niedziela, 28 lutego 2016

Beaty opowieści - luty 2016

  Mam zaszczyt polecić kolejny rozdział kroniki z życia Beaty.
           Beata jak to ma w zwyczaju dopisała się na stronie: http://michalxl600.blogspot.com/2015/07/rok-bez-spodni-rok-cudow-i-nowych.html a dla łatwości zapoznania się z tym tekstem i z kronikarskiego (miłego dla mnie) obowiązku zamieszczam cytat poniżej. Czytanie wypowiedzi pełnych radości życia sprawia i mi ogromną radość. Dzielenie się radością to poprawianie naszego świata.

    A skoro o pozytywnych i krzepiących przesłaniach życiowych to polecam uwadze kolejny link jaki dodałem tu po prawej - również nasza czytelniczka "Caroline" dzieli się opowieścią swojego życia. Zapowiada się wspaniale a "Niesforny Karolek" odgraża się ;) , że to zaledwie wstęp i że będzie kontynuacja.  http://niesfornykarolek.blogspot.com/2016/02/jak-znalezc-ksiecia-czesc-pierwsza-start.html#comment-form

                                       Pozdrawiam Beato, pozdrawiam księżniczko Karolino i rycerzu Jakubie, pozdrawiam wszystkich czytelników - i tych milczących i tych co dają znak życia w komentarzach.     Dzisiaj jest pierwszy dzień reszty naszego życia!  Hura!

Minęło kolejne, tym razem 2 miesiące w sukienkach i spódnicach :)
Zbierałam się jak sójka za morze, żeby opisać, co się u mnie działo. Bo mam wrażenie, że działo się mało.

Jedno z miłych zdarzeń- spotkałam się z P, znajomym, z którym spotykamy się raz na pół roku porozmawiać o metodach na zdrowsze, lepsze i bardziej proste życie. Czekał już na mnie w restauracji i gdy się spotkaliśmy wzrokiem, powiedział z duża sympatią: 'ale się wylaszczyłaś'. To było miłe :)

Kontynuuję kurs tańca, już półmetek. Mam przy tym ciekawe dla mnie obserwacje. I ja i mój taneczny partner M. mamy każde swoje motywacje do nauczenia się tańczyć. Od początku kursu zrobiliśmy z M. duże postępy. Po 4 zajęciach miałam poczucie, że daję M 'popalić' i refleksję, że gdy tańczę z instruktorem, to nawet gdy robię błędy w krokach, to przynajmniej wiem dokładnie lub wyczuwam, w którym momencie popełniam błąd. Że instruktorowi ufam, bo wiem, że on wie. Nie mam tego w przypadku M. Zauważyłam, że podobnie mam w życiu. Że jeśli wiem, że ktoś jest w czymś dobry albo to widzę i jeśli go akceptuję jako osobę, to 'już mnie kupił/kupiła'. Mogę podążać za tą osobą, mogę się jej radzić i uznaję za eksperta...

Już w listopadzie odpuściłam sobie 'celowe' poznawanie Mężczyzn, bo zadałam sobie pytanie: skoro Ty szukasz 'ideału', to czy sama jesteś 'ideałem', którego szuka/pragnie Twój 'ideał'? Odpowiedziałam sobie: 'nie'. I zajęłam się ulepszaniem siebie :)

Włosy mam już na tyle długie, że noszę je w kucyku. Za chwilę będę mogła pleść warkocz :) Kupiłam drewniany grzebień z rączką, z masowej produkcji- świetnie się sprawdza. Będę nadal wypatrywała rzemieślnika, który wykona dla mnie grzebień z naszego drewna- ten z jest z drewna neem. Może znacie kogoś takiego i możecie polecić? Proszę :)

Ten tydzień był dla mnie wyjątkowy- przez 5 kolejnych dni każdego dnia poznawałam na żywo wyjątkowe osoby, z którymi od razu miałam wspólny temat i które w wielu bazowych tematach miały podobne spojrzenie- było to 4 mężczyzn i 1 kobieta. Było to dla mnie niesamowite- świadomie to obserwowałam i mimo, że nic nie wskazywało na to, że kolejnego dnia poznam kogoś równie interesującego, tak się działo. Tylko pierwsza osoba była mi celowo przedstawiona przez równie niesamowitego wspólnego znajomego, kolejne były totalnie spontaniczne. I Ci mężczyźni naprawdę byli niesamowici! Jeden z nich był moim klientem- to Niemiec urodzony w Rumunii, będący w Warszawie biznesowym przejazdem- tak bezproblemowy i dobry człowiek, gdy napisałam mu, co zobaczyłam w nim i jego zachowaniu- nie tylko względem mnie, odpisał:

I try to do every day something good, and I want to be friendly and helpful. This is my most important life setting.

