieci, warkocz do pasa, jeden partner seksualny - rzecz jasna mąż no i musisz umieć gotować barszcz. Nie ma takiej kobiety. Nie ma i być nie może.
Tak więc najważniejsza sprawa ku jakiej chcę Was tutaj doprowadzić to konieczność uruchamiania swojego rozumu - żeby nie kopiować, nie powielać tego co napisano gdzieś tam i jak powiadał jakiś autorytet ale myśleć. Stosować to u siebie, stosować stopniowo, po troszeczku. Mam wielką nadzieję, że moje książki pomagają Wam przebudzić rozum, widzieć swoje błędy, swoje problemy a jednocześnie swoje mocne strony, widzieć drogi do rozwiązania problemu, podejmować decyzje i nieść za nie odpowiedzialność.
Chcę przekazać Wam nie tylko wiedzę, reguły czy jakieś dogmaty. Chcę abyście uzyskały inne doświadczenie, inny smak tego życia w swoim kobiecym ciele. Abyście rozsmakowały się w tym by bez względu na wszystko pozostawać kobietami, abyście bez wzgledu na cokolwiek szanowały i kochały swojego męża, kochały i pomagały wzrastać swoim dzieciom, akceptowały swoje ciało, kochały siebie, troszczyły się o siebie.
A jak Wy to będziecie czynić to już jest Wasza indywidualna sprawa.
Nie ma jedynego standardu szczęścia dającego się wymierzyć poprzez ilość sukienek, uśmiechów, chwil kiedy on ciebie wysłucha czy też porządku domowego. Istnieje tylko statystyka mówiąca, że kobiecie szczęśliwej barszcz wychodzi smaczniejszy a twarz promienieje blaskiem nawet jeśli zarys tej twarzy odbiega od ideału a pod oczami są zmarszczki, że przy szczęśliwej kobiecie przebywać jest milej i korzystniej zarówno mężowi jak i dzieciom, że zdecydowanie chętniej wezmą za żonę dziewczynę szczęśliwą aniżeli smutną, samotną i nieszczęśliwą uważającą się za niepełnowartościową ponieważ jeszcze nie ma męża.
Którejś tam służy joga a innej sala gimnastyczna, któraś tam prowadzi samochód a inna nie. Któraś tam pracuje z pasją i to nie przeszkadza jej w życiu rodzinnym a inna gotuje zupę w domu i wypieka ciasteczka. Jakaś jest szczęśliwa w rodzinie bez męża a inna znów jest nieszczęśliwa mając męża i kilkoro dzieci. Któraś tam z radością budzi się o szóstej a dla którejś o wiele lepiej wstawać o ósmej. Ktoś tam strzyże włosy krótko aby bardziej podobać się sobie, któraś tam nosi dżinsy i szorty, je mięso i nie robi z tego powodu afery, któraś tam chodzi do kościoła a inna znów błogosławi wszechświat u siebie w domu. Każdy ma swoje tempo transformacji, swoją drogę i swoje cechy szczególne. Pozwólmy sobie na posiadanie tych cech szczególnych- przecież nie jesteśmy biorobotami! Najważniejsze aby te cechy szczególne nie przeszkadzały nam w czuciu się szczęśliwymi i nie oddalały nas od samych siebie.
Moje marzenie to nie kobiety w sukienkach wszędzie dookoła. Chciałabym aby na świecie było jak najwięcej kobiet szczęśliwych ponieważ gdy kobiety są szczęśliwe to szczęśliwi są i mężczyźni, dzieci i starcy a przyszłość jawi się bardziej kolorowa, jaśniejsza i bardziej świetlista.
Dlatego bardzo Was proszę - stań się szczęśliwą, prawdziwie szczęśliwą kobietą! I niech tam nie wszystkie zalecenia dadzą się zastosować, nie stosuj wszystkich i niech nie wszystko się uda - to nie jest ważne. Jeśli będziesz szczęśliwa to wystarczy.
Dokładnie o tym mówi moja książka o tytule "Dająca owoce". Traktuje ona nie tylko o dorosłości ale też o tym jak osiągnąć swoje szczęście, jaką drogą i po co.
Olga Waliajewa
źródło http://pravotnosheniya.info/Stante-schastlivoy-po-nastoyashchemu-schastlivoy-zhenshchinoy-3440.html
No w każdym razie po raz kolejny przypominam, że nie robimy tu żadnego "kościółka" czy sekty. To nie są dogmaty, dyskutować o wszystkim można i chętnie czytam rozmaite opinie. Cieszę się także, że w gronie stałych czytelników przeważa takie właśnie podejście- -spojrzenie poszukiwacza.
Z szacunku dla dokonań autorki znanej już z prezentacji zarówno filmowej jak i jej tekstów poddaję pod ocenę kolejną jej pracę. Zgadzam się z tym i nie zgadzam jednocześnie- zależy jak na to spojrzeć. Ogólnie na tak:
Fajnie by tak było aby istniała ścisła instrukcja życiowa dla kobiet:
- krok w lewo- bukiet kwiatów, krok w prawo- oświadczyny, krok w przód- ciąża, krok w tył- bogactwo, podskok z trzema obrotami- świętość....ale tak nie jest i być tak nie może. Przecież nawet święte teksty rozmawiają z nami poprzez przypowieści i przykłady innych kobiet. Pokazują nam różne sytuacje oraz sposoby w jakie pokonały je święte kobiety. Pozostaje nam dorównywać, zapamiętywać, dążyć do szczytnych celów.
Czyli, że nawet dawniej kiedy to umysł kobiety nie był tak bardzo ograniczony społecznymi schematami szukanie odpowiedzi na swoje pytania nie było łatwą sprawą. A co tu dopiero mówić o współczesności? Dlatego rozumiem, że jedna i ta sama rada jednemu pomoże a innemu wprost przeciwnie.
Weźcie dowolny temat- powierzchowność kobiety, długość jej włosów, ilość dzieci, wiek właściwy dla małżeństwa, ilość partnerów, praca, dochód - i zrozumcie, że warianty mogą byc rozmaite. Nie ma takiego pojęcia jak "norma". Norma: piątka dzieci, warkocz do pasa, jeden partner seksualny - rzecz jasna mąż no i musisz umieć gotować barszcz. Nie ma takiej kobiety. Nie ma i być nie może.
