Iwan w niedawno publikowanym filmie mówi, że krokodylica może stać się piękną panną bo cała ta nasza rzeczywistość to bajka - a w bajce wszystko jest możliwe. Oto opis takiego przypadku (obrazki się zmieniają a miłość pozostaje...):To miało miejsce jeszcze w Leningradzie, w połowie lat 80-tych.
Jechałem minibusem ulicą Wasiljewską.
Na pobliskim siedzeniu dokazywało dziecko, około sześciu lat.
Matka patrzyła bez wyrazu przez okno, nie reagowała. A on ciągnął i ciągnął jej rękaw.
Drzewa płynęły za oknem, deszcz mżył, był szary dzień, no po prostu Leningrad!
Dziecko żądało czegoś lub sygnalizowało jakąś potrzebę.
I tu nagle ona odwraca się od okna do niego, wyrywa swoją rękę do siebie i syczy,
- Czego ode mnie chcesz?
Dzieciak się zawahał.
- Czego chcesz, pytam cię ?! Czy wiesz w ogóle kim ty jesteś? Jesteś nikim! Zrozumiałeś?! Jesteś nikim! - wykrzyczała mu to w twarz, po prostu wypluła z siebie.
Chłopiec patrzyłł na nią i wydawało mi się, że jego głowa drży.
Albo to ja drżałem. Czułem jak potnieją mi plecy.
Pamiętam moją pierwszą myśl: czy ona naprawdę mówi to do niego?! O kim ona teraz myśli?
„Nie mogę na ciebie patrzeć!” - wyszeptała.
- Zabiłaś go! - powiedziałem, ale nikt mnie nie usłyszał.
W minibusie, jak gdyby nic się nie stało, ludzie nadal drzemali.
Siedziałem bez ruchu.
A chłopiec nie płakał. Ona odrzuciła jego rękę i odwróciła się znów do okna.
Nie szalał już, jakoś natychmiast zamilkł. Patrzył na podarty tył siedzenia przed sobą i milczał.
A ja miałem ochotę wstać i przy wszystkich, właśnie teraz, rozerwać ją na kawałki! Powiedzieć jej - To ty k ... ostatnia! To ty jesteś nikim! Zabiłaś go!
Przysięgam, że bym to uczynił! .. Chłopiec mnie powstrzymał.
Zamknąłem oczy, oddychałem głęboko, żeby jakoś się uspokoić.
A kiedy je otworzyłem, zobaczyłem cukierki.
Młody chłopak wydający się być studentem, taki jasny, kędzierzawy, w dżinsowej kurtce podawał chłopcu cukierka.
Potrząsnął ręką, powiedział: - Weź to, to jest dla ciebie.
Chłopak wziął. A potem młody chłopak dał mu drugi cukierek.
Chłopiec zatrzymał się i wziął ten drugi.
Potem nastąpiło coś co jeszcze dziś wspominając nie mogę powstrzymać łez.
Chłopiec nie zaczął jeść, dotknął matczynej ręki.
Nie od razu odwróciła się do niego. Ale mimo to odwróciła się. I najwyraźniej chciała go dobić.
Ale on podawał jej cukierek.
Spojrzała na niego, na cukierek, zobaczyłem, że była zakłopotana.
Wtedy on włożył jej cukierki do ręki. Ona je natchmiast oddała tak jakby ją poparzyły.
„Nie chcę”, powiedziała.
W jego dłoni leżały dwa cukierki.
Nie opuszczał ręki.
"Zjedz sam" - powiedziała i cicho dodała: - Nie chcę ... Mówię szczerze.
Wtedy on położył cukierki na jej kolanach.
Nigdy nie zapomnę tej przerwy. I ta dorosłość. Przede mną w ciągu kilku minut ten chłopiec stał się mężczyzną, a ona, z gniewnej, zirytowanej żmii stała się piękną młodą kobietą. W każdym razie tak to poczułem.
Milczała. Milczała przez długi czas. Patrzyła na niego tak jakby właśnie teraz dopiero go ujrzała.
Potem objęła go.
I on ją przytulił.
Potem odwinął cukierek i podał jej.
A dopóki nie włożyła do ust sam też nie jadł.
Czy możesz to sobie wyobrazić?
To był kolejny szok, ale już inny.
A wtedy pomyślałem o sobie.
Myślałem: "siedzisz tu sobie, taki prawy człowiek, chciałeś wstać, obwiniać, chciałeś ją „rozerwać”, zmieniać coś. I nie osiągnąłbyś niczego oprócz skandalu i wyzwisk. A ten chłopiec - popatrz jaki on jest mądry, jaki on jest wspaniały, ten chłopak uczynił wszystko w inny sposób." I dotarło to do mojego wnętrza, do serca, do łez.
Aha - ten młody chłopak, który dał mu dwa cukierki, pomyślałem, że nie dał tych dwóch ot- tak.
Rozejrzałem się ...
W tylnej szybie autobusu zobaczyłem tego młodego chłopaka, odchodził w dal „mżącą” ulicą.
A matka i syn siedzieli z pochylonymi głowami do siebie. Jak młodzi kochankowie!
W tym momencie kierowca ogłosił mój przystanek.
Ja, wychodząc, dotknąłem ręki chłopca.
Powiedziałem mu w ten sposób "dziękuję".
Nie sądzę, żeby zrozumiał, ale to nie ma znaczenia.
Zapamiętam tę lekcję na zawsze.
Zapamiętałem to, zapamiętałem ale musiało upłynąć wiele lat żebym to sobie uświadomił.
Że to jest prawdziwa edukacja o której nie wszyscy dorośli wiedzą.
Że wychowuje się tylko przykładem. Bez krzyku, bez oskarżeń, bez bicia. Tylko przykład działa - nic więcej.
I ten chłopak pokazał przykładem- zarówno jej jak i mnie. On nas zmienił.
Gdzie on jest, gdzie ten chłopak ?!
Gdzie jesteś chłopcze? Co się dzisiaj z tobą dzieje? Jak bardzo jesteś nam potrzebny?
Jesteśmy zagubieni bez ciebie.
Siemion Winokur
Piękne 😿
OdpowiedzUsuń:))
UsuńMICHAŁ SOWIETOW - widzę, że w sieci ukazał się kolejny film 5 min. Dobrze człowiek mówi - jemy dziś z przyzwyczajenia a nie z potrzeby, być może też ze strachu - "zajadamy" stresy, przyczyn jest kilka. W każdym razie nie jest to naturalna potrzeba:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=ORjEzTrHs-Q
To jest bardzo smutna opowieść. Pan z opisu nie zrozumiał co dokładnie się stało i w żadnym wypadku nie powinien pochwalać tej sytuacji. Tak naprawdę dobrze by było, gdyby zareagował, ponieważ dzieci nie są w stanie obronić się same. To co zaobserwował jest tak naprawdę bardzo typowym zachowaniem zniszczonego dziecka w tego typu sytuacji i świadczy jedynie o powtarzającej się przemocy w rodzinie tego dziecka.
OdpowiedzUsuńSześcioletnie dziecko nie powinno zachowywać się jak dorosły. Sześcioletnie dziecko, które oddaje matce wszystkie cukierki, to dziecko, które stawia matkę na pierwszym miejscu i bierze odpowiedzialność za jej emocje. To jest dziecko, które podporządkuje swoje działania na tym, by uspokajać i sprawiać przyjemność matce, które będzie myślało o dobru matki zanim pomyśli o swoim, gdyż jest to jedyna droga, by matka dała mu chociaż odrobinę miłości, przytuliła go, czy siedziała z nim z pochylonymi głowami jak kochankowie.
Dzieci nie powinny zachowywać się jak dorośli. Dzieci powinny myśleć najpierw o sobie. Być ciekawskie, być ruchliwe i badać otaczający świat. Na wszystko jest swój czas. Sześć lat to zły czas na to, by "być dorosłym" i matkować własnym rodzicom.
Gwiazdka
Witaj Gwiazdko - czekałem na taką wypowiedź. Mam podobne odczucia choć różnie to bywa z tą dorosłością. Dziś dla odmiany powszechna niedojrzałość wszędzie wokół.
UsuńZachowanie tej matki faktycznie patologiczne. Rozmyślam o tym artykule od czasu jego zamieszczenia tutaj - tam najprawdopodobniej brak ojca. Nie wiadomo z jakiego powodu - albo sprawa losowa albo ... powszechny dziś pełen egoizmu wybór matki. Priorytety takich niedojrzałych kobiet punktuje film jaki zamieściłem na kanale ale ze względu na ostrość wypowiedzi nie za bardzo chwaliłem się tym na blogu:
https://www.youtube.com/watch?v=T_TXquVfkc4
Ja sam miałem podobne dzieciństwo - matka zajęta karierą, nie panująca nad emocjami, wyładowująca na mnie i na bracie swoje emocje i żale. To nie jest normalne. Dopiszę coś później - na razie wzywają jeszcze obowiązki dnia.
Przeczytałem twój komentarz, Gwiazdko.
UsuńWypowiem się i ja.
Problem polega na tym, że patrzymy z zawężonego spektrum pola informacyjnego - nie wiemy kim oni są, jak wygląda ich życie rodzinne - mamy do zauważenia wyłącznie sytuację w autobusie.
Może Jędrzej się myli i to rodzina z prawdziwym ojcem?
Podam kilka możliwych wariantów.
1. Ojciec był bardzo porządnym człowiekiem i głową rodziny, a jednocześnie detektywem. Sytuacja napisała taki scenariusz, że trzy dni temu udał się w pewne miejsce i miał wrócić tego samego dnia, ale od trzech dni ni widu po nim, ni słychu.
Matka panicznie się bała, że mąż umarł/został zamordowany i to był pierwszy i ostatni raz w życiu, kiedy się tak zachowała. Syn zachował się jak zachował, ponieważ jego ojciec był PRAWDZIWYM OJCEM i nauczył go spokoju i opanowania. Po powrocie do domu, detektyw okazał się być żywy i żyli długo i szczęśliwie...
2. To matka jest ofiarą, a syn nauczony przez równie psychopatycznego ojca lub opętany przez demona udaje przy ludziach świętego i niewinnego oraz dobrodusznego, aby nikt nic nie podejrzewał.
Syn (a w zasadzie bardzo podstępny demon, który go opętał) najpierw doprowadza matkę do białej gorączki, potem udaje świętoszka, a gdy matka wybucha udaje, że ją kocha a potem zaczyna się powtarzać cykl wampirzenia. Zauważcie, że syn był spokojny, gdy matka robiła takie akcje - można wnioskować, że spijał jako lusz jej traumę psychiczną.
Bądźcie ze mną szczerzy - czy 6 letnie dziecko tak się zachowuje?
Więc, teoretyzowanie co się tam dzieje, to... no właśnie... tylko teoretyzowanie.
My jesteśmy w stanie powiedzieć co się stało w autobusie i w dodatku nie do końca obiektywnie, bo autor posta, jak sam mówił, miał ochotę matce wygarnąć (tak naprawdę nie wiemy nawet czy to matka z synem), ponieważ emocje przejęły nad nim kontrolę.
Brak kontroli emocji = zaburzona percepcja postrzegania.
/Arek
UsuńZapominam się ciągle podpisywać...
Teraz trochę odlecę, ale to mogą być też "administratorzy" tego wymiaru prowadzący eksperyment socjologiczny polegający na obserwacji ludzkich zachowań.
UsuńNie ma rzeczy niemożliwych. Czasem najmniej prawdopodobne i najbardziej absurdalne przypuszczenie okazuje się być tym właściwym.
Chyba Ciebie ponosi wyobraźnia Arku - wypadki mogą się zdarzyć każdemu, nie tylko detektywowi. Podczas 2 wojny światowej miliony mężczyzn poszły na wojnę, w domach zostały kobiety - często z dziećmi. Mądra i dobra kobieta jest energetyczna strażniczką mężczyzny -pisaliśmy o tym nie raz. On może być tysiące kilometrów od domu -to nie ma znaczenia dla miłości. Opisywano masę takich przypadków podczas wojen - mężczyzna na którego czeka gdzieś tam ukochana jest nieśmiertelny, kule takiego dosłownie omijają. Jest sporo opisów jak tacy kolegów z pod linii strzału wynosili, wychodzili tacy bez szwanku z różnych nieprawdopodobnych wręcz sytuacji - wracali do domów cali i żywi. Tego typu próby losu są egzaminami prawdziwej miłości dwojga.
UsuńKobieta w autobusie jest nerwowa i nie panuje nad sobą - zatem brak jej kontaktu ze źródłem żeńskiej mocy. Prawdziwa Diew-Czyna (czesm tu mawialiśmy Żeńczyni) jest pełna spokoju i opanowania, nie ma tam miejsca na zachowania jakie zademonstrowała kobieta w autobusie - autor ma rację, że szczególnie Żeńskie moce użyte w taki sposób jak to uczyniła są w stanie zabić. S. Lazariew wiele o tym mówi i pisze w swoich książkach. Kobiety mają wiele razy większą moc duchową niż mężczyźni - Lazariew twierdzi, że 3 razy większą, inne źródła podają jeszcze więcej.
Wyolbrzymiłem oczywiście.
UsuńChodziło mi o to i to było głównym przesłaniem mojego posta, żeby nie określać czegoś jednoznacznie mając tak małą ilość informacji.
Tak trochę nie na temat (ale nie do końca). Wracamy do ulubionego tematu na blogu, czyli do relacji damsko męskich. Nie, nie będę nic pisał, podam tylko ciekawy link na ten temat: https://jagamp.pl/2018/03/23/o-utrzymywaniu-kobiety-mezczyzne/
OdpowiedzUsuń:) to jest artykuł tłumaczony kiedyś przeze mnie tu na blogu - zaraz dopiszę tę wiadomość w komentarzach na blogu "jagamp". Nie jestem pewien ale chyba nawet jest on wyszczególniony tu w szybkich linkach pod nazwą "abecadło". Wyszukiwarka blogowa na pewno to znajdzie.
Usuńjest - październik 2017
Usuńhttps://michalxl600.blogspot.com/2017/10/mezczyzna-powinien-w-peni-zabezpieczyc.html
ach! jest źródło podane na dole artykułu. Chyba nawet kiedyś rozmawialiśmy o tej stronie. Komentarza się zamieścić nie da - coś się ostatnio dzieje z siecią. Google plus zlikwidowane, pewne funkcje poznikały.
UsuńGoogle plus zostanie całkowicie wyłączony już na dniach.
UsuńNo właśnie google +.... Będę się podpisywać. Annazmaja
OdpowiedzUsuńSposoby pana Antoniego na długowieczność
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=FyCLAZwQkAQ