Wydaje mi się, że u wielu kobiet coś się stało z poczuciem osobistej godności. Dobre
kobiety uważają się za „zbyt” dobre i zamiast zachęcać mężczyzn do rozwoju
i wzrostu duchowego, aby zachęcić ich do wielkich czynów swoją urodą i
niedostępnością, jesteśmy w ciągu kilku dni czy tygodni gotowe poddać swoje "pozycje frontowe" i
zrobić wszystko aby utrzymać mężczyznę przy sobie.
Kobiety
zgadzają się na życie z mężczyznami, którzy nie chcą założyć rodziny,
ponieważ mają nadzieję, że "kto wie, może on nagle zmieni zdanie". Kobiety zgadzają się być "jedną z", ponieważ: "teraz każdy żyje w ten sposób"; "bo mężczyźni mają poligamiczną naturę". Same
kobiety grają teraz "alfa-samice" i "drapieżne pantery", wykorzystując uroki
zewnętrznej atrakcyjności rozpoczynają związek właśnie od tego, a następnie
narzekają, że "mężczyźni wykruszyli się, nigdzie nie ma prawdziwych". Po co więc mężczyźni powinni podejmować dodatkowy wysiłek, jeśli już otrzymali wszystko? Co tu jest do "zawojowania" jeśli sam "łup" przyszedł i agresywnie oferuje się jako wykonawczyni męskich pragnień? Nie dotyczy to wszystkich kobiet i nie wszystkich mężczyzn, ale niestety sporej ich ilości.
Rozumiem, że wśród czytelników znajdą się tacy co się z tym nie zgodzą - zarówno wśród mężczyzn jak i kobiet. A najbardziej zaskakujące jest to, że wśród kobiet będą protestujące i niezadowolone ...Co kobieta wygrała z powodu "podbicia" mężczyzny we współczesnym świecie? Że wszyscy korzystamy z szybkiej fizycznej bliskości? Wydaje
mi się, że nie mamy nawet kultury komunikacji między mężczyznami i
kobietami, nie ma kultury odwiedzin (spotkań/randek), nie ma kultury zalotów. "No jasne - kto tam będzie czekać przez dwa miesiące" (co za horror! A jeśli
więcej? A jeśli nic z tego przed ślubem?) Bez intymnej bliskości, jeśli w pobliżu
jest tak wiele łatwo dostępnych opcji dla uzyskania przyjemności. Myślę, że tutaj kwestia nie dotyczy nawet fizjologii mężczyzn i kobiet, ale tego w którą stronę kierujemy naszą energię.
Kształcenie
chłopców w dzisiejszym społeczeństwie nie bardzo ich zachęca do
przejawiania męskości - a przynajmniej wewnętrznych cech męskich czyli
odpowiedzialności, poświęcenia, determinacji, męstwa, umiaru w emocjach ale
za to przejawu siły woli w uczuciach. Zewnętrznie
- owszem, obraz "wyrzeźbionego" męskiego ciała podnieca umysły tysięcy kobiet, ale to zadziwiające - po co męskiemu ciału tyle mięśni jeśli dla wielu są one potrzebne tylko na siłowni. Rąbanie
drewna, budowanie domu, praca w polu, walka w zbroi na polu bitwy,
praca fizyczna na swojej ziemi - niewielu młodych ludzi
jest dziś zaangażowanych w taką działalność, a najprostszym sposobem, aby poczuć swoją męskość jest fizyczne zbliżenie. I im więcej "zaliczył" kobiet, tym bardziej jest"męski". Hmm ... Wydaje mi się, że w każdym z nas tkwi znacznie więcej znaczeń.
Wychowanie dziewcząt w dzisiejszych dniach jest również oderwane od wizerunku matki i żony. "Uwodzicielskie pantery", "dziwki z wysokim intelektem", "żelazne damy" i wiele
innych podobnych wciąż są popularne we współczesnym świecie. A jeśli jesteś żoną, matką i gospodynią domową, to nie jest to rola "prestiżowa". Olga Waliajewa była jedną z pierwszych, która o tym mówiła w swoich
artykułach i książkach, i oczywiście takie oświadczenia wywołują opór - mam na myśli stwierdzenie, że misją kobiety jest bycie Żoną i Matką. A my walczymy o "niezależność" i o: "chcę zrealizować siebie w swoim biznesie". Żona i matka nie są zbyt godnym zajęciem dla wielu z nas ... Moim zdaniem brzmi to okropnie i przyznanie się do tego nie jest łatwe.
Czy rozpoczynając relacje od fizycznej bliskości możemy spodziewać się, że będą one
trwać przez wiele lat, że chodzi o rodzinę i dzieci, że chodzi o wspólną podróż przez życie, o samorozwój i o głębię? Być może są takie historie ale są one bardziej wyjątkiem niż regułą. Problem polega na tym, że wewnątrz nas brak jest takiego życzenia - chęci związku na całe życie, rodziny do końca życia itd. Nieliczni tak mają, ale generalnie nie ma w społeczeństwie wartości rodzinnej. Rozwieść
się nie przeżywając nawet roku w małżeństwie, nawet nie doczekawszy do piątych urodzin dziecka, wyjść za mąż ale "jeśli spotkam kogoś lepszego to
pójdę do innego". Gdzieś wkradł się błąd systemowy. Coś tu jest nie tak.
To jasne, że u wielu z nas jest już to co jest: i dzieci i rozwody, a także nie pierwsza rodzina ale musimy jakoś zwrócić na to większą uwagę. Uczyć się, rozwijać, podnosić poziom duchowego rozwoju. Zacznij przede wszystkim od samego siebie i nie spiesz z oskarżeniami wobec partnera. Jestem bardzo bliska myśli, że w społeczeństwach uduchowionych nie ma
potrzeby istnienia psychologów ponieważ każdy żyje według sumienia i wysokimi
wewnętrznymi standardami etycznymi, i nie ma potrzeby zewnętrznej
regulacji relacji.
Czy ma sens dążenie do tego, aby partner był jeden i na całe życie, aby pierwsze intymne zbliżenie miała miejsce po ślubie? Myślę, że każdy musi o tym sam zdecydować. Ale jestem przekonana, że zawsze jest sens bardziej świadomego
podejścia do tworzenia relacji, na początek trochę więcej rozmów, spędzić
trochę czasu sam na sam, poznać siebie lepiej, ale nie spieszyć się
ze wskakiwaniem do łóżka dopóki nie umocni się silną więź duchowa.
Fizyczna bliskość oczywiście jest przyjemna, ale bez duchowego komfortu jest raczej niszczycielska niż dodaje siły. Zaspokojenie
fizycznych potrzeb ciała nie może być ostatecznym celem życia
człowieka prowadzącym go do szczęścia i harmonii z samym sobą. Ciepło, miłość, przyjaźń, wsparcie, wzrost i rozwój są podstawą dobrych i silnych relacji, a intymna bliskość jest ich częścią ale nie na odwrót. Tak ja to widzę, a wy oczywiście macie prawo myśleć jakoś inaczej.
Dina Richards
źródło tłumaczenia: http://life-move.ru/zhenschina-ne-dolzhna-byt-legkodostupnoj/