kiedyś się też używało pojęcia "stany" (ktoś jest wyższego/niższego stanu).
CHCEMY CZY NIE, ZJAWISKO JEST WIDOCZNE GOŁYM OKIEM I NIE MA SENSU JEMU ZAPRZECZAĆ - LUDZIE SIĘ OD SIEBIE RÓŻNIĄ POZIOMEM ŚWIATOPOGLĄDU TAK JAK DZIECI W PRZEDSZKOLU RÓŻNIĄ SIĘ POZIOMEM ROZWOJU OD DZIECI W SZKOLE PODSTAWOWEJ CZY ŚREDNIEJ. Różnice te są nie do nadrobienia w ciągu jednego życia, najwyraźniej miewamy bardzo odległe od siebie "pola startu" życiowego. Dla mnie to jeden z dowodów na istnienie wcieleń. Na samym dole kopiuję artykuły na temat Wedyjskiego pojmowania hierarchii społecznej.
Dużo szkód moim zdaniem narobiły czasy powojenne niby promując robotników i chłopów a jednak "tylnymi drzwiami" rozwijając kult wykształcenia - ostatecznie wszystko dziś stanęło na głowie. Być może powodem tej "promocji" był fakt, że ludzie nie są głupi i przedzierały się do ogólnej świadomości informacje, że na przykład urzędnicy partyjni, wyżsi stopniem wojskowi czy sędziowie maja swoje osobne sklepy itp. Oczywiście posiadanie tegoż wykształcenia (papierka umożliwiającego posługiwaniem się jakimś tytułem czy skrótem przed nazwiskiem) wiązało się z dość często z określonymi możliwościami "społecznego awansu" - najczęściej jednak było to formowanie wiernej systemowi "elity", za ten przywilej ta "lepsza kasta" stawała się czymś w rodzaju strażników w obozie pracy ("mierni ale wierni" ). Doskonale to wyjaśnia film " tłumo - elitaryzm".
Tak czy siak dość często zdobycie wykształcenia było i jest powiązane z leczeniem własnych kompleksów. System mijającej epoki dawał w ten sposób możliwość demonicznego awansu w "hierarchii kurnika" jak ją nazywa Trehlebow a więc wspinania się na grzędę wyżej niż inni a potem (czysto demoniczna cecha) "patrz w tyłek tego, który jest nad tobą i fajdaj na tych, którzy są niżej". To nie są Słowiańskie zasady, to jest zaprzeczenie naszego systemu społecznego - u nas ludzi słabszych bierze się pod opiekę jak małe dziecko, mądrzejszy (starszy ewolucyjnie) pomaga młodszej duszy i w ten sposób uczymy się wzajemnie. NIKT NIE JEST GORSZY CZY LEPSZY (wyżej lub niżej jak na grzędzie w kurniku) ALE JEST PO PROSTU STARSZY I MŁODSZY. Uczeń siódmej klasy może pomóc odrobić zadania z matematyki uczniowi klasy trzeciej - ten nie jest gorszy, jest tylko uczniem niższej klasy. Czas rozbić w proch to szkodliwe dziedzictwo przeszłości i uformować nasze Warny zamiast kast dając się spełniać życiowo w społeczeństwie ludziom posiadającym stosowne kompetencje, prawdziwą wiedzę a nie papierek zdobyty często poprzez znajomości rodziców lub dzięki zakupieniu pracy dyplomowej (ostatnio znów jakiś nowy skandal pisania prac magisterskich ) po to tylko by więcej "zarabiać" (nie czyniąc nic) lub chełpić się swoim stanowiskiem (wysokością grzędy).
Rozwój duchowy nas jako społeczeństwa znów ruszy z miejsca gdy przywrócimy naszą Słowiańską NATURALNĄ społeczną skalę (drabinę) społeczną. To co mamy obecnie Walery Piakin nazywa wprost systemem mafijnym i ma rację, ściśle określona klika jednych "na grzędę" wpuszcza a innych spycha. Wiadomo mi na przykład, że do grona adwokatów można zdawać jakiś egzamin tylko raz (taką sobie ustalili zasadę w tej klice) i jeśli ktoś zostanie odrzucony to więcej podejść już nie ma. W ten sposób przepuszcza się przez "furtkę" swoich (najczęściej z polecenia - dzieci innych adwokatów) a ludzie z poza układów nie mają możliwości się przebić lub udaje im się niezwykle rzadko. Tak jest we wszystkich innych "elitarnych" grupach. Stara prawda - nie liczą się kompetencje ale "plecy".