Tak więc najważniejsza sprawa ku jakiej chcę Was tutaj doprowadzić to konieczność uruchamiania swojego rozumu - żeby nie kopiować, nie powielać tego co napisano gdzieś tam i jak powiadał jakiś autorytet ale myśleć. Stosować to u siebie, stosować stopniowo, po troszeczku. Mam wielką nadzieję, że moje książki pomagają Wam przebudzić rozum, widzieć swoje błędy, swoje problemy a jednocześnie swoje mocne strony, widzieć drogi do rozwiązania problemu, podejmować decyzje i nieść za nie odpowiedzialność.
Chcę przekazać Wam nie tylko wiedzę, reguły czy jakieś dogmaty. Chcę abyście uzyskały inne doświadczenie, inny smak tego życia w swoim kobiecym ciele. Abyście rozsmakowały się w tym by bez względu na wszystko pozostawać kobietami, abyście bez wzgledu na cokolwiek szanowały i kochały swojego męża, kochały i pomagały wzrastać swoim dzieciom, akceptowały swoje ciało, kochały siebie, troszczyły się o siebie.
A jak Wy to będziecie czynić to już jest Wasza indywidualna sprawa.
Nie ma jedynego standardu szczęścia dającego się wymierzyć poprzez ilość sukienek, uśmiechów, chwil kiedy on ciebie wysłucha czy też porządku domowego. Istnieje tylko statystyka mówiąca, że kobiecie szczęśliwej barszcz wychodzi smaczniejszy a twarz promienieje blaskiem nawet jeśli zarys tej twarzy odbiega od ideału a pod oczami są zmarszczki, że przy szczęśliwej kobiecie przebywać jest milej i korzystniej zarówno mężowi jak i dzieciom, że zdecydowanie chętniej wezmą za żonę dziewczynę szczęśliwą aniżeli smutną, samotną i nieszczęśliwą uważającą się za niepełnowartościową ponieważ jeszcze nie ma męża.
Którejś tam służy joga a innej sala gimnastyczna, któraś tam prowadzi samochód a inna nie. Któraś tam pracuje z pasją i to nie przeszkadza jej w życiu rodzinnym a inna gotuje zupę w domu i wypieka ciasteczka. Jakaś jest szczęśliwa w rodzinie bez męża a inna znów jest nieszczęśliwa mając męża i kilkoro dzieci. Któraś tam z radością budzi się o szóstej a dla którejś o wiele lepiej wstawać o ósmej. Ktoś tam strzyże włosy krótko aby bardziej podobać się sobie, któraś tam nosi dżinsy i szorty, je mięso i nie robi z tego powodu afery, któraś tam chodzi do kościoła a inna znów błogosławi wszechświat u siebie w domu. Każdy ma swoje tempo transformacji, swoją drogę i swoje cechy szczególne. Pozwólmy sobie na posiadanie tych cech szczególnych- przecież nie jesteśmy biorobotami! Najważniejsze aby te cechy szczególne nie przeszkadzały nam w czuciu się szczęśliwymi i nie oddalały nas od samych siebie.
Moje marzenie to nie kobiety w sukienkach wszędzie dookoła. Chciałabym aby na świecie było jak najwięcej kobiet szczęśliwych ponieważ gdy kobiety są szczęśliwe to szczęśliwi są i mężczyźni, dzieci i starcy a przyszłość jawi się bardziej kolorowa, jaśniejsza i bardziej świetlista.
Dlatego bardzo Was proszę - stań się szczęśliwą, prawdziwie szczęśliwą kobietą! I niech tam nie wszystkie zalecenia dadzą się zastosować, nie stosuj wszystkich i niech nie wszystko się uda - to nie jest ważne. Jeśli będziesz szczęśliwa to wystarczy.
Dokładnie o tym mówi moja książka o tytule "Dająca owoce". Traktuje ona nie tylko o dorosłości ale też o tym jak osiągnąć swoje szczęście, jaką drogą i po co.
Olga Waliajewa
źródło http://pravotnosheniya.info/Stante-schastlivoy-po-nastoyashchemu-schastlivoy-zhenshchinoy-3440.html
piątek, 8 kwietnia 2016
"Ja tego nie ogarniam" - cz.2
Bez wątpienia jedną z ważnych opiekunek tego "lasu" (jak pięknie nazwała tę naszą tutaj przestrzeń) jest Natalia. Nie pierwszy raz swoją wypowiedzią "zaokrągliła" to co u mnie wyszło "zgrubnie" i kanciasto. Przypominam, że początek poniższych rozważań tutaj:
http://michalxl600.blogspot.com/2016/04/ja-tego-nie-ogarniam.html
A tam w komentarzach namalowane takie oto obrazki- kawał kobiecej, życiowej praktyki- spojrzenie oczami Natalii:
Wczoraj czytałem sobie po raz kolejny tę wypowiedź i nawet coś tam "mądrego" mi się urodziło w głowie - jakieś moje nowe obrazki ale dziś się wszystko rozprysło i pochowało. W Twoim liście Natalio pozawierane jest tak wiele, że na kilka wpisów by starczyło. Nie będę więc w tej chwili "zagęszczał" i dokładał.
Z podziękowaniami - J.
http://michalxl600.blogspot.com/2016/04/ja-tego-nie-ogarniam.html
A tam w komentarzach namalowane takie oto obrazki- kawał kobiecej, życiowej praktyki- spojrzenie oczami Natalii:
O, jakie piękne drzewo znowu :). Nasadzasz tu las swoich myśli w tym internecie. Dużo już jest tu drzew ale najdostojniejsze są te Twoje :) Dziekuję :)
Chyba się kobitki gubimy w materii po prostu. Tak dzielnie staramy się naśladować naszych Panów, żeby być przydatne i takie logiczne i ustrukturyzowane jak szkółki leśne, w rządeczku, nic przypadkowego, wszystko takie zamierzone.
