wtorek, 16 lipca 2019

Ogłoszenia parafialne ;) -lipiec 2019

  Ogródek bujnie rośnie bo wody w tym roku dostatek, nadto przynosi owoce wymiana usług między sąsiadami o jakiej kiedyś wspomniałem. Obecny sołtys (wybrano chłopa jesienią) pan Andrzej przywiózł mi pod koniec lata 2018 przyczepę krowiego obornika (ja mu za to wyremontowałem motorower), który zakopaliśmy z mamą skrupulatnie.
  Mamy już szansę na wyjątkowo dorodne warzywa, buraki wprost szaleją - no radość dla oczu- takie gospodarskie szczęście. Do tego kwiatów różnorakich pełno, trzmiele, pszczoły.
     Ogrodowe prace wiosenne za nami więc wziąłem się za różnorakie inne - szopki, wodociąg, remont kolejnego motorka. Przy tym wszystkim za sprawą internetu koresponduję sobie z rozmaitymi ludźmi i mam o czym myśleć. Odwiedzin u sąsiadów też nie brakuje- wszystko to inspiruje do przemyśleń.

            Jedna z moich niedawnych rozmówczyń (znamy się już jakiś czas choć na razie tylko korespondencyjnie) sprawiła, że zdecydowałem wypowiedzieć się jaśniej na taki oto temat:
   Okazało się, że ona - sympatyczka Słowiańskich praktyk jest również praktykującą katoliczką i wyraziła obawy, że ja ją za to potępię :).
 Uśmiechnąłem się czytając tę wiadomość i po przemyśleniu stwierdziłem, że warto nawet i któryś raz powtórzyć moje widzenie świata w tych kwestiach tym bardziej, że wynikła pewna ciekawa okoliczność o czym za chwilę.
Mam kilku przyjaciół katolików - poznanych na żywo. KAŻDY MA SWOJĄ ŚCIEŻKĘ - stali czytelnicy wiedzą, że sam się powołuję na przykład na mądrości przypisywane Jezusowi bo nauczanie to jest zgodne ze Słowiańskim Wiedyzmem a ja szukam zawsze tego co łączy a nie co dzieli.
         Ja chyba wiem skąd wynikła ta obawa mojej rozmówczyni - znamy (znaliśmy bo niestety dla mnie niektóre to czas przeszły) te same osoby. Wiele z nich bywało na tak zwanych "wiecach" Słowiańskich. Tam moja korespondentka poznała tych ludzi a ponieważ ja tu na blogu wtedy polecałem (z umiarkowanym entuzjazmem ale jednak) działania tychże to i sam byłem zapewne kojarzony z poglądami tych panów. Oni są jawnie antykatoliccy, antyżydowscy - są tam szumne manifesty dotyczące takich poglądów. Jeden z panów z którym podczas rozstania miałem bardzo emocjonalną (z jego strony) rozmowę zarzucał mi nawet, że nie jestem dostatecznie antyżydowski :)
           Wydawało mi się, że tłumaczenia jakie zamieszczam na kanale "michalxl600"  dostatecznie wyjaśniają moje spojrzenie na te sprawy ale życie ostatnio tak przyspiesza, że najwyraźniej niektórym umykają te niuanse stąd niniejszy tekst. Trehlebov, którego cenię i lubię (nie fanatycznie - widzę jego słabości, to zresztą dotyczy wszystkich innych mówców ze sobą włącznie) opowiadał kiedyś o swoich znajomych- żydach. Mówił, że ma przyjaciela, który potrafi się trudzić jako gospodarz i uczciwie sam zarabia na swoje utrzymanie. Opowiadał też Trehlebov (chyba film "nieludzie") o znajomości z pewnym popem prawosławnym. Inni tłumaczeni przeze mnie mówcy też należeli do rozmaitych konfesji, Iwan fajnie kiedyś wyjaśniał "Anastazjowcom" jak nie popaść w fanatyzm. Trehlebov naucza, że wszystkich połączy tak zwane "zdrowomyślenie"- nieważne z jakich nurtów czy szkół się wywodzą i że tacy ludzie są sobie duchowymi braćmi.

    W każdym razie ja również nikomu nie przypinam etykietek. Moja zasada stara jak świat: "po owocach poznawajcie".

Czemu ja tak długo "zamulam"?  :)  Przyczyn jest kilka. 

      1. Wspomniany ex- znajomy z którym się z hukiem rozstałem, którego tu polecałem kiedyś na blogu stwierdził, że jestem teoretykiem siedzącym za komputerem, "pozującym na mędrca" (takie padły słowa - wydaje mi się, że sądził po sobie z racji bardzo emocjonalnej wypowiedzi), że "on przynajmniej działa organizując wiece" (pewne zdarzenie tego typu było inspiracją do zamieszczonego wiosną wpisu na blogu).
      2. Kiedyś też pochwaliłem się nieco działaniami w sprawie krzepnięcia naszej osady i to również spowodowało wiele poruszenia. Gdy opadły emocje to wspomniana publikacja przyniosła również pewne interesujące owoce w formie korespondencji.

Działamy sobie tu spokojnie i BEZ POŚPIECHU. Zaplatają się spokojnie przeróżne znajomości - zwyczajnie "wrastamy" w tę społeczność, któś wychowany w mieście nie wie w ogóle o istnieniu takich więzi. One nadal istnieją. Staramy się przy tym wszystkim delektować życiem jak powiada odwiedzona wczoraj po raz kolejny dalsza sąsiadka pani Danuta. Każdy dzień przynosi jakieś nowe wyzwania, wielu ludzi podejmuje w swoich obszarach jakieś działania. Zdarza się, że one się przyciągają z naszymi a ja "Jestem na tak" :) (polecam gorąco ten film - pogodna komedia ale zawiera bardzo ważną prawdę).
  Moja dotychczasowa praktyka życiowa potwierdza dobitnie, że nie warto się spieszyć. Trwałe i stabilne konstrukcje nie powstają na pstryknięcie palcami (przypomnę tu wpis blogowy o pośpiechu).
   Przypomnę też pradawną mądrość: "siem raz otmież- adin raz otrież" czyli "siedem razy odmierz a jeden raz odetnij". Prawo to uczy, żeby ze wszystkim spokojnie czekać - każde działanie ma być zaakceptowane we wszystkich siedmiu światach (poziomach) w jakich tak naprawdę żyjemy.
      3. No i stało się tak, że ktoś również (wynika to z wypowiedzi radiowej jaką można odsłuchać na dole tej strony) metodycznie i wytrwale realizuje swoje wizje i powołanie. Pogłoski o tym fakcie krążyły już od kilku tygodni a o zamiarach tych wiem od roku. Kilka dni temu upewniłem się, że to prawda i że mamy (taki "przypadek") BARDZO interesujące sąsiedztwo.
  Fragment tekstu do którego link podałem wyżej (powtórzę):
    - Dwadzieścia lat temu przeżyłem niezwykły czas w pustelni - najmocniejszy, jeżeli chodzi o spotkanie z Bogiem, stąd pomysł na stworzenie właśnie pustelni. Kilka lat szukaliśmy dobrego terenu. Pewna rodzina zakupiła nam jedenaście hektarów ziemi w Kołtkach, miejscowości oddalonej siedem kilometrów od Białego Boru - powiedział ksiądz Siwiński. - Chcielibyśmy stworzyć pustelnię na wzór tych dużych francuskich. Każdy będzie mógł tu przyjechać i spotkać się z Bogiem. Ludzie będą modlili się za drugą osobę. To będzie takie duchowe spa - podsumował.
  Im dłużej o tym myślę tym bardziej uważam, że nie jest to przypadek i że "w Boskiej kancelarii" (tak mawiał nieżyjący Siergiej Daniłow) coś tam "namieszali" łącząc nasze tutaj marzenia na Polanie z marzeniami innych ludzi.
     Stali czytelnicy bloga wiedzą, że mam tu też w odległości kilku kilometrów sąsiadów - zagorzałych katolików (Szymon co żony szukał), są też inni - rodzina leśników z trójką dzieci angażująca się obecnie w nurt jakiegoś "skautingu" pod auspicjami KK. Są to ludzie ideowi i godni szacunku (choć jak dla mnie zbyt fanatyczni ale każdy ma swoją ścieżkę i dojrzewa w swoim rytmie). Na ile to możliwe utrzymujemy więzi szanując się wzajemnie. Podejrzewam, że w jakimś stopniu mieli oni wpływ (informacja dla księdza Radka) w tym co się dokonało. Kiedyś byłem nawet z Szymonem w Koszalinie w tym domu miłosierdzia Bożego jaki prowadzi ksiądz Radek i przyznać trzeba, że jest to dobry i energiczny organizator więc plany jakie deklarują (już w tym roku) na pewno się ziszczą.
    No w każdym razie całe przedsięwzięcie powstaje 500 metrów od nas - jesteśmy najbliższymi sąsiadami w tej głuszy leśnej. Taki to "przypadek".
   Z tego co mi wiadomo to w Polsce nikt czegoś takiego jeszcze nie organizował. Z wiadomości jakie już miałem zeszłej jesieni plan jest taki, że na obszarze ma być centralnie jakaś kaplica z pomieszczeniami gospodarczymi a wokół w oddali cztery (o tylu była mowa w tamtej rozmowie) "eremy" czyli jakieś pustelnie. Wiemy też od sąsiadów, że księżulo zamierza wiercić studnię, do tego jak przypuszczam będzie odnawiał dawne przyłącze elektryczne (25 lat temu nieopodal tamtego miejsca stał mały transformator, elektryczna linia średniego napięcia chyba nadal tam jest). Jeśli tak jest to zastanowię się i ja nad odnowieniem przyłącza elektrycznego (kiedyś biegło do mojego domu).

   Może tyle nowin.

  Dopowiem jeszcze, że dojrzewam do realizacji wideoblogów ale to chyba dopiero jesienią - na razie zbyt wiele działań na zewnątrz, w planach nadal pewne zaległości choć dostaję sygnały z Niebios (przewiałem plecy) aby się nie spieszyć zbytnio.