czwartek, 18 czerwca 2015

Dbanie o włosy

Jedna z rozmówczyń wpisała taki komentarz:
   Ciekawa jestem jak słowiańskie kobiety dbały i dbają o włosy:). Może jakieś artykuły?;) Kiedyś widziałam Ukrainkę o przepięknych, bardzo długich włosach, która opowiadała jak kobiety w jej rodzinie dbały o włosy. Niestety nie znając zbyt dobrze języka niewiele zrozumiałam;).

  Ponieważ temat jest mi od lat bliski bo sam noszę długie włosy  więc  dodam coś od siebie. Być może dla wielu ludzi nie napiszę nic odkrywczego ale mam nadzieję wywołać polemikę i każdy coś doda od siebie.

   Na sprawę można spojrzeć co najmniej dwojako - tak jak na nasze codzienne życie.
1. zaradzenie coś "już, teraz" - ratunkowo, krótko-planowo, krótkoterminowo aby na pstryknięcie palcami poprawić "od zaraz".
2. mieć świadomość czym są włosy i skąd się bierze zły ich stan i nie dopuszczać do "awarii".

   Punkt pierwszy jest powszechnie znany. Szukamy sposobów "z zewnątrz" - cud recept by naprawić to co jest tak naprawdę obrazem naszego wnętrza i jak na dłoni "wyświetla" naszą kondycję duchową, możliwości, siłę ducha itp. Na wszystko co się manifestuje w kondycji naszych włosów pracujemy nieustannie. Ładnie poucza Olga Waliajewa ( 2 wpisy wcześniej) , że najważniejszą rzeczą w życiu jest systematyczność. Tak naprawdę jest to chyba główne wyzwanie życiowe każdego z nas, na każdym poziomie ( czy też etapie życia bo miewamy różne  - inne wyzwania ma nastolatek, inne człowiek w wieku bardzo dorosłym).

   Dobra , bo zaczynam "odlatywać"  na inny temat a nie wiem czy to kogoś interesuje  choć istnienie tego bloga podyktowane jest raczej właśnie  tego typu kwestiom aby zmienić swoje życie dogłębnie - naprawić je u źródeł aby potem nie trzeba było korzystać z "pogotowia ratunkowego"  w rodzaju cud odżywek "zaleczających" na moment efekt ( w naszym wypadku niezbyt zdrowe włosy) - a więc mówiąc szczerze - oszukiwać siebie i innych. Równie dobrze można by zacząć nosić peruki skoro nie mamy chęci posłuchać z pokorą tego co zła kondycja naszych włosów na chęć nam zakomunikować.

