o tym pamięta Bóg.
Staroruskie powiedzenie widoczne w wersji rosyjskiej na obrazku.
W dosłownym tłumaczeniu: "u kogo wiele dzieci o tym nie zapomniał Bóg".
Blog ma ambicje upowszechnienia szeroko pojętej sfery obyczajowości Słowiańskiej a więc zdrowych podstaw życia rodzinnego a co za tym idzie zdrowia całego naszego społeczeństwa w nadchodzącej już nowej kosmicznej erze Wilka (Welesa).
czwartek, 30 kwietnia 2015
środa, 29 kwietnia 2015
Mieć czy być?
Jest wspaniałe powiedzenie:
"każdy chce mieć przyjaciela ale nie każdy chce nim być".
Dziś coraz częściej chcemy "mieć".
"Chcę mieć dziecko" zamiast "chcę być matką".
"chcę mieć męża" zamiast "chcę być żoną" itd.
Za tymi subtelnościami języka kryje się stosunek
człowieka do życia, jego dewiza- albo "ja dla kogoś"
albo "on dla mnie".
Swoim życzeniem "mieć" łamiemy serca i niszczymy życia i....
cierpimy z powodu samotności.
Człowiekowi "posiadającemu" będzie zawsze mało tego
co posiada. Mało pieniędzy, mało władzy, mało jednej żony,
mało przyjaciół, mało radości, mało samego siebie.
Konsument nie posiadający własnej istoty
składa się z tego co posiada.
"każdy chce mieć przyjaciela ale nie każdy chce nim być".
Dziś coraz częściej chcemy "mieć".
"Chcę mieć dziecko" zamiast "chcę być matką".
"chcę mieć męża" zamiast "chcę być żoną" itd.
Za tymi subtelnościami języka kryje się stosunek
człowieka do życia, jego dewiza- albo "ja dla kogoś"
albo "on dla mnie".
Swoim życzeniem "mieć" łamiemy serca i niszczymy życia i....
cierpimy z powodu samotności.
Człowiekowi "posiadającemu" będzie zawsze mało tego
co posiada. Mało pieniędzy, mało władzy, mało jednej żony,
mało przyjaciół, mało radości, mało samego siebie.
Konsument nie posiadający własnej istoty
składa się z tego co posiada.
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
Valentino Spring Summer 2015 Haute Couture
I tak ma być !! :)
p.s. zdjęć było więcej ale wymazałem bo ciężko otwiera się strona główna.
Jeśli ktoś jest zaciekawiony - proszę wpisać w google tytuł .
p.s. zdjęć było więcej ale wymazałem bo ciężko otwiera się strona główna.
Jeśli ktoś jest zaciekawiony - proszę wpisać w google tytuł .
czwartek, 23 kwietnia 2015
Dlaczego ważne dla kobiety jest zajmowanie się rękodziełem?
Dziś na całym świecie zauważalne jest odrodzenie wszelakiego kobiecego rękodzieła a przy tym wszystko można kupić w sklepie. Wszystko to nie wydarza się przypadkiem. Widać kobiety podświadomie czują, że za bardzo pociągnęła je męska aktywność i opanowanie zewnętrznej przestrzeni.
Różne zajęcia mogą zmieniać poziom hormonów we krwi. Przy aktywnej "męskiej" działalności następuje nadmierne wydzielenie androgenów (męskich hormonów płciowych). Jeśli kobieta zajmuje sie ciężką fizyczną pracą to jej figura się zmienia- staje się mniej delikatna i cięższa. nawet jeśli tylko ma rolę kierowniczą to tracona jest lekkość w ciele, ginie łagodność w głosie, ruchy stają się szybkie i ostre.
A gdy kobieta dzierga, szyje, wyszywa, tworzy to wpada w harmonię ze swoją żeńska naturą a wynikiem tego jest polepszona praca żeńskiego systemu hormonalnego. Aktywacja drobnych zdolności ruchowych wyrównuje tło hormonalne w organizmie.
Michel Odent ginekolog- położnik szeroko znany na całym świecie dzięki swoim naukowym odkryciom w dziedzinie porodów naturalnych uważa, że najlepsze warunki dla porodu są wtedy gdy z kobietą nie ma nikogo poza doświadczoną akuszerką. Przy tym najlepsze co może czynić akuszerka to robić na drutach z tym że bez przerwy, siedząc gdzieś w narożniku. A to dlatego, że przy robieniu na drutach obniża się poziom adrenaliny- hormonu strachu. Jest to bardzo ważne aby przekazywać rodzącej spokój i zrównoważenie. Robienie na drutach pomaga pozbyć się stresu i przejść do stanu spokoju.
Jakiekolwiek rękodzieło jest bardzo korzystnym zajęciem dla kobiecej psychiki. To właśnie monotonne wykonywanie jednych i tych samych ruchów pomaga się uspokoić i odprężyć. Jednakowe i monotonne ruchy wywołują zmiany w psychice. Zmienia się rytm serca, znika napięcie w mięśniach i systemie nerwowym. Następuje prawdziwy stan medytacji, odciągnięcia od problemów. Rękodzieło lepiej niż cokolwiek pomaga rozprawić się z trwogą i wewnętrznym napięciem a tym samym pomaga wyjść ze stanu stresu.
Rękodzieło pomaga kobiecie się zatrzymać- po prostu być i po prostu żyć - bez analizowania i aktywnych działań. Zajmując się rękodziełem komunikujemy swojemu ciału, że wszystko jest w porządku, wystarczy na wszystko czasu i nie trzeba nigdzie biec, nie trzeba też nikogo ratować. Wszystko jest dobrze i jest spokojnie. Rękodzieło pomaga nam poczuć połączenie z Ziemią. Poczuć siebie "tu i teraz". Oto nasz dom, to są nasze ręce i one tworzą coś pięknego.
Rękodzieło jest działaniem bardzo pokojowym, bez walki, bez pojedynków, bez rozważania, analizowania. Ono tworzy to ważne dla każdej kobiety stabilne i zrównoważone podejście do świata. Zaczynamy przyjmować życie takim jakie ono jest. Uczymy się kochać to co jest nie oczekując czegoś idealnego. Zaczynamy rozumieć, że szczęście to nie głośne wydarzenia z telewizji. Najczęściej jest to cisza i spokój w duszy.
Rękodzieło aktywuje prawą półkulę mózgową, twórcze i niestandardowe myślenie, nadto rozwija zmysł artystyczny. Uczycie się jak łączyć kolory, wzory, materiały. Jest to bardzo ważne szczególnie jeśli jeszcze nie znalazłyście swojego ukochanego zajęcia. Zacznijcie zajmować się rękodziełem a kto wie dokąd zaprowadzi was ta droga?
Artykuł znaleziony w przepaściach internetu. Znalazczyni i tłumacz zgadzają się z autorem. Rękodzieło bardzo uspokaja i usposabia pokojowo.
link źródłowy http://pravotnosheniya.info/Pochemu-zhenshchinam-vazhno-zanimatsya-rukodeliem-1954.html
Grafika od czytelniczki
Nie pytałem jeszcze o zgodę na publikację imienia
więc na razie nie podaję. Wierna czytelniczka bloga
przesłała mi ilustrację.