Ja miałam takie wydarzenie przełomowe, jechałam w samochodzie pełnym chłopaków razem ze swoim mężem, przez las. Małym samochodem, z poobrywanymi zderzakami, rozbitym zawieszeniem. Kierowca strasznie pędził i nie jechał drogami leśnymi tylko między drzewami, po polanach, znanymi tubylcom ścieżkami. Szalona jazda, drzewa przemykały obok nas, samochód trzeszczał wszystkim czym się tylko dało. Na początku ogarnął mnie strach. Potem rozejrzałam się dookoła po twarzach pozostałych, wszyscy byli stoicko opanowani. Złapałam się mężowego ramienia i wyjrzałam za okno. Tam stał las. Wielki, potężny, obojętny. I skojarzyło mi się, że ten las jest jak kobiecość, niezmienna, ponadczasowa, monumentalna, z własną tajemnicą i wewnętrznym układem. Czekająca z wyrozumiałością, przyglądająca się wydarzeniom i nie niosąca żadnej oceny, każdy jest jak dziecko mogące schować się pod jej spódnicą, zajęta swoimi zadaniami, nie patrzy na innych, robi swoje. I tak ogarnął mnie w tej szaleńczej męskiej wyprawie totalny spokój. Pomyślałam: mężczyzna musi mieć przyzwolenie na życie tak jak uważa a kobieta ma podążać, nie dlatego że musi tylko dlatego, że ona ma w sobie wszystko, czyli jakby my już to mamy a mężczyźni doświadczają. Nie wiem jak to ubrać w słowa. Nic mnie wtedy nie zaskakuje za to wszystko cieszy.
Tak jak Brygida z Twojej opowieści. Przez którą życie przepływa jak wodospad a ona nie robi nawet milimetra przewężenia.
Dla mnie cudowne jest robienie ciasta drożdżowego. Jak terapia kobiecości. Nawet najlepiej opracowany przepis wychodzi różnie, bo to wszystko zależy. W ciasto trzeba się wczuć i pod rękami poczuć, czy jest luźne czy spięte. Ono jest gładkie, ciepłe i można mu złożyć pocałunek, wtedy nasza twarz wtapia się w nie jak w policzek ukochanego albo naszego dziecka. Z tym ciastem trzeba czekać, wyrabiać, dbać o temperaturę składników, nie da się spieszyć, nie da się stosować rutyny, trzeba się skupić.
I to słowo ogarniać, rzeczywiście: ogarniać, to jakby nadawać strukturę, a u nas nie ma struktury, to znaczy ona jest taka: wszystko ze wszystkim, dziś tutaj nie ma połączenia a jutro będzie. Kobieta jest jakby wewnętrznie zmienna (emocje, intuicja) a zewnętrznie niezmienna (role, zadania i wlasnie to "wszystko na raz") a mężczyzna odwrotnie.
Dlatego ja nie nadążam, nie ogarniam tych spraw materii, bo to trzeba mieć strukturę. Dla mnie dzień zlewa się z następnym a jednocześnie łączy z jakimś innym kompletnie nielogicznie a dla mojego męża wszystko następuje po sobie i jest logiczne. :)
Dobrze jest być kobietą i przeżywać przygodę życia z mężczyzną u boku :)
Pozdrowienia, Natalia :)
Wczoraj czytałem sobie po raz kolejny tę wypowiedź i nawet coś tam "mądrego" mi się urodziło w głowie - jakieś moje nowe obrazki ale dziś się wszystko rozprysło i pochowało. W Twoim liście Natalio pozawierane jest tak wiele, że na kilka wpisów by starczyło. Nie będę więc w tej chwili "zagęszczał" i dokładał.
Z podziękowaniami - J.
środa, 6 kwietnia 2016
"Ja tego nie ogarniam"
Zaraz wyjaśnię o co mi chodzi z tym tytułem. W głowie krąży wiele myśli a to za sprawą komentarzy Salwi-Sylwi i Karoliny (tutaj http://michalxl600.blogspot.com/2016/04/list-michaliny.html?showComment=1459930050563#c5729862254406159430.
Wpisy te stały sie inspiracją i jak to zwykle bywa nałożyły się na wydarzenia kolejnych dni mojego życia. Jedno ze zdarzeń to rozmowa listowna z pewną Anią a drugie to rozmowy z moją mamą, która właśnie wpadła na kilka dni i buszuje w ogródku- a oczywiście o poranku i wieczorem zdarza nam się porozmawiać. Mama mi się czasem "przełącza" na pozytywne i krzepiące żeńskie wibracje a czasami niestety odżywają stare kody. Obie sytuacje (rozmowa z mamą i z Anią ale nie tylko one) mają wspólny mianownik co za chwile rozwinę. Ale po kolei:
Bardzo spodobał mi sie wpis Salwi- Sylwi. Uśmiechnąłem się szeroko czytając na przykład jak postanowiła zostawić sprawy kasy mężowi- świetny ruch! ( "....pozwoliłam mojemu mężowi „trzymać kasę” i jeżeli jedziemy do sklepu to on płaci a ja nawet nie zaglądam do paragonu. To sprawia, że on czuje się odpowiedzialny a ja komfortowo, bo nie muszę myśleć o zarabianiu pieniędzy, za to on się stara. To on płaci rachunki, załatwia różne ważne rzeczy. ) Kapitalne to jest. Pisała już o podobnym zdarzeniu jedna z autorek artykułu jakie tłumaczyłem- tam było tak, że oboje wspólnie prowadzili (prowadzą) firmę i on początkowo był wykonawcą, kierowcą a ona "mózgiem". Ta mądra kobieta ewolucyjnie - krok po kroku zdjęła z siebie te obowiązki i zrobiła tak, że mąż ostatecznie "rozsmakował się" w tej sytuacji "przejęcia lejców" tego ich wspólnego wozu. Poczuł sie pewnie, prysły obawy (wspominałem - niezdrowa sytuacja trwa już kilka pokoleń więc lęki zakorzenione są głęboko- chłopcy są wychowywani przez "matki- siłaczki" i przekonani są, że to jest stan normalny, że żona/kobieta w domu jest motorem/ wykonawcą).
Salwia -Sylwia użyła w swoim liście słowa, które od niedawna robi karierę w języku polskim i nad którym kiedyś sobie medytowałem bo bardzo mi się podoba. Słówko bardzo obrazowe i pojemne: "ogarniać" (coś). Ogarniać czyli obejmować- w tym użyciu ogarniać myślą, panować nad czymś- nad sytuacją/ zdarzeniem. Odniosłem się już do tamtego fragmentu bezpośrednio pod nim ale tam nie zwróciłem uwagi na to magiczne słowo: ("Powiem Ci, że noszenie sukienek dużo daje i jeszcze zachowywanie się jak baba. No Wiesz: właściwa minka i tekst „ja tego nie ogarniam” a jak on to ogarnie to trzeba koniecznie go bardzo pochwalić."
