oryginał: https://www.youtube.com/watch?v=9GtPk9YWafw&t=685s
Cześć wszystkim.
A więc dzisiejsze pytanie brzmi następująco: "czym jest świadomość swojej prawdziwej natury?
- o proszę! Już zapisuję: "uświadomienie swojej źródłowej natury.
No cóż, oto jest takie pytanie wokół którego istnieją diametralnie przeciwne opinie. Jeśli pójdziecie do świątyni i zapytacie co to jest świadomość swojej prawdziwej natury, to odpowiedzą: "Pokora".
Pokora to świadomość swojej prawdziwej natury. Ty sam jesteś taka maleńką drobinką, a Bóg jest wielki i potężny - wszystko jest w jego rekach, uczyni co tylko zachce a Twoje zdanie na ten temat w zasadzie się nie liczy.
W praktyce jesteś nieskończenie mały i kiedy pojmiesz swoją pokorę to wtedy.... bardzo ciężko jest przełknąć takie spojrzenie na świat.
No i przeciwstawna opinia jest taka, że jesteś synem Bożym, ty jesteś dzieckiem Boga, a czy rodzic zostawi swoje dziecko na pastwę losu? Oczywiście, że nie - dla rodzica dziecko jest najważniejsze.
Wyobraźcie sobie, że niema dzieci. Przecież to zupełny brak przyszłości - po co wtedy żyć? Komu to w razie czego wszystko przekazać? Dla kogo się starać?
U Boga na pewno jest tak samo, bo przecież: "jako na górze tak i na dole". A ponieważ jesteśmy jego dziećmi więc jesteśmy mu bardzo drodzy. To oczywiście nie oznacza, że mamy się tego bezczelnie domagać, ale powinniśmy rozumieć swoje położenie i to kto się o nas troszczy.
No i analogicznie - szósty arkan tarota naucza nas, że "to co na górze to i na dole". Tak w ogóle to mądrość mierzy się ilością analogii jakie człowiek jest w stanie ujrzeć w tym świecie. Człowiek na tyle jest mądry ile znajduje tych analogii - a jeśli nie znajduje, jeśli dla niego wszystko to nie ma związku, wszystko według niego jest niepowiązane i rozproszone to jest to głupi człowiek.
Jedność i powiązanie wszystkiego ze sobą jest wielkim cudem. Prawa są też podobne bo one potwierdzają, że autorem tych praw była jedna istota - jeden wielki ustawodawca czyli Bóg.
Nawet jeśli przyjrzeć się tym prawom - my przecież też rozpieszczamy swoje dzieci. Czy pani rozpieszcza swoje dzieci? A dlaczego pani tak czyni?
odpowiedź sali: "no to jest przejaw miłości".
No cóż, rozpieszczamy, bo w ten sposób zachęcamy je, motywujemy. Moje największe marzenie jest takie, aby one stały się niezależne ode mnie, aby stały się samodzielne. A jeśli tak się stanie to sam będę czuł radość i dumę - wtedy można powiedzieć, że życie się udało i że nie żyłem bez celu. A jeśli dzieci są lepsze ode mnie to na tym właśnie polega wzrost.
Natomiast system niewolniczy - organizacja tego systemu mówi: "o nie! Nie daj Boże żeby on był mądrzejszy niż ja. Gdzie ty tam się pchasz? Ojciec stanowi najwyższą mądrość".
No cóż - jest i taka koncepcja.
I te dwie koncepcje istnieją również w religiach - istnieją religie według których jesteśmy dziećmi Boga i według nich obdarzani jesteśmy miłością. Są też takie religie według których jesteśmy sługami i w związku z tym istnieją różne rodziny - w jednych działają w ten sposób a w innych przeciwnie.
No dobrze - nasz dzisiejszy temat brzmi: "świadomość swojej prawdziwej natury".
Tak w ogóle uświadomienie sobie swojej prawdziwej natury nie jest łatwą rzeczą. Co to za sobą niesie? O tym jest mowa w tekstach "Shri Upaniszad": "uświadomienie sobie swojej prawdziwej natury jest przeznaczeniem i zadaniem każdej żywej istoty, która z jakiegoś powodu trafiła do świata materialnego".
Największą szansę na to uświadomienie mają ludzie - człowiek jest w stanie uświadomić sobie swoją źródłową naturę - w tym celu człowiek został wyposażony w mózg i ma taką szansę.
Jego prawdziwa natura nie zależy od otaczającego go środowiska. Czyli, że
byt nie determinuje świadomości.