   Odnośnie punktu 1.  Pytania czym myć i jak pielęgnować na co dzień. Recept w rosyjskojęzycznym necie jest zatrzęsienie - ja mam na względzie wyłącznie działania naturalne - od wszelakich "sztucznych"  są supermarkety. W składach dostępnych tam "odżywek" są różne odmiany alkoholi, jakieś heksany czy inne tam....aż skóra się marszczy na grzbiecie z wrażenia gdy się to czyta.
   Bardzo  daaawno temu  kupowałem w tak zwanych "drogeriach" wspaniały polski produkt - olej jojoba (może to była jakaś jego emulsja -raczej tak) . Widzę, że jest dziś na "allegro" na przykład - ceny horrendalne. Nie wiem czy to jest to samo i czy działa tak samo- tamto "jojoba"  (firma "INTERFRAGRANCE" to produkowała , pamiętam jak dziś ;) )  miało bardzo rozsądną cenę, butelka była duża, działało naprawdę REWELACYJNIE ! Moje zepsute na różnych budowach włosy momentalnie zyskiwały blask, dawały się rozczesywać, włosy stawały się autentycznie żywe. Olejek naturalny,
Może będę pamiętał zamówić wreszcie to co jest dostępne przez internet i przetestuję.
   Ale tak naprawdę to sprawdza mi się zasada, że dobre metody wcale nie są drogie i leżą na wyciągniecie ręki - tuż pod nogami. Potykamy się o to i albo nie zauważamy albo lekceważymy na zasadzie: "skoro leży i nikt inny się nie interesuje to pewnie nic wartościowego".
      Kiedyś czytałem opowieść pewnej pani- rosyjska fryzjerka miała gruby, długi warkocz, który był powodem do zazdrości dla innych pań. Tylko bardzo zaufanym klientkom zdradzała receptę - otóż myła włosy ......własnym moczem.
Z pewnością nie był to jedyny środek jakiego używała, spróbuję w necie poszukać szczegółów ( na pewno jest  w rosyjskojęzycznym - tam krążą wszelakie recepty, na przykład na leczenie zębów bez dentysty - działa, sprawdzam - wyciąg z korzenia tataraku, płucze się usta).
   Przyznam się, że też używałem własnych siuśków - ja to robię tak, że  myję dobrze włosy szarym mydłem. Kto mył ten wie, że pozostaje osad, szare włosy po wyschnięciu, sztywne. Mocz trzeba pozostawić na kilka dni aż zacznie pachnieć amoniakiem. Tym się spłukuje szare mydło z włosów- mam taki magiczny garnek (podgrzewam lekko przed użyciem) i dobrze spłukuję wcierając w skórę głowy. Gdyby zostawić procedurę na tym etapie to czasem gdy włosy zmokną może się pojawić delikatna woń ( nie jest odstręczająca ) użytego ostatniego składnika. Te tygodniowe siki inaczej pachną. Amoniak gryzie w oczy- ostrożnie podczas spłukiwania. Teraz latem wykonuje to na podwórku - najlepiej. Amoniak "wali" potem w całej łazience. Ja dodałem tu trzeci punkt- zimą napar z suchych pokrzyw a latem zwyczajnie pokrzywy z blendera - czas przygotowania 5 minut, wyjście na podwórko, napchanie pokrzyw do naczynia, trochę wody, mocno zmiksować. Papkę wcieram we włosy spłukane uprzednio moczem.
   Oczywiście ważne jest by czynić ze wszystkiego medytację- tu jest wspaniała okazja. Czas dla siebie, zadbać by nikt nie przeszkadzał ( gdyby pomógł to jeszcze lepiej).
   Pokrzyw nie spłukuję ( jeśli się śpieszę i pokrzyw nie mam to po siuśkach oczywiście lekko spłukuję włosy). Robiłem różne warianty bo również przecedzałem papkę na sicie i do płukania używałem tylko tej pokrzywowej wody. Jak tam kto woli- ja kombinuję by się jak najmniej napracować. Latem na podwórku nie ma kłopotu z zapaprana wanną czy brodzikiem. Ręcznik na głowę, gdy włosy wyschną wyczesuję resztki pokrzyw. Procedura spokojnie starcza na tydzień. Skóra głowy już dawno się dzięki temu zharmonizowała- nie ma nadmiernego przetłuszczania ( kiedyś zmora - potem u mnie było wręcz odwrotnie ale to raczej wina szamponów ze sklepów, wszystkie wysuszają - szczególnie ten obrzydliwy środek SLS dawany dziś do wszystkiego - nawet do szamponu BAMBINO ) 
  uffff...dobra - to tak "cokolwiek"  na temat pielęgnacji codziennej. Znałem ludzi, którzy stosowali do mycia włosów zmieloną gorczycę - podobno w ogóle można ją do mycia używać . Tak jak wspomniałem - jeśli o to chodziło rozmówczyni to z radością poszperam w ruskim necie . Mam nawet w schowku kilka ziołowych recept ale jak to w życiu samotnego pszczelarza - używam to co się sprawdza a tu z lutego robi się czerwiec, potem listopad a potem znów maj.

