bo mam tu wiele swoich własnych doświadczeń i obserwacji
życiowych - mocno spraktykowanych bo jak wspomniałem
sam pełniłem rolę szefa firmy.
Na razie moją energię poświęcam swojemu gościowi
ale rozwinę z pewnością zagadnienie jakie sygnalizuje
prelegent z filmiku. Zapraszam:
Witajcie!
Od momentu otwarcia oczu w tym chmurnym dniu obrabiam w głowie treść niniejszego wpisu: "może o tym, a może jeszcze o tym?".
"Papier jest cierpliwy" jak mówi stara mądrość - tu mamy zapis elektroniczny ale to i tak działa podobnie. W przestrzeni energetycznej następuje kodowanie - zapis w każdej chwili można wydrukować. "Rękopisy nie płoną" powiada Woland do bohaterów "Mistrza i Małgorzaty" i czyta manuskrypt, który w realnej rzeczywistości powędrował wcześniej do pieca. Tak więc w odpowiedzialności za pisane słowa przystępuję do redagowania tego bałaganu porannego w mojej głowie.
Ten wstęp też sobie kiedyś sam przeczytam raz jeszcze ( bo jest to list również do samego siebie - gdzieś do przyszłości), i rozwinę myśli ( obrazy?) jakie w tej chwili się "kręcą nad głową" jak małe dzieci szturchając mnie i przepychając się: "teraz ja! teraz o mnie napisz!" .
Zapisuję więc "sygnałowo" różne myśli ( dla czytających może miejscami mieć to wrażenie niezrozumiałego bełkotu- staram się żeby nie ) i kiedyś w przyszłości porozwijam kolejne (jeśli do tego czasu nie wystraszę publiczności).
No właśnie - te wiele przemyśleń gdzieś tam krążących jak ptaki to są te moje dzieci. Jeśli nie zanudzę Was - gości w tej " wirtualnej sali" i gdzieś tam w przyszłości będzie do kogo "gadać" drogą klepania w klawiaturę to chętnie się tym zajmę. Dbam jednak nieustannie o to by goście mieli poczucie wizyty (jak to niegdyś bywało w klubach na wsiach czy w miastach) "spotkania z ciekawym człowiekiem" ;) a nie "wizyta w domu wariatów". Trzeba ten potok myśli ujmować w jakąś strawną opowieść mogącą komuś przynieść odrobinę pożytku ( a dzięki temu i mnie - to jest też zasada wzajemności energetycznej , to jest ta nasza biała magia codzienna).
Czas wstęp kończyć więc tylko dodam odnośnie tych "listów do przyszłości" , że doszedłem do etapu czytania swoich własnych wpisów tutaj na blogu. Wczoraj mi się tak zdarzyło gdy szukałem jakiegoś tematu. Początkowo zaczerpnąłem sporo z wpisów innych ludzi (tłumaczenia) opisujących moje własne doświadczenia - ja nie za bardzo wiedziałem jaką formę ma przybrać ta strona a kilku znajomych twierdziło, że powinienem zacząć pisać. W zredagowanych dotychczas tekstach tłumaczeń często padają zdania, które dopiero teraz z dystansu czasowego widzę inaczej ( wczoraj trafiłem na zdanie jakie sobie przed zaśnięciem zapisałem na kartce- "najważniejszą walutą tu na świecie jest energia") . Zresztą nawet do swoich własnych słów miewam podobne "widzenia" . To chyba jest tak, że Ziemia nasza kochana obróci się kilka razy- a my wraz z nią przemierzamy z ogromną prędkością przestrzeń kosmiczną no i gdzieś tam kiedyś budząc się kolejnego dnia w jakimś całkiem innym zakątku przestrzeni kosmicznej czytamy swoją dawną wypowiedź a ona okazuje się być inaczej "oświetlona" promieniowaniem otaczających gwiazd. Dostrzegamy w niej coś co wcześniej uwadze umknęło lub ma jakiś inny "kontur". A może w międzyczasie dojrzało? - O !!! - ten pomysł mi się podoba! Inni ludzie czytają i tym samym zasilają zdarzenie swoją energią. Ono znów ( zapis, egregor, samodzielna mała istotka- małe dziecko) dojrzewa , rośnie w jakiś sposób. A potem spotykamy się "po latach" z tym swoim dzieckiem wysłanym gdzieś tam w przestrzeń kosmiczną. Na tym polega ta cała nasza "zabawa w życie" i nauka.
Już , już ... wracam "z daleka" zmierzając do treści filmu.Już słyszę w dalszych rzędach niecierpliwe szuranie butami a ktoś tam ziewnął chyba.
Wspomniałem przed chwilą o moich "myślach - dzieciach". Wczoraj doszedłem do wniosku, że biorąc pod uwagę mądrość jaką przedstawia pan prelegent we wstępie to mam tu na tym " Ziemskim łez padole"........ mam tu córkę. Córka jest już - jak pobieżnie szacuję- niemal pełnoletnia. Jest owocem mojego "współ-życia zakładowego" ;) .
Otóż będąc szefem pewnego zakładu mechanicznego zatrudniałem w sekretariacie niezastąpioną Basię, bez której cała ta działalność biznesowa (w formie i rozmachu jaką w ostatnich latach mojego tam "dowodzenia" przybrała) rozleciałaby się w kilka tygodni z wielkim hukiem. Ja sobie nieraz żartowałem nawet, że Baśka jest moją "zakładową żoną". Na początku tego "małżeństwa" mieliśmy pewnego razu pewną "poważną rozmowę" ale potem nie miałem cienia zastrzeżeń. Basia ( Basieńka ją czasem nazywaliśmy) się wspaniale dostosowała do moich wizji - dziewczyna bardzo obowiązkowa i niezwykle pracowita. Była mi wielką pomocą, rozumieliśmy się z czasem "na pół zdania". No i pracując u mnie Basieńka wyszła za mąż. Potem w niedługim czasie urodziła córeczkę.
To może tyle o tym moim małżeństwie choć widzę, że opowieść o Basi i naszym związku może stanowić bazę i przykład w wielu poruszanych tu na tym dziwacznym blogu kwestiach.
W każdym razie doszedłem wczoraj do wniosku, że mam córkę- wstyd powiedzieć ale nawet nie pamiętam jak ta panna ma na imię. Czas pokaże co tu życie dalej dopisze- wiem kogo mogę zapytać. Kiedyś się przyjrzę co tam u nich słychać.
Ja w ogóle o wszystkich swoich pracownikach w praktyce zawsze mawiałem "współpracownicy" by wzbudzić u nich jakieś poczucie odpowiedzialności za ten "wspólny pojazd" czy też "wspólny garnek". Nazywałem ich też po czasie moimi "zakładowymi dziećmi" gdy zdarzało im się robić jakieś błędy czy głupoty. Z czasem niestety okazało się, że kilku z nich uległo pokusom "pójścia na skróty" ale to już temat na całkiem inną opowieść i niezbyt wesołą choć mnie to już ( te smutki dawne) przestały jakoś specjalnie poruszać. Jeden ze wspaniałych filmów jakie czasem ludziom polecam nosi tytuł : "Revolver". Jest tam scena gdy pan Green podczas akcji powiada: "zrobił się z tego spory problem!" . Na to jeden z jego towarzyszy wypowiada słowa, które stały się dla mnie mottem:
"NIE MA PROBLEMÓW PANIE GREEN- SĄ TYLKO SYTUACJE".
Lewszunow ( Iwan Carewicz ) w swoich wykładach podkreśla by zacząć traktować życie jak przygodę - taki subtelny balans między "wielką powagą"/ sumiennością i odpowiedzialnością a kompletną beztroską.
Ładnie jak sądzę wyjaśnia tę myśl opis do niniejszego obrazka:
Kolejne podziękowania :-D Właśnie wielowątkowość w Twoich tekstach jest najciekawsza. Jakby drzewo rosło: z bardzo rozbudowaną koroną ale zawsze w określonym kierunku. Fajnie byłoby mieć takiego ojca. :-D Natalia :-D
OdpowiedzUsuńNooo ładnie ! A ja się martwiłem, że mam mało dzieci! - mówisz i masz ;) , Wszechświat (Bóg) działa poprzez ludzi. U Słowian czy Indian ( wszelkich duchowych kultur) doskonale znano te zależności duchowe czyli fakt, że można mieć ciało z innych rodziców a duchowo mieć łączność z inną duszą. Dziś wychodzimy z wielkiego pomieszania i robimy z tym porządek - "ŁAD" wprowadzamy. Ładnie to napisałaś z tym drzewem. Dobrego tygodnia Natalio! Mój na pewno taki będzie gdy znajduję w poniedziałkowy poranek tak miły wpis. Serdeczności dla wszystkich czytających !
Usuńp.s. zanim tu zajrzałem przed momentem radując się twoim wpisem Natalio przejrzałem szybko nowości na Ruskim portalu i wpadł mi w oko tekst zaczynający się cytatem z Szekspira. Już to tłumaczę a ponieważ te małe poranne zdarzenia są zupełnie obok siebie więc tekst z dedykacją dla Ciebie - ten kolejny wpis na blogu. nawet nie wiem co tam jest do końca bo jeszcze całego nie przeczytałem ale jakoś "zagrało". Nie ma nawet autora wpisu.
UsuńI jeszcze raz dziękuję, że "ogarniasz" te moje tutaj "od Sasa do lasa" widząc to jako gałązki jednego drzewa (świetne !!) . Ja dotąd spotykałem się z niezrozumieniem. Ludzie nie umieją myśleć obrazowo- żądają "wąskich", liniowych komunikatów - a tu sobie mogę "polatać" swobodnie nie będąc uznanym za świra ( te obawy na pewno przebijają w tym powyższym i w kilku innych tekstach). Mało tego !! w powszechnym mniemaniu człowiek nie może być równocześnie poetą i stać twardo na gruncie materii. Szczególnie ciężkie to było dla mnie jako mężczyzny - ludzie obu płci "z automatu" sądzą, że facet słuchający Grechuty to z pewnością jakiś mięczak i "życiowy złamas" - niedorajda...albo jeszcze coś gorszego. Dlatego pisałem już gdzieś , że bardzo spodobał mi się film "Powder". Dobra - biorę się dalej za tłumaczenie. Tymczasem.
Ja chciałabym nawiązać do poprzedniego postu;). Mianowicie na moje bardzo wypadające włosy wpłyneła gimnastyka;). Mimo tego, iż nie odżywiam się idealnie to włosy prawię w ogóle przestały mi wypadać. Kiedyś juz kotś w komentarzach wspomniał o tej gimnastyce, nazywając ją gimnastyką czarownic. W Rosji jak i na Ukrainei jest ona znana pod nazwą "gimnastyka słoiwańskich kobiet", "narodziny gwiazdy". " siła Beregoni", "stojąca woda". Można o niej poczytać w internecie. Jest to taka słoiwańska joga. Inne są ćwiczenia dla kobiet a inne dla męzczyzn. Mnie ta gimnastyka doprowadziła do tego bloga:). Dzięki niej moja gigura stała się bardziej kobieca, piersi cudo i talia, na którą bliski mifacet nie może się napatrzeć;). Poza tym duchowo się wyciszyłam, uspokoiłam. I zaczęłam interesowac się kulturą słowiańską i...spódnicami:). Nie sądziłam, że kiedykolwiek to napiszę ale uwielbiam spódnice:). I właśnie chciałabym o coś zapytać:). Noszenie spódnic w lecie jest bezprobnlemowe ale co zrobić w zimę?. Zakładanie na nogi nylonowych rajstop, pończoch to tak jakby założyć spodnie, tylko że cieńszę, a na to spódnca. I co z tym fanetm zrobić?:) Ciepło pozdraiwam:) Blog emanuję dobrą energią:).
OdpowiedzUsuńWitaj, dziękuję za wpis. Wynika więc z Twojej wypowiedzi, że po zsynchronizowaniu się z kobiecą energią poprawia się kondycja ciała kobiecego ( a z męską męskiego - piszesz o osobnych ćwiczeniach i słusznie. Istnieją męskie ćwiczenia, ćwiczenia dla wojowników na które kobiety mają nawet zakaz patrzeć by nie zaburzać swojej energii).
UsuńSpódnic nie nosiłem ;) ale znam relacje kilku osób. Wspominana już nieraz pani Lubov Malcewa https://www.youtube.com/watch?v=sKJaFjHLRUI opowiada w szczegółach o wielowarstwowych spódnicach i sukniach trzymających ciepło. Ważny jest podobno nawet rodzaj zapięcia (jeśli rozpinana- czy w lewo , czy w prawo. Ponoć dawniej wszyscy miewaliśmy "po damsku"- to jest zgodne z krążeniem energii w człowieku. Księża do dziś mają sutanny zapinane jak trzeba - mężczyznom zmieniono na "niby męski", szkodliwy rodzaj zakładki ). / Są relacje pracowników pewnego muzeum regionalnego gdzieś na Syberii czy w okolicach Uralu. Oni noszą w pracy tradycyjne stroje - kobiety spódnice, mężczyźni płaszcze i długie koszule i zapewniają z praktyki, że przy tej odzieży spokojnie wytrzymuje się mrozy 40 stopni. Ważny jest krój, długość itp- tu wchodzą w grę nie tylko grubości płótna itp ale zasady fizyki i elektryczności. Szczególnie dla kobiet jest to ważne - spódnica dobrze skrojona tworzy rodzaj klosza- kondensatora niemal dotykającego nieustannie do ziemi i dzięki temu tworzy się jakiś szczególny wir energetyczny utrzymujący ciepło- grzejący wręcz. Niektóre źródła powiadają, że dawniej kobiety w ogóle nie używały bielizny - właśnie dla zwiększenia tego kontaktu z Mateńką-Ziemią . Nie było to w ogóle konieczne jako ogrzewanie. Okruch po okruchu odnajdujemy tę wiedzę.
Dodam jeszcze: dlatego jeszcze na starych filmach można zobaczyć ( i zachowało się to jeszcze w powiedzonkach) , że dzieci chroniły się "pod maminą spódnicę". Jest to przestrzeń naładowana niezwykłym ładunkiem- obszar oddzielony w prawdziwy sposób magicznie od całego świata. Miejsce bezpieczne, chronione,
UsuńWłaśnie, szukałem ostatnio bezskutecznie, a jak te męskie, słowiańskie ćwiczenia wyglądają? Może być po rosyjsku, względnie ukraińsku, w najgorszym razie po białorusku.
UsuńDodam od siebie odrazu, bo niedawno znów kwestia najpierwszego kręgu w komentarzach wróciła. Można go sobie samemu nastawić, mi się udało, ale to taka moja dzika samodzielność. Kręgosłup istotnie jest odbiciem duszy, więc tą oczywistą sprawę trzeba z Bogiem rozwiązać, wiadomo. W przypadku samego ciała, porobić to ćwiczenie przed nastawieniowe od tej Anny, dobrze dołączyć do tych kółek i kółka-ósemki. Tak parę razy dziennie po kilka w tą we w tą. Następnie, po kilku dniach, każdy będzie wiedział kiedy będzie gotowy, trzeba się położyć na czymś prostym i twardym, położyć głowę na krańcu łóżka/stołu itp. (coś na wysokości, o co można zahaczyć czaszkę), tak aby zwisała w powietrzu, ale na sztywno - trzeba samemu wyczuć dla siebie, trzeba się rozluźnić. Chodzi o to, aby zahaczyć tą część czaszki o kant, tutaj także na własne wyczucie, jak mocno wyciągnąć/rozciągnąć głowę - "wyciągnąć z kołka", to zastępuje wyciągające ręce, bo własnymi się nie da. Różnica, gdy krew i impulsy zaczynają w końcu dochodzić jest błoga, dlatego akurat sprawa odlotów przy prawidle jest istotnie możliwa. Potem, kilka razy, bo długo mięśni tak dręczyć nie można, zresztą, kto przedobrzy będzie wiedział dlaczego, należy delikatnie, ale pewnie unosić, kręcić, obracać, robić 8, aby kręg wskoczył w 1 czy w 2 dziury. Może chrupać, ślizgać się, trzeba kilka razy powtarzać w sesji, kłaść głowę/nastawiać, kłaść/nastawiać. I nie z dnia na dzień robić to ponownie, trzeba dać głowie po tym odpocząć, również należy zadbać o dobrą poduszkę, żeby właśnie nie psuła w nocy i nie przedłużała sprawy, jak w moim przypadku. Ja poza tym miałem największe w życiu "mrówki", normalnie zmartwychwstała martwica, aż się przeląkłem, równo połowy głowy za pierwszym nastawieniem, bo mi udało się nastawić wtedy 1 stronę na amen, a ostatnio, z którą walczyłem kilkanaście tygodni 2gą i też miałem mrówy, ale z 2 strony. Odrazu też mi zniknął ten wystający krąg-garbek na szyi, kręgosłup, sylwetka się prostuje, odesowuje, aż niedowiary.
Niezły "hardcore" tu opisujesz ;) - przeczytam dokładnie. Ja też jestem podobny eksperymentator. Daniłow gdzieś wspominał, że to da się samemu. Ja też wewnętrznie czuję, że musi się dać ustawić- "przyjdzie czas będzie rada" jak mawiała moja wielkiej mądrości prababcia.
UsuńNie wiem jak wyglądają te Słowiańskie męskie ćwiczenia. To tylko pokazują bezpośrednio na zlotach i obozach szkoleniowych. Ogólnie jest kilka zasad które dają doskonały efekt -podawała je choćby Lewszunow, na przykład noszenie swobodnych spodni i .......pardon- nie wiem jak to zgrabnie napisać "nie gotowania jajek". Wszystkie waleczne i zwycięskie armie miały swobodne spodnie - hormony męskie nie mogą być wytwarzane kiedy "tam" jest wszystko ściśnięte i przegrzane. Bozia umiejscowiła te nasze klejnoty na zewnątrz w konkretnym celu.
Co tam jeszcze: brodę zapuścić - męskie anteny zaczynają się kontaktować z tym z czym mężczyzna powinien.
Poduszka powiadasz ( jeszcze raz czytam) - u mnie to jest niemal kawałek powłoczki, żeby coś tam pod głowę było. Dawno temu ojciec mnie uczył, że najlepiej "na desce" spać. Co masz na myśli pisząc: "normalnie zmartwychwstała martwica," ?
UsuńA co do mrówek - gdy zaczynałem dawno remu ćwiczenia jogi miałem takie zdarzenie. Pilny byłem zawsze w sprawach na których mi zależało - nadmiernie pilny, zawsze przesadzałem. Ćwiczenia często przekraczały jakieś granice bólu, zbyt szybko chciałem osiągnąć efekt . Czasem były kontuzje - dziś zalecam każdemu we wszystkich sprawach drobniejsze kroki. Lepiej zrobić mniejszy kroczek ale pewniejszy.
No w każdym razie pewnego ranka podczas zwyczajowych asan - nogi za głowę ( czy to się nie nazywa pług? pozapominałem, nigdy nie miały dla mnie znaczenia nazwy, ważne , że ja wiem o co chodzi i że to działa) nagle w okolicach lędźwi taki "strzał" jakby mi się coś urwało. tzn. nie było dźwięku ale poczułem jakby ktoś ....hm... na przykład szpilkę w kręgosłup wbił. Popłynęła fala gorąca po całym tym obszarze- pamiętam, że nawet ręką macałem się po plecach czy krew nie leci albo coś...
Położyłem się a mrówki i pulsowanie trwało jeszcze chyba z pół godziny. Chyba jakaś blokada energetyczna "pękła"- uwolniła sie fala energii.
Opisuję to wszystko bo wykręcenie 1-szego kręgu szyjnego utrzymuje się chyba przez jakieś przykurcze mięśniowe, stwardniałe ścięgna - sądzę, że spokojne, metodyczne rozciągania ( bez takich "jazd" jak tu opisujesz ;) )też z czasem pozwolą swobodnie nastawić krąg na miejsce.
Zmartwychwstała martwica, czyli od lat niedokrwiona głowa dostała tak potężne mrówy, czyli znak krew zaczęła dopływać, że, hm, to nie były maleńkie mrowienia, a takie bardzo duże, skondensowane i trwały koło 15 minut. Bez lęku chwilowego się nie obyło. :) Ale to nie z przyczyny nastawiania, bo ono nie jest hardcorowe, jest normalne, naturalne, tylko trzeba być rozsądnym, a z faktu, że ja miałem oba te wzgórki fatalnie nietrafiające w swoje dziurki, już dochodziło do tego, że miałem na serio objawy alzheimera, parkinsona, schizofrenii, życia za jakąś magiczną ścianą, masakryczne bóle potylicy i samobójcze pragnienie rozwalenia sobie łba, bezsenności, amnezji itp. Wiedziałem, że to od tego kręgu. I co? Połowę nastawiłem, grube armaty jak ręką odjął zniknęły. Teraz mi wskoczyła druga ładnie i jestem zdrowy, potencjał mózgu, choć jeszcze się reperuje największy od czasu narodzin. :) Ja miałem jaskrawe objawy przez ostatnie 1,5 roku, co mnie w końcu zmobilizowało do roboty, ale to się przecież kumuluje, trwa czasowo i gaśnie się, potencjał ciała maleje, i właśnie przez to trwanie człowiek się przyzwyczaja, i tą lichość "normalizuje". Dlatego, jak mówi piękne, żal, że zapomniane, nasze przysłowie "albo z biczem, albo z niczem". :)
UsuńPrzysłowia nie znałem - będę sobie nad nim rozmyślał. Z Twoich opisów wynika, że wykonałeś niezwykłą pracę - tak to właśnie się opisuje, że przez skrzywienie pierwszego kręgu podczas złych porodów mamy blokady dosłownie fizyczne - naczynia krwionośne przechodzące otworkami wewnątrz kręgów są ściśnięte, mózg nie jest w stanie w takich warunkach pracować pełną parą. Nie jest się w stanie normalnie oczyszczać, tworzą się zatory rozmaitych substancji których jeść nie powinniśmy ( konserwanty itp.).
UsuńDaniłow wspomniał, że powoli ( widać to wyraźnie wokół) stara władza się sypie i kompromituje . Ci co zechcą przejść "na dobrą stronę mocy" mają teraz szansę pozostać u steru. Jednak będą powoływani do rządzenia ludzie nowi- jedną z procedur jakie ponoć będzie sie obowiązkowo czynić to ustawienie na właściwe miejsce tym ludziom atlasa właśnie