Człowiek sam decyduje co uczynić z tym swoim istnieniem. Dlatego też u człowieka zmysły są bardziej przytępione. Każde zwierzę - czy to ryba, ptak czy inne są bardziej powiązane z tym światem za pomocą zmysłów, one odczuwają znacznie silniej. Natomiast u człowieka jest tak, że na przykład zbliża się tsunami - wtedy każda mrówka i wszelkie inne zwierzęta wiedzą, że trzeba się gdzieś ukryć, a człowiek chodzi i do ostatniej chwili nie ma pojęcia co się wydarzy.
Ktoś tam został poinformowany przez radio, a ktoś inny nie natomiast wszystkie zwierzęta już dawno gdzieś uciekły i zdążyły się ukryć, ptaki odleciały bo one wiedzą.
A skąd one wiedzą? Bo one są one związane z tą naturą poprzez zmysły, To właśnie zmysły łączą nas z naturą natomiast rozum czy też mówiąc inaczej świadomy intelekt bardziej spogląda do wewnątrz - tam istnieje taki niezwykły, osobliwy punkt który jest czasami nazywany Duchem Świętym, a czasami nazywają to Paramatma (nad-Dusza) w zależności od nurtu religijnego i przekonań danego człowieka.
I ten jeden unikalny punkt, posiada informacje w ogóle o całym Wszechświecie - a ponadto ten punkt nie jest wyłącznie takim biurem informacyjnym. Ten punkt również obserwuje mnie, dogląda moje czyny i chce aby u mnie wszystko było w porządku - a ponieważ on wie wszystko co się tutaj dzieje i co się wydarzy za minutę więc ten Duch Święty znajdujący się w moim wnętrzu podpowiada co czynić.
W tradycji Wedyjskiej on nosi nazwę Garbhodakaśaji Wishnu, (Garbodakszai Wisznu) to jedna z jego inkarnacji. Powiada się, że Wishnu sobie tak leży z przymkniętymi oczami, on znajduje się w sercu każdego człowieka - w każdym z nas jest taka Paramatma czyli nad-dusza.
W tradycji Wedyjskiej jest to taka dość skomplikowana struktura natomiast chrześcijanie nazywają to po prostu duchem świętym. No i ta Paramatma podpowiada nam w ten sposób, że zaczynamy działać tak jakbyśmy pojmowali swoją prawdziwą naturę.
A w źródłowej naszej naturze nie ma śmierci, nie ma tam chorób,
nic nie może przerwać mojego istnienia, nikogo się nie boję - mam ochronę i dlatego kocham. Ludzie nie kochają, bo boją się kochać - żeby kochać to trzeba się zrelaksować a my zazwyczaj jesteśmy bardzo spięci i nie wiemy skąd znów coś na nas spadnie.
A dlaczego ludzie są spięci? Bo działa prawo karmy i to ono nas stresuje - my przeskrobaliśmy coś tu i tam, a wtedy czujemy, że coś do nas wróci. Nie wiemy skąd jest to nieustanne napięcie i boimy się każdego człowieka, a to blokuje miłość.
Dlatego też jeśli żyjesz uczciwie, nie poddajesz się lenistwu, nie jesteś bezczynny, nie czynisz jakichś podłości to wtedy przejawia się twoja prawdziwa natura. Dlatego też wszelakie święte pisma mówią przede wszystkim o normalnym społecznym życiu - one wyjaśniają co jest grzechem a co nie jest, na przykład wyjaśniają, że przejadanie się jest grzechem.
A wiecie dlaczego się przejadamy?
głos ze sali: "może z powodu braku miłości?"
Tak - my po pierwsze "zajadamy" swoje problemy a po drugie boimy się być głodni - nadeszła pora posiłku to trzeba coś zjeść. Jeśli zjem jakiś kawałek chleba to już nikt mi go nie dobierze. To też ze strachu, wszystko jest spowodowane strachem.
Weźmy przykład parę zakochanych - taki młodzieniec z dziewczyną w takim okresie nie chcą nawet za bardzo jeść ani spać a to nie wpływa zbytnio na ich zdrowie. To trochę tak jakby im do głów z wyższych sfer zakroplono pipetką odrobinę tej duchowej natury.
To jest po to żeby się otworzyła ta duchowa natura - aby oni mogli się połączyć, żeby się wzajemnie siebie nie bali. Taki jest scenariusz ich losu - oni nawet sami to sobie zamówili. Ta duchowa natura, można by rzec, że jest niejako wręczana w prezencie, jako dar.