Wiele rozmów, korespondencji wszelakiej potwierdza, że temat dzisiejszy jest naszą (jako społeczeństwa) "piętą Achillesa" i poprzez to słabe miejsce dajemy się "zahaczać" i manewrować różnym cwaniakom pasożytującym wokół. Jako "zaczyn" dam może kolejny list, który za zgoda autorki publikuję. W odpowiedzi na mój list (widoczny w tym wpisie pod nazwą "Aromat Żeńskości) otrzymałem takie oto słowa:
Odnośnie tych niższych i wyższych sfer, to pozwoli Pan , że się z Panem nie zgodzę. Nie ważne skąd ktoś pochodzi ważne jakim jest człowiekiem. Prawym, uczciwym jak nasi przodkowie Słowianie, czy podstępnym i okrutnym jak Rzymianie.
Znam wspaniałe kobiety z niby niższych sfer np. kobieta ze wsi sprzątaczka urodziła 4 dzieci wszystkie skończyły studia. Porządni, uczciwi ludzie. Sama to dokonała - mąż syn przedwojennej guwernantki wolał inne rozrywki siłą zmuszał ja do różnych rzeczy potrafił podkradać niską pensję, groził śmiercią, musiała skakać jak mu zagra.. Bywało, że dzieci chodziły głodne....
Znam również nauczyciela akademickiego który tyranizował swoją wykształconą żonę i w końcu ją zabił...
Tak często ludzie siłą próbują wymusić to, co bez trudu zdobyliby miłością...
Szacunek, szacunek i jeszcze raz szacunek dla innych myśli, przekonań. To bardzo trudne bo często nie rozumiemy intencji drugiej strony, reagujemy emocjonalnie i przypisujemy jej nieprawdziwe rzeczy.
I bierzmy odpowiedzialność za nasze wybory. Iwan nie trafił na kobietę, Iwan ją wybrał...
Za tym poszła moja odpowiedź:
.......... możliwa jest "magia miłosna" czego ja sam doświadczyłem w swoim życiu boleśnie. Oczywiście żalu do niej nie mam bo widzę ciągłość zdarzeń i jak do tego doszło. Na poziomie duszy mam wdzięczność do tych istot (różni ludzie się trafiali), że w ten sposób pokazali mi moje słabości.
WARSTWY SPOŁECZNE:
jesteśmy zgodni, powtarzam to samo, ja rzuciłem studia widząc tam troglodytów z tytułami (byli rzecz jasna i dobrzy ludzie) a jednocześnie znając ludzi "prostych" tak barwnych i bogatych wewnętrznie, że do dziś z dumą nazywam ich profesorami w mojej szkole życiowej.
Słowiański podział na "warny" to nie podział kastowy jak w Indiach - Indie to wynaturzenie naszej kultury. U nas było tak, że jeśli człowiek potrafił się wykazać kompetencjami to mógł być nauczycielem czy duchownym (Wiedunem/Wołchwą) - sam fakt urodzenia się w domu króla czy w wieśniaczej izbie nie miał większego znaczenia. Liczyło się dobro społeczności.
Po jakimś czasie wysłałem jeszcze taką treść w uzupełnieniu:
cytat: "I bierzmy odpowiedzialność za nasze wybory.
Iwan nie trafił na kobietę, Iwan ją wybrał.."
Oboje się wybrali a ze słów Iwana wynika, że druga strona nie miała
szczerych zamiarów. Miłość bez wzajemności jest przekleństwem.
Katerina wiedziała jakie życie prowadzi Iwan i przystała na to a potem na zlotach miała napady szału niszcząc Iwana dzieło.