Niestety jak na razie nie udało mi się jej zamieścić
na głównej stronie- chyba nie ma takiej możliwości
tu w szablonach. Ponowię jeszcze próby później.
Publikuję w tej chwili w formie obrazka .
Dziękuję !
p.s. gmerając w różnorakich ustawieniach doszukałem się możliwości
zmiany barwy tła itp. Jeśli ktoś ma jakieś sugestie
w tej sferze to proszę pisać. Założyłem blog "po męsku"
nie dbając o detale. Jakieś takie tło było- stwierdziłem
"neutralne" i zostawiłem. Najważniejsze dla mnie było
by mieć "tablicę" do publikacji tekstów.
wtorek, 21 kwietnia 2015
niedziela, 19 kwietnia 2015
Czy kobieta powinna się rozwijać?
Dziś modny jest samorozwój. Jeśli nie uczęszczasz na treningi, kursy, nie czytasz książek- degradujesz się. W dużym stopniu jest to prawda. Moda dobra- lepsza niż na palenie i alkohol. Jak to fajnie, wszyscy tak dążą do rozwoju i wzrostu. Tylko, że kobiety często czynią to jakoś tak poważnie i bezkompromisowo i jeszcze innych aktywnie gdzieś tam wciągają.
Jakieś nieprawdopodobne ascezy- a to wstawanie o 4-tej nad ranem, a to oblewanie się lodowatą wodą, a to niczego nie chcieć i nie prosić, a to służyć wszystkim wokół. Nieustanne ulepszanie siebie we wszystkich kierunkach. Tak jakby tu i teraz - z taką jaką się jest w tej chwili kategorycznie i zupełnie żyć się nie dało, tak jakbyśmy w tym momencie w ogóle nie nadawały się do życia, jakby dzisiejszy dzień był pomyłką.
Większość bywalców treningów, kursów, spotkań i wykładów to kobiety. Jestem przekonana, że książek też więcej kupują kobiety. Ja jestem taka sama. Jeszcze 5 lat temu nie mogłabym wyobrazić sobie siebie bez ciągłej nauki. Chodziłam na kursy, wykłady, czytałam masę książek na temat rozwoju. Przy tym w ogóle nie miałam czasu na czytanie beletrystyki "bo jest to marnotrawienie czasu". Cały czas gdzieś się uczyłam. Podwyższałam swoje kwalifikacje psychologiczne- szukałam swoich kolejnych błędów -pracowałam z nimi. W ogóle nieustannie nad sobą pracowałam. To dawało owoce ale ....
Poza wszystkim co powyżej napisałam wszystko to nieustannie trzymało mnie w stanie dodatkowego stresu. Porównywałam siebie z tymi i innymi. Wydawało mi się, że tutaj im nie dorównuję i tam dało by się coś poprawić. Nie mogłam przyjmować siebie takiej jaka jestem. Nie byłam w stanie zrelaksować się w pełni. A dzisiaj rozumiem, że dopóki kobieta jest spięta to nie jest w stanie stać się szczęśliwą.
Szczęście przychodzi do naszego świata poprzez relaks a nie poprzez napięcie. Schemat: "podniósł ciężar, spiął się - i szczęśliwy" nie jest nasz. To męski wariant życia, męski wariant szczęścia. To dlatego, że mężczyźni ściśle dokonują czegoś. Jak bajkowy Ilja Muromiec - czasem leży jakiś czas na zapiecku i zbiera siły a potem -bach! i wszystkich pokonał. Czasami mężczyzna jest w stanie w jeden dzień zarobić cały swój miesięczny dochód a potem znów położyć się na piecu. Wszak rezultat został osiągnięty- przyłożył się do zadania najlepiej jak potrafił.
Kobiece życie jest inne. My nie żyjemy "w punkcie" lecz "w potoku". My w każdej sekundzie swoimi działaniami i myślami tworzymy swój świat i swoją teraźniejszość. Wszystkie nasze powinności to proces, któremu nie ma końca. Czy to sprzątanie, pranie czy też własna uroda. Każdy rezultat naszego działania jest krótkotrwały. Dlatego też jeśli orientować się na niego i "rzucać się z marszu" to można bardzo szybko się naderwać.
Można zaganiać samą siebie w surowe ramki całodobowego idealnego porządku. Można próbować narzucić sobie wojskową dyscyplinę. Można dokonywać nad-wysiłków. Tylko po co? Przecież rozwijamy się po to aby się stać szczęśliwe. A czy taki kierunek czyni nas szczęśliwymi?
Aby żyć " w potoku zdarzeń" trzeba przede wszystkim być zrelaksowaną, giętką. Lekko zestrajać się z jakimikolwiek okolicznościami. Umieć przyjmować- i tak jest dobrze, i tak też jest dobrze. Być żywą, być plastyczną, dostosowującą się. Aby w dowolnych okolicznościach pozostawać sobą, pozostawać wierną sobie- a przy tym odczuwać szczęście.
W tym powinnyśmy czynić postępy, rozwijać się - w relaksacji. Odprężyć się, przyjmować, być elastyczną, pozostawać sobą i wierną sobie. I uczyć się być szczęśliwą przy dowolnej pogodzie. Czy to jest proste zadanie? Czy można się tego nauczyć z książek? Czy na pewno któraś z książek jest na 100 % napisana właśnie o was? W każdym wypadku powinnyście ją dostosowywać do siebie, próbować i eksperymentować.
Czy w tym celu trzeba czytać książki i chodzić na jakieś kursy? Można. Czemuż by nie pójść - popatrzeć jaki jest cel kursu czy też książki. Czy trzeba słuchać wykładów? Można- szczególnie jeśli wszystko to uczy was odprężania się i pomaga czuć się szczęśliwą. Można ale niekoniecznie. Absolutnie nie jest to obowiązkowe. Tak wiele lat żyły kobiety bez tego wszystkiego i ani trochę nie cierpiały. Tylko chłopcy w wieku 5 lat byli oddawani nauczycielom, którzy kształtowali w nich dyscyplinę i zarzucali wiedzą. Dziewczynkom w ogóle głowy wiedzą nie nabijano. Ich głowy pozostawiano swobodnymi aby uchronić w nich kobiecość i plastyczność.
Najlepszy z możliwych rozwojów kobiety macie przed oczami. W domu, w lustrze, w waszych bliskich. Relacji nie można nauczyć się z książek czy na kursach. Można wziąć sobie jakieś techniki i chwyty.
Można ( i tu zapewne nawet trzeba) rozebrać jakieś stare gruzy w swojej duszy. Ale nauczyć się relacji można wyłącznie wewnątrz relacji- czasami nabijając sobie własnego guza i wyciągając swoje własne wnioski podczas poznawania człowieka, który jest obok was. Dostrajać się do konkretnego człowieka a nie do zbioru regułek, osiągając kompromis wewnątrz siebie i w świecie zewnętrznym- w harmonii a nie w doskonałości.