Kiedy jest jakiś deficyt czegoś - na przykład podczas blokady Leningradu chleb wydawany był na kartki, prawda? No i tak samo "na kartki" wydawana jest miłość. To nie jest tak, że jest jej nadmiar i po same uszy.
Dlatego też ta miłość jest reglamentowana i wydawana jest za nasze dobre sprawowanie. Ktoś może zapytać: "a co to za barter, że miłość wydawana jest za zachowanie?"
Tak naprawdę to moje dobre zachowanie powoduje, że jestem zrelaksowany i wtedy miłość wlewa się sama - nikt nie musi mi jej wydawać.
Jest takie zalecenie, że powinniśmy osiągnąć taki stan aby ten dar miłości towarzyszył nam nieustannie, żeby to nie było nam wydawane tak porcjami lecz na stałe. Bo może być tak, że żyjemy dobrze i nagle się potknęliśmy, złamaliśmy nogę i jak w takim stanie dalej iść? A powinno być tak, żebyśmy szli stabilnie, aby nic na nas nie wpływało - aby w naszym życiu nie zdarzały się przerwy. Ludowa mądrość powiada: "bieda i więzienie mogą się przytrafić każdemu" i tak to rzeczywiście jest, bo dar miłości nie jest rzeczą stałą.
A u kogo przejawia się on nieustannie? Przykładowo: mężczyzna i kobieta zakochali się w sobie. I jak długo trwa ta ich miłość? Niektórzy powiadają, że to wyłącznie cielesne pożądanie - tak nie jest, to jest najprawdziwsza miłość z wszelkimi towarzyszącymi jej uczuciami takimi jak na przykład zazdrość. Zazdrość to normalna rzecz - poczytajcie sobie opisy z Bhagawatapurany, Radharani była zazdrosna o Krysznę. Jak to jest możliwe? Przecież ona była Boginią a więc istotą duchową wysokiego poziomu, a mimo to była zazdrosna.
Tak więc istnieje zazdrość, istnieje gniew - a my powiadamy: "och! jeśli to w jakimś stopniu narusza ład publiczny to na pewno nie jest to miłość". To jest jak najbardziej przejaw miłości.
No i jak długo ona trwa? Odnaleźli się, widzą się wzajemnie ale mija jakiś czas, opada zasłona oczarowania i nagle ogarnia ich zdumienie: "o Boże!" - nagle pozwalają sobie na jakieś wzajemne zaczepki lub pretensje, ktoś twierdzi, że to powinno stać w innym miejscu, zaczyna się jakieś tam pouczanie - "a po co nam to?" itd.
A wcześniej czy takie coś było możliwe gdy dopiero co się poznali? "Coś stoi nie w tym miejscu? no dobrze - niech stoi. Chcesz pójść tam czy tam? Dobrze - chodźmy". No i mija jakiś czas i ta miłość i wyrozumiałość się kończy - a dlaczego tak się dzieje?
Oni najpierw otrzymują tę kroplę miłości aby się połączyli, aby ich życia się powiązały i żeby ciężko to było rozerwać. Jeśli rodzi się u nich dziecko to czas połączenia się jeszcze bardziej wydłuża do czasu aż dziecko nieco podrośnie. Dziecko przecież potrzebuje miłości a tej miłości między nimi nie ma.
Ale dziecko kochają i dalej dzieje się tak, że przekazują sobie miłość za pośrednictwem tego dziecka, ono staje się obiektem miłości, bo ogólnej miłości między rodzicami już brak.
Albo też bywa tak, że matka rodzi syna lub córkę i kocha to dziecko do momentu aż ono nie podrośnie a potem też coś się wydarza - tu także dawana jest miłość na określony czas.
A jak sprawić tak, żeby ta miłość płynęła przez nas nieustannie? Wszyscy przecież pragną być w takim stanie, bo wtedy przede wszystkim dobrze się czujesz - przestajesz się niepokoić o cokolwiek, stan psychiki jest w równowadze. Wtedy czujesz, że żyjesz.
Braphupada powiadał: "jeśli nie czujesz miłości to stajesz się martwy". Taki człowiek żyje jak zombie, cały czas jest niezadowolony. Można powiedzieć, że taki człowiek nie żyje w życiu ale w śmierci. Na takiego kogoś śmierć wygląda z za każdego narożnika, ciągle mu czegoś brakuje, ciągle się o coś troska - ciągle się o coś niepokoi.
A człowiek żyjący w miłości czuje się dobrze, taki ktoś zawsze czuje obecność Boga. No i chciałoby się zawsze być w takim stanie.
