1. Film faktycznie w pewnym "paśmie" swojego przekazu zachwycający. To mi sie od razu spodobało - pokazuje człowieka szczęśliwego, zadowolonego z tego co ma. To prawda życiowa, którą mało kto z nas obecnie posiada. Wielu prezentowanych tu na blogu prelegentów wskazywało, że jest to jedna z podstawowych zasad szczęścia w życiu: cieszyć się z tego co sie aktualnie ma - widzieć tę szklankę do połowy pełną" a nie zamartwiać się nieustannie, że czegoś brak. W ten sposób programujemy następne "małe życie" czyli kolejny dzień (bo co wieczór zasypiając w pewnym stopniu umieramy przecież).
TU MAŁA DYGRESJA: dot. jakiejś wypowiedzi Córki Słońca w rozmowie na temat karmy. Napisała ona, że bezsensem jest przeżywanie w następnym życiu lekcji kiedy nie pamietało się przyczyn. Po części jest to prawda ale moim zdaniem nie zawsze tak było. Dziś jesteśmy tak oddaleni od źródła Boskości, że nie pamiętamy ale czy człowiek budząc się rano nie pamięta co uczynił dnia poprzedniego? Myślę, że wielu jednak pamięta (przynajmniej kilka dni) a więc okoliczności w jakich budzą się rankiem są konsekwencją ich postępowania z wcześniejszych "żywotów" w poprzednich dniach. To dziś (jeszcze ) nie budzi większego zdziwienia natomiast prawo karmy najwyraźniej już tak. Choć jest już współcześnie sporo takich "ludzi" (przypomniał mi sie wykład Marka Passio i wspomniane przez niego pokolenie "Millenials-ów), którzy już ledwie kojarzą co czynili poprzedniego dnia - a tym samym nie są w stanie zauważyć, że sami są sprawcami sytuacji w jakiej się budzą następnego ranka.
Może przerwę na tym ten "odskok" od dzisiejszego tematu traktując go jako notatkę do rozmyślań w przyszłości.
Film "Rikszarz" pokazuje ludzi mających pierwotną - intuicyjną więź z Boskością. Pierwotną bo jest to szczęście dzieci, które jeszcze nie wykonały "podróży w dorosłość" a więc z pod naturalnej opieki Boga i bycia jego dzieckiem nie stały się "współpartnerem" dla Boga -jego pomocnikiem. Ideałem jest oczywiście to samo odczucie ale już uświadomione - po to żyjemy by ten stan osiągnąć ( "Niewinność" karta z tarota Osho ). A może się mylę? Może Amal jest duszą, która ma juz za sobą doswiadczenie bogactwa i dziś ta jego misja i moc stąd się bierze?
Dopisała nam się tam Karolina podsuwając do przeczytania ciekawą notatkę stewardessy - a w tejże informację (nie wiedziałem o tym), że ludzie ze slumsów często sprzedają swoje nowe mieszkania jakie dostają od państwa i wracają do slumsów - do tej wspólnoty. Nie chcą się separować od tego organizmu społecznego - to zjawisko jest fascynujace na swój sposób bo pokazuje to co my utraciliśmy ruszając "na podbój świata" - w drogę "odseparowania" i indywidualizmu. Na pewno obejrzę przynajmniej fragmenty filmu "Rikszarz" raz jeszcze - nie pamiętam dokładnie tej notatki jaką gderliwy -rozczarowany życiem milioner zostawił rikszarzowi. Oj- przemyśleń ma sporo! Jeśli Was temat zaciekawi to rozwinę je w komentarzach.
2. Po pierwotnym zachwycie stwierdziłem, że film jest też rodzajem indoktrynacji i pułapki. Producent jest Kanadyjski- Kanada ma dziś te same problemy co na przykład Niemcy a więc ogłupienie poprawnością polityczną, wylęgarnia multi- kulti i ten agresywny feminizm (używam terminologii Marka Passio- on feminizmy dzieli na dwa nurty. Nie znających przekierowuję do wykładu "Nieświęta kobiecość"). No i kanadyjski producent zapłacił za produkcję pięknej .........bajki dla niewolników. Jest tam zasygnalizowana już powyżej i bezsprzecznie pełna dobrych przesłań strona filmu mówiąca o miłości, o poddaniu sie Losowi/Opatrzności/Bogu (każdy wstawi co mu w duszy gra) ale jednocześnie (kłania sie końcówka filmu) ta produkcja filmowa przestrzega maluczkich: "popatrzcie jak macie dobrze będąc ubogimi. Ci okropni bogacze są tacy nieszczęśliwi. Chyba nie chcecie takiego losu? Pracujcie dalej w korporacjach i nie narzekajcie na swój los a szczęście będzie waszym udziałem. Nie żądajcie więcej". To jest ten słynny psychologiczny "fałszywy wybór" - sprytne kłamstwo serwowane nam przez naszego ciemiężyciela od dawna (patrz choćby doktryny KK). O trzeciej drodze czyli o tym, że można być zamożnym i szczęśliwym film już nie wspomina - to najwyraźniej zdaniem producentów nie jest możliwe (no ale są to pewnie te kompromisy jakie musieli poczynić aby w ogóle uzyskać fundusze na film. Dobrze jednak zdawać sobie sprawę z tych "zdrobnych haczyków" aby nie wpaść w sidła).
Za miejsce akcji wybrano Indie - kraj dla świata zachodu egzotyczny, niepojęty zachodnim światopoglądem i pełen kontrastów. Indie to także kraj wynaturzonych (bo nieprzekraczalnych) podziałów kastowych - "urodziłeś się biedny? Taki już będziesz do śmierci". Sprytną manipulacją producentów filmu jest umieszczenie zmarłego milionera jako narratora (pojawia się jego głos pod koniec jako klamra dla filmu/ morał/ ostateczny wniosek/ "prawda" indoktrynacyja i swoiste "słowo na niedzielę" dla maluczkich). Było to coś w rodzaju: 'może i dobrze, że Amal (tytułowy "Rikszarz") nie otrzymał ostatecznie majątku - NO BO CO ON BY Z NIM UCZYNIŁ SKORO NIE CHCIAŁ PRZYJĄĆ 3 RUPII NAPIWKU?" No kolejna bzdura! Coś tam by uczynił- może przekazałby na sierociniec? Najprawdopodobniej na szpital (choć przedstawiane tam patologie też się proszą o osobne omówienie- siostry nie zajmują sie chorym gdy nie dostaną "w łapę") Kto wie co by Amal uczynił? Z przedstawionej tam szlachetnej postaci jestem pewien, że ogłupienie mu nie grozi. Z jakiej racji zarządzanie dobrami materialnymi przez zepsutych zwyrodnialców gotowych zamordować dla mamony ma być lepsze?
Film natomiast ostatecznie gładzi biedaków po główce "tłumaczac im" jacy są szczęśliwi, że nie muszą nosić na sobie tego "okrutnego brzemienia" bogactwa materialnego. Bogactwo i dostatek pozostają w rękach "cierpiących" utracjuszy i ludzi zepsutych - tak jak dotąd. Oni "ciężko pracują" chroniąc biedaków przed tym "nieszczęściem" posiadania czegoś więcej niż posiadają obecnie.
Pod tym względem czepić się mogę do kilku wątków mówiących o samych działaniach "jedynie dobrej" pani notariusz (chyba taką miała funkcię?). Przez miesiąc nie mogła znaleźć adresata (polecając tę misje człowiekowi, któremu mogło zależeć na tym aby adresata nie znalazł) a jak już go znalazła to nie za bardzo przyłożyła się do wyjaśnienia sprawy - jej też było wygodniej aby wszystko zostało po staremu a ona miała z głowy i mogła zagłuszyć swoje sumienie, że "spełniła obowiązek". Tu też zresztą kolejna patologia bo "baba rządzi" w swoim domu i nie tylko ("gdzie baba rzadzi tam diabeł błądzi" ;) ) a z mężem ma taki kontakt, że nawet nie wie kto odwozi jej własne dzieci do szkoły. No ale pewne "nieścisłości scenariusza" też musiały zaistnieć jako pretekst dla fimu i akcji więc częściowo wybaczam -pewnie to jak zwykle jakiś kompromis dotyczacy budżetu przeznaczonego na film -stąd te uproszczenia.
Oj- pozdradzałem już wiele wątków filmu ale najważniejsze sceny i uśmiech samego bohatera i tak wart zobaczenia. Są jeszcze wątki relacji bohatera z matką czy też jedną z klientek (przyszłą żona jak to potem wynika). Kobiety najpierw są gderliwe i takie "samodzielne" a potem .....reżyser chciał chyba przekazać, że to pod wpływem dobroci Amala zmieniają się na plus (z doświadczenia swojej rodziny jednak wiem, że to tak nie działa. Mój ojciec był taki jak ten Amal - mama powoli i tylko w części docenia to dopiero długo po jego śmierci). O ile w wypadku kandydatki na żonę coś takiego mogło by być możliwe - o tyle ukazywanie takiej postaci matki budzi moją nieufność. No....ale "kobiety zmienne są" :) więc najprawdopodobniej to pulsowanie żeńskiej natury- ciekaw jestem odbioru tych spraw przez czytelniczki bloga.
Podobało mi się jak w drugiej części filmu mama wszystko polecała Bogu- nawet nowa riksza po naprawie uruchomiła się jak mama przypięła obrazek z bogosławieństwem Ganeshy (ja sam znam ze swojej praktyki tego typu sytuacje i mnie to już nie dziwi -opowieści starczyłoby na małą książkę). To jest postawa trudna dziś do wyobrażenia dla kobiet zachodu- kobiet oderwanych od natury - od Boga. Karolina pisze w jednym ze swoich jesiennych wpisów o tym powracającym lęku To chyba tu było (czytałem wczoraj 2 wpisy na jej blogu- jeśli nie tu to w poprzednim). Jako mężczyzna ja osobiście tęsknię za tą mocą jaką miała moja prababcia mająca głęboką (wynikającą z praktyki trudnego życia ) wiarę w Boską Opatrzność. Taka MOC kobiety daje moc mężczyźnie. Dziś widzę doskonale (a mając swoje doświadczenie tego typu- od razu rozpoznaję to w otoczeniu) , że związki gdy mężczyzna musi nieustannie zapewniać o czymś kobietę- udowadniać coś ("jeśli nie chcesz mojej zguby- krokodyla daj mi luby"), -takie związki tkwią tak naprawdę nieustanie w miejscu. Taka para całe życie spędza na iluzjach - jak już nawet się gdzieś posuną o krok to "babskie lęki" znów zniszczą wszelkie męskie wysiłki i cofaja sie oboje do punktu wyjścia (a w zasadzie jeszcze niżej bo on utracił pewien "kapitał inwestycyjny"). Po kilku takich "akcjach" rodzą się nowe podświadome lęki , mechanizmy obronne- piramida bezsensu. Mężczyzna ostatecznie umiera przedwcześnie wyczerpany tym "babskim miotaniem się" -czegokolwiek by dla niej nie dokonał- ona nadal pozostaje nieszczęśliwa. Ona nie jest wizjonerką - ona działa wyłącznie z poziomu zachcianek/ trendów mody/ reklam i wszelakiego typu indoktrynacji. Poszukiwanie szczęścia wyłącznie w świecie materii zawsze kończy sie rozczarowaniem, zniszczeniem a ostatecznie w desperackim akcie zagłuszenia poczucia winy "zbawienie" sprzedaje "ojciec Grzybek" wysysając ostatnie krople krwi.
Oj - kolejna dygresja. Duch chciałby przekazać ale na dziś dzień moje możliwości wyrażania się poprzez ciało sa mocno ograniczone.
Wybaczcie powyższy chaos- zdarzają się takie wpisy tutaj, swego rodzaj "myśli nieuczesane". Może pomożecie je "rozczesać" na co jak zwykle liczę.
Wasz szczerze oddany "woźny" tej wirtualnej kawiarenki.
"Napisała ona, że bezsensem jest przeżywanie w następnym życiu lekcji kiedy nie pamietało się przyczyn."
OdpowiedzUsuńGdzie i kiedy tak napisałam? Wręcz przeciwnie, pisałam, że nie potrzebna jest pamięć poprzednich wcieleń, nie potrzebna jest wiedza o karmie, czy jakiekolwiek zainteresowanie duchowością, by realizować lekcje. Miliony ludzi na świecie żyje bez tego typu wiedzy i radzą sobie oni ze swoimi lekcjami bardzo dobrze. Podkreślałam to tak wiele razy, że naprawdę nie wiem już jak doszłeś do wniosku, że coś takiego mogłam mieć na myśli. :(
"Wręcz przeciwnie, pisałam, że nie potrzebna jest pamięć poprzednich wcieleń, nie potrzebna jest wiedza o karmie, czy jakiekolwiek zainteresowanie duchowością, by realizować lekcje."
UsuńNo na to by wskazywała postawa i los choćby filmowego bohatera.
Gdzie napisałaś? Może faktycznie coś "pozajączkowałem" a nie ma sił teraz czytać starych wypowiedzi.
Oby do wiosny!!!
Może nie wypowiadam się zrozumiale, skoro moje wypowiedzi są aż tak (o 180 stopni) przeinterpretowywane?
UsuńJedyną rzeczą, o której pisałam, że jest bez sensu, to zakładanie, że ludzie zostają katami podczas swych wieleń z ciekawości, zobaczenia "jak to jest być katem". Chciałam wtedy powiedzieć jedynie, że to zbyt duże uproszczenie, które w swych założeniach NIE jest prawdziwe w ogólności (prawdziwe jest jedynie jednostek o już wykształconej mentalności kata). Pokazywałam też, że tożsamość między wcieleniami nie zmienia się drastycznie oraz że często kontynuujemy tą samą lekcję, przez wiele wcieleń, dopóki jej nie zrealizujemy.
Ech, niepotrzebnie się wypowiadałam na ten temat. To i tak nie ma zbyt wielkiego znaczenia.
UsuńSpokojnie Córciu - wszystko ma jakieś znaczenie. Niech sie dzieje- niech spokojnie płynie. O!- odnośnie znaczenia spraw pozornie nieważnych przypomniały mi się filmy "Efekt Motyla" . Jest też coś o tym w filmie "Mr Nobody". Pozdrawiam wiosennie bo dziś jedna z sikorek za oknem wydała dźwięki- zimą rzadko to czynią - a dziś niosłem drewno do pieca i słyszałem "piit, piit".
UsuńPrzyznaje sie, film obejrzalam w nocy z niedzieli na poniedzialek. Mam slabosc do Indii i wielu rzeczy, ktore maja zwiazek z tym krajem. Bylam tam 1 miesiac 10 lat temu. Z regresingu wiem, ze jedno z moich wcielen bylo w Indiach i kojarze bliskich mi ludzi z tamtego czasu we wspolczesnym zyciu.
OdpowiedzUsuńFilm wydal mi sie momentami banalny, wrecz schematyczny. Podobnie do Ciebie postrzegam aspekty, jakie opisales Jędrzeju.
Pani notariusz, ktora nosi w tamtej rodzinie spodnie i majac tak blisko czlowieka, ktorego ma znalesc szuka go w tradycyjny sposob zgodnie ze wskazowkami swojego mocodawcy...ot, taka ironia losu...i tez podpowiedz dla widzow :)
Ja uwazam, ze do misji znalezienia Amala podeszla z 99% zaangazowaniem. Uwazam, ze sie przylozyla albo ze jej bardzo zalezalo. Ale to, ze Amal jednak $ nie dostanie to chyba skutek tego, ze ona nie umiala sie wczuc w jego sytuacje. Moze nie przyszlo jej do glowy, ze ten czlowiek nie umie czytac. Nie spytala, czy on moze zaczekac tylko zalozyla- wiedzac, co go z jej rak czeka, ze on po pierwsze moze, po drugie ze zostanie a po trzecie- ze bedzie szczesliwy dziedziczac taki majatek i ze to doceni.
A on po prostu pojechal do Kobiety, ktora kochal i z ktora byl umowiony... :)
W sumie film i jego glowny bohater, tytulowy rikszarz jest zgodny z moim postrzeganiem czesci Hindusow, ktorzy pogodnie znosza to, co im zycie daje wierzac, ze prawo karmy wynagrodzi im to w kolejnym wcieleniu.
Mimo wiec dosyc banalnej historii- z mojego punktu widzenia- ucieszylo mnie, ze moglam przez 2 godziny pobyc w moich kochanych Indiach...Przemyslec i przewartosciowac, co jest wazne i dlaczego, dla kazdego z bohaterow filmu i dla mnie samej w moim zyciu.
Mysl, jaka przywiozlam ze soba z Indii, wynikajaca z obserwacji podczas pobytu byla taka: oni tam zawsze sa szczesliwi. Rowniez wtedy, gdy czlowiek zarabia prasowaniem na ulicy i nawet zelazko nie jest jego- czyli pracuje glownie dla kogos- on wydaje sie szczesliwy...
Podczas miedzyladowania w Moskwie kilka godzin mialam mozliwosc obserwowac ludzi zachodu na lotnisku. Wchodzili do sklepow wolnoclowych, zostawiali w nich kilkaset a moze wiecej $ i wychodzili smutni, nieobecni czy zli, zezloszczeni. Pamietam ten kontrast...dal mi do myslenia. I mimo, ze od mojego pobytu w aszramie minelo juz 10 lat, klimat Indii- i nie mowie tu tylko o temperaturze i pogodzie- jest mi bardzo bliski. I wiem, ze jeszcze tam wroce!
Ciekawe...w polowie filmu dostalam wiadomosc od jednego z moich Klientow sprzed 4 miesiecy...Hindusa. Bede go znow goscic od najblizszej niedzieli- wynajmuje mieszkania w systemie hotelowym. Wiec zywy kawalek Indii bedzie ze mna. I bedziemy znow ucztowac w warszawskich hinduskich restauracjach, pic wspolnie herbate i rozmawiac do poznej nocy :) Bardzo sie ciesze :)
Obejrzcie i napiszcie, jak Wam sie podobal :)
Witaj Beato, bardzo dziękuję za domalowanie kawałka obrazu do naszej wizji.
Usuń"A on po prostu pojechal do Kobiety, ktora kochal i z ktora byl umowiony... :) "
Tak - to piękne i wzruszające. Z drugiej strony kochająca kobieta na pewno by zrozumiała gdyby ważna sprawa zatrzymała Amala. Tu całym sercem rozumiem jego wybór i zachowanie.
Co do pani notariusz ośmielę się pozostać przy swoim widzeniu sytuacji. Napięcie róznych okolicznosci los budował przez około miesiąc doprowadzając nas do kulminacyjnej sceny - o której pani notariusz twierdzi, że jest dla niej ważna a ona ........odbiera jakiś "ważniejszy" telefon. No to jak to w końcu jest? To, że nie przeniknęła priorytetów Amala (i nie była w stanie) to jest jej wina. Za to jej płacą aby "znała się na ludziach" a tam błąd za błędem. Kierownikowi, inżynierowi czy dyrektorowi (mówię o normalnych firmach) płaci się za skuteczność a nie za to, że powiedział "nie udało się". Powierzenie sprawy człowiekowi mogącemu być "stroną w sprawie" (poszukiwanie Amala) jest kardynalnym błędem. Ostateczna scena z telefonem potwierdza tylko jej lekceważenie sytuacji - ona ma wreszcie przed sobą obiekt poszukiwań. W takich razach szef mówi do sekretarza/sekretarki: "nie ma mnie dla nikogo". Ona zlekceważyła Amala bo Amal jest z innej kasty- tam w Indiach są równi i równiejsi (nie tylko tam- niewolniczy system jaki zapanował na Ziemi w ostatnim około 1000 lat własnie sie rozpada z hukiem -te różne smichy chichy z Misiewiczów, Maciarewiczów to nie przypadek- będzie jeszcze weselej). Pani notariusz jako fachowiec powinna wiedzieć (przewidywać), że Amal może nie umieć czytać ale tak jak już pisałem -nie za bardzo chciała, pozorowała działania. Ogólnie nazywając to po męsku: "spieprzyła sprawę".
Bardzo interesujące to co napisałaś o kontraście na lotnisku w Moskwie.
serdeczności Beato!
Czytam po raz kolejny Twój -jak zawsze treściwy- list Beato:
Usuń"Mimo wiec dosyc banalnej historii- z mojego punktu widzenia- ucieszylo mnie, ze moglam przez 2 godziny pobyc w moich kochanych Indiach.."
Wydaje mi się, że wielu bywalców tej strony może mieć jakieś doświadczenia z Indiami w przeszłych żywotach. Ja też miałem swego czasu marzenie pojechania tam ale w tym życiu wystarczyło już przeżycie wszystkiego w wyobraźni- w odpowiednim czasie pojawili się na mojej drodze ludzie, którzy wykonali tam takie podróże i przywieźli dla mnie te energie jakie były potrzebne.
A co do "banalnej historii" - stwierdzam, że wszystkie nasze historie z jakiegoś wyższego punktu widzenia są banalne. Zdarza mi się raz w miesiacu jechać takim urokliwym, małym asfaltem pośród lasu. Wiele lat temu była to moja "droga marzeń". W każdą sobotę siadaliśmy z kolegami na swoje składane ze złomu motocykle jadąc 70 km "na męską wyprawę". Wyrywaliśmy sie na wolność ze śmierdzącego zaduchem, spalinami i beznadzieją życia miasta. Słuchałem wtedy miedzy innymi tego tekstu Bogdana Loebla:
https://www.youtube.com/watch?v=Pyece4k8BKs
Zostało mi mgliste spojrzenie -raczej uczucie tego jakie to dla mnie było życiowo istotne i ważne. To była moja droga zywicielka- moja dusza odżywała. pamietam w którym rowie rosły zachwycające niebieskie łubiny, pamietam gdzie zepsuł nam się samochód (pewna wyprawa była w 6 dudniacych motocykli i stary -zrekonstruowany ruski "gazik". To wszystko dziś budzi uśmiech - ale to już było. Taka "rzeka dzieciństwa".
https://www.youtube.com/watch?v=5GZLDvQC08I
Dziś ja komuś pokazuję rów: "tu mi kiedyś pekła dętka - ale to była akcja!" :) - to dziś brzmi śmiesznie i .... banalnie. Z drugiej strony moi synowie mając dziś wszystko podane na tacy są bez błysku w oku, bez tego szaleństwa jakie nas rozpalało gdy jechaliśmy "w siną dal" nie mając pewnosci czy w ogóle dojedziemy prtzed zmrokiem (bo motocykle były dziwaczne i niedoskonałe- zdarzały się remonty- ale to też było częścią przygody. Jak w życiu).
Jędrzeju,
Usuńjestem skłonna przyznać Ci racje, po tym, jak drobiazgowo zanalizowales postawe i zachowanie Pani notariusz. Tak, po męsku mozesz powiedziec: "spieprzyła sprawę", masz racje, nie wzielam pod uwage wplywu przynaleznosci do roznych i oddalonych od siebie kast.
W sumie jak sie zastanowilam, to wiekszosc filmowych historii jest 'banalna'- piszac to mialam na mysli: bardzo prawdopodobna i na pewno wiele/kilka razy zdarzyla sie w czyims zyciu.
Mam nawet takie przekonanie, ze wiekszosc opowiesci ksiazkowych czy filmowych ma swoje pierwowzory w zyciu. Sa fikcja dla tych, ktorzy tego (moze: jeszcze) nie przezyli ale sa tez tacy, dla ktorych beda historia lub przyszloscia.
Na szczescie ja tez nie jestem z pokolenia, co mialo podane na tacy i tez mam swoje historie- nie motocyklowe ale autostopowe i inne.
Serdecznosci Jędrzeju :)
Byłam dwa razy w Indiach(1994, 2004r) Mieszkałam również w aszramie. Było pięknie, miałm cudowne wspomnienia, ale w pewnym momencie w 2013r otworzyłam szerzej oczy i to wspaniałe piękno Indii gdzieś się zgubiło i zaczełam sie zastanawiać jak można było się czuć dobrze wśród ludzi, którzy czekali na twoją naiwność, na brak znajomości języka i oszukiwali patrząc ci prosto w oczy kłamali, Ja wiele moich znajomych zostało przez Hindusów oszukanych w rózny sposób. Nawet w aszramie mówiono żeby nie kupować w południe bo wtedy żar płynie z nieba i trudno racjonalnie myśleć i można zostać oszukanym. Już nie wspomnę o wiecznie żebrających, kalekach, brudzie. Już nie marzą mi się Jndie. Pozdrawiam I
Usuń:)) też kiedyś do tego doszedłem, że wiekszośc książkowych opowiesci (szczególnie te prawdziwie wciągające) pisze zycie. To sie nawet da wyjaśnić duchowymi zależnosciami: jeśli historia wydarzyła sie naprawdę to czytelnik podłacza sie do tego pola informacyjnego i.... wyobraźnia odbiera obrazy- szczególnie dziecięca. Wszelakie bajki Astrid Lindgren i podobne ze skrzatami też jak najbardziej były czyims przeżyciem.
UsuńA co do naszej pani notariusz: jeśli choć jakaś część tej opowieści ma swoje pierwowzory w życiu (to możliwe jak piszesz- ktoś mógł naprawdę spotkać takiego człowieka) to być może ta część gdzie pani notariusz zawodzi była ingerencją cenzora? Kogoś kto film finansował i na czyje zamówienie opowieść miała przybrać taki kształt? Słyszałem wiele opowieści, że tak sie często działo i być może nadal dzieje z książkami - wydawcy ingerują w zakończenia czy w wątki stawiając ultimatum finansowe- na pewno takich narzekań pełno jest wśród rozmaitych dziennikarzy i felietonistów (czyli krótszych opowieści). Mamy więc jak dotąd bajki zniekształcane i trzeba czytać "między wierszami" oddzialając perły od mułu.
Anonimowy 26 stycznia 2017 19:56
Usuń."............................zaczełam sie zastanawiać jak można było się czuć dobrze wśród ludzi, którzy czekali na twoją naiwność, na brak znajomości języka i oszukiwali patrząc ci prosto w oczy kłamali, ................................. Już nie marzą mi się Jndie. Pozdrawiam I"
No właśnie taki obrazek przywieźli mi też ludzie. Miałem wujka - marynarza, który opowiadał różności. Dlatego w jakimś wpisie odnośnie filmu wspomniałem już, że jest tam najwyraźniej przyzwolenie na kradzieże -taka dziwna podwójna mentalność. Amal też dobrze wiedział, że istnieje jakiś zamożny opiekun tych dzieci trudniących sie drobnymi "łotrostwami" na ulicach. To faktycznie dziwne.
Podobne opowieści słyszałem o ludziach z północnej Afryki- też dzieci biegaja gdzieś w Egipcie sprzedając wode i czychając na naiwność turystów.
No i to swoiste podejście do higieny - jest gdzieś w internecie filmik jak kucają nad brzegiem morza w sprawach fizjologicznych. Jakoś to przedziwnie funkcjonuje i jeszcze się wszyscy nie pochorowali na czerwonkę ale jest to na pewno dyskomfort- szczególnie w tak gorącym klimacie. Takie zagęszczeniu ludzi w jednym miejscu musi rodzić tego typu sytuacje i natura nie da rady zutylizować tak wielkiej ilości "produktów przemian życiowych".
TAK POZA TEMATEM:
OdpowiedzUsuńPani Lora Szeremietiewa w jednym z przekazów (nie tłumaczyłem tego na polski) stwierdziła, że 19-stego stycznia otworzył się jakis portal na Ziemi, że 2017 to numerologiczne "1" - a dodatkowo ten miesiąc jest pierwszy. Faktycznie coś "tąpnęło" - dziwne choroby w ostatnich dniach.
W tym samym nagraniu pani Lora wspomina, że taki sam portal otworzy się jeszcze 28-go czyli za 2 dni. Wyczulcie się na ta datę- ciekaw jestem czy ktoś coś....
Dzieje sie naprawde wiele poza naszą (nawet tą czysto medialną) świadomością. Jedna z moich obserwacji z granicy informacji społeczno -politycznych: niejaki W.W.Piakin przez ostatnie 2 lata co tydzień wypuszcza audycje godzinną "odpowiedzi na pytania widzów" (ze 3 audycje sa już z napisami polskimi) - komentarze od dwóch lat BARDZO celne. Np. 2 miesiące przed wyborami w USA mówił, że Clinton przegrała, wiele innych wątków naświetlał - a wszystko bazując na oficjalnych przekazach ze światowych dzienników. No i przez te 2 lata zdarzyło się ze 3 razy, że Piakin nagle zawieszał audycję na tydzień lub 2. Było tak w newralgicznych punktach wojny na Donbasie i kilku podobnych.
Zawierucha musi być w tym momencie ogromna (zabici dwaj dyplomaci rosyjscy) bo Piakin od miesiąca nie nadał programu - to też element walki i nie informowania przeciwników o swoich poczynaniach. Miała być tylko przerwa świąteczna a obecnie zapowiada sie wznowienie programu w połowie lutego- to niezwyczajne. Najbliższe dni przyniosą sporo niespodzianek.
19-go ostatnia kwarta księżyca się zaczynała, a 28 mamy nów. zbieg okoliczności - nie sądzę
UsuńDzięki za podpowiedź. Faktycznie ciekawe. Nów bywa okresem najwiekszych fizycznych zmian (pełnia czasem stagnacji i dojrzewania spraw). To by mogło podpowiadać, że za niecałe 2 dni może zakołysać jeszcze mocniej.
UsuńTAK POZA TEMATEM:
OdpowiedzUsuńNa Histmagu pojawił się artykuł o Turbosłowianach. Co myślicie na ten temat?
https://histmag.org/Imperium-Lechitow-nie-istnialo.-Dlaczego-14682/1 (artykuł ma 5 stron).
Jak słyszę "turbosłowianie" to wiem kto pisał. Od przynajmniej około 2 lat gdy zainteresowanie tematami Słowiańskimi przybrało gwałtownie na sile -pojawili się w polskojęzycznym necie różni "specjaliści" od Słowiaństwa. Jeden z przykładów (oraz masakrę jaką mu urzadziła pani Nestor) możesz przesledzić na forum "zmianynaziemi" -temat brzmiał chyba "wedy słowiano- aryjskie". Strona 7- ma tematu jeśli dobrze pamiętam. Możesz też przesledzić część tej rozmowy kierując sie poprzez link po prawj w naszym spisie szybkich linków- zaraz pod "zegar słowiański" jest skrót pod nazwą "kultura Aryjska. Podam gotowca dla ułatwienia:
Usuńhttp://nestorbst.blogspot.com/2012_11_01_archive.html
Tam szukaj działu "dywersje wiedyzmu".
Ten dezinformator (Asur - jak takich nazywają Wedy) załozył nawet w internecie swoje forum - chyba jako "NoOne". Oj- nawet mi sie nie chce o tym wspominać, to jeden z przykładów.
No w każdym razie dziś siły Mroku zarządziły sprytnie tak: nie są w stanie zakazać wiedzy i utrzymać jej pod kloszem - internet wymknął się z pod kontroli. Dali więć "zielone światło" rozmaitym świrom od "Niebocentryzmu, płaskiej Ziemi, Lechitów, niby Rodzimowierców - tam przeważnie są ich ludzie (administratora Anastazja.org poznałem osobiscie) . Mieszają ludziom w głowach - niemal wszystkie te koncepcje przynajmniej częściowo wykluczają się wzajemnie. Zupełnie bym się nie zdziwił gdyby zarówno fani Imperium Lechitów jak i obecni głosiciele "Nie było imperium lechitów" byli tą samą druzyną. Oni robią sztuczne zamieszanie - zwracają uwagę niewpełni obudzonych ludzi ( poziom serca) i zajmują im czas, wysysają energię. Tak samo w polityce PO , PiS i ktos tam jeszcze niby walczą ze sobą a wieczorem po cichu razem piją wódkę.
Przykładowo widziałem już w necie 4 mapy z zaznaczonym tym samym obszarem jednego -jednokolorowego obszaru (unikam słowa "państwo" bo u nas nie tak sie to nazywało- najprędzej "Dzierżawa". Państwo to nazwa kolonii okupanta a myśmy się "sami dzierżyli" - stąd staropolskie słowo "samodzierżca").
UsuńNo i na przykład w necie rosyjskojęzycznym ten sam obszar całej współczesnej Rosji aż po Francję zaznaczony juest na czerwono i podpisany Ruś - ewentualnie Wielka Tartaria. Nam się serwuje dokładnie to samo ale "podbijając" narodowe zarozumialstwo wbija sie nam Lechistan. Wszystko po to by nadal skłócać głupców ze wschodu i zachodu. Rozsądni ludzie wyciągną z tego wniosek, że kiedyś stanowiliśmy JEDEN słowiański organizm - jaka miał nazwę? Nie wiem. Na pewno nie było jakiegoś "jedynego władcy" - królowie i książęta byli wybierani w razie klęsk żywiołowych czy zagrożeń wojennych - tylko czasowo. Nie było królewskich dworów - bo po co? Wszyscy mieszkali pięknie.
Tak jak dziś powiedzmy w mojej wiosce żyje wiele rodzin tak w wiekszej skali żyły sobie plemiona, rody - one jednoczyły się w większe organizmy czyli narody. Każda społecznośc miała swoją szanowaną starszyznę, ci kontaktowali się z ościennymi rodami/narodami - współpracowali. Ot i wszystko. W razie konieczności -tak jak krwinki białe w naszych organizmach kto mógł śpieszył na pomoc tam gdzie pomoc była potrzebna.
Ta cała dzisiejsza dziecinada "kto był ważniejszy" -pompowanie takiej głupiej (bo nieuzasadnionej mądrością) pyszałkowatości to jeszcze ostatnie podrygi mrocznych i próby przeszkodzenia w naszym zjednoczeniu. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - zjednoczenie musi być ludzi dojrzałych a nie fanatycznych półgłówków walących sie po mordach.
Dzięki za odpowiedź. Wiele mi wyjaśniła. Faktycznie analogiczne dp Turbosłowian ruchy istnieją w Rosji, na Ukrainie, Litwie itd. Rzeczywiście, teorie głoszone przez ten ruch wydają się wprowadzać wiele zamieszania, ośmieszać tematy związane ze słowiańskością.
UsuńCzytam sobie bloga pani Nestor. Całkiem interesujący.
:) prawda. Bardzo konkretna osoba- pojawiła się, powiedziała co miała powiedzieć i ...na razie znikła.
UsuńFajnie że temat staje się coraz bardziej popularny i media popularna nie mogą go dalej ignorować. Szczególnie fajna pierwsza strona artykułu z wieloma faktami, ale później autor przedstawia niezłą demagogie. Najlepsza jaja to jego bibliografia, gdzie znaczna jej większość to po prostu blogi:)
UsuńWiele osób pewno zaskoczy ta tematyka i postanowi sobie sprawdzic informacje z artykulu - i chwała im za to. Generalnie to właściwie wszystkie informacje o świecie jakie dostaliśmy w szkole, telewizji i od rodziców to były kłamstwa wyprowadzjące nas w pole i samemu trzeba to wszystko zweryfikować. Na przykład teroie płaskiej ziemii, niebocentryzmu, imperium lechitów są dużo bardziej spójne i logiczne niż to czym nas próbowali zindoktrynować w szkole, typu ziemia-globus.
Poznanie prawdy wymaga duuuużo więcej 'wysiłku' niż po prostu przeczytanie artykułu, czy obejrzenie filmu.
Tacy ludzie jak Szydłowski i Bieszkek, pomimo ich wielu błędów i nieścisłości zrobili fantastyczną robotę, gdyż temat robi się coraz bardziej popularny.
Moim zdaniem Jędrzej ma rację pisząc tak: Na pewno nie było jakiegoś "jedynego władcy" - królowie i książęta byli wybierani w razie klęsk żywiołowych czy zagrożeń wojennych - tylko czasowo. Nie było królewskich dworów - bo po co? Wszyscy mieszkali pięknie.
Ale to jest zbyt radykalne dla większości ludzi pogrążonych w niewolniczym systemie. Jak to bez PANA nad sobą?? Toż to herezje !! - założe się że większość zareagowałaby taką alergią :)
Poza tym książki Bieszka i filmy Szydłowskiego mają o niebo lepszą bibliografię, z której można sobie jakiś obraz stworzyć na tą sytuację.
Najśmieszniejszy jest dla mnie argument o kompleksie niższości, jako przyczynie wymyślenia Lechii. Ewidentnie autor nie postrzega siebie jako bożego dzieciątka:P
No właśnie - dali się wciągnąć na nasze pole walki. Ignorować nie mogą- zaprzeczają, wyśmiewają. Tak czy siak popularyzują.
UsuńCoś dla uśmiania się
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=I0WMI0F_rh8
:) I
:) - dobre - a zaraz potem to:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=pG3Q6aNwGk8
No nic - zbieramy takie obserwacje i czas pokaże. W naszej codzienności takie rewelacje nic nie zmieniają.
p.s. rózni mądrale od lat namawiają by nauczyć się wychodzenia z ciała (ja-sno[snów]-widzę)- jasnowiedzenia . Bajki stare o Baba Jadze opowiadają, że uczyła herosa widzieć we śnie. No i jak się widzi we śnie to można sobie to wszystko zbadać samemu, wylecieć w kosmos- pooglądać.
UsuńMichalixl600....
UsuńW naszej codzienności takie rewelacje nic nie zmieniają.
W mojej codzienności zmieniają, upewniają mnie w tym, że to naprawdę Matrix. A ile uśmiałam się z tego jak im we wszystko wierzyłam, jak w szkole się poważnie tego uczyłam. Juz dawno nie wierzę lekarzom, politykom, a teraz naukowcom. Staję się powoli wolna od wiedzy, którą nam starają się wtłoczyć do głowy. To daje mi taką wolność i coraz więcej Radości, Wiary(Wie-RA)jest we mnie.I
michalxl60028 stycznia 2017 14:30
UsuńNo i jak się widzi we śnie to można sobie to wszystko zbadać samemu, wylecieć w kosmos- pooglądać.
Coś w tym jest, i na pewno fajnie by było zrobić sobie taką "senną" wycieczkę w kosmos, ale na razie, z tym poczekam, jak przyjdzie na to czas napewno wyruszę.I
Anonimowy 28 stycznia 2017 21:51
UsuńMichalxl600....
W naszej codzienności takie rewelacje nic nie zmieniają.
"W mojej codzienności zmieniają, upewniają mnie w tym, że to naprawdę Matrix. "
No tak- jest to jedno stuknięcie młoteczkiem w tę "poważną" wizję jaka nam sie stwarza od urodzenia.
Pisałem już kiedyś, że jest w necie wiele wykładów niejakiego Kungurowa. Facet na przykład polazł do galerii obrazów w Ermitażu i zaczął ściśle układać rzeczywistość Petersburga traktując istniejące tam obrazy jak fotografie. Każdy z nich ma przecież datę namalowania. No i wyłazi na jaw kupa nieścisłosci. Jest na jakiejś ulicy kościół "X"- jego wieża przez przecznice jest widoczna z daleka. Opisuje się, że kościół ten wzniesiono na przykład w 1720 roku. Pan Kungurow wszelkie takie fakty i zapiski kronikarskie wraz z 'dokumentacją malarską" składa razem i ..... okazuje się, że malowany gdzieś tam widok miasta 4 przecznice dalej zawiera sterczącą tę własnie wieżę kościelną. Problem w tym, że obraz ten jest datowany na 1660 itd.
Pamietam jeszcze, że Kungurow uczepił się pewnych kolumn kamiennych przy jednym ze dość znanych budynków. Po pierwsze to przeliczając ich wagę okazało się, że żaden ze współczesnych dźwigów nie byłby w stanie tego postawić
2. Przy gruntownej analizie obróbki okazało się, że są one precyzyjnie wykonane czymś w rodzaju frezarki a nie ręcznie, że stopień ich obróbki i precyzja jest ręcznie nie do osiągnięcia.
Masa takich ciekawostek.Z mojego świata mechaniki taka "zagwozdka": powiada się nam, że chyba niejaki Stephenson gdzieś tam w garażu zbudował pierwszą lokomotywę. Problem w tym, że samo tłoczysko (główny "silnik") wymaga precyzyjnej obróbki tokarskiej i nie tylko takiej bo sama technologia uzyskania stali musi spełniać wysokie normy- nie da sie na kolanie wykonać takiego tłoka spełniającego bardzo wyśrubowane normy w trudnych warunkach pracy.
Pan Kungurow ma tak "odjechane" hipotezy i obserwacje, że bałem się 3 lata temu tłumaczyć te filmy bo ludzie by stwierdzili, że piszę z wariatkowa.
Znalazł na przykład w starych kronikach, że kilkaset lat temu nie było na Rusi dróg- że to wszystko co nam się dzis opowiada to wydumka kompletna- on stwierdza coś takiego jak Lewszunow, że jeszcze kilkaset lat temu poruszano się swobodnie w powietrzu. Katastrofa według Kungurowa miała miejsce podczas wojen Napoleońskich kiedy to (jak on twierdzi) po raz pierwszy użyto ładunku jądrowego. Jest ponoć wiele relacji z tamtych czasów mogacych świadczyć o chorobie popromiennej- nawet stosunkowo niedawno we Francji w jakims starym biurku znaleziono (schowek w nim był) pamiętnik weterana wojen Napoleońskich mówiący bardzo wiele o jakims olśniewającym wybuchu i że żołnierze potem cierpieli dziwną chorobę.
A w ogóle to w tym- 2017 roku mają nam sie jako ludzkosci ujawnic kosmici :) . Od około pół wieku jesteśmy stopniowo przygotowywani przez rozmaite filmy i literaturę.
Dla mnie dobrze że popularyzują:) Nowa wiedza tylko dla ludzi z nową moralnością!
OdpowiedzUsuńdla ścisłosci: moralność (mor-All) to śmierć wszystkiego. Lepiej po polsku używać słowa "etyka", rosjanie mają do dziś słowo "nrawstwiennost".
Usuń