Kolejnego dnia dostałem znów ciekawy i długi list zatytułowany "Typy żon" gdzie moja korespondentka informuje, że obejrzała film pod tym tytułem (linkowałem go już wiele razy - również w poście poprzednim). Zaprosiłem tę czytelniczkę do rozmów tu na blogu w szerszym gronie - może zechce pisać tutaj bo jej list "Typy żon" może być w zasadzie początkiem kolejnej długiej rozmowy. Kilka poruszanych w nim zagadnień jest moim zdaniem kalką poglądów szerzonych dziś nachalnie przez jakieś źródła zachodnie - rozmawialiśmy o tym nie raz w komentarzach, (żałuję nie pierwszy raz, że blog nie ma formy forum bo można by było usystematyzować pewne rozmowy i połączyć w działy tematyczne a co za tym idzie nie powtarzać po raz kolejny tego co już kiedyś na blogu zaistniało - no ale mamy to co mamy i trzeba się z tego cieszyć - nie stać mnie na utrzymanie serwera a miejsce niniejsze jest oferowane w sieci za darmo. Swoją drogą "powtarzanie jest matką wiedzy" więc może też tak ma na razie być. Marzą mi się spotkania na żywo w jakimś kręgu wspólnie wibrujących Dusz - przyjdzie na to czas). Jeśli będzie zainteresowanie rozmówców naszej internetowej "kawiarenki" to postaram się i to zagadnienie poruszyć gdyż jest powiązane z tematem Warn (POZIOMAMI ROZWOJU EWOLUCYJNEGO). EDYCJA 02 kwietnia: wpis zaistniał tu: https://michalxl600.blogspot.com/2021/03/typy-zon-kontynuacja-wyjasnien-o-warnach.html
STUDIA: te nieszczęsne "studia" i wyższe uczelnie będące w świadomości społecznej synonimem awansu społecznego (mądrości). Śledzę temat na bieżąco czytając pewne forum dla młodzieży i widzę, że gdy poruszany jest ten temat to pojawiają się długie, szczere wyznania piszące o wykładowcach akademickich mało pochlebne recenzje, czasem do przestrzeni publicznej (coraz częściej chyba) przedzierają się informacje wręcz skandaliczne świadczące o coraz większym upadku etyki, hierarchii wartości itp. Namnożyło się różnych płatnych kierunków, poziom nauczania spadł...
Żeby się nie rozwodzić zanadto: jedną rzeczą od zawsze było zdobycie wiedzy w jakiejś konkretnej dyscyplinie a drugą towarzyszące temuż "byciu na studiach" przebywanie w grupie społecznej czyli nawiązanie relacji, możliwość wzbogacenia siebie w sferze tzw. kultury a więc teatry, filharmonie, koncerty, dyskusyjne kluby filmowe itd. - ogólnie mówiąc tzw. "wyjście do świata", wymienianie się ciekawymi tytułami książek, dyskusja na różne tematy.
Ja się cieszę, że w dzisiejszych czasach wiele z powyższego mam dzięki internetowi (mam nadzieję, że to okres przejściowy - czas kokonu jak go nazywa Iwan i wrócimy po tym do spotkań) a jednocześnie mogę sobie siedzieć na odludziu a nie w wynajętym pokoiku hucznego miasta czy w akademiku gdzie nocą pijaństwa i wrzaski (no właśnie, obserwuję od lat, że jednym z wyników studiowania jest wejście na drogę alkoholizmu i rozluźnienie w sferze obyczajów -kolejny długi temat, zaliczenia na zakrapianych imprezach lub/i za usługi seksualne).
Tak jak to wynika z cytowanych powyżej listów poziom ewolucyjny człowieka nie zależy od dyplomu i nie podnosi się magicznie po tępym odsiedzeniu w ławce (czy na czym się tam teraz siada na salach wykładowych) 5-ciu lat. Pisałem już kiedyś, że jednym z moich życiowych profesorów był murarz z Dębnicy Kaszubskiej - wysokiej klasy fachowiec, ciepły i dobry człowiek z własnym, ciekawym widzeniem świata- ALE PRZEDE WSZYSTKIM OSZLIFOWANYM PRZEZ REALNE TRUDY ŻYCIA I CIĘŻKĄ PRACĘ. Takich ludzi mogę wymienić kilku w tym i mojego wychowawcę z liceum - matematyka, skromny człowiek, pasjonat swojej dziedziny, uwielbiał pracę z młodzieżą i cieszył się wśród nas ogromnym autorytetem czego mu inni nauczyciele zazdrościli. Pensja nauczyciela nie była wysoka i dorabiał sobie czasem kładąc znajomym kafelki. Ostatecznie chyba jednak w latach 90-tych odszedł ze szkoły i zatrudnił się w pewnej firmie jako programista.
A tak w ogóle to z kilku mi znanych biografii wynika, że najbardziej popychały świat do przodu samouki. Kiedyś się śmiałem na głos czytając biografię Mikołaja Reja, jako młody chłopak zajmował się tym o czym mówi Iwan a więc trenował się w różnych sztukach młodzieńczych zabaw a dopiero w dojrzalszym wieku usiadł do książek zdobywając wiedzę o świecie.