I to nie jest jakieś takie szaleństwo, że niby ci ateiści są tacy odpowiedzialni a tym drugim jakoby odpowiedzialności brak. Taki człowiek żyjący w miłości Boga jest wyposażony w pełen pakiet socjalny - on ma wszystko co jest mu potrzebne, takiemu zakochanemu człowiekowi Bóg zapewnia wszystko.
A człowiek nie promieniujący miłością nie ma takiego wsparcia - on musi sam sobie wszystko zapewniać bo w inny sposób nie jest w stanie przetrwać. To wtedy nie jest życie lecz walka o przetrwanie.
Dlaczego tak jest? Bo taki człowiek nie rozumie swojej duchowej natury - on z tego nie korzysta, ta natura w nim istnieje, ale on z tego nie korzysta. On jest jak ślepiec, który nie jest w stanie ujrzeć tego przycisku na który trzeba nacisnąć, nie jest w stanie ujrzeć tej opcji.
A jak ją odnaleźć? Po pierwsze wiemy, że niektórzy ludzie rodzą się szczęśliwi - oni miewają szczęśliwe dzieciństwo, wszyscy się wokół nich uśmiechają, mają powodzenie a potem stają się jakimiś znanymi artystami albo sławnymi dowódcami itp.
w każdym razie stają się jakimiś znaczącymi postaciami, oni doświadczyli miłości, mieli rodzinę - taki ktoś albo zostaje świętym, albo jakimś bohaterem, w każdym razie kimś sławnym, kimś bardzo potrzebnym.
I kiedy taki człowiek odchodzi to wszyscy mówią: "to był wielki człowiek - jego życie miało znaczenie, a czym ja żyłem? w zasadzie nie ma czego wspominać".
O tamtym piszą książki i wszyscy te książki czytają w zachwycie i się na nim wzorują - a dlaczego? Bo tamten żył zgodnie ze swoją duchową naturą - on postępował NIEPRAWIDŁOWO,
ten człowiek nieustannie ryzykował. Druga mantra Shri Upaniszad głosi: "człowiek powinien brać swoją dolę i brać się za inne. I taki sposób działania sprawi, że on będzie żył długo i szczęśliwie i nie będzie to miało żadnych negatywnych konsekwencji. Taki człowiek nie podlega zasadom karmy, nie spotka go żadna kara.
Taki człowiek podróżuje przez życie z łatwością, on nie jest uzależniony ani od dobrych ani od złych zdarzeń - dlatego właśnie jest wolny od zasad karmy.
A dlaczego tak? Ponieważ on bierze od losu tylko to co jest jego - tylko swoją dolę. Taki człowiek od razu bierze swoją duchową naturę i ona go niesie przez całe życie. Takiego czegoś doświadczają dzieci poczęte z miłości.
Jeśli mężczyzna i kobieta kochają się wzajemnie, dla takich czas przestaje istnieć, oni potrafią kochać. Seks jest sprawą, którą oni interesują się na samym końcu ale kiedy on się ostatecznie przytrafia to w połączeniu ze wszystkim innym rodzi się człowiek, który ma konkretne zadanie do wykonania w tym materialnym świecie - taki człowiek zna swoją dolę. Taki nie potrzebuje astrologii, chiromancji, nie trzeba mu mówić kim jest i jakie jest jego przeznaczenie - on je po prostu widzi i nic innego go nie interesuje. On od razu mówi: "ja chcę to i nic więcej".
Taki człowiek nawet w porównaniu ze swoimi rodzicami sprawia wrażenie jakby kogoś bardziej dojrzałego. On wykazuje się tak wielką pewnością siebie - jeśli ktoś czyni mu jakieś uwagi to on odpowiada: "nie - ja sam o tym zadecyduję".
Są też inni ludzie, którzy rodzą się w wyniku seksu, w wyniku pożądania seksualnego. To są ludzie wygodni, lubiący komfort - taki na przykład doszedł do momentu dojrzewania seksualnego i proszę bardzo, już nadszedł na to czas - z takich relacji rodzi się ktoś niejako bezdomny, taki który nie ma konkretnego zadania, bezrobotny.
To właśnie dla takich istnieją wszelakie religie, konfesje, związki wyznaniowe - dla takich wspólnoty religijne są jak jak biuro pośrednictwa pracy, tam im podpowiedzą czym się powinni zająć.
Tam nie powiedzą tobie konkretnie kim powinieneś być, ale powiedzą z czego powinieneś zrezygnować i co na pewno nie jest twoje - co nie należy ściśle do miłości i przeznaczenia.
