wtorek, 29 maja 2018

Życzmy wszystkim niekończącej się miłości

Nie wiem jak tam u Was ale u mnie dzieje się - oj dzieje.
Może kiedyś opowiem. Przygody jak w filmie sensacyjnym.

Z mojego ulubionego portalu cykl zdjęć- polecam :).
https://vk.com/life.move?z=photo-31239753_456262373%2Fwall-31239753_143915
Jedno z nich wybieram tu dla prezentacji:



===================================

Szukam jakiegoś tekstu do tłumaczenia i macie taką krzepiącą opowieść:

Stało się to w przeddzień Nowego Roku, kilka lat temu. Podchodzi do mnie koleżanka z klasy Nataszka i mówi: "Mam kostiumy Dziadka Mroza i Śnieżynki. Chcę dać ogłoszenie, że chodzimy do domów za opłatą. Masz chęć wziąć udział w akcji? Zarobimy! "Oczywiście, zgodziłem się. Potrzebowaliśmy pieniędzy i mieliśmy rolę do odegrania - to dla nas żadna sztuka, Natasza i ja bez przerwy uczestniczyliśmy w Kabaretonach. 
    Reklamy zostały naszkicowane, zamieściliśmy w gazecie wytłuszczonym drukiem. Oddzwoniono do nas prawie natychmiast, więc się wszystko udało. Dzieci były rozmaite, zarówno miłe jak i znudzone. Pamiętam jedno dziecko - zapytał od progu: "Dziadek Mróz i Śnieżna Panna? A ile zapłacił wam mój tata? Krótko mówiąc, doświadczenie było interesujące. 
             A więc do świąt zostały cztery dni i tu zadzwonił do mnie przyjaciel: "Oluś, pomóż mi!" Tutaj zebraliśmy prezenty dla dzieci z miejscowego szpitala ale dajemy rady z przedstawieniem dla dzieciaków, nie mamy Dziadka Mroza! Czy możesz popracować za darmo? " Cóż, uznałem, że to dobre dzieło. Szczególnie, że obiecywali podwieźć mnie do szpitala.Ubrałem się w domu, założyłem brodę i poszedłem. Nastrój miałem dobry, takie natchnienie, że nie pracuję dla pieniędzy, ale po prostu czuję, że mogę wszystko. Nawet moja sąsiadka Tamara uśmiechnęła się na ganku, a ona 2  lata temu straciła syna, była smutna nieustannie.

No i jesteśmy na miejscu. Zebraliśmy się w sali, pośrodku - choinki, zapalono girlandy. Przedstawienie było wspaniałe! Dzieci się bawią, klaszczą w dłonie, śpiewają piosenki, czytają poezję. Potem zacząłem rozdawać prezenty - jakieś to całe szczęście u wszystkich. Wszyscy szczęśliwi, rodzice z uśmiechem na twarzach... I nagle widzę - sześcioletni chłopiec siedzi w kącie, nie bawi się, oparł podbródek na dłoniach, patrzy na nas, a w jego ciemnych oczach  melancholia i smutek. 

    Poszedłem do lekarza, zapytałem: "Kto to jest i co jest z nim nie tak?" " To Marek" - odpowiada lekarz. "On jest sierotą. Wypadek drogowy. Podróżował z ojcem i matką w samochodzie, auto wypadło z drogi. Nie ma więcej krewnych, teraz załatwiamy mu miejsce w sierocińcu ... "Poczułem się jak uderzony od tyło i niespodziewanie. Uczucia szczęścia się rozprysły. Oczywiście, można było poprowadzić program do końca, odejść i zapomnieć o wszystkim, ale nie mogłem. Ja tak nie potrafię. Wziąłem prezent i podszedłem do chłopaka z podkulonymi nogami. 
     - Cześć, Marek! Szczęśliwego Nowego Roku, wszystkiego najlepszego! Spojrzał na mnie ciężkim wzrokiem."Nie jesteś prawdziwym Dziadkiem Mrozem, prawda?"Wzruszyłem ramionami.- A to zależy w co wierzysz. Ja wierzę w siebie. Ale możesz sprawdzić. Jaki prezent chcesz na Nowy Rok? Jeśli to wykonam to znaczy, że jestem prawdziwy. (Tu w myślach zadrżałem bo wyobraziłem sobie gdzie pójdzie mój budżet świąteczny i gdzie pożyczyć resztę, jeśli chłopak zażyczy sobie na przykład iPhone. Ale cofnąć już się nie mogłem).
    Maruś uśmiechnął się niezbyt wesoło i powiedział:- No dobra, spróbujmy.Usiadłem obok niego.- Zgadnij!Chłopiec otworzył oczy i nagle wyszeptał żarliwie:"Gdybym był głupi, prosiłbym o mamę i tatę, aby wrócili. Ale nie jestem głupcem, wszystko rozumiem. Dlatego jeśli jesteś prawdziwym Dziadkiem Mrozem to nie pozwól im zabrać mnie do sierocińca! Czy jesteś w stanie?" 
   Zdałem sobie sprawę, że schrzaniłem wszystko.Jak dokończyłem program - nie pamiętam, wszystko jakby przez mgłę. Wróciłem do domu, ale nie mogłem się za nic wziąć - przed swoimi oczami miałem oczy Mareczka pełne smutku i nadziei. Zacząłem nawet zastanawiać się, czy mogę sam wziąć chłopca. Ale kto dałby dziecko studentowi bez stałego wynagrodzenia? 
     Przez całą noc przewracałem się zastanawiając się. A nad ranem mnie oświeciło!A już o ósmej rano w stroju Dziadka Mroza zapukałem do swojej sąsiadki Tamary.Nie wiem, jak się tam na to wszystko zgodzili - mówią, że sam główny lekarz uruchomił swoich znajomych, ale już 31 grudnia spotkałem Marika i Tamarę przy naszym wejściu. Rozpromieniona sąsiadka przedstawiła mnie chłopcu i powiedziała, że jest jej gościem w sylwestra. Marik nie wyglądał na szczęśliwego, raczej na zakłopotanego, ale nie zauważyłem już jego nieskończonej tęsknoty w oczach. 
   A kiedy święta dobiegły końca, a nadszedł styczeń-luty, chłopak przeniósł się do naszego domu na stałe - Tamara zabrała go pod opiekę.Minął rok, a teraz Natasza ponownie zadzwoniła do mnie, żeby "dziado-mrozić". Nie mogłem przegapić takiej okazji i na sylwestra przyjechałem odwiedzić Tamarę. A kiedy Marek otworzył drzwi, mrugnąłem do niego i głośno zapytałem: "No i co? Prawdziwy?"- Prawdziwy! Szepnął i przytulił się do moich nóg. 
    I w tym momencie naprawdę czułem się jak Dziadek Mróz. Prawdziwym czarodziejem.

Anonim.  

źródło tłumaczenia.