No właśnie - ogarniać. Znów słowo zaczęło kołatać się gdzieś tam w głowie budząc kolejne myśli i skojarzenia - do tego te sytuacje z moją mamą i moją korespondentką Anią- zaraz postaram się wszystko połączyć. Mama moja "przełączyła" mi się jakoś od wczoraj na taki tryb "kumplowski" (męskie wibracje). To samo pobrzmiewało w rozmowach z Anią. Wygląda to tak, że ja na przykład dziś rano wypowiadam przy śniadaniu jakąś myśl a mama zamiast uśmiechnąć się i po żeńsku "być" (do tego dodam za chwilę inna opowieść o Pawle i Brygidzie) i powiedzieć zwyczajnie (lub najlepiej pomyśleć) "ja tego nie ogarniam" zaczyna się silić na dawanie mi jakiejś rady. Wychodzi oczywiście jak kulą w płot- budzi tylko moją irytację bo ja w niej nie szukam kumpla. Jak będę chciał rady w sprawie konstrukcji koziarni (bo to mi zaprzątało akurat głowę) to sobie zadzwonię do sąsiada Jacka. A jak będę chciał ją zapytać jakie ma odczucia odnośnie tej czy tamtej kwestii to też jasno sformułuję swoje pytanie do niej i przestawię się wewnętrznie na "komunikację na odczucia" (o tym też był jakiś wpis- może ktoś pamięta? Mam wątpliwość czy tłumaczyłem ten tekst. Na pewno czytałem po rosyjsku - jakaś kobieta instruowała by bardzo zważać na to czy w danej chwili jesteśmy "logiczni" czy też "emocjonalni". Jeden stan wymaga rozwiązania logicznego a drugi po prostu wysłuchania).
Zmierzam do tego, że jak sądzę odżyły kompleksy i wciskane nam przez różne "mendia" stereotypy "nierówności" , poniżenia kobiet i ta cała masa bzdur i śmieci mentalnych. Mama się sili na odpowiedź (coś takiego pobrzmiewało też w ostatnich listach Ani starającej się "być dobrym kumplem" a mi wcale nie tego trzeba) no bo przecież "ja nie jestem jakaś głupia" - no i męczy się kobita zamiast powiedzieć z uśmiechem i z tą świadomością odmienności naszych instrumentów cielesnych (czyli mówiąc prosto płci): JA TEGO NIE OGARNIAM.
Jakie to jest piękne! Przeczytałem co napisała Salwia- Sylwia i "przyjrzałem się" odczuciom jakie to budzi we mnie. Budzi się taka męska gotowość, chęć niesienia pomocy, "ratowania księżniczki". No bo okazuje się, że istnieje pole na którym ja - mężczyzna mam coś do powiedzenia! że jestem potrzebny, że jest przestrzeń do której ja jestem przystosowany, czuję się ważny. Warto wstać z kanapy i ruszyć do boju.
Niedługo po tych próbach dawania mi rad (moja rodzicielka właśnie wróciła z porannego spaceru z psami a na wycieczkę wzięła sobie lornetkę żeby popatrzeć na tokujące na polu żurawie)..... ona dawaj mi tu opowiadać, że te żurawie mają jakieś tam kolory, że ona myślała, że są lekko beżowe itp. niuanse ....a ja co? A JA TEGO NIE OGARNIAM!! Dla chłopa istnieje kolor brązowy a jak ktoś mi mówi "beż" to mi się zwoje mózgowe palą. Do mojej konstrukcji cielesno- psychicznej i do moich zadań życiowych te wszystkie 'amarantowy", "beżowy", "turkusowy" mogą nie istnieć. Dla mnie istnieje niebieski czy brązowy- ewentualnie bardziej lub mniej jasny czy ciemny i koniec. Żurawia postrzegam zupełnie inaczej - dowiedziono, że mężczyźni reagują na ruch na przykład, może coś drgnąć w obszarze widzialności i to zauważamy. A gdy leży nieruchomo (na przykład para skarpet tuż przed nosem) to chłop lata i się wścieka, że zginęło.
Długo by można ciągnąć taką opowieść - chodzi mi ogólnie o tą świadomość różnic między nami - ten szacunek, zrozumienie piękna tych różnic a co za tym idzie mądrego ich wykorzystania. Jest dziedzina życia (jakieś pasmo wibracji) na które mężczyzna jest po prostu nieczuły - my tego nie dostrzegamy z racji swojej konstrukcji - "nie ogarniamy tego"- nie obejmujemy swoim postrzeganiem. Tak samo jest z jakąś częścią wszechświata, która (znów podkreślam - z racji naturalnej specjalizacji, z racji przystosowania tego naszego instrumentu jakim jest ciało) dla mężczyzn jest łatwa do ogarnięcia a dla kobiety jest to trudniejsze. Kobiety widzą mnóstwo detali natomiast mężczyźnie łatwiej "ogarnąć" ogół zjawiska nie gubiąc się w niuansach. Mikrokosmos i makrokosmos.
No i jakże piękne jest odkrycie, że gdzieś tam istnieją te "ziemie dzikie", do których dostęp mamy tylko my i że możemy czuć się dumnymi wojownikami przynosząc swojej ukochanej do stóp jakąś zdobycz z tego świata - pieniądze na przykład. Jest dokładnie tak jak spraktykowała Olga Waliajewa - jeśli kobieta wspiera mężczyznę energetycznie ale "nie pcha" się fizycznie w te męskie rejony to mężczyzna przyniesie do domu gwiazdkę z nieba i w ogóle wszystko co tylko ona sobie zamarzy. Pojawia się w nas ta moc (na wszelkich polach- w alkowie małżeńskiej również, to jest ta sama energia twórcza ), dostajemy skrzydeł jak te żurawie pokrzykujące na polu.