Gdybyś miał w sobie tę świadomość swojego przeznaczenia oraz miłość to na pewno byś tego nie czynił. Oni mówią: "to jest grzech, to jest błąd". A to dlatego, że grzech ściąga ciebie z właściwej ścieżki - potem siedzisz i błagasz: "Boże pomóż!" - a Bóg odpowiada: "wracaj na swoją ścieżkę - w tym miejscu nie będę ciebie wspierał, nie będę tu nic poprawiał".
No i tacy ludzie są potem mniej lub bardziej właściwie prowadzeni w tych strukturach. Istnieją prawdziwi nauczyciele i są też inni. Ja miałem szczęście i trafiłem na prawdziwego nauczyciela.
A kim są nieprawdziwi nauczyciele, kim są fałszywi guru? To są tacy do których całymi tabunami trafiają uczniowie, a spod ich ręki masowo wychodzą jednakowi i podobni do siebie jak te lalki Matrioszki - wszyscy ociosani "na jeden model".
Oni się ogłaszają jako uzdrowiciele albo jeszcze ktoś tam, ale to są nauczyciele materialni. Nie można powiedzieć, że to są źli nauczyciele, źli guru - tacy dają swoim uczniom jakąś określoną profesję, ale to są nauczyciele materialni i mało prawdopodobne, że z takiej szkoły wyjdą jacyś geniusze.
Natomiast prawdziwi nauczyciele - ja na takiego trafiłem i mogę się pochwalić - Anatolij Antonowicz. Przez jego szkołę przeszło tysiące uczniów i opuścili ją bardzo różniąc się od siebie.
Jeden został uzdrowicielem, inny matematykiem i każdy z nich cały czas odkrywał coś nowego - stali się w swoich dziedzinach numerami jeden na świecie. Jeden z nich jest znanym buddystą - to największy z buddystów, którzy wyszli spod skrzydeł Anatolija Antonowicza.
Jeden z nich też nosi imię Wiktor a nazwisko ma bardzo ciekawe bo brzmi ono "Czcigodny" - od dzieciństwa miał taki przydomek, tak był nazywany. A dziś jest znany jako mądry chrześcijanin, ale nie taki który wspiął się po stopniach kariery w hierarchii kościelnej,
on doświadczał różnych znaków, zaczął nawet nagle pisać wiersze o Chrystusie, tam do niego jest nieustanna kolejka, bo to co ten Wiktor mówi to się sprawdza. On prowadzi swoją służbę w tym wielkim kościele w mieście Zaporoże, to ten kościół który widać jak się jedzie trolejbusem numer 3.
On tam kiedyś przyszedł jako zwykły parafianin i od razu został zauważony. Powiedziano mu żeby podszedł bliżej, ktoś zauważył, że on się tak dziwnie modli. Pop mu powiedział: "wszyscy się na ciebie patrzyli i byłeś dla nich natchnieniem".
Potem wraz z tym popem prowadzili jakieś wykłady - to jest jeden z moich przyjaciół, który razem ze mną kończył szkołę u Anatolija Antonowicza.
Największy mafiozo w mieście Zaporoże jest również absolwentem tejże szkoły Logos. Oni tam postępują ściśle według prawa karmy - nie biją nikogo bez powodu, najpierw wszystko jest gruntownie wyjaśniane aby było sprawiedliwie.
. Tak to jest. Dlatego jeśli ktoś naucza, że nikt nie wie, co musisz czynić to jest to
nauczyciel duchowy, od którego wszyscy wychodzą bardzo różni. Tacy nie kopiują tego nauczyciela lecz stają się samymi sobą. Taki nauczyciel po prostu aktywuje w nich tę duchową naturę.
Oni po prostu przestają się bać, a kiedy przestają się bać to zaczynają rozumieć czego tak naprawdę pragną i zaczynają się tym zajmować bez względu na wiek. Wtedy wszystko zaczyna im się dobrze układać.
A ponieważ nasza natura jest duchowa lecz my praktykujemy prawa materialne to tak samo jakby rybę wyrzucić na brzeg i ona tam biedna bez wody się dusi.
Takie mniej więcej właśnie jest to nasze materialne życie - staramy się jakoś przetrwać w tym agresywnym środowisku. Często pada pytanie: "a skąd tyle agresji?" Po prostu nie jesteśmy w swoim żywiole, w swojej naturze.
Jeśli tylko jesteś w swojej naturze to cokolwiek by się nie działo, jakiekolwiek wojny i podobne to ciebie to wszystko omija - ciebie to nie dotyczy, po prostu wykonujesz swoje zadanie i już. Nie podlegasz już tej jurysdykcji.
