„Ziemniaki,
- posiadają słabą energię, niezrównoważoną, niepewną, energię zwątpienia. Ciało staje się powolne, wątłe, leniwe, zakwaszone. "Twardą" energią ziemniaka nazywa się skrobią,
która nie poddaje się w organizmie obróbce kwasowo- alkalicznej, źle usuwa się z organizmu, znacznie zmniejsza szybkość myślenia, przyczynia się do blokowania systemu
immunologicznego. Ziemniaki nie łączą się z innymi produktami. Jeśli w ogóle je jeść to
oddzielnie, pożądane jest wtedy aby gotować je "w mundurkach" czyli nieobierane. W skórze i
bezpośrednio pod nią znajduje się substancja, która ułatwia rozkład skrobi.
W Rosji nigdy nie było ziemniaków, przywieźli je tam „Mroczni” (siły Mroku) i uprawa kartofli była wprowadzana przymusowo. Stopniowo je wypromowali w świadomości ludzi jako główne warzywo czym poczynili bardzo dużo szkody dla organizmu człowieka. Dziś
jest on najważniejszym produktem roślinnym na stole, jest uważany
za drugi chleb i zdrowe warzywa przeniesione zostały do kategorii drugoplanowych.
Upraszamy was aby w żadnym wypadku nie serwować ziemniaków uczestnikom szkoły "Szczęście" gdzie wszystkie działania nakierowane są na zwiększenie szybkości myślenia - w takim wypadku ziemniak zniweluje do zera wszelkie nasze wysiłki.
Można jeść młode ziemniaki przez 2 miesiące a potem stają się one trucizną. Zamiast kartofli stosujcie rzepę - nie przypadkiem starają się rzepę całkowicie wycofać z pośród spożywczych produktów.
(fragment książki: "wiedza przechowywana przez Dolmeny"- A. Sawrasow)
http://vk.com/znaniya_pervoistokov
Również wszyscy zainteresowani zdrowym odżywianiem wiedzą, że ziemniak jest produktem BARDZO ŚLUZOTWÓRCZYM a śluz praktycznie nie jest usuwany z organizmu lecz odkłada się powodując wiele chorób ("oficjalna" medycyna oczywiście nic o tym nie wie).
W JAKI SPOSÓB PRZYMUSOWO WPROWADZONO NA RUSI UPRAWĘ ZIEMNIAKÓW:
Był czas gdy Ruscy Staro-obrzedowcy uważali ziemniaki za Diabelską pokusę. To nie dziwi - wszak "zamorski" ziemio-płod wprowadzono na ziemie Ruskie PRZYMUSOWO! Staro-obrzedowi duchowni rzucali klątwy i ochrzcili ziemniaki nazwą "diabelskich jabłek". Mówienie dobrze o ziemniakach a już pisanie o tym było bardzo ryzykowne. A dziś wielu naszych obywateli jest przekonanych, że ziemniak wywodzi się z Rosji albo chociażby z Białorusi natomiast USA dała światu wyłącznie frytki.
Ziemniaki trafiły do Europy po raz pierwszy po podbiciu Peru przez Hiszpanów, którzy rozprzestrzenili je w Niderlandach, Burgundii oraz Włoszech.
Nie ma dokładnych informacji na temat pojawienia się ziemniaków w Rosji, ale jest ono związane z epoką Piotra L. Pod
koniec XVII wieku Piotr I (i znów ten Piotr I), przebywający w Holandii
w sprawach dotyczących statków, zainteresował się tą rośliną i "na rozmnożenie"
wysłał z Rotterdamu worek bulw do hrabiego Szeremietiewa. Aby
przyspieszyć rozprzestrzenianie się ziemniaków, Senat już w latach
1755-66 rozważał kwestię przymusu wprowadzenia ziemniaków 23 RAZY!
W pierwszej połowie XVIII wieku ziemniaki były hodowane w dużych ilościach przez "znaczących ludzi” (prawdopodobnie cudzoziemców i osób wyższych klas społecznych). Środki
dla powszechnej uprawy ziemniaków po raz pierwszy zostały przyjęte za czasów Katarzyny II, z inicjatywy Stowarzyszenia Medyków, którego prezesem był wówczas
baron Aleksander Czerkasow. Początkowo chodziło o pozyskiwanie środków, aby „bez większego nakładu” wspomóc głodujących chłopów Finlandii. Z
tej okazji w/w Kolegium Medyków sporządziło raport do Senatu w 1765 roku, że najlepszym
sposobem, aby zapobiec tej katastrofie „są jabłka ziemi, w Anglii
nazywane "potatoes", a w innych krajach "ziemskimi gruszkami, tartuflami
lub kartoflami”.
Wtedy to za sprawą zarządzenia Imperatorki Senat rozesłał do wszystkich rejonów kraju sadzeniaki oraz instrukcję dla gubernatorów aby dbano o rozwój uprawy ziemniaków. Za Pawła I zalecano hodować ziemniaki nie tylko w ogrodach ale także na polach. W roku 1811 do guberni Archangielskiej wysłano trzech kolonizatorów z nakazem zasadzenia określonej ilości ziemniaków. Wszystkie te działania były niewielkie. Ludność ziemniaki witała z niedowierzaniem, a ich kultura nie została zaszczepiona.
Dopiero za panowania Mikołaja I podczas panującego w latach w 1839 i 1840 nieurodzaju zbóż w niektórych prowincjach, władze podjęły bardziej energiczne działania na rzecz uprawy ziemniaków. Najwyższe nakazy i postanowienia, które wydano w latach 1840 i 1842 głosiły następująco:
1) We wszystkich miejscowościach zaprowadzić własne -powszechne uprawy ziemniaków aby zaopatrzyć chłopów do przyszłorocznych zasadzeń.2) wydać instrukcje dotyczące uprawy, przechowywania i stosowania ziemniaków.3) Zachęcać nagrodami i wyróżniać na inne sposoby gospodarzy przodujących w uprawie ziemniaków.
Realizacja tych działań w wielu miejscach spotkała się z zaciętym oporem ludności.Na przykład w Irbitskiej i sąsiednich dzielnicach prowincji Perm chłopi
w jakiś sposób powiązali zalecenia publicznych upraw ziemniaków z ideą
sprzedaży ich właścicielom. Wybuchły bunty ziemniaczane (1842), przybrały one formę pobicia władz
wiejskich i starając się uspokoić nastroje konieczna była pomoc oddziałów wojskowych, które
w jednym z miast zostały zmuszone nawet do użycia ciężkiej broni palnej.Według liczby uczestniczących w nim chłopów i rozległości obszaru
objętego ich wystąpieniem było to największe z Rosyjskich ruchów ludowych XIX
wieku, który to doprowadził do represji z wyróżniającym się w tamtym czasie okrucieństwem.
Ciekawostka:
Włościanin - generał o nazwisku Gerngros hodujący bulwy od 1817 roku dawał sadzeniaki chłopom jednak plony na działkach chłopskich okazywały się nikłe. Wyjaśniło się, że chłopi posadziwszy bulwy wykopywali je nocą i sprzedawali "przeklęte ziemne jabłka" za wódkę w pobliskiej karczmie. Wtedy generał użył fortelu i wydał jako sadzeniaki nie całe ale poprzecinane ziemniaki. Tych już chłopi nie wykopywali z ziemi i zebrali dobre plony a przekonawszy się o wygodach jakie daje ziemniak sami zaczęli go uprawiać.
Podsumowując:
ci co mieli korzyść z tego
aby naród na Rusi się degradował osiągnęli swój cel i ziemniaki stały się naszym "drugim chlebem".
źródło tłumaczenia
post scriptum (2 września 2017):
Kopie mojej rozmowy z Mum Bi - przysłała jak to często bywa list na moją pocztę prywatną:
Jędrku to jest pod artykuł o ziemniakach
Byliśmy jak wegetarianie
Przekonanie, że to
królowa Bona nauczyła Polaków jeść jarzyny, tylko częściowo jest prawdą.
Myśmy już wcześniej je jedli. W dawnej Polsce ludność wiejska żywiła
się głównie produktami roślinnymi. Obok pszenicy, prosa czy żyta, były
to właśnie warzywa. Takie jak rzepa, kapusta, bób, groch, soczewica,
fasola, marchew, cebula, jarmuż, pasternak. Brak warzyw w domowych
zapasach uważany był za dowód całkowitego
ubóstwa rodziny.
Zasługą Bony było to, że przywiozła do Polski
warzywa nieznane tu wcześniej, takie jak np. pomidory, fasolę
szparagową, kalafiory. A przede wszystkim to, że zwróciła nam uwagę na
to, że nasz sposób odżywiania należy zmienić. Chodziło jej jednak tylko o
ludzi bogatych. To tylko ich było przecież stać na wspomniane wcześniej
tłuste mięsiwa w nieprzyzwoitej ilości.
Przeważająca rzesza
mieszkańców ówczesnej Polski odżywiała się jak,
nie przymierzając, wegetarianie, choć wtedy oczywiście nie znano takiego
pojęcia. Gdyby wówczas zrobić badania dotyczące ilości zjadanych
dziennie warzyw i owoców, bylibyśmy całkiem zasłużenie na czele.
Zwłaszcza że w tamtych wiekach nie jedliśmy jeszcze ziemniaków, więc nie
zaciemniałyby statystykom obrazu. Dopiero ponad sto lat po śmierci
Bony, przywiózł je do Polski dla swojej Marysieńki Jan III Sobieski. A
na większą skalę zaczęto uprawiać je u nas dopiero w
XVIII wieku.
Grażyna Zwolińska
Moja odpowiedź:
Hej, wybacz, że nie odpowiadam. Dzieje się wiele - zmęczenie i brak sił/czasu. Mama odjechała wczoraj, wczoraj był też Jarek (Jaruha)-
- ten co nagrał teledysk "Lechistan".
Pozytywny chłopak i mąż-czynu. Kilka dni temu zakończyli
z kolegami konstrukcję szkieletu kopuły- mieszka w ziemiance
30 km od Gdańska - tam też ta kopuła. Jarek rusza z planami wydania płyty - ogłaszałem lakonicznie na blogu ten projekt: "polak potrafi" - jakiś taki portal istnieje.
Wczoraj wizyta z Jarkiem na Polanie u "Jacków", tam zamieszanie bo znów uciekły konie - my wracając (na szybko uruchomionym Fordem z nie po-dokręcanymi kołami) zaryliśmy się w błocie - telefon do Jacka, wyciąganie .....
Mama się dzielnie trzymała i te 3 dni wizyty nie odwaliła żadnego numeru- pomogła, posprzątała, obrała bób.
Odnośnie Twojego listu: jest wspaniały dowód na to co piszesz
Jan Słomka- Pamiętnik Włościanina. Nikt nie podważa rzetelności tego dokumentu- wydany ponad 100 lat temu w wielkim nakładzie- było drugie wydanie uzupełnione bo rzecz stała się hitem wśród naszych rodaków - od Syberii po USA.
Już wtedy pijano spore ilości wódki ale genetyka była jeszcze tak mocna, że było możliwe to co on tam opisuje. Kobiety w mroźne dni szły prać do rzeki- wracając pranie zamarzało, nikt od tego nie chorował.
Na weseliskach chłopy tańcowały i ze 2 dni - taniec po kilka godzin i dla ochłodzenia kładli się w śniegu a potem znów "w tany".
Faktycznie jadali głównie groch itp. Mięso było rzadkością.
Dobra - opublikuję tę naszą rozmowę pod artykułem.
Po czym po paru godzinach posłałem "Mum Bi" (Ani) jeszcze taki list:
Jeszcze taka tam przygoda z dziś (i wczoraj jak myślę).
Myśl przyszła dopiero po południu - wcześniej na to nie wpadłem.
Wczoraj jak chyba pisałem odwiedził mnie Jarek (Lechistan- Jarucha)
i na szybko improwizowałem czym tu chłopa ugościć.
Była moja mama i gotowała sobie garnek naszych własnych ziemniaków.
Obiad we trójkę więc ziemniaki na stole, do tego twaróg w 2 wersjach z cebulą i ziołami ,
no i podczas komponowania posiłku (Jarek już dojeżdżał) złapałem z półki
pomidora, które to kilka pomidorów też kupiła mama. Do tego
(kupione przez nią wcześniej) pomidory suszone w ziołach i oleju - takie tam,
z "Biedronki". Złapałem słoiczek- odkręciłem i do szklanej miseczki- "dziubnąć nie zaszkodzi" -pomyślałem.
Przyjechał Jarek- trwa biesiada. Ściągnąłem im z niski 2 małe ziemniak,
sam miałem kilka liści sałaty na talerzu, ogórki itp. no i przy mamie udawałem, że jem twaróg
chowając kęsy w dłoni i do kieszeni. Zjadłem 2 kawałeczki surowego pomidora i....
jakoś tak wrzuciłem sobie kilka tych suszonych w oleju- pomyślałem, że coś na tym moim talerzu
być musi a pomidor chyba lepszy niż twaróg.
Te pomidory z sałatą mi zasmakowały- gadamy , ja sobie dokładam.
Na koniec dnia jak już Jarek pojechał ja jeszcze przy "kolacji" podjadłem kilka sztuk
czyszcząc miseczkę z tego co pozostało.
Noc jakoś minęła .
Rano idę z nowymi pomysłami do auta przykręcać hak holowniczy,
nic nie dzwigałem!!! zaparłem się tylko tak jak to bywało codziennie dotąd
i pociągnąłem klucz, pociągając nakrętkę. W plecach "klik" i ała!!!
Odezwała się stara kontuzja dysku i ucisk na korzonki.
Taki to "przypadek"- cały dzień chodzę dziś lekko przygięty
a zapomniałem już o tym, że muszę nieco uważać na tą rzecz.
Całe lato dźwigałem normalnie kamienie i wszystko co dzień przynosił.
3 lata temu postawiłem sam cały domek - wymurowałem te sciany
co widzieliście w podwórku - budyneczek z zielonym dachem a potem jeszcze na koniec
niemalże sam poustawiałem 7 metrowe żerdzie na dachu i w ogóle cały dach .
Gdzieś tak we wrześniu gdy budynek już prawie pokryłem płytami onduline
dźwignąłem lekką ramę okienną - w zasadzie porządkując plac budowy.
To samo- klik i wyłączenie z ruchu (wtedy dość poważne bo na dobry miesiąc) .
czemu o tym piszę? Ano bo pracując od rana do nocy przy tym murowaniu
jadałem z lenistwa na obiad ziemniaki (przeważnie własne- ogrodowe) , z oliwą,
solą, ziołami - deptałem to sobie i "aby się najeść".
No i potem ta awaria. Wywaliłem ziemniaki z diety- plecy się wyleczyły
i na wiosnę już było w porządku.
Jakoś tak jak sięgam pamięcią zawsze w tle wspólny mianownik: "ziemniaki- ew. pomidory".