Dobra - czas "domykać" ten tekst. Mi by wystarczyło, żeby mama wsparła energetycznie moje poranne rzucone na głos coś tam a nie na wzór męski "starała się znaleźć rozwiązanie problemu". Tu staje mi przed oczami obrazek z przeszłości- (zmienię imiona by nie zdradzać sekretów)- pewien mój kolega ze szkolnej ławy dawno temu wyjechał do Niemiec. Tam poznał pewną Brygidę i co jakiś czas pojawiał się w Polsce w jej towarzystwie. Nasi wspólni znajomi od razu dziewczynę zaakceptowali mimo, że bariera językowa dość mocno utrudniała komunikację ale od Brygidy biło jakieś takie ciepło, potrafiła sobie spokojnie z uśmiechem usiąść pod drzewem z książką i obserwować jak jej chłop (nazwijmy go tutaj Pawłem) żeglował na desce surfingowej po jeziorze. Nigdzie się nie śpieszyła- nie stwarzała zamieszania ani żadnych "akcji". Ona po prostu była, roztaczała jakieś takie pole wokół siebie momentalnie i bez słów zjednując sobie wszystkich - obie płci. Po kilku latach Paweł się z Brygidą z jakichś powodów rozstał. Zaczął przyjeżdżać w towarzystwie Gertrudy, która w końcu została jego żoną i urodził im się mały Johann. Miłe wspomnienie dawnej Brygidy było na tyle silne, że wspólni polscy znajomi wiele razy się mylili popełniając towarzyski nietakt i tytułując nową towarzyszkę życia Pawła Brygidą zamiast Gertrudą. Paweł z Gertrudą poznał się na ćwiczeniach w klubie wioślarskim. Dumnie opowiadał, że ona "wyciska" tyle samo co on na jakichś tam przyrządach. Kiedyś pojawili się u nas w jakieś święta i jednym z głównych dylematów było kto ma teraz przewijać małego Johanna- kto go przewijał ostatnio i czyja teraz jest kolej. W rozmowach przy stole Gertruda zapytana przeze mnie wprost odpowiadała, że według niej mężczyzna od kobiety różni się tylko jednym małym "defektem" (no- może dwoma) tutaj na przedniej stronie ciała.
ech....jednym zdaniem: "pełne równouprawnienie". Zrównanie "nierówności" w pełnej krasie. Żałosne i smutne to było. Teraz (niestety) nie trzeba aż w Niemczech szukać bo tego typu "nowoczesne związki" mamy już w Polsce w nowym pokoleniu. No ale zbaczam z tematu - o tym być może innym razem (choć odpowiedzi daje samo życie gdy patrzymy na współczesną sytuację w Niemczech- widać do czego to doprowadziło).
Tekst niniejszy publikuję i przejrzę jeszcze za kilka godzin lub dni z dystansem- być może rozwinę lub zmodyfikuje nieco. Podsumowując na ten moment - miało być o tej mocy jaka pojawia się gdy każda ze stron ma z jednej strony świadomość naszej odmienności a z drugiej nie ma z tego powodu kompleksów. Lewszunow gdzieś w ostatnio tłumaczonym wykładzie (chyba tym w towarzystwie i ze współudziałem żony Katarzyny) powiadał, że mężczyźni mają być dumni z tego, że są mężczyznami a kobiety dumne z faktu bycia kobietami. Zachowanie jak mojej mamy jest męczące i absolutnie nic nie przynosi poza moją irytacją. Stwarza napięcie i sytuację bez wyjścia- no bo co ja mam zrobić? Tolerować to? Wysłuchiwać i wewnętrznie sie wkurzać? To się zgromadzi i wybuchnę w innym momencie, kiedy już całkiem nie będzie wiadomo z jakiej przyczyny. A jeśli jej powiem o tym to ona (mając kompleksy) uzna, że ja ją poniżam, że chyba faktycznie jest "głupią babą" co gdzieś tam kiedyś w dzieciństwie słyszała - no i całe życie starała się udowodnić, że nie jest- skończyła studia, zrobiła w swoim fachu specjalizacje...... no to przecież udowodniła, że "głupia" nie jest?
c.d.n.
Wpisy te stały sie inspiracją i jak to zwykle bywa nałożyły się na wydarzenia kolejnych dni mojego życia. Jedno ze zdarzeń to rozmowa listowna z pewną Anią a drugie to rozmowy z moją mamą, która właśnie wpadła na kilka dni i buszuje w ogródku- a oczywiście o poranku i wieczorem zdarza nam się porozmawiać. Mama mi się czasem "przełącza" na pozytywne i krzepiące żeńskie wibracje a czasami niestety odżywają stare kody. Obie sytuacje (rozmowa z mamą i z Anią ale nie tylko one) mają wspólny mianownik co za chwile rozwinę. Ale po kolei:
Bardzo spodobał mi sie wpis Salwi- Sylwi. Uśmiechnąłem się szeroko czytając na przykład jak postanowiła zostawić sprawy kasy mężowi- świetny ruch! ( "....pozwoliłam mojemu mężowi „trzymać kasę” i jeżeli jedziemy do sklepu to on płaci a ja nawet nie zaglądam do paragonu. To sprawia, że on czuje się odpowiedzialny a ja komfortowo, bo nie muszę myśleć o zarabianiu pieniędzy, za to on się stara. To on płaci rachunki, załatwia różne ważne rzeczy. ) Kapitalne to jest. Pisała już o podobnym zdarzeniu jedna z autorek artykułu jakie tłumaczyłem- tam było tak, że oboje wspólnie prowadzili (prowadzą) firmę i on początkowo był wykonawcą, kierowcą a ona "mózgiem". Ta mądra kobieta ewolucyjnie - krok po kroku zdjęła z siebie te obowiązki i zrobiła tak, że mąż ostatecznie "rozsmakował się" w tej sytuacji "przejęcia lejców" tego ich wspólnego wozu. Poczuł sie pewnie, prysły obawy (wspominałem - niezdrowa sytuacja trwa już kilka pokoleń więc lęki zakorzenione są głęboko- chłopcy są wychowywani przez "matki- siłaczki" i przekonani są, że to jest stan normalny, że żona/kobieta w domu jest motorem/ wykonawcą).
Salwia -Sylwia użyła w swoim liście słowa, które od niedawna robi karierę w języku polskim i nad którym kiedyś sobie medytowałem bo bardzo mi się podoba. Słówko bardzo obrazowe i pojemne: "ogarniać" (coś). Ogarniać czyli obejmować- w tym użyciu ogarniać myślą, panować nad czymś- nad sytuacją/ zdarzeniem. Odniosłem się już do tamtego fragmentu bezpośrednio pod nim ale tam nie zwróciłem uwagi na to magiczne słowo: ("Powiem Ci, że noszenie sukienek dużo daje i jeszcze zachowywanie się jak baba. No Wiesz: właściwa minka i tekst „ja tego nie ogarniam” a jak on to ogarnie to trzeba koniecznie go bardzo pochwalić."