Dlatego też uświadomienie sobie swojej duchowej natury to po pierwsze nasze zadanie - i nie jest to zadanie przymusowe, nam się to będzie podobać, ponadto napisane jest: "nie ma innej drogi".
Jak uświadomić sobie tę naturę, jak stać się takim duchowym człowiekiem? Wszyscy pragną tej duchowości ale nazywają to rozmaicie. Niektórzy powiadają, że należy się oczyścić. Inni powiadają, że to jest samoidentyfikacja albo przejście do jakichś bardziej subtelnych wibracji.
Nazwy bywają rozmaite. No i odbywają się różnorakie spotkania, rekolekcje, kursy czy szkolenia - one wszystkie rzeczywiście działają, ale nie należy się dać zbytnio w to wciągać. Dokładnie o tym mówi Bhagavadgita, tam są wymienione wszelkie te rodzaje ćwiczeń i technik, które prowadzą człowieka do jego duchowej natury.
Ale wszelakie te ćwiczenia jogi, sesje milczenia, techniki oddechowe, sympozja czy treningi nie dadzą tej duchowej natury. DZIAŁAJĄCE WYNIKI MOŻNA UZYSKAĆ WYŁĄCZNIE POPRZEZ KONKRETNĄ, PRAKTYCZNĄ DZIAŁALNOŚĆ MAJĄCĄ RZECZYWISTY SENS - MAJĄCĄ JAKIŚ PUNKT OPARCIA. Jeśli ktoś się do ciebie zwróci to masz obowiązek mu pomóc. A takie spojrzenie, że jestem po prostu ja i Bóg i na tym koniec - to tak nie działa. Nie będziesz w stanie stać się duchowym człowiekiem jeśli pracujesz nad tym sam. Musisz pomóc komuś innemu - I W TYM KIMŚ BĘDZIE BÓG. Bóg nie będzie przychodził specjalnie do ciebie, nie będzie się przed tobą materializował, aby tobie coś powiedzieć.
On przyjdzie do ciebie jako jakiś człowiek - i może tak być, że ten człowiek nie sprawi, że poczujesz się komfortowo. Ty masz pomóc temu człowiekowi.
Na Białorusi nakręcono taką serię krótkometrażowych filmów, to są ekranizacje przypowieści. Jeden z nich opowiada o kobiecie do której miał przyjść Jezus, ona się żarliwie modli, w domu wszędzie wiszą ikony i inne religijne obrazy, kobieta jest nieco zadufana w sobie, nieco obłudna taka....
No i ona czeka na to przyjście Jezusa, koło jej domu przechodzi jakiś pijany mężczyzna i mówi: "daj mi coś do jedzenia" - a ona go przegania: "idź stąd!
A wcześniej zdarzyło się tak, że jakiś człowiek proszący o jałmużnę powiedział jej: "dziś do ciebie przyjdzie sam Chrystus". No i potem przechodził ten pijany, a ona go przegoniła mówiąc: "tu do mnie dziś przyjdzie Jezus więc nie przeszkadzaj".
A tam niedaleko niej mieszkał jakiś taki biedny chłopiec, trochę chuligan i dał temu pijanemu jakiś tam pieczony ziemniak.
Takie coś powtarzało się 3 razy, przechodził jakiś mężczyzna z dzieckiem a ona mu dawała pouczenia. Co było za trzecim razem już nie pamiętam. Ona ostatecznie zasnęła i we śnie Jezus jej powiedział: "3 razy do ciebie przyszedłem a ty mnie 3 razy wyganiałaś. A ten chłopiec mieszkający po sąsiedzku już 3 razy mnie ugościł".
Czyli, że Bóg przychodzi poprzez innych ludzi - my byśmy chcieli innych relacji z Bogiem. A dlaczego nie możemy tego zaakceptować - dlaczego ludzka pycha nie przyjmuje Boga pod ludzką postacią, pod postacią sąsiadów?
Dzieje się tak dlatego, że zawiść lub zazdrość i konkurencja bywają tylko pomiędzy równymi sobie. Zawiść i konkurencja to główny motyw materialnego życia - walka o przetrwanie. Tu działa potrzeba bycia pierwszym, wyrwania się do przodu bo działa konkurencja.
Nikt nie rywalizuje z ludźmi większymi od siebie, nie konkuruje z kimś kto jest daleko w tyle natomiast rywalizują między sobą równi. I Bóg przychodzi właśnie w ten sposób - on przychodzi do mnie jak do równego sobie, on chce się ze mną przyjaźnić.