2. Odnośnie "zapobiegania awariom":  mam w najbliższej rodzinie byłego szefa. Sam zresztą w poprzednim życiu (bo urodziłem się na nowo przenosząc się na wieś) miałem podobne obowiązki. Doszliśmy kiedyś w rozmowach z matką ( to ona była kierownikiem na dość odpowiedzialnym stanowisku) - a ona tę formułę usłyszała kiedyś na jakimś szkoleniu:
  "dobry szef to taki u którego nic się nie dzieje". 
W czym rzecz? Chodzi właśnie o to by mieć wiedzę - wiedzieć naprzód, głupi szef ma w firmie co chwila akcje - a to brakło tego a to tamtego - tu trzeba coś pilnie, tam trzeba coś "na wczoraj". Mądry szef "siedzi i nic nie robi". Wszystko jest przewidziane, zawczasu uzupełniane , w pracy jest spokój , harmonia. Można to odnieść do domowego gospodarstwa- jest wiele powiedzonek na ten temat. To już chyba w innym wpisie. Ale centralnym punktem domowego gospodarstwa są włosy gospodyni. To są anteny transmitujące (lub nie ) energię w przestrzeń kobiety. Był już wpis o tym - podawałem nawet linki do badań amerykańskich.
http://michalxl600.blogspot.com/2015/02/wosy-kobieca-moc.html
i poprzedni http://michalxl600.blogspot.com/2015/02/wosy-i-ich-wpyw.html
   Mądra kobieta to ta, która ma długi , mocny warkocz - systematycznie o niego dba - on jest wizerunkiem i DOWODEM  jej stabilności emocjonalnej - a ta właśnie jest potrzebna mężczyźnie. Dzisiejsze opowieści "kobieta zmienną jest" - a raczej tłumaczenie jakie się dziś przypisuje temu  skądinąd mądremu stwierdzeniu jest zupełnym nieporozumieniem - a raczej świadomą dywersją.
Dziś służy ta mądrość jako "legitymacja" wszelakim wariatkom. Brak stabilności duchowej usprawiedliwia niby fakt "bycia kobietą". Przykro mi poinformować ale brak stabilności świadczy właśnie o zatraceniu więzi z kobiecością.

     Kobiecość to akumulacja energii rodzinnej
dlatego dawniej było tak:

Popatrzcie na ulicach - ja jestem przerażony. Większość kobiet ma włosy 'na zapałkę" a do tego farbowane. Tu mowy być nie może o jakiejkolwiek komunikacji ze swoją "gwiazdą -przewodniczką".
     Mówiło się "kobieta zmienną jest"  bo Wasza niezmiernie wrażliwa psychika odbiera z wielką czułością wszelkie wibracje z otoczenia. Wedy powiadają, że w praktyce kobieta powinna niemal co 2 godziny się przebierać. Po co ? Kobiece ciało jest portalem przyciągającym w przestrzeń rodzinną energie poszczególnych planet. Oddziaływanie planet zmienia się niemalże co 2 godziny.
Cały ten skomplikowany układ różnych gwiazd, planet i innych księżyców jest w ruchu a w wyniku tego wszelka docierająca do nas energia też jest zmienna. Kobieta to doskonale odczuwa a ubiór jest jakby "odpowiedzią" na daną falę kosmiczną- dostrojeniem się do niej. Pamiętamy, że rolą żeńską jest powab- przyciąganie/ akumulacja.
  Wspomniała i o tym Olga Waliajewa (już w artykule chyba), że kobieta powinna nieustannie być powabną dla swojego męża- mieć świadomość tego, nieustanną. Przyciąganie działa na tysiące kilometrów. Nawet jeśli męża nie ma przy Was on jest przyciągany. To jest ta magiczna wzajemność. Kobieta krzątając się po domu wśród dzieci i prasowania ubiera się ładnie i myśli o mężu z miłością. On dzięki temu cały czas ma z nią więź. Ona jest nieustannie obecna w jego myślach.
  My mężczyźni się temu z radością poddajemy! Bywało tak podczas 2 wojny światowej, że mężczyźni nosili zdjęcia ukochanej "na piersi" w jakiejś kieszonce. Dziś na Donbasie pewnie też niejeden tak ma choć czasy mamy inne- można wziąć telefon i zadzwonić przez "komórkę" z okopu.

   Odjechałem jak zwykle od kwestii zmienności kobiety ale chyba nie za daleko.
  Zmienność owszem- w sensie "sensytywność", wrażliwość, subtelność natury, jak doskonały miernik elektryczny - ale opanowana , "ujęta w ramki"  - głównie przez nakierowanie i powiązanie tej wrażliwości z jednym mężczyzną. Chłop  jest takim prymitywnym "kołkiem w ziemi". Pięknie to obrazują niektóre tańce gdzie mężczyzna "prowadzi" - ogranicza przestrzeń kobiety. Był i o tym wpis na blogu.