No właśnie - ogarniać. Znów słowo zaczęło kołatać się gdzieś tam w głowie budząc kolejne myśli i skojarzenia - do tego te sytuacje z moją mamą i moją korespondentką Anią- zaraz postaram się wszystko połączyć. Mama moja "przełączyła" mi się jakoś od wczoraj na taki tryb "kumplowski" (męskie wibracje). To samo pobrzmiewało w rozmowach z Anią. Wygląda to tak, że ja na przykład dziś rano wypowiadam przy śniadaniu jakąś myśl a mama zamiast uśmiechnąć się i po żeńsku "być" (do tego dodam za chwilę inna opowieść o Pawle i Brygidzie) i powiedzieć zwyczajnie (lub najlepiej pomyśleć) "ja tego nie ogarniam" zaczyna się silić na dawanie mi jakiejś rady. Wychodzi oczywiście jak kulą w płot- budzi tylko moją irytację bo ja w niej nie szukam kumpla. Jak będę chciał rady w sprawie konstrukcji koziarni (bo to mi zaprzątało akurat głowę) to sobie zadzwonię do sąsiada Jacka. A jak będę chciał ją zapytać jakie ma odczucia odnośnie tej czy tamtej kwestii to też jasno sformułuję swoje pytanie do niej i przestawię się wewnętrznie na "komunikację na odczucia" (o tym też był jakiś wpis- może ktoś pamięta? Mam wątpliwość czy tłumaczyłem ten tekst. Na pewno czytałem po rosyjsku - jakaś kobieta instruowała by bardzo zważać na to czy w danej chwili jesteśmy "logiczni" czy też "emocjonalni". Jeden stan wymaga rozwiązania logicznego a drugi po prostu wysłuchania).
Zmierzam do tego, że jak sądzę odżyły kompleksy i wciskane nam przez różne "mendia" stereotypy "nierówności" , poniżenia kobiet i ta cała masa bzdur i śmieci mentalnych. Mama się sili na odpowiedź (coś takiego pobrzmiewało też w ostatnich listach Ani starającej się "być dobrym kumplem" a mi wcale nie tego trzeba) no bo przecież "ja nie jestem jakaś głupia" - no i męczy się kobita zamiast powiedzieć z uśmiechem i z tą świadomością odmienności naszych instrumentów cielesnych (czyli mówiąc prosto płci): JA TEGO NIE OGARNIAM.
Jakie to jest piękne! Przeczytałem co napisała Salwia- Sylwia i "przyjrzałem się" odczuciom jakie to budzi we mnie. Budzi się taka męska gotowość, chęć niesienia pomocy, "ratowania księżniczki". No bo okazuje się, że istnieje pole na którym ja - mężczyzna mam coś do powiedzenia! że jestem potrzebny, że jest przestrzeń do której ja jestem przystosowany, czuję się ważny. Warto wstać z kanapy i ruszyć do boju.
Niedługo po tych próbach dawania mi rad (moja rodzicielka właśnie wróciła z porannego spaceru z psami a na wycieczkę wzięła sobie lornetkę żeby popatrzeć na tokujące na polu żurawie)..... ona dawaj mi tu opowiadać, że te żurawie mają jakieś tam kolory, że ona myślała, że są lekko beżowe itp. niuanse ....a ja co? A JA TEGO NIE OGARNIAM!! Dla chłopa istnieje kolor brązowy a jak ktoś mi mówi "beż" to mi się zwoje mózgowe palą. Do mojej konstrukcji cielesno- psychicznej i do moich zadań życiowych te wszystkie 'amarantowy", "beżowy", "turkusowy" mogą nie istnieć. Dla mnie istnieje niebieski czy brązowy- ewentualnie bardziej lub mniej jasny czy ciemny i koniec. Żurawia postrzegam zupełnie inaczej - dowiedziono, że mężczyźni reagują na ruch na przykład, może coś drgnąć w obszarze widzialności i to zauważamy. A gdy leży nieruchomo (na przykład para skarpet tuż przed nosem) to chłop lata i się wścieka, że zginęło.
Długo by można ciągnąć taką opowieść - chodzi mi ogólnie o tą świadomość różnic między nami - ten szacunek, zrozumienie piękna tych różnic a co za tym idzie mądrego ich wykorzystania. Jest dziedzina życia (jakieś pasmo wibracji) na które mężczyzna jest po prostu nieczuły - my tego nie dostrzegamy z racji swojej konstrukcji - "nie ogarniamy tego"- nie obejmujemy swoim postrzeganiem. Tak samo jest z jakąś częścią wszechświata, która (znów podkreślam - z racji naturalnej specjalizacji, z racji przystosowania tego naszego instrumentu jakim jest ciało) dla mężczyzn jest łatwa do ogarnięcia a dla kobiety jest to trudniejsze. Kobiety widzą mnóstwo detali natomiast mężczyźnie łatwiej "ogarnąć" ogół zjawiska nie gubiąc się w niuansach. Mikrokosmos i makrokosmos.
No i jakże piękne jest odkrycie, że gdzieś tam istnieją te "ziemie dzikie", do których dostęp mamy tylko my i że możemy czuć się dumnymi wojownikami przynosząc swojej ukochanej do stóp jakąś zdobycz z tego świata - pieniądze na przykład. Jest dokładnie tak jak spraktykowała Olga Waliajewa - jeśli kobieta wspiera mężczyznę energetycznie ale "nie pcha" się fizycznie w te męskie rejony to mężczyzna przyniesie do domu gwiazdkę z nieba i w ogóle wszystko co tylko ona sobie zamarzy. Pojawia się w nas ta moc (na wszelkich polach- w alkowie małżeńskiej również, to jest ta sama energia twórcza ), dostajemy skrzydeł jak te żurawie pokrzykujące na polu.