Przecież nie traktujemy naszych dzieci "z góry" - my nie schodząc do ich poziomu rozmawiamy z nimi tak jak z kimś dorosłym.
bo najbliższe relacje są tam gdzie nie ma subordynacji - gdzie brak jest podporządkowania się, gdzie nie ma żadnych zasad. Tylko w ten sposób można przejawić miłość. I Bóg właśnie w ten sposób chce się z nami porozumiewać i przysyła nam ludzi równych nam, a my na to odpowiadamy: "to nie jest to czego oczekuję - Bóg jest wielki i wszechpotężny".
Oto w jaki sposób można uświadomić sobie i przejawić swoją duchową naturę. Trzeba rozumieć, że ona we mnie istnieje, że nigdzie nie zniknęła i trzeba z niej korzystać. To tak samo jak z naszymi mięśniami, jeśli z nich nie korzystamy to one zanikają - tak samo jest z naszą duchową naturą, jeśli nie będziemy z niej korzystać to możemy o niej zapomnieć.
My rodzimy się z naszą duchową naturą, ona w nas istnieje od najwcześniejszego dzieciństwa - dzieci wierzą w świętego Mikołaja, we wszelkie bajkowe postacie. Dla nich nie ma problemu, że jakaś tam bajkowa wróżka przyniesie im prezent.
Ale kiedy ludzie dorastają to nieco tracą tę wiarę. Powiada się, że oni jakoby dostosowują się do tej rzeczywistości a tak naprawdę tracą swoją duchową naturę.
Dlatego też mówi się "bądźcie jak dzieci" - w ten sposób powiedziane jest: "nie traćcie swojej duchowej natury - nie zapominajcie o niej".
Pani pytała w jaki sposób ją sobie uświadomić? Trzeba wiedzieć, że ona już istnieje i trzeba ją tylko zrozumieć.
A w jaki sposób ją sobie uświadomić? Najpierw trzeba sobie przemyśleć: "co mi się osobiście przytrafiało". Moja duchowa natura daje mi możliwość łączności z duchowym światem - poprzez nią mogę o coś poprosić a potem bach! - spada mi to dosłownie pod nogi. Na pewno mieliście w swoim życiu chociaż jeden taki przypadek. Takich zdarzeń jest pełno u każdego - to są właśnie przykłady korzystania ze swojej duchowej natury.
A czym jest "robota"? To pojęcie pochodzi od słowa "rab" czyli niewolnik. Za pomocą "roboty" uzyskujemy w tym życiu coś nie pytając Boga o pozwolenie. Ale jeśli ja go pytam to wtedy w ogóle nie muszę "chodzić do roboty".
To oczywiście nie oznacza, że nie należy czynić czegoś co jest społecznie użyteczne. Oczywiście, że należy, ale wtedy to już nazywa się "trud", a wtedy podczas takich działań człowiekowi towarzyszy zupełnie inny nastrój.
Istnieje takie znane powiedzenie: "od roboty konie zdychają" - i to jest prawda, ale od trudu nie. Od trudu człowiek staje się silniejszy.
Po prostu trzeba przeszukać swoją pamięć, przypomnieć sobie i zdać sobie sprawę, że wszystko to już kiedyś istniało i nigdzie nie przepadło: "spróbuję zatem jeszcze raz".
Na zakończenie chciałbym jeszcze raz powiedzieć, że wszystkie religie pouczają, aby wstając o poranku wypowiedzieć słowa dziękczynienia: „Dzień dobry, o mój Boże, dziękuję za nowy dzień". W ten sposób od razu się dostrajasz, od razu zanurzasz się w tym duchu. Nastrajasz się nie na problemy lecz na to, że wszystko będzie dobrze.
A potem to samo w porze obiadowej a następnie wieczorem. We wszystkich świątyniach istnieje modlitwa poranna, południowa i wieczorna. Muzułmanie modlą się nawet 5 razy w ciągu dnia.
Należy się pomodlić przez rozpoczęciem każdego nowego dzieła, bo kto wie, co może się wydarzyć - trzeba usunąć strach i tę grę konkurencji tutaj. Właśnie w tym celu się to czyni, bo taki niewłaściwy nastrój może prowadzić do jakichś nieprzyjemnych zdarzeń - może nam sprowadzić na głowę kłopoty.
