....czyli po naszemu "nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Oto i opowieść:
Pewien znamienity szlachcic rozmiłowany był w polowaniach z sokołami i zdarzyło się, że przyniósł z polowania ledwie żywego - małego sokoła. Sam osobiście odchował maleństwo i powierzył sokoła łowczemu na szkolenie. Ptak wyrósł i zmienił się w silnego i przepięknego sokoła. Tylko, że nikt nigdzie nie widział go szybującego po niebie - wszystkie dni spędzał on na tej gałęzi drzewa na jaką trafił jako maleństwo.
Władca podziwiał go i kochał, stał na balkonie i spoglądał na treningi swoich myśliwskich ptaków - łowczy wspaniale znał swój kunszt i po niebie szybowały doskonale wyszkolone orły i inni szybownicy. A ukochany sokół tak jak wcześniej nie opuszczał swojego miejsca.
Poirytowany tym stanem szlachcic posłał gońców do wszelkich zakamarków swoich włości z zaleceniem znalezienia człowieka, który nauczy sokoła latać.
Pewnego ranka arystokrata wyszedł na balkon i ujrzał na niebie nad zamkiem swojego ulubieńca. Bardzo się uradował i nakazał niezwłocznie przyprowadzić człowieka, który dokonał tego cudu. Po kilku minutach u wejścia pojawił się prosty wieśniak.
Zdumiony ziemianin pyta:
- W jaki sposób zmusiłeś go do wzlotu?
- To nie było trudne Najjaśniejszy Panie - ja tylko upiłowałem gałąź na której siedział sokół. Utraciwszy miejsce do którego przywykł przypomniał sobie, że ma skrzydła i wzniósł się do lotu.
źródło tłumaczenia - strona http://mirpozitiva.ru/
Wielu ludzi dziś głęboko przeżywa osobiste "trzęsienia Ziemi". Walą
się w gruzy stare porządki - ten "ktoś" po drugiej stronie życiowej
szachownicy zdecydował o zmianie dekoracji w naszym przedstawieniu (tak naprawdę sami
o tym zdecydowaliśmy -tak jak nasionko w sprzyjających warunkach
decyduje się porzucić stan uśpienia i rusza w podróż ku Słońcu).
Dobrego dnia i dobrych myśli wszystkim czytelnikom bloga.