Dobra - czas "domykać" ten tekst. Mi by wystarczyło, żeby mama wsparła energetycznie moje poranne rzucone na głos coś tam a nie na wzór męski "starała się znaleźć rozwiązanie problemu". Tu staje mi przed oczami obrazek z przeszłości- (zmienię imiona by nie zdradzać sekretów)- pewien mój kolega ze szkolnej ławy dawno temu wyjechał do Niemiec. Tam poznał pewną Brygidę i co jakiś czas pojawiał się w Polsce w jej towarzystwie. Nasi wspólni znajomi od razu dziewczynę zaakceptowali mimo, że bariera językowa dość mocno utrudniała komunikację ale od Brygidy biło jakieś takie ciepło, potrafiła sobie spokojnie z uśmiechem usiąść pod drzewem z książką i obserwować jak jej chłop (nazwijmy go tutaj Pawłem) żeglował na desce surfingowej po jeziorze. Nigdzie się nie śpieszyła- nie stwarzała zamieszania ani żadnych "akcji". Ona po prostu była, roztaczała jakieś takie pole wokół siebie momentalnie i bez słów zjednując sobie wszystkich - obie płci. Po kilku latach Paweł się z Brygidą z jakichś powodów rozstał. Zaczął przyjeżdżać w towarzystwie Gertrudy, która w końcu została jego żoną i urodził im się mały Johann. Miłe wspomnienie dawnej Brygidy było na tyle silne, że wspólni polscy znajomi wiele razy się mylili popełniając towarzyski nietakt i tytułując nową towarzyszkę życia Pawła Brygidą zamiast Gertrudą. Paweł z Gertrudą poznał się na ćwiczeniach w klubie wioślarskim. Dumnie opowiadał, że ona "wyciska" tyle samo co on na jakichś tam przyrządach. Kiedyś pojawili się u nas w jakieś święta i jednym z głównych dylematów było kto ma teraz przewijać małego Johanna- kto go przewijał ostatnio i czyja teraz jest kolej. W rozmowach przy stole Gertruda zapytana przeze mnie wprost odpowiadała, że według niej mężczyzna od kobiety różni się tylko jednym małym "defektem" (no- może dwoma) tutaj na przedniej stronie ciała.
ech....jednym zdaniem: "pełne równouprawnienie". Zrównanie "nierówności" w pełnej krasie. Żałosne i smutne to było. Teraz (niestety) nie trzeba aż w Niemczech szukać bo tego typu "nowoczesne związki" mamy już w Polsce w nowym pokoleniu. No ale zbaczam z tematu - o tym być może innym razem (choć odpowiedzi daje samo życie gdy patrzymy na współczesną sytuację w Niemczech- widać do czego to doprowadziło).
Tekst niniejszy publikuję i przejrzę jeszcze za kilka godzin lub dni z dystansem- być może rozwinę lub zmodyfikuje nieco. Podsumowując na ten moment - miało być o tej mocy jaka pojawia się gdy każda ze stron ma z jednej strony świadomość naszej odmienności a z drugiej nie ma z tego powodu kompleksów. Lewszunow gdzieś w ostatnio tłumaczonym wykładzie (chyba tym w towarzystwie i ze współudziałem żony Katarzyny) powiadał, że mężczyźni mają być dumni z tego, że są mężczyznami a kobiety dumne z faktu bycia kobietami. Zachowanie jak mojej mamy jest męczące i absolutnie nic nie przynosi poza moją irytacją. Stwarza napięcie i sytuację bez wyjścia- no bo co ja mam zrobić? Tolerować to? Wysłuchiwać i wewnętrznie sie wkurzać? To się zgromadzi i wybuchnę w innym momencie, kiedy już całkiem nie będzie wiadomo z jakiej przyczyny. A jeśli jej powiem o tym to ona (mając kompleksy) uzna, że ja ją poniżam, że chyba faktycznie jest "głupią babą" co gdzieś tam kiedyś w dzieciństwie słyszała - no i całe życie starała się udowodnić, że nie jest- skończyła studia, zrobiła w swoim fachu specjalizacje...... no to przecież udowodniła, że "głupia" nie jest?
c.d.n.
poniedziałek, 4 kwietnia 2016
List Michaliny
Dostałem pozwolenie by upublicznić naszą korespondencję.
W sumie dla stałych bywalców tej stronki nic nowego ale może cos dorzucicie ze swojej świeżej praktyki
Moja odpowiedź:
No i ja na to:
W sumie dla stałych bywalców tej stronki nic nowego ale może cos dorzucicie ze swojej świeżej praktyki
Cześć,Od kilku dni przesiaduje w internecie czytając Twojego bloga :)Zbiór niesamowicie wielu ważnych i zapomnianych w dzisiejszych czasach informacji.Od dłuższego czasu mam problem ze swoją pracą zawodową, nie lubię jej, źle się w niej czuję. Teraz wiem dlaczego :)Napomknęłam mężowi, że chciałabym zajmować się tylko domem i naszą córcią ale on się oburzył, że tak być nie może, że mamy kredyty do spłaty, że nie będziemy mogli sobie pozwolić na różne rzeczy.Jest jakiś sposób żeby mąż zrozumiał?P.S. od 4 dni chodzę tylko w sukienkach i spódnicach :)PozdrawiamMichalina
Moja odpowiedź:
Witaj, działaj po kobiecemu. ;) małymi kroczkami. Zrób tak (ale nie nakazem, nie bezpośrednio) aby i on przeczytał cokolwiek z tych treści. Jeśli nie jest na razie na to gotów ... no cóż- tak musisz chłopa naprowadzać, żeby to on "sam wpadł na ten pomysł". Już popełniłaś błąd wywołując reakcję odmowną. Nie wywołuj szoku- takie rzeczy trzeba delikatnie: "mam takie marzenie aby kiedyś mogło być tak abym już nie musiała ......itp." zaszczepić taką myśl. To Ty jesteś od natchnień a on jest wykonawcą.
Spróbuj rozpocząć rozmowę tu na blogu - dziewczyny często wrzucają jakieś swoje podobne dylematy. Ja to mogę nawet przekopiować (Twój ewentualny list) jako nowy wpis i wywołamy burzę mózgów. Ten rok już jest rokiem wielkich zmian. Być może i system kredytowy padnie niebawem więc będziecie mieli kłopot z głowy.