Bierzmy się zatem za prawidłowe rozwijanie- po kobiecemu! Mi się w ogóle wydaje, że to słowo pisze się przez literę "e"- "rozwiejanie", "rozwiejać się" na wietrze, na huśtawkach, podczas tańca, podczas spaceru, szeleścić spódnicami, sukienkami, chusteczkami do nosa, "rozwiejać" swoje długie włosy, "rozwiejać" złe myśli w głowie i ciężkość na sercu, "rozwiejać" mgły wątpliwości i przeciwności, "rozwiejać" swój zły nastrój, "rozwiejać" się w końcu.
Rozwój w pospolitym rozumieniu zostawmy mężczyznom. Niech to oni wykonują ascezy i nad-wysiłki, dokonania i zwycięstwa nad samym sobą. Niech ich towarzyszami będą samodyscyplina i surowość. Niech oni staja się twardsi, silniejsi, mocniejsi, wytrzymalsi. A nam po co wszystko? Twarde nie może być elastycznym a mocne nie może być zrelaksowanym.
Weźmy się za "rowiejanie" zamiast rozwijania. To będzie z korzyścią dla każdej z nas.
Olga Waliajewa
link do artykułu źródłowego http://pravotnosheniya.info/Nuzhno-li-zhenshchinam-razvivatsya-2885.html
Sprawiedliwość
Film jak najbardziej pasujący do tematyki bloga- polecam
Jeśli nie ukażą się napisy polskie należy coś zmienić w ustawieniach na You Tube.
piątek, 17 kwietnia 2015
czwartek, 16 kwietnia 2015
środa, 15 kwietnia 2015
Grzebień w męskich rękach....
to ład i miłość w rodzinie,
U Słowian istniała taka tradycja aby mąż rozczesywał włosy swojej żonie. Uważano, że gdy dokonuje on tego magicznego obrzędu to zyskuje ochronną moc od swojej żony. Od prawieków było wiadomym, że we włosach kobiety zawarta jest ogromna moc, którą może ona ochraniać swoją rodzinę dlatego też żona była w stanie stworzyć za pomocą swoich włosów krąg ochronny wokół męża, ustrzec go od każdego nieszczęścia - oto dlaczego na Rusi tak bardzo ceniło się długie włosy a ideałem piękna był długi warkocz grubości ręki.
Na ziemiach Słowiańskich rozczesywanie włosów zawsze uważane było za działanie święte podczas którego można było poczuć kosmiczną energię, jej pochodzenie i przepływ życiowej mocy.
W dzieciństwie włosy dziewczyny rozczesywali rodzice. Stając się dorosłą dziewczyna rozczesywała swoje włosy sama lub mogła to powierzyć swojemu ukochanemu.
Gdy mężczyzna rozczesuje grzebieniem włosy swojej żonie to tym samym umacnia rodzinę . Uważało się, że takiej parze nie grożą żadne problemy w relacjach wzajemnych.
Przy czym o ile włosy dobrze jest rozczesywać dwa razy dziennie to rozczesywanie poranne daje żonie prawidłowe nastrojenie umysłowe na cały dzień. Mąż pomaga żonie uporządkować myśli a sam otrzymuje ochronę podczas czekających go zadań. Wieczorne rozczesywanie także ma ważne znaczenie- pomaga ono żonie "domyśleć" dzienne myśli, zakończyć dzienne działania, usunąć negatywne elementy zebrane w czasie dnia i odejść w noc ze spokojną głową.
Bardzo ważnym jest aby grzebień był z naturalnego materiału - na przykład drewniany gdyż jest on w stanie oddziaływać zarówno na ciało fizyczne jak i na ciała duchowe człowieka, oczyszczać energetykę i zmieniać stan duchowy.
Grzebień był przez Słowian uważany za amulet dlatego z czasem grzebień, którym mąż rozczesuje włosy swojej żonie może posiąść ogromną moc stać się amuletem rodzinnym. W żadnym wypadku nie wolno go dawać innym ludziom.
Bardzo ważne jest by podczas rozczesywania omawiać i czuć twórcze myśli. Mężczyzna może to czynić na przykład tak: "wszystko u nas jest dobrze, ładnie. Nasza rodzina jest silna i piękna."
link źródłowy https://vk.com/feed?w=wall-58597087_77997
U Słowian istniała taka tradycja aby mąż rozczesywał włosy swojej żonie. Uważano, że gdy dokonuje on tego magicznego obrzędu to zyskuje ochronną moc od swojej żony. Od prawieków było wiadomym, że we włosach kobiety zawarta jest ogromna moc, którą może ona ochraniać swoją rodzinę dlatego też żona była w stanie stworzyć za pomocą swoich włosów krąg ochronny wokół męża, ustrzec go od każdego nieszczęścia - oto dlaczego na Rusi tak bardzo ceniło się długie włosy a ideałem piękna był długi warkocz grubości ręki.
Na ziemiach Słowiańskich rozczesywanie włosów zawsze uważane było za działanie święte podczas którego można było poczuć kosmiczną energię, jej pochodzenie i przepływ życiowej mocy.
W dzieciństwie włosy dziewczyny rozczesywali rodzice. Stając się dorosłą dziewczyna rozczesywała swoje włosy sama lub mogła to powierzyć swojemu ukochanemu.
Gdy mężczyzna rozczesuje grzebieniem włosy swojej żonie to tym samym umacnia rodzinę . Uważało się, że takiej parze nie grożą żadne problemy w relacjach wzajemnych.
Przy czym o ile włosy dobrze jest rozczesywać dwa razy dziennie to rozczesywanie poranne daje żonie prawidłowe nastrojenie umysłowe na cały dzień. Mąż pomaga żonie uporządkować myśli a sam otrzymuje ochronę podczas czekających go zadań. Wieczorne rozczesywanie także ma ważne znaczenie- pomaga ono żonie "domyśleć" dzienne myśli, zakończyć dzienne działania, usunąć negatywne elementy zebrane w czasie dnia i odejść w noc ze spokojną głową.
Bardzo ważnym jest aby grzebień był z naturalnego materiału - na przykład drewniany gdyż jest on w stanie oddziaływać zarówno na ciało fizyczne jak i na ciała duchowe człowieka, oczyszczać energetykę i zmieniać stan duchowy.
Grzebień był przez Słowian uważany za amulet dlatego z czasem grzebień, którym mąż rozczesuje włosy swojej żonie może posiąść ogromną moc stać się amuletem rodzinnym. W żadnym wypadku nie wolno go dawać innym ludziom.
Bardzo ważne jest by podczas rozczesywania omawiać i czuć twórcze myśli. Mężczyzna może to czynić na przykład tak: "wszystko u nas jest dobrze, ładnie. Nasza rodzina jest silna i piękna."
link źródłowy https://vk.com/feed?w=wall-58597087_77997
Mądre rozmyślania
Artykuł tłumaczony ( jak większość tutaj) ze strony "Prawidłowe relacje":
http://pravotnosheniya.info/Mudrie-razmishleniya-2803.html
Mam chęć porozmawiać o naszej kobiecości, o naszej żeńskiej naturze. Wszystkie te opowieści, że: "siła kobieca tkwi w słabości" jakoś nigdy mi się nie podobały. Jakoś nigdy mi to nie pasowało i ciężko było przyjąć taki punkt widzenia. I oto dowiaduję się o mocy psychicznej.