(Każdego dnia staram się zrobić coś dobrego i chcę być przyjacielski i pomocny. To jest moje najważniejsze nastawienie życiowe.)

Przyznacie, że nie jest to chyba powszechne nastawienie? :)
         Beata Suchodolska28 lutego 2016 00:02 Kolejnym był obywatel Hondurasu, który właśnie skończył studia w USA i przyjechał w poszukiwaniu inspiracji biznesowej do Polski, na targi słodyczy i lodów. Rozmawiałam z nim po angielsku, jak ze starym dobrym znajomym ponad godzinę- poznałam go na stoisku firmy, w której pracuje moja Przyjaciółka, która mnie na te targi zaprosiła- wie, że uwielbiam lody ;) i nas zapoznała. Mówiliśmy o ...kościele katolickim i wierze, biznesie, nastawieniu względem przedsiębiorców, podróżach i po prostu życiu.

W piątek wracałam z Katowic do Warszawy blablacar. Pan Leszek, 56 latek okazał się ciekawym rozmówcą, ale też mężczyzną, jakich chyba zwłaszcza w miastach mało- mieszka pod miastem (z żoną lub partnerką), ma konie, piecze chleb, łowi ryby- opowiadał o wyprawach do Skandynawii na łowiska, o wyprawie kamperem wokół Bałtyku. Widać było, że z niejednego pieca chleb jadł ;) i czułam, że to Gość, który zawsze sobie poradzi. Miał oczywiście poczucie humoru, dystans do siebie i błyskotliwy umysł :)

Po każdym dniu zauważałam, że poznałam kogoś niesamowitego i wyjątkowego i docierało do mnie, że albo ja mam takie szczęście, że na nich trafiam albo naprawdę są na tym świecie jeszcze mężczyźni godni uwagi i zainteresowania- o Twórcy i Czytelnikach tego bloga nie wspominam ;) i że jest ich więcej, niż mi się wydawało... A to dobra obserwacja. I cieszę się, że jej świadomie dokonałam!


To co zauważam- mężczyźni częściej niż kiedyś mi pomagają- odbierają, podwożą- robią to sami z siebie. Teraz sią zastanowiłam- gdy 2 tygodnie temu ja musiałam do mężczyzny dojechać na 6 rano do podwarszawskiego miasta- 1,5 godziny jazdy na rowerze, po to żeby wspólnie pojechać na spotkanie z innym bliskim mi mężczyzną do Katowic, to potem przez 2-3 dni miałam taki katar, jakiego dawno nie miałam- czy to nie jest sygnał, że lepiej byłoby, gdybym wtedy poprosiła, żeby mnie odebrał rano z domu? Następnym razem w podobnej sytuacji na pewno poproszę, jeśli od kogoś nie wyjdzie taka propozycja.

Co jeszcze?...Po lekturze książki "Magia sprzątania" Marii Kondo porządkuję swoje mieszkanie, sprzedaje i oddaje zbędne rzeczy, wyrzucam te, które i dla innych będą bezużyteczne. Zauważam, że dobrze mi to robi- czyści przestrzeń, robi jej więcej i powoduję, że mój umysł tez się porządkuje. Robi mi to bardzo dobrze- czas porządków staje się taką medytacją w działaniu.

Któregoś dnia przyszła mi do głowy joga. Tego samego dnia albo dzień później na FB zobaczyłam ten filmik
https://www.youtube.com/watch?v=xECiTdgy9nE
a ktoś podesłał mi info o acroyoga. Sama joga wydawała mi się 'za wolna', 'za nudna' A acroyoga mnie zafascynowała na tyle, że myślę, czy po kursie tańca nie wybiorę zajęć z acroyogi. Czyż nie wygląda pięknie? Dodatkowo przeczesując internet gdzieś wpadła mi w oko zdanie, że acroyoga wymaga zaufania i współpracy partnerów- podobnie jak w tańcu, choć tu skutek błędu może być znacznie bardziej dotkliwy...
Zobaczę, jeśli temat do mnie wróci, napiszę w kolejnych relacjach.

Bo tego, że do noszenia spodni już nie wrócę, już nie muszę pisać, prawda?
:)
O, właśnie znalazłam ten tekst o acroyodze: http://yogablog.pl/acroyoga-drzemiacej-potrzebie-zaufania-pragnieniu-wzbic-sie-przestworza/
Prawda, że to piękne?


p.s. obejrzałem filmik o jodze polecany przez Beatę i przypomniała mi się ta fotografia zamieszczona na blogu pani Nestor ( niedawno również polecałem - z wieloma przedstawionymi tam sprawami się zgadzam) http://nestorbst.blogspot.com/2012/11/nagosc-cz2.html