Są też ludzie innego typu - Bhagavadgita naucza: "wszelkie przykazania, wszelakie rekomendacje i zakazy sprowadzają się do jednego: ZAWSZE PAMIĘTAĆ O BOGU. 18 rozdział Bhagavadgity powiada: "cokolwiek czynisz powinieneś pamiętać o mnie - a wtedy pokonasz wszelkie przeszkody tego materialnego życia". One wtedy nie będą przeszkodami - ty je przezwyciężysz w sposób duchowy, bo nie będziesz sam. Mieć łączność ze swoją duchową naturą oznacza "być z duchem".
Są ludzie, którzy to osiągnęli i myślą tylko o Bogu. A te wszystkie zakazy, przestrogi o grzechach można zapomnieć - nie trzeba tego trzymać w pamięci. Jeśli nigdy nie zapominasz o Bogu to nie są te zakazy potrzebne.
Łatwo jest pamiętać o Bogu gdy nam się dobrze wiedzie. Mówimy wtedy swobodnie: "och! Chwała Bogu! Ale gdy jest jakieś niebezpieczeństwo, gdy napada na nas jakieś zwierzę albo jakiś bandyta to zdarza się, że zapominamy i wtedy pojawia się strach - bandyta nagle staje się silniejszy od Boga.
Jest taka opowieść, przypowieść lub też jakaś historia Wedyjska, że w jakiejś wsi osiedlił się demon - jakiś potwór, który żywił się ludźmi. Dlatego też osiedlił się tam, gdzie ludzie brali wodę, a to było jedyne źródło wody w okolicy.
Ludzie zaczęli zbierać wodę deszczową, próbowali kopać jakieś studnie, potem kilka razy ktoś szedł w stronę tamtego źródła i nikt już go więcej nie widział. Któregoś dnia przyszedł do nich święty człowiek i poprosił o wodę a oni mu na to: "nie dzisiaj - dziś jeszcze nie padało". Święty się zainteresował ich problemem, oni mu wyjaśnili co i jak i on na to:
- "dobrze - dajcie mi jakieś wiadra czy dzbanki i ja tam pójdę".
- oni mu na to: "Ależ ten potwór ciebie pożre!"
- "dobra, dobra. To niemożliwe"
No i poszedł tam, patrzy a tam straszny potwór siedzi. Święty popatrzył i mówi:
- "oj, mój Panie. Nie ukryjesz się przede mną nawet w takim obliczu. Chcesz mnie okłamać ale ja się nie dam. Ja ciebie widzę na wskroś"
Na to potwór odpowiada: "no dobrze. Nabierz wody i powiedz tym demonom we wsi, że mają moje błogosławieństwo".
Czyli, że jeśli nigdy nie zapominam o Bogu to dzieją się takie właśnie rzeczy - taka jest wtedy reakcja, bo przecież on jest wszędzie i wszystkim tym kieruje, on ma pod kontrolą wszystkie te sprawy.
Może jeszcze jedna taka opowieść na koniec: płynął sobie jakiś statek i nagle zdarzyła się katastrofa, a na tym statku był jakiś ksiądz katolicki w czarnej sutannie więc marynarze od razu biegną do niego, bo tutaj sztorm a do brzegu daleko i może się zdarzyć, że utoną.
Oni mu mówią: "pomódl się za nas ojcze święty, zawsze się modlisz więc czemu w tej trudnej chwili się w ogóle nie modlisz?"
Ten im odpowiada: "całe moje życie jest modlitwą - żadna minuta mojego życia nie mija bez modlitwy".
Tu dodam jeszcze, że pewnego znajomego - to jest Awiessałom Podwodnyj, ja go tak w ogóle spotkałem może ze 2 razy w życiu, ale szliśmy sobie gdzieś w odosobnienie i długo rozmawialiśmy.
Istnieje taki aforyzm mówiący: "cały czas, który pozostał po modlitwie z przyjemnością zabierze szatan" .
Tak więc nie ma czegoś takiego jak "czas wolny" - nie może być tak, że żyję albo z Bogiem, albo żyję z szatanem, a potem żyję sam dla siebie. Albo żyjesz z Bogiem, albo z szatanem - trzeciej możliwości nie ma, nie da się żyć samemu dla siebie.
Albo żyjesz naturą duchową, albo naturą materialną ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami.
Dlatego musimy zrozumieć, pokochać, praktykować i zrozumieć, że tak jest
łatwiej. Dla takiego życia jesteśmy stworzeni.
Dziękuję za uwagę.
wersja polska część pierwsza: https://www.youtube.com/watch?v=oeSNIfCTbsA
wersja polska część druga: https://www.youtube.com/watch?v=df0IE6L7jIQ