Niedawno przyszła mi do głowy taka analogia. To, że mężczyźni są fizycznie silniejsi jest widoczne dla wszystkich gołym okiem dlatego właśnie oni podnoszą ciężary, przestawiają szafy, wbijają gwoździe. I żaden szanujący się mężczyzna nie będzie bił się z kobietą. Nie dlatego, że jest słaby ale wprost przeciwnie -dlatego, że jest silny i wie o tym.
Ale to, że kobieta posiada jakąś tam nieznana siłę duchową jest tajemnicą tajemnic tak dla kobiet jak i dla mężczyzn! I nie zdając sobie sprawy z tej swojej mocy kobiety po prostu gwałcą mężczyzn! Zachowują się często jak słoń w składzie porcelany! - Mamy, babcie, siostry, nauczycielki, żony...
Jeśli mężczyźni postępowali by tak samo na poziomie fizycznym to po ulicach chodziły by damy z podbitymi oczami, bandażami i ranami. Absurd i śmiech! Ale tak właśnie postępujemy z mężczyznami z powodu niewiedzy. Oni są albo usłużnymi pantoflarzami, albo aspołeczni, poranieni, pokąsani. Nie wszyscy oczywiście ale niestety większość.
I właśnie rozpoznając u siebie tę moc łatwiej jest zrozumieć dlaczego żona powinna zachowywać się skromnie (pokornie). Zupełnie nie dlatego, że jest ona głupia, brudna, słaba, i jaka tam jeszcze...
....ale dlatego, że jest silniejsza. Jej powinnością jest nosić "psychiczne ciężary", dźwigać te psychiczne meble, ustępować mężczyźnie w sporach.
I nawet jeśli kobiecie wydaje się, że nie ma sił na łagodną rozmowę
to i tak ma ich ogólnie więcej niż jakikolwiek mężczyzna.
p.s. (od tłumacza) warto tu przypomnieć film, który wywołał sporą burzę . Minęło trochę czasu- film ma sporo oglądnięć i sporo plusów.
http://pravotnosheniya.info/Mudrie-razmishleniya-2803.html
Mam chęć porozmawiać o naszej kobiecości, o naszej żeńskiej naturze. Wszystkie te opowieści, że: "siła kobieca tkwi w słabości" jakoś nigdy mi się nie podobały. Jakoś nigdy mi to nie pasowało i ciężko było przyjąć taki punkt widzenia. I oto dowiaduję się o mocy psychicznej.
Niedawno przyszła mi do głowy taka analogia. To, że mężczyźni są fizycznie silniejsi jest widoczne dla wszystkich gołym okiem dlatego właśnie oni podnoszą ciężary, przestawiają szafy, wbijają gwoździe. I żaden szanujący się mężczyzna nie będzie bił się z kobietą. Nie dlatego, że jest słaby ale wprost przeciwnie -dlatego, że jest silny i wie o tym.
Ale to, że kobieta posiada jakąś tam nieznana siłę duchową jest tajemnicą tajemnic tak dla kobiet jak i dla mężczyzn! I nie zdając sobie sprawy z tej swojej mocy kobiety po prostu gwałcą mężczyzn! Zachowują się często jak słoń w składzie porcelany! - Mamy, babcie, siostry, nauczycielki, żony...
Jeśli mężczyźni postępowali by tak samo na poziomie fizycznym to po ulicach chodziły by damy z podbitymi oczami, bandażami i ranami. Absurd i śmiech! Ale tak właśnie postępujemy z mężczyznami z powodu niewiedzy. Oni są albo usłużnymi pantoflarzami, albo aspołeczni, poranieni, pokąsani. Nie wszyscy oczywiście ale niestety większość.
I właśnie rozpoznając u siebie tę moc łatwiej jest zrozumieć dlaczego żona powinna zachowywać się skromnie (pokornie). Zupełnie nie dlatego, że jest ona głupia, brudna, słaba, i jaka tam jeszcze...
....ale dlatego, że jest silniejsza. Jej powinnością jest nosić "psychiczne ciężary", dźwigać te psychiczne meble, ustępować mężczyźnie w sporach.
I nawet jeśli kobiecie wydaje się, że nie ma sił na łagodną rozmowę
to i tak ma ich ogólnie więcej niż jakikolwiek mężczyzna.
p.s. (od tłumacza) warto tu przypomnieć film, który wywołał sporą burzę . Minęło trochę czasu- film ma sporo oglądnięć i sporo plusów.
niedziela, 12 kwietnia 2015
Jak nauczyć się słuchać mężczyzny ( słuchać uważnie ) ?
ech.... mam tu w komputerze po-kopiowanych wiele artykułów czekających na "właściwy moment". Nie wiem już kto napisał to co poniżej ani skąd to wziąłem. Tłumaczenie jak zwykle z rosyjskiego. Autorką jest kobieta:
Kobietom trudno jest się przestrajać- wiem po sobie. Nawet jeśli wiesz jak należy to wiele czynisz z nawyku. I nawet jeśli wiesz, że trzeba się jego słuchać i oddawać mu przewodzenie to zacząć tak czynić jest nieprawdopodobnie trudno. Zupełnie nierealnie wręcz- a szczególnie gdy brak jest takiego doświadczenia. Co z tym zrobić?
Niedawno przypomniał się pewien fakt z mojego życia. Pojawiła się myśl, która od razu było potwierdzeniem jeszcze kilku innych historii i wydawałoby się, że znalazło się proste rozwiązanie!
Bardzo prosty trening posłuszeństwa i przekazania decydowania mężczyźnie. Można to praktykować w domu w wolnym czasie. Można codziennie ćwiczyć albo raz na tydzień. Wydaje się zbyt łatwe i nieco dziwne ale to działa.
Taniec służy wam pomocą! Jesteście zdziwione?
Taniec - oczywiście nie prosty ale w parze. Jeszcze lepiej jeśli jest to taniec klasyczny: walc, tango albo cos podobnego. Wiem- nie każdy mężczyzna się zgodzi ale czasami w tym celu nawet nie potrzeba mężczyzny!
Dwie opowieści- jedna z nich nasza.
Do ślubu przygotowywaliśmy się niemal rok. Jednym z moich naznaczonych punktów był taniec. Chciałam abyśmy wykonali prawdziwy taniec a nie tylko przydreptywanie z nogi na nogę. Mało tego - mojemu temperamentowi wtedy najbardziej podchodziło tango i właśnie na jego wykonanie namówiłam męża.
Proces namawiania nie był szybki. Musiałam naobiecywać bonusów za te uroki tańca. Rzecz w tym, żę przez 6 miesięcy chodziliśmy 2 razy na tydzień na lekcje. Lekcje były prywatne u doświadczonego nauczyciela tańców balowych.
Ponieważ oboje byliśmy "zieloni" to nasz trener zaczął od podstaw i tu już było nad czym się zadumać. Pokazał nam podstawowe role partnerów tańcu:
Mężczyzna tworzy surową konstrukcję, coś w rodzaju ram, wyznacza granice. Są one nieprzekraczalne dla kobiety ale dość płynne dla niego. Wyrażane jest to bardzo prosto- rękami. I jeszcze jeden obowiązek mężczyzny - to on prowadzi taniec.