Jeśli czytasz wpisy Olgi Waliajewej - u nich też to następowało ewolucyjnie. Na razie działaj magią sukienek i zmieniaj swoją energię a zobaczysz, że zaczną dziać się cuda. Nie od razu- nasze energie musza ten ogromny statek rodzinny (to jest jak góra lodowa- widzimy tylko fragmencik a "pod wodą" są uwarunkowania wielu pokoleń) zacząć powoli przekierowywać. Ster przekręcasz dziś ale zanim ten kolos sie obróci minie trochę czasu. Nie rezygnuj- zdarzą sie jakieś niespodziewane rzeczy, propozycje, ważne by Twoja chęć zmiany była szczera i "nieubłagana". Wszystko co się dzieje w świecie widzialnym jest tak naprawdę projekcją Waszych - kobiecych marzeń, w większości niestety dziś nieuświadomionych jeszcze. Ta rozmowa powinna sie toczyć oficjalnie - więcej osób skorzysta.Odpowiedź Michaliny:
Dziękuję. Będę wdzięczna za umieszczenie mojego listu. Chętnie posłucham rad.Mam okropne trudności w działaniu po kobiecemu. Moja mama od zawsze pracowała, tata że względu na wypadek nie- i tu role się odwróciły z tym że tata z tego wszystkiego zaczął pić.W swoim małżeństwie od zawsze na silę starałam się przewodzić, zmieniać. Czytając wpisy dochodzi do mnie jaka krzywdę robię sobie i mężowi. Chcę wszystko naprawić i wrzucić na właściwe tory.Pozdrawiam Michalina
No i ja na to:
Nie dołuj się - to dziś bardzo powszechna rzecz. Czytaj uważnie wpisy Beaty Suchodolskiej - ta jest dopiero "siłaczka" ;) (jej własny cytat). Powolutku, krok po kroku. Mąż nie będzie obojętny jeśli zmieni się Twoja energia na głębokim poziomie. On to poczuje i sam przejmie płynnie swoje zadania . Posłuchaj wykładów Olka Gadzieckiego. Fajne opowieści przytacza z praktyki- powodzenia!
piątek, 1 kwietnia 2016
Bajki o życiu prawdziwym
W komentarzach pod wpisem "Prawda jest w bajkach" http://michalxl600.blogspot.com/2016/03/prawda-jest-w-bajkach.html?showComment=1459510414661#c8574155677443079368 ktoś z czytelników polecił film "Bezcenny dar". Właśnie obejrzałem- naprawdę warto. To jeden z tych filmów, które podnoszą świadomość na wyższy poziom- piękna opowieść o pełni życia ustawiająca na właściwe miejsca zaburzoną dziś hierarchię wszelkich wartości. Gdzieś tu niedawno polecałem film "Niebiańska Przepowiednia" - skojarzył mi się, być może za sprawą aktorów - zdaje się, że po części jest to ta sama ekipa a i film z nurtu tych współczesnych bajek amerykańskich wyprowadzających ludzi z materializmu ( Mr.Destiny, Interstate 60, 12,01, (taki tytuł właśnie), Dzień Świstaka, 17 Again, Częstotliwość ... i kilka innych.
A skoro o materialiźmie to nawiążę do rozmowy (też komentarze) pod wpisem http://michalxl600.blogspot.com/2016/03/iwan-i-katerina-ostatnia-czesc.html Rozmowa z Damianem i jego linki na blog "Bruneta" - Oświecony Kochanek itp. To co pięknie pokazuje powyższy film jest właśnie tym czymś czego brak w poszukiwaniach bruneta (uwieść kobietę, bawić się w życiu, brak odpowiedzialności jako mężczyzna/mąż/ojciec). Film "Bezcenny Dar pokazuje nam proces dojrzewania - z nieodpowiedzialnego chłopca w mężczyznę. Pod koniec filmu wypunktowane wszystkie "lekcje życiowe". Lewszunow (Iwan Carewicz i Księżniczka Łabędź) w tłumaczonym ostatnio wykładzie powiada, że w tym roku (w 2016-stym) mężczyźni mają dojrzeć i stać sie mężczyznami. Oba przesłania bardzo ze sobą korespondują w tej sprawie- jeśli chcemy mieć u boku prawdziwe księżniczki i królowe to sami musimy stać się księciami i królami. Innej drogi nie ma.
Polecam wrócić do komentarzy pod tamtym wpisem (Prawda jest w bajkach) bo są tam i inne podpowiedzi (propozycje filmowe) - link do filmu Kniaź Władimir na przykład.
p.s. a co się tyczy polecanego serialu "Dwa światy" oraz jego kontynuacji "W krainie władcy Smoków" (ten drugi dostępny na chomikuj.pl- ale uważajcie, bo u jednego z użytkowników od 18-stego odcinka brak polskiego lektora, trzeba sie w dalszych częściach zadowolić gorszą jakością jeśli nie trawicie wersji anglojęzycznej) to dobry nastrój mnie nie opuszcza. W lekki sposób przekazane bardzo wiele. Przemyślę sobie kilka wątków i kiedyś do nich na pewno nawiążę w jakichś opowieściach.
A skoro o materialiźmie to nawiążę do rozmowy (też komentarze) pod wpisem http://michalxl600.blogspot.com/2016/03/iwan-i-katerina-ostatnia-czesc.html Rozmowa z Damianem i jego linki na blog "Bruneta" - Oświecony Kochanek itp. To co pięknie pokazuje powyższy film jest właśnie tym czymś czego brak w poszukiwaniach bruneta (uwieść kobietę, bawić się w życiu, brak odpowiedzialności jako mężczyzna/mąż/ojciec). Film "Bezcenny Dar pokazuje nam proces dojrzewania - z nieodpowiedzialnego chłopca w mężczyznę. Pod koniec filmu wypunktowane wszystkie "lekcje życiowe". Lewszunow (Iwan Carewicz i Księżniczka Łabędź) w tłumaczonym ostatnio wykładzie powiada, że w tym roku (w 2016-stym) mężczyźni mają dojrzeć i stać sie mężczyznami. Oba przesłania bardzo ze sobą korespondują w tej sprawie- jeśli chcemy mieć u boku prawdziwe księżniczki i królowe to sami musimy stać się księciami i królami. Innej drogi nie ma.
Polecam wrócić do komentarzy pod tamtym wpisem (Prawda jest w bajkach) bo są tam i inne podpowiedzi (propozycje filmowe) - link do filmu Kniaź Władimir na przykład.
Subskrybuj:
Posty (Atom)