Blog ma ambicje upowszechnienia szeroko pojętej sfery
obyczajowości Słowiańskiej a więc zdrowych podstaw
życia rodzinnego a co za tym idzie zdrowia
całego naszego społeczeństwa w nadchodzącej już
nowej kosmicznej erze Wilka (Welesa).
Matka-Polka relikt przeszłości, archaiczny dinozaur tak bardzo
niepożądany w towarzystwie, żyje i ma się całkiem nieźle. Odnoszę
wrażenie, że nasze społeczeństwo stało się tak nowoczesne, że zapomniało
zapytać samą zainteresowaną o zdanie.
W dobie walki o równouprawnienie i wielu szczytnych idei takich
jak partnerstwo w związku, zdrowy i uczciwy rynek pracy sprzyjający
zakładaniu rodziny, czy szeroko rozumiane prawo do nie rezygnowania z
siebie na rzecz bycia matką, zawłaszczają sobie licencję na jedyny
słuszny model życia. Zbyt często popadamy w skrajności.
Matka, która z różnych powodów decyduje się świadomie na rolę "kury
domowej", jest traktowana jak persona non grata. Stawianie potrzeb
dziecka na pierwszym miejscu - przed karierą, studiami czy wyjściem ze
znajomymi, oznacza społeczne wykluczenie.
To nie science-fiction, niestety często z takim niezrozumieniem
spotykają się polskie mamy. Dawna "gospodyni domowa" stała się synonimem
nieudacznicy, nieambitnej i pozbawionej rozumu kobiety, które nie wie
jak powinna żyć. Nie brakuje natomiast chętnych którzy tę wiedzę
posiadają i zamierzają się nią szczodrze dzielić.
Sama wychowując swoje dzieci, nie raz spotkałam się z taką postawą.
Rezygnacja z wyjścia na miasto w weekend czy wypadu do knajpy na rzecz
opieki nad dzieckiem, to w oczach wielu ludzi oznaka skretynienia
intelektualnego. Dlaczego?!
Dlaczego tak wiele osób dziwi to, że nie chce powierzać opieki nad
dzieckiem zupełnie obcej osobie? Nie mam na co dzień niani czy babci pod
ręką, która regularnie spędza z dziećmi czas. Nie widzę sensu
stresowania mojego dziecka, po to żeby za wszelką cenę wyjść z domu.
Jestem dorosła. Nie spadnie mi z głowy korona, gdy przez rok czy dwa
ograniczę swoją aktywność towarzyską do wyjść, które nie wymagają wyboru
między szczęściem własnym, a szczęściem i spokojem moich dzieci. Są
miejsca i okoliczności, które sprzyjają wspólnemu spędzaniu czasu, są i
takie które są zarezerwowane dla dorosłych.
Zdaję sobie sprawę z tego, że dzieci rosną i rozwijają się, że pępowina
wydłuża się, a potem znika. Na wszystko w życiu jest czas i miejsce. Za
rok nasze życie będzie wyglądało zupełnie inaczej. Za dwa zmieni się nie
do poznania. Więc po co żyć “pełnią” za wszelką cenę, byle tylko nie
zostać uznanym za niepostępowych?
“O Jezu, dasz flachę i przecież świat się nie skończy jak raz wyjdziesz”
- to najczęstsza dobra rada. A co gdy dziecko nie jest przyuczone do
butelki? Wtedy najczęściej usłyszeć można, że przecież przez 2 godziny z
głodu nie umrze. Owszem, ale w życiu nie zgodzę się na to, aby moje
dzieci się wypłakiwały, po to żebym mogła wyjść na kawkę. Czy mój
kilkumiesięczny syn powinien poczuć się porzucony w imię mojej wolności
osobistej? Ja tego nie chcę - niestety, okazuje się, że niewiele osób
może się pogodzić z moim wyborem.
Polska żona swojego męża jest bardzo negatywnie postrzegana przez
społeczeństwo. Odnoszę wrażenie, że cała niechęć do kobiet robiących
przerwę w życiu zawodowym na rzecz dziecka, wynika z postrzegania ich
jako męczennic. Zacofane matki nie dają się wyzwolić z okowów kuchni,
mopa i brudnych pieluch.
Polska housewife
Zostanie z dzieckiem w domu to w dzisiejszych warunkach luksus lub
poświęcenie. Rzadko zdarza się, aby można było utrzymać rodzinę z jednej
pensji. Dlatego świadome decydowanie się obniżenie poziomu życia w
świecie globalnego konsumpcjonizmu jest co najmniej absurdalne. Jeśli
natomiast twoje zaplecze finansowe jest pokaźne i możesz poświęcić
zarabianie pieniędzy na rzecz oglądania książeczek o kaczkach,
najpewniej jesteś leniwa i niezdolna. Ewentualnie możesz nie mieć
wyjścia i musisz zostać z dzieckiem, które na przykład jest chore -
wtedy jesteś meczennicą.
Większość mam na pełny etat w ciągu dnia dogląda domowego ogniska, a gdy
pociechy pójdą spać dorabia do domowego budżetu. Czasem po nocach, na
chałturach, czasem z dzieckiem na rękach zdalnie przez internet. Ale
“siedzą w domu” i ten fakt jest tak stygmatyzowany, że mało kogo
obchodzi co faktycznie te kobiety robią. Niby każdy wie, że prowadzenie
domu to niekończące się cosie do zrobienia, a jednak gdy nie dotyczą one
samego komentatora przestają być już tak absorbujące.
Najbardziej paskudnym komentarzem, z jakim się spotkałam, gdy mój
młodszy syn był jeszcze niemowlęciem, było stwierdzenie, że moja praca
dodatkowa - o ironio, okupiona nieprzespanymi nocami, to hobby. Bo
przecież nie zarabiam w ten sposób poważnych pieniędzy.
Zawód matki niewątpliwie bezpowrotnie stracił swój prestiż. Coraz
modniejsze staje się wczesne poddawanie dzieci mnogim zabiegom
edukacyjnym - często bez głębszego zastanowienia czy celowości. Ot,
trafia się kolejna szansa na zorganizowanie dziecku czasu bez rodzica,
warto to wykorzystać, przecież dzisiejszy świat tak pędzi, że nie da się
wszystkiego pogodzić. To indywidualny wybór każdego z nas - rodziców.
Zastanawiam się tylko dlaczego tak łatwo oceniamy matki, które chcą się
poświęcić dzieciom.
A gdyby tak nie ratować matek na siłę i wbrew ich woli? Może wszystkim żyło by się łatwiej.