Kobieta znajduje się w tych surowych granicach i wewnątrz nich czyni to co jej się podoba. Główną zasadą jest być wewnątrz i podążać za jego ruchem.
Wszystko brzmi bardzo prosto i bardzo trudno się wykonuje. Na początku wszystko w moim wnętrzu sprzeciwiało się tym granicom ( no tak! - kto w ogóle wymyślił by mnie ograniczać!). Potem wydawało mi się, że ja wiem lepiej gdzie mamy tańczyć. Potem znów starałam się w pełni zawisnąć. Nic z tego nie zdawało egzaminu- taniec nie wychodził i napięcie rosło.
Następnie trener zdecydował mnie "zdyscyplinować" i cały krąg tańczył ze mną. Jego "przestrzeń ograniczająca" była bardzo twarda i nieprzekraczalna. Po paru próbach wyśliźnięcia się lub przełamania oporu ..... zrelaksowałam się zupełnie. I zrozumiałam jak to wspaniale. Jestem trzymana i to dość stanowczo ale wewnątrz tej przestrzeni mogę się poruszać. Tak chcę. To mi wychodzi lekko a ruchy stają się pełne gracji. Najważniejsze to być "w nurcie", " w potoku".
Po tym zdarzeniu stanęłam do pary z mężem i zaniechałam prób prowadzenia. Jemu wszak też było nielekko utrzymywać te granice. Wszystko to bardzo nowe i bardzo trudne a tu jeszcze kobieta naciska tu i tam. Gdy zrozumiałam jak dla mnie samej jest to ważne to zaczęłam mu pomagać. Nie wyskakiwałam "przed szereg", nie uwieszałam się i nie naciskałam.
I taniec zaczął nam wychodzić. Ostatecznie zatańczyliśmy swoje tango - z emocji wyszło ono nie takie jak planowaliśmy ale udało się. To był tylko pierwszy krok ale bardzo ważny,
Wychodzi na to, że zacząć powinien ktoś sam. Albo mężczyzna, który nie zważając na nic staje się twardy i nieubłagany albo kobieta przestaje próbować "przebić" mężczyznę i zaczyna zajmować się swoimi sprawami.
Czasem te działania się nakładają a jeśli nie to swoim postępowaniem każdy z partnerów może pomóc drugiej stronie. Kobieta może pomóc mężowi być bardziej zdecydowanym i odpowiedzialnym. Mężczyzna może pomóc kobiecie tworzyć i zrelaksować się.
A skoro taniec jest bardzo bliski kobiecej naturze to dlaczego by nie zacząć właśnie tam?
I opowieść druga - nie moja lecz pewnej kobiety w wieku Balzakowskim i przeżywszy kilka rozwodów. Od tego czasu żyła ona samotnie.
Owa dama była silnej woli i bardzo niezależna. Sama wychowała dzieci, sama kupiła mieszkanie, wszystko dla siebie czyniła sama "bo mężczyźni do niczego się nie nadają." Pewnego razu przyjaciółka podrzuciła jej problem. Podarowała jej abonament na 10 indywidualnych lekcji tańców latynoskich - ot tak , dla rozrywki.
A nasza bohaterka do nieśmiałych nie należy i nigdy się nie poddawała, wszystko osiągnęła sama, wszystkiego się uczyła sama. W wieku 35 lat nauczyła się obcego języka i mając 42 lata skoczyła na spadochronie, i milion też zapracowała. Pomyślisz sobie- jakieś tam tańce.
Aby móc coś powiedzieć przyjaciółce poszła na zajęcia. Po pierwszym z nich zawładnęło nią dzikie przerażenie ponieważ wszystkie jej życiowe nawyki odbiły się jak w lustrze. Ona nie była w stanie zaufać trenerowi aby on prowadził taniec. W ogóle nie była w stanie dopuścić by prowadził ktoś inny. Wszystkie jego próby trzymania jej wywoływały tylko przerażenie. Nie wyszły z tego żadne tańce- była tylko prawdziwa walka o prowadzenie.
Trener pod koniec zajęć zdecydował oddać jej pieniądze. Powiedział, że tu nic jej się nie uda osiągnąć. Albo trzeba się zmienić albo taniec nie ma sensu.
Jak juz zdaliście sobie sprawę nasza dama była bardzo uparta. Odmówiła zwrotu pieniędzy - twardo dążyła do pokonania tych głupich tańców i nauczenia się tego czego nauczyć się nie jest w stanie.
Następne 3 lekcje były podobne do tej pierwszej a kolejne okazały się jeszcze gorsze. Na myśl o zajęciach robiło jej się niedobrze i ciężko. Na zajęciach czuła się zupełnie nikim ale i tak starała się mieć władzę nad zdarzeniem.
"Dlaczego pani tak bardzo się boi mi zaufać?" zapytał pewnego razu zdesperowany trener.
"Dlatego, że od urodzenia nie widziałam z waszej -mężczyzn strony niczego dobrego." z serca zawołała starsza dama i rozpłakała się.
To był moment przełomowy, który pozwolił jej wiele zrozumieć i pojąć. Na przykład to, że nie okazała się pociechą i podarunkiem. Przypomniały się wszystkie słowa jej "byłych", które ona sama stłumiła. Przypomniały się sytuacje z życia małżeńskiego gdzie ona sama niszczyła relacje swoim brakiem zaufania i zamiłowaniem do kontrolowania. Przypomniały się dziecięce traumy i urazy. Wszystko to się nawarstwiło jak kula śnieżna.
A potem dosłownie coś przeskoczyło wewnątrz i pojawił się promień nadziei. Zdecydowała się zaufać. Ale tylko jeden raz i tylko trenerowi od tańców i tylko w tym tańcu.
To były najlepsze 3 minuty jej życia. Jego silne ręce trzymały ją ale nie dusiły. Dawały jej oparcie i pewność, ochronę i komfort. Można było o niczym nie myśleć. Te ręce same prowadziły ją gdzieś za sobą. Mogła po prostu zrelaksować się i tańczyć z głębi duszy.
Trener nie wierzył własnym oczom a dama natrafiła na coś bardzo ważnego. Zaczęła ćwiczyć taniec 3 razy w tygodniu z różnymi trenerami i różnymi technikami. Uczyła się przede wszystkim zaufania do mężczyzn. Uczyła się relaksować w ich rękach i pozwalać im się prowadzić. Otrzymywać od nich oparcie i zapełniać tą przestrzeń jaką tworzył mężczyzna w tańcu żeńską twórczością.
Minęło pół roku. Nie stała się mistrzynią tańca balowego, nie wyuczyła wszystkich ruchów i "pas" ale w jej życiu pojawił się mężczyzna. Zupełnie inny -taki w rękach którego można się zrelaksować, i być po prostu kobietą. Otrzymywać ochronę i podporę i tworzyć.
Wspaniały sposób czyż nie? Nie ma poważnych fizycznych ascez, wszystko wydarza się w tańcu a to dodatkowo jest korzystne dla żeńskiej energii. Równolegle przestrojeniu ulegają różnorakie programy.
Jeśli możecie uczyć się tego wraz z mężem to czemuż by nie?
Po prostu tańczyć z nim próbując mu w pełni zaufać. Uczyć się słuchać i słuchać jego ruchów oraz podążać za nimi. Nie tańczyć wyuczonych schematów lecz podążać za jego sygnałami i zamiarami.
Lecz jeśli mąż jest przeciwny to dlaczegóż by nie pouczyć się samej - nawet w parze z inną kobietą- tego właśnie nawyku słuchania partnera i podążania za nim? W życiu z pewnością się przyda a mąż podziękuje jeszcze tańcom za taka przemianę w żonie!
Tańczcie na zdrowie i na pożytek waszym relacjom!
Dołączam fragment jednego z ....nie przesadzam- najważniejszych filmów w moim życiu. Dawno temu go widziałem po raz pierwszy i spadła nieraz męska łza wzruszenia. Wiele razy linkowałem na forach fragmenty- szczególnie ostatnią scenę filmu. Za każdym razem musiałem obejrzeć ja w całości nie mogąc ot-tak wyłączyć. Film wspaniały i trudny do przecenienia. POLECAM GORĄCO! Jest tam wiele wspaniałych wątków. Mógłbym o tym epistołę....
Film w oryginale nosi tytuł "Strictly ballroom". W Polsce pojawił się pod nazwą "Roztańczony buntownik". Chyba znów sobie obejrzę.
Kobietom trudno jest się przestrajać- wiem po sobie. Nawet jeśli wiesz jak należy to wiele czynisz z nawyku. I nawet jeśli wiesz, że trzeba się jego słuchać i oddawać mu przewodzenie to zacząć tak czynić jest nieprawdopodobnie trudno. Zupełnie nierealnie wręcz- a szczególnie gdy brak jest takiego doświadczenia. Co z tym zrobić?
Niedawno przypomniał się pewien fakt z mojego życia. Pojawiła się myśl, która od razu było potwierdzeniem jeszcze kilku innych historii i wydawałoby się, że znalazło się proste rozwiązanie!
Bardzo prosty trening posłuszeństwa i przekazania decydowania mężczyźnie. Można to praktykować w domu w wolnym czasie. Można codziennie ćwiczyć albo raz na tydzień. Wydaje się zbyt łatwe i nieco dziwne ale to działa.
Taniec służy wam pomocą! Jesteście zdziwione?
Taniec - oczywiście nie prosty ale w parze. Jeszcze lepiej jeśli jest to taniec klasyczny: walc, tango albo cos podobnego. Wiem- nie każdy mężczyzna się zgodzi ale czasami w tym celu nawet nie potrzeba mężczyzny!
Dwie opowieści- jedna z nich nasza.
Do ślubu przygotowywaliśmy się niemal rok. Jednym z moich naznaczonych punktów był taniec. Chciałam abyśmy wykonali prawdziwy taniec a nie tylko przydreptywanie z nogi na nogę. Mało tego - mojemu temperamentowi wtedy najbardziej podchodziło tango i właśnie na jego wykonanie namówiłam męża.
Proces namawiania nie był szybki. Musiałam naobiecywać bonusów za te uroki tańca. Rzecz w tym, żę przez 6 miesięcy chodziliśmy 2 razy na tydzień na lekcje. Lekcje były prywatne u doświadczonego nauczyciela tańców balowych.
Ponieważ oboje byliśmy "zieloni" to nasz trener zaczął od podstaw i tu już było nad czym się zadumać. Pokazał nam podstawowe role partnerów tańcu:
Mężczyzna tworzy surową konstrukcję, coś w rodzaju ram, wyznacza granice. Są one nieprzekraczalne dla kobiety ale dość płynne dla niego. Wyrażane jest to bardzo prosto- rękami. I jeszcze jeden obowiązek mężczyzny - to on prowadzi taniec.
Kobieta znajduje się w tych surowych granicach i wewnątrz nich czyni to co jej się podoba. Główną zasadą jest być wewnątrz i podążać za jego ruchem.
Wszystko brzmi bardzo prosto i bardzo trudno się wykonuje. Na początku wszystko w moim wnętrzu sprzeciwiało się tym granicom ( no tak! - kto w ogóle wymyślił by mnie ograniczać!). Potem wydawało mi się, że ja wiem lepiej gdzie mamy tańczyć. Potem znów starałam się w pełni zawisnąć. Nic z tego nie zdawało egzaminu- taniec nie wychodził i napięcie rosło.
Następnie trener zdecydował mnie "zdyscyplinować" i cały krąg tańczył ze mną. Jego "przestrzeń ograniczająca" była bardzo twarda i nieprzekraczalna. Po paru próbach wyśliźnięcia się lub przełamania oporu ..... zrelaksowałam się zupełnie. I zrozumiałam jak to wspaniale. Jestem trzymana i to dość stanowczo ale wewnątrz tej przestrzeni mogę się poruszać. Tak chcę. To mi wychodzi lekko a ruchy stają się pełne gracji. Najważniejsze to być "w nurcie", " w potoku".
Po tym zdarzeniu stanęłam do pary z mężem i zaniechałam prób prowadzenia. Jemu wszak też było nielekko utrzymywać te granice. Wszystko to bardzo nowe i bardzo trudne a tu jeszcze kobieta naciska tu i tam. Gdy zrozumiałam jak dla mnie samej jest to ważne to zaczęłam mu pomagać. Nie wyskakiwałam "przed szereg", nie uwieszałam się i nie naciskałam.
I taniec zaczął nam wychodzić. Ostatecznie zatańczyliśmy swoje tango - z emocji wyszło ono nie takie jak planowaliśmy ale udało się. To był tylko pierwszy krok ale bardzo ważny,
Wychodzi na to, że zacząć powinien ktoś sam. Albo mężczyzna, który nie zważając na nic staje się twardy i nieubłagany albo kobieta przestaje próbować "przebić" mężczyznę i zaczyna zajmować się swoimi sprawami.
Czasem te działania się nakładają a jeśli nie to swoim postępowaniem każdy z partnerów może pomóc drugiej stronie. Kobieta może pomóc mężowi być bardziej zdecydowanym i odpowiedzialnym. Mężczyzna może pomóc kobiecie tworzyć i zrelaksować się.
A skoro taniec jest bardzo bliski kobiecej naturze to dlaczego by nie zacząć właśnie tam?
I opowieść druga - nie moja lecz pewnej kobiety w wieku Balzakowskim i przeżywszy kilka rozwodów. Od tego czasu żyła ona samotnie.
Owa dama była silnej woli i bardzo niezależna. Sama wychowała dzieci, sama kupiła mieszkanie, wszystko dla siebie czyniła sama "bo mężczyźni do niczego się nie nadają." Pewnego razu przyjaciółka podrzuciła jej problem. Podarowała jej abonament na 10 indywidualnych lekcji tańców latynoskich - ot tak , dla rozrywki.
A nasza bohaterka do nieśmiałych nie należy i nigdy się nie poddawała, wszystko osiągnęła sama, wszystkiego się uczyła sama. W wieku 35 lat nauczyła się obcego języka i mając 42 lata skoczyła na spadochronie, i milion też zapracowała. Pomyślisz sobie- jakieś tam tańce.
Aby móc coś powiedzieć przyjaciółce poszła na zajęcia. Po pierwszym z nich zawładnęło nią dzikie przerażenie ponieważ wszystkie jej życiowe nawyki odbiły się jak w lustrze. Ona nie była w stanie zaufać trenerowi aby on prowadził taniec. W ogóle nie była w stanie dopuścić by prowadził ktoś inny. Wszystkie jego próby trzymania jej wywoływały tylko przerażenie. Nie wyszły z tego żadne tańce- była tylko prawdziwa walka o prowadzenie.
Trener pod koniec zajęć zdecydował oddać jej pieniądze. Powiedział, że tu nic jej się nie uda osiągnąć. Albo trzeba się zmienić albo taniec nie ma sensu.
Jak juz zdaliście sobie sprawę nasza dama była bardzo uparta. Odmówiła zwrotu pieniędzy - twardo dążyła do pokonania tych głupich tańców i nauczenia się tego czego nauczyć się nie jest w stanie.
Następne 3 lekcje były podobne do tej pierwszej a kolejne okazały się jeszcze gorsze. Na myśl o zajęciach robiło jej się niedobrze i ciężko. Na zajęciach czuła się zupełnie nikim ale i tak starała się mieć władzę nad zdarzeniem.
"Dlaczego pani tak bardzo się boi mi zaufać?" zapytał pewnego razu zdesperowany trener.
"Dlatego, że od urodzenia nie widziałam z waszej -mężczyzn strony niczego dobrego." z serca zawołała starsza dama i rozpłakała się.
To był moment przełomowy, który pozwolił jej wiele zrozumieć i pojąć. Na przykład to, że nie okazała się pociechą i podarunkiem. Przypomniały się wszystkie słowa jej "byłych", które ona sama stłumiła. Przypomniały się sytuacje z życia małżeńskiego gdzie ona sama niszczyła relacje swoim brakiem zaufania i zamiłowaniem do kontrolowania. Przypomniały się dziecięce traumy i urazy. Wszystko to się nawarstwiło jak kula śnieżna.
A potem dosłownie coś przeskoczyło wewnątrz i pojawił się promień nadziei. Zdecydowała się zaufać. Ale tylko jeden raz i tylko trenerowi od tańców i tylko w tym tańcu.
To były najlepsze 3 minuty jej życia. Jego silne ręce trzymały ją ale nie dusiły. Dawały jej oparcie i pewność, ochronę i komfort. Można było o niczym nie myśleć. Te ręce same prowadziły ją gdzieś za sobą. Mogła po prostu zrelaksować się i tańczyć z głębi duszy.
Trener nie wierzył własnym oczom a dama natrafiła na coś bardzo ważnego. Zaczęła ćwiczyć taniec 3 razy w tygodniu z różnymi trenerami i różnymi technikami. Uczyła się przede wszystkim zaufania do mężczyzn. Uczyła się relaksować w ich rękach i pozwalać im się prowadzić. Otrzymywać od nich oparcie i zapełniać tą przestrzeń jaką tworzył mężczyzna w tańcu żeńską twórczością.
Minęło pół roku. Nie stała się mistrzynią tańca balowego, nie wyuczyła wszystkich ruchów i "pas" ale w jej życiu pojawił się mężczyzna. Zupełnie inny -taki w rękach którego można się zrelaksować, i być po prostu kobietą. Otrzymywać ochronę i podporę i tworzyć.
Wspaniały sposób czyż nie? Nie ma poważnych fizycznych ascez, wszystko wydarza się w tańcu a to dodatkowo jest korzystne dla żeńskiej energii. Równolegle przestrojeniu ulegają różnorakie programy.
Jeśli możecie uczyć się tego wraz z mężem to czemuż by nie?
Po prostu tańczyć z nim próbując mu w pełni zaufać. Uczyć się słuchać i słuchać jego ruchów oraz podążać za nimi. Nie tańczyć wyuczonych schematów lecz podążać za jego sygnałami i zamiarami.
Lecz jeśli mąż jest przeciwny to dlaczegóż by nie pouczyć się samej - nawet w parze z inną kobietą- tego właśnie nawyku słuchania partnera i podążania za nim? W życiu z pewnością się przyda a mąż podziękuje jeszcze tańcom za taka przemianę w żonie!
Tańczcie na zdrowie i na pożytek waszym relacjom!
Dołączam fragment jednego z ....nie przesadzam- najważniejszych filmów w moim życiu. Dawno temu go widziałem po raz pierwszy i spadła nieraz męska łza wzruszenia. Wiele razy linkowałem na forach fragmenty- szczególnie ostatnią scenę filmu. Za każdym razem musiałem obejrzeć ja w całości nie mogąc ot-tak wyłączyć. Film wspaniały i trudny do przecenienia. POLECAM GORĄCO! Jest tam wiele wspaniałych wątków. Mógłbym o tym epistołę....
Film w oryginale nosi tytuł "Strictly ballroom". W Polsce pojawił się pod nazwą "Roztańczony buntownik". Chyba znów sobie obejrzę.
p.s. mam! To jest ostatnia scena filmu- nie wiem dlaczego poznikały inne fragmenty, ten ma nie najlepszą jakość.
Zbiór cech kobiecych
Kobiecość- to kultura, wykształcenie, miękkość, łagodność, miłość do siebie i szacunek dla ludzi, mądrość. Taki zbiór cech kobiecych czyni dziewczynę kobiecą, nie do odrzucenia.
W towarzystwie takiej dziewczyny nie tylko młodzi chłopcy ale i dorośli mężczyźni zachowują się zupełnie inaczej przejawiając swoje najlepsze cechy. Kobiecość nie pozwala siebie poniżać i nikt jej nie upokorzy. W trosce o taką dziewczynę mężczyzna jest gotowy na wszystko!
Odrzucenie przynależności płciowej jest ogromnym błędem, który pozbawia człowieka równowagi powodując ostatecznie jego rozdrażnienie.
Kobieta kochająca śmiało, nie starająca się traktować "po męsku" - z wysoka pojawiających się problemów jest po prostu kobietą, przed kobiecością której z szacunkiem kłaniają się i odstępują wszelakie światowe zawirowania.
Kobieta, która nie potrafi lub nie chce dać się w pełni napić spragnionemu nigdy nie stanie się źródłem wiecznego życia. Mężczyzna, który przybiega w pośpiechu wyłącznie się napić nigdy nie otrzyma czystej wody.
Kobiety - uwolnijcie się od swojego strachu i wypuśćcie na wolność miłość. Nie bójcie się, że źródło miłości w Waszej duszy wyschnie. Dając otrzymacie w zamian podwójnie. Wtedy znów zakochacie się w swoim mężu tak jak to było kiedyś dawno. Przypomnicie sobie piękne czasy i mgnienia pełne radości. Pamiętajcie- jeśli komuś jest źle to powinien uwolnić swoje "zło" jeśli pragnie dać dostęp do siebie dobremu. Nie myślcie, że mężczyźnie jest dobrze ze złością. Wszystkim ludziom złym jest bardzo, bardzo źle gdyż brak w nich miłości.
Płeć męska póki co jeszcze wie co oznacza być mężczyzną- od małego chłopca aż do starca, oni jeszcze doświadczają radości okazując wsparcie słabej kobiecie. Ale żeńska płeć mając silną moc duchową powinna dziś ze wstydem spuścić wzrok - żądza materialnej korzyści uczyniła kobietę ślepą duchowo. Kobiety się obrażają gdy mężczyźni nie puszczają ich przodem, nie ustępują miejsca. To pełne triumfu: "MAM PRAWO!" Rzecz w tym, że to prawo umocowane jest państwowym paragrafem a życiowe prawo wywalczyć można wyłącznie "paragrafem" płynącym z serca.
Mężczyzna bez stresów jest bardzo dobrym przywódcą (wykonawcą) i podporządkowują mu się z radością. Jeśli szef ma kochającą żonę to wspiera ona męża na szczeblach zawodowej kariery. Jeśli dyrektorem jest kobieta to tylko poprzez miłość osiąga ona żądane rezultaty. Jeśli kobieta chce przewodzić wykorzystując męskie sztuczki to następują konflikty w zakładzie pracy - a także w zdrowiu samej kobiety jak i podległych jej mężczyzn.
Mężczyzna powinien zajmować swoje miejsce w życiu. Jeśli tego nie czyni to zmuszony jest cierpieć. W konsekwencji następuje nieustanna walka o władzę między mężczyznami i kobietami. Mężczyzna powinien dominować. To nie oznacza, że kobieta powinna siedzieć w domu i zajmować się wyłącznie wychowaniem dzieci. Kobieta powinna zajmować swoje miejsce w życiu.
Kobieta chcąca rządzić doświadcza męskich chorób (na przykład rwa kulszowa i inne choroby dolnej części ciała). Mężczyźni negatywnie odnoszący się do zwierzchnictwa kobiety cierpią te same niedomagania.
Wyjście istnieje- uwolnijcie się od lęku: "mnie nie kochają" a wtedy uwolniony zostaje rozum i znajdziecie swoje miejsce w życiu.
W towarzystwie takiej dziewczyny nie tylko młodzi chłopcy ale i dorośli mężczyźni zachowują się zupełnie inaczej przejawiając swoje najlepsze cechy. Kobiecość nie pozwala siebie poniżać i nikt jej nie upokorzy. W trosce o taką dziewczynę mężczyzna jest gotowy na wszystko!
Odrzucenie przynależności płciowej jest ogromnym błędem, który pozbawia człowieka równowagi powodując ostatecznie jego rozdrażnienie.
Kobieta kochająca śmiało, nie starająca się traktować "po męsku" - z wysoka pojawiających się problemów jest po prostu kobietą, przed kobiecością której z szacunkiem kłaniają się i odstępują wszelakie światowe zawirowania.
Kobieta, która nie potrafi lub nie chce dać się w pełni napić spragnionemu nigdy nie stanie się źródłem wiecznego życia. Mężczyzna, który przybiega w pośpiechu wyłącznie się napić nigdy nie otrzyma czystej wody.
Kobiety - uwolnijcie się od swojego strachu i wypuśćcie na wolność miłość. Nie bójcie się, że źródło miłości w Waszej duszy wyschnie. Dając otrzymacie w zamian podwójnie. Wtedy znów zakochacie się w swoim mężu tak jak to było kiedyś dawno. Przypomnicie sobie piękne czasy i mgnienia pełne radości. Pamiętajcie- jeśli komuś jest źle to powinien uwolnić swoje "zło" jeśli pragnie dać dostęp do siebie dobremu. Nie myślcie, że mężczyźnie jest dobrze ze złością. Wszystkim ludziom złym jest bardzo, bardzo źle gdyż brak w nich miłości.
Płeć męska póki co jeszcze wie co oznacza być mężczyzną- od małego chłopca aż do starca, oni jeszcze doświadczają radości okazując wsparcie słabej kobiecie. Ale żeńska płeć mając silną moc duchową powinna dziś ze wstydem spuścić wzrok - żądza materialnej korzyści uczyniła kobietę ślepą duchowo. Kobiety się obrażają gdy mężczyźni nie puszczają ich przodem, nie ustępują miejsca. To pełne triumfu: "MAM PRAWO!" Rzecz w tym, że to prawo umocowane jest państwowym paragrafem a życiowe prawo wywalczyć można wyłącznie "paragrafem" płynącym z serca.
Mężczyzna bez stresów jest bardzo dobrym przywódcą (wykonawcą) i podporządkowują mu się z radością. Jeśli szef ma kochającą żonę to wspiera ona męża na szczeblach zawodowej kariery. Jeśli dyrektorem jest kobieta to tylko poprzez miłość osiąga ona żądane rezultaty. Jeśli kobieta chce przewodzić wykorzystując męskie sztuczki to następują konflikty w zakładzie pracy - a także w zdrowiu samej kobiety jak i podległych jej mężczyzn.
Mężczyzna powinien zajmować swoje miejsce w życiu. Jeśli tego nie czyni to zmuszony jest cierpieć. W konsekwencji następuje nieustanna walka o władzę między mężczyznami i kobietami. Mężczyzna powinien dominować. To nie oznacza, że kobieta powinna siedzieć w domu i zajmować się wyłącznie wychowaniem dzieci. Kobieta powinna zajmować swoje miejsce w życiu.
Kobieta chcąca rządzić doświadcza męskich chorób (na przykład rwa kulszowa i inne choroby dolnej części ciała). Mężczyźni negatywnie odnoszący się do zwierzchnictwa kobiety cierpią te same niedomagania.
Wyjście istnieje- uwolnijcie się od lęku: "mnie nie kochają" a wtedy uwolniony zostaje rozum i znajdziecie swoje miejsce w życiu.
czwartek, 9 kwietnia 2015
sobota, 4 kwietnia 2015
Rozmyslania na głos
Półtorej godziny bardzo ciekawej rozmowy. Uważam, że temat filmu jak najbardziej pasuje do tematyki bloga a więc do ogólnie pojętej kultury Słowiańskiej. Wiele razy rozmowa zahacza o współczesne wydarzenia na Ukrainie. Na razie polskie napisy włączane więc oglądanie po polsku możliwe tylko w wersji on-line.
Proszę o zgłaszanie jakichś technicznych uchybień
(gdyby się źle wyświetlały napisy, za krótko bądź za długo lub nachodziły na siebie). Będę to jeszcze przeglądał a za kilka dni dodam wersję filmu z napisami trwale połączonymi z tekstem i nie będzie się tracić tekstu po zgraniu na komputer.
Proszę o zgłaszanie jakichś technicznych uchybień
(gdyby się źle wyświetlały napisy, za krótko bądź za długo lub nachodziły na siebie). Będę to jeszcze przeglądał a za kilka dni dodam wersję filmu z napisami trwale połączonymi z tekstem i nie będzie się tracić tekstu po zgraniu na komputer.
Subskrybuj:
Posty (Atom)