PONIŻANIE W ZWIĄZKACH:
List mojej korespondentki porusza sferę w ogóle mi nieznaną gdyż mój nieżyjący już Ojciec był ciepłym i dobrym człowiekiem wysokiej kultury, ja nie znam takiego domowego terroru ze strony ojca, doświadczyłem go za to od dominującej matki (i znanym w psychologii prawem taką samą sobie dobrałem żonę do dalszej nauki w szkole życia - takie miałem podświadome wzorce w domu). Myślałem, że większość ludzi ma w domach takich ojców a jak życie mi udowodniło byłem w błędzie.
------------------
Takich rozmów jak przytoczona na wstępie z czytelniczką miałem naprawdę wiele. Niedawna korespondencja z przyjacielem muzykiem (z J. graliśmy kilkanaście lat temu w jednym zespole ale z przyczyn mojej przeprowadzki współpraca w tej sferze na razie wygasła) też niechcący zeszła nam na tematy wykształcenia - a zaczęła się dokładnie od tych samych zagadnień gdyż J. obejrzał jeden z filmów na moim kanale i odniósł się do treści. Wspominał znane mu z jego otoczenia nieszczęścia pożycia małżeńskiego, często występujący alkohol a nawet tragedie jakie ja również miałem możliwość obserwować w dalszej rodzinie i w rodzinach przyjaciół motocyklistów (z J. oprócz wspólnego muzykowania łączy nas także pasja do dwóch kółek).
Chodziło o to co wiele razy powtarzam, że ludzie powinni się dobierać na podobnym poziomie ewolucyjnym. Najlepiej by było gdyby kobieta intuicyjnie wybierała mężczyznę mądrzejszego od siebie ale dziś ma miejsce proces dokładnie odwrotny gdyż panie pragną mieć kontrolę nad współmałżonkiem a to jest początek wszelkich nieszczęść. Głównym kryterium stał się często wyłącznie poziom zamożności kandydata na męża (moja "ex" mawiała niby w żartach "kobieta się musi zabezpieczyć", nie tylko od niej to słyszałem, wtedy wydawał mi się to żart a jak czas pokazał było to główne kryterium brane 100% serio). Sympatyczni i dobrzy mężczyźni z jakichś niższych stanów, którzy mogliby być szczęśliwi z kobietami podobnego do siebie poziomu trafiają w sidła takich "inteligentnych" kobiet z przerostem ambicji - te nieuchronnie po jakimś czasie zaczynają lekceważyć mężczyznę, poniżać go, pogardzać i pomiatać nim niszcząc poczciwemu chłopu życie (ale jednocześnie nie przeszkadza im to brać od niego pieniądze). A mógł to być szczęśliwy piekarz czy murarz z gromadką wykarmionych, uśmiechniętych dzieci. Tacy często sięgają po jedyny argument jaki im pozostaje do dyspozycji a więc siłę fizyczną. Najczęściej jednak instynkt samozachowawczy (aby nie trafić za kratki za zabicie wiecznie niezadowolonej, kłótliwej, przemądrzałej, najczęściej "wykształconej" żony) kierują agresję na siebie popełniając powolne samobójstwo za pomocą alkoholu. Bywają też warianty mieszane tych zachowań (zazwyczaj gdy kobieta zaognia sytuację) i rękoczyny łączą się z alkoholem.
Podsumowując: współczesny tytuł naukowy przed nazwiskiem absolutnie nie świadczy o poziomie rozwoju ewolucyjnego człowieka, dla mnie to kryterium od dawna jest niemiarodajne (choć oczywiście nie wyklucza wysokiego poziomu - było mi dane poznać wspaniałego człowieka z tytułem profesora, pasjonata mechaniki płynów. Mnie ta dyscyplina zupełnie nie interesowała i zaniedbałem trochę wykłady ale ten trudny przedmiot był przez niego omawiany tak barwnie i z takim zaangażowaniem, że wszystko wydawało się proste i logiczne. Jego zaangażowanie A PRZEDE WSZYSTKIM SZACUNEK DO STUDENTÓW zjednywało mu sympatię, traktował nas jak swoich "młodszych kolegów po fachu". Powtarzał po każdym wykładzie: jeśli ktoś nie zrozumiał to proszę zostać po wykładzie - wszystko wyjaśnię, i czasem pół godziny siedział jeszcze ze studentami i uzupełniał wypowiedź, przy jego biurku kręciła się gromadka młodzieży słuchając). Prawdopodobnie tak samo było przez kilka ostatnich wieków z różnymi jakoby "szlachetnie urodzonymi", tu widzę wielkie podobieństwo do w/w wynaturzenia obserwowanego w Indiach a więc kast. Kryterium przynależności do naszych Słowiańskich Warn [bo tak były umownie określane warstwy społeczne] już podałem w liście LICZĄ SIĘ KOMPETENCJE A NIE MIEJSCE URODZENIA. Dziecko z rodziny książęcej wcale nie musiało być mądre i przeciwnie. Ktoś posiadający mądrość (przecież w chacie wieśniaczej mogła się wcielić zaawansowana ewolucyjnie dusza) mógł spokojnie zostać Wołchwem(Wiedunem) i nauczać innych jeśli "ogarniał temat".
A skoro o degradacji warstw, które powinny być wzorem zachowań: Trehlebow opisywał gdzieś, że za czasów powstania Dekabrystów tzw. "wyższe sfery" w miastach były już tak zepsute etycznie (na naszych ziemiach prawdopodobnie miało miejsce to samo wynaturzenie "elit", pijaństwo i kłótliwość, która doprowadziła do rozbiorów Polski), że oficerowie nie znajdowali "na salonach" kandydatek na dobre żony. Według słów Trehlebowa jeździli oni gdzieś na prowincję wyszukując zubożałe ale czyste etycznie (zachowujące stare zasady) rody i umawiali się z ojcami, że przejmą opiekę nad ich nieletnimi córkami finansując ich kształcenie w mieście. Umowa polegała na tym, że panienka przez kilka lat kształciła się chroniona przez swojego opiekuna, mieszkała w jego domu a po osiągnięciu pełnoletności miała zdecydować czy chce go poślubić czy też nie. Jeśli nie wyrażała na to zgody oficer (wtedy cześć i honor nie były pustym słowem co potwierdziły późniejsze wydarzenia historyczne gdy car zsyłał niepokornych powstańców na Sybir) oddawał rodzinie nietkniętą córkę bez żadnych pretensji do czegokolwiek. Podobno zdarzało się to niezwykle rzadko, najczęściej zawiązywały się bardzo dobre, pełne oddania i miłości małżeństwa gdyż subtelnie i bez pośpiechu rodziły się uczucia wzajemnej sympatii i szacunku (te żony po powstaniu dobrowolnie wybierały zesłanie z mężami mimo, że miały okazję się "uwolnić"). O poziomie intelektualnym i duchowym ówczesnych oficerów świadczą podręczniki z czasów caratu jakie się gdzie nie-gdzie jeszcze zachowały do czasów dzisiejszych, ponoć było w nich nawet nauczanie o kosmitach zamieszkujących wraz z nami Ziemię.
Może na zakończenie tych rozproszonych myśli dodam jeszcze ważną rzecz (tu też wszystko stoi dziś na głowie!) w naszym społeczeństwie najbogatsi materialnie byli ci, którzy bezpośrednio wypracowywali to bogactwo a więc ziemianie, rolnicy. Im wyżej w hierarchii tym materialny dostatek miał mniejsze znaczenie - najwyższy w hierarchii duchowy nauczyciel (Wołchwa) często żył ascetycznie (przechowywanie mądrości, najczęściej ludzie o oczach kolory zielonego), niżsi po nich książęta i królowie to już ta sfera zajmująca się zarządzaniem ale tam też nie marnowało się środków społecznych na zbytki jak dziś (jachty i kąpiele w szampanie, wiele mieszkań itp, głupoty)- WSZYSCY ONI (Wołchwowie, Królowie, Książęta) stanowili najwyższą Warnę. Druga patrząc od góry warstwa (Warna) społeczna to obrońcy (rycerze, witezie, w hinduskiej terminologii Kszatriowie - prawdopodobnie w większości kolor oczu stalowy/szary), byli na utrzymaniu społeczeństwa(dziesięcina), często pomieszkując w jakichś stanicach - oni w strukturze społecznej stanowią to czym w naszych ciałach jest system odpornościowy. Ich obowiązki pozwalały na prowadzenie małych ogrodów na własne potrzeby. Trzecia warstwa społeczeństwa - włościanie, gospodarze, rolnicy, wytwórcy, handlowcy itp. Iwan ładnie pokazał to zobrazowanie według ciała człowieka - najniższa część to nogi na których stoi cały społeczny organizm. Nogi są najsilniejszymi kończynami naszego organizmu, ta sama analogia siły fizycznej w wypadku ludzi pracujących bezpośrednio na roli i żywiących resztę "ciała społeczeństwa". Istniała też czwarta warstwa najniższa, Trehlebow używa Wedyjskiej nazwy "smierdy" bo faktycznie ich ciało śmierdzi, żywią się byle czym, folgują wszelkim zachciankom. To są istoty, które mają swoje pierwsze wcielenia jako ludzie ( tekście zapisanym przez panią Nestor (podaję poniżej) określani są SZUDRA.
Każda warstwa społeczna ma swoje zadania, każdy człowiek szuka swojego przeznaczenia i fachu w którym jest artystą, który wzbogaci społeczeństwo jako całość. Dziś gdy pasożyty społeczne wdrapały się na najwyższe grzędy, zarządzać niczym dla dobra ogółu nie potrafią a do tego mają ogromne apetyty dóbr materialnych, powstała chora sytuacja gdy ludzie prości dążący do materialnych bogactw pchają się na te "wysokie szczeble". Ręce mają silne, ogromne ambicje "bycia kimś" (Cysorz to ma klawe życie) ledwie przeszli do królestwa ludzi ze świata zwierząt i znają tylko zasady przetrwania w świecie zwierząt. Takie "porządki" przerodziły nam się w kult materializmu i brutalnej, prymitywnej przemocy.
Często polecam blog pani Nestor - oto wybrane tematy:
Obowiązki warn. Istota człowieka, ewolucja. Cz.1.
Kopia powyższego tekstu wraz z moimi uzupełnieniami jest poniżej w komentarzach. tutaj
Dharma. Warna. Swoja opinia. Rak.Car. Ewolucja. Masoneria. Rytuały.
Dlaczegoś wielcy jogowie, mówili o warnach, o tym że trzeba praktykować sadhanę z nauczycielem(guru), który jest w konkretnej paramparze, posiadający siddhi( od słowa czysty, doskonały). Nazywamy to „supernatural”, „superpower”, chociaż oczyściwszy w pewnej mierze ciało i świadomość, stanowią się one rzeczą normalną, zwykłą, a nie „super”. Do głównych siddh, które dostają jogini, należy n.p. umiejętność zmiany rozmiarów ciała, masy, lewitacja, jasnowidzenie, telekineza itd.
Z tej że "logiki" wynika że każdy mięsożerca może spokojnie przejść na bretariaństwo (jedzenie prany bez pośredniczego jedzenia fizycznego).
Wszystko ma hierarchię. Jedyny sposób aby ewoluować, to zidentyfikować swoją pozycję na drabinie, i zacząć wykonywać swoje obowiązki (stosowne dla tego szczebla i niezbędne do przejścia na następny)
W planie (płaszczyźnie) psychicznym i duchowym – jest analogicznie. Prosty obywatel myśli że tajne stowarzyszenia, praktykujące orgie i inne rytuały są albo satanistami, albo chorymi. Naprawdę doskonalę wiedzą co robić (dharma), żeby wyjść na wyższy szczebel (tu trzymam dystans badacza ale też nie odrzucam niczego bo wiem, że rzeczywistość wokół jest doskonała i skoro coś takiego ma miejsce to widać w danej chwili czemuś służy/jest wynikiem czegoś - przypomina mi się teraz publikowana prawie rok temu seria artykułów "Rewelacje Insidera" . On co prawda odżegnywał się od tego typu rytuałów ale niektóre przekazy wydają się być zbieżne - michalxl600).
Varna – sanskara – ci kto poza podziałem warn to są owce, które są trzymane dla sierści (energii).
Kto zna swoją warnę – wykonuje obowiązki ten ewoluuje maksymalnie szybko tak jak uczeń, wiedzący do jakiej klasy ma iść. Będąc w 1-gimnazium nie lezie zdawać matury, jak i rozmawiać o sposobach przygotowania się do niej. A tak jest dziś pośród "świeżo upieczonych" joga-tichers, wyuczywszy kilka terminów i ukończywszy samozasnowane (utworzone przez siebie?) szkoły biorą się za uczenie owiec. To czysta adharma.
Jeżeli komórka zaczyna żyć na podstawie swoich poglądów, przestając spełniać swoje obowiązki, mamy do czynienia z rakiem. Metafora jasna? Na takie wypadki w wedyjskim społeczeństwie istnieje immunitet – Kszatrijowie (wojownicy/Witezie).
"Spełniający dharmę to sam Absolut", mówi się w Wedach.