poniedziałek, 14 lipca 2025

Bóg ma dla ciebie PLAN i jest on lepszy niż twój własny - Eckhart Tolle

 oryginał: https://youtu.be/DyA9oAbttTQ

 Wyobraź sobie, że budzisz się rano, otwierasz oczy i pierwszą rzeczą, jaką czujesz, nie jest radość, nie lekkość, ale lekki niepokój. Jakby dzień już wymagał od Ciebie zbyt wiele, choć dopiero się zaczął. Jakby życie było niekończącym się projektem, w którym musisz być zawsze o krok do przodu. Planuj, decyduj, udowadniaj, osiągaj. 

 A czy kiedykolwiek miałeś poczucie, że wszystko nie idzie zgodnie z planem, a ty jesteś jedyną osobą, która wie, jak wszystko powinno być zgodnie z tym planem? Żyjemy tak, jakby wszystko zależało od nas. Musimy tylko poprawnie obliczyć związki, karierę, zdrowie, wakacje, odżywianie, dzieci, rodziców, a nawet rozwój osobisty. Wszystko to, rzekomo się zawali jeśli nie będzie kontrolowane. 

  I w tym wyścigu o kontrolę, dzień po dniu znika jedna ważna rzecz. Przestajemy oddychać, przestajemy po prostu być. Ale oto paradoks. Im bardziej starasz się wszystko przewidzieć, tym bardziej życie się psuje. Czy zauważyłeś to? Wydaje się, że wykonujesz wszystko tak jak należy, ale z jakiegoś powodu robi się ciężej, pusto, bardziej nerwowo. Jakbyś grał w szachy z niewidzialnym graczem, a on ciągle daje tobie mata. 

 I tutaj chciałbym zadać jedno proste, ale całkowicie wstrząsające pytanie. Czy jesteś pewien, że twój plan jest naprawdę lepszy? Być może właśnie teraz, kiedy oglądasz ten film, jesteś w tym momencie swojego życia, w którym coś nie idzie zgodnie z planem. Może twój związek się rozpada, twoje zdrowie szwankuje, twoja kariera stoi w miejscu, albo po prostu czujesz, że coś ważnego ci umyka, niezależnie od tego, jak bardzo się starasz?

   Ale jeśli jest tak, że to, co się rozpada powinno się zawalić? Co jeśli istnieje plan, który już działa bez twojego niepokoju, bez twojego napięcia? Bez twoich niekończących się prób zgadywania, jak on powinien wyglądać? 

 Eckhart Tholle powiedział kiedyś: „Kiedy odpuszczasz, nie tracisz. Pozwalasz chwili obecnej być taką, jaka jest. I to jest twoja siła”. Ale jak odpuścić, skoro wszystko w środku się opiera? Jak uwierzyć w czyjąś wyższą wolę, kiedy logika krzyczy: „Jeśli teraz wszystko porzucę, po prostu się rozpadnę”. 

 Tak bardzo przywiązaliśmy się do idei, że musimy wszystko czynić sami. To, że Bóg pomoże - to piękna metafora, ale w rzeczywistości wszystko spoczywa na naszych barkach. I to właśnie to wewnętrzne przekonanie, że jesteśmy zobowiązani zarządzać wszystkim, czyni nas zakładnikami. Stajemy się więźniami planu, który wymyślili sami , a nie planu który otrzymaliśmy z głębin ciszy.  

 I oto dzieje się coś, czego prawie nikt nie zauważa. Za każdym razem, gdy stajemy w obliczu nieoczekiwanego, w obliczu porażki, w obliczu czegoś, co nie pasuje do naszego obrazu, nie tylko się denerwujemy, ale zaczynamy walczyć z samym życiem - nie z sytuacją, ale z rzeczywistością jako taką. Jakbyśmy mówili: „Nie, wiem, jak powinno być. Mylisz się. Nie powinno tak być”.  

 Ale kim jestem ja, który to wie? I wiecie, co jest najdziwniejsze? Życie już pokazało nam tyle razy, że ma swój własny rytm, Że najbardziej nieoczekiwane wydarzenia, te, które chcielibyśmy odwołać, później stały się początkiem nowego - jakieś spotkanie, które zmieniło wszystko: strata, po której po raz pierwszy się obudziliśmy, pauza, która pozwoliła nam w końcu usłyszeć siebie. 

  Może więc warto pomyśleć o nich chociaż przez chwilę? A co, jeśli Bóg albo życie, albo przestrzeń, albo inteligencja wszechświata - nazwij to jak chcesz, już nami kieruje? Może on już wskazuje nam kierunek?

 On nie kieruje poprzez instrukcje, nie poprzez głos w twojej głowie, ale poprzez to, co jest, poprzez to, co się dzieje, poprzez ciszę. Ale tak trudno jest przestać narzucać swoją wolę. Przyznać się, że nie wiesz, przyznać, że nie kontrolujesz, że istnieje coś większego od ciebie. Nie abstrakcyjne, nie religijne, ale żywe, płynące zawsze blisko i o wiele mądrzejsze niż twój plan. 

  Być może właśnie tu zaczyna się prawdziwe zaufanie? Nie ślepa wiara, nie bierność, ale żywe i świadome współdziałanie z życiem, współpraca podczas której przestajesz nalegać i zaczynasz słuchać?

  Brzmi pięknie, prawda? Ale co powstrzymuje nas przed takim życiem? Co właściwie sprawia, że wciąż sięgamy po kontrolę, by uchwycić się naszego wyobrażenia o tym, jak powinno być? 

 To jest właśnie główna, ukryta przeszkoda. I od niej wszystko się zaczyna. Bo dopóki nie dostrzeżesz, co kryje się za tym pragnieniem utrzymania się i utrzymania wszystkiego, to nie będziesz w stanie naprawdę odpuścić. 

 Interesujące, prawda? Mówimy: „Chcę zaufać życiu", ale w środku wszystko się kurczy. Pojawia się niepokój, jakbyś stał na krawędzi i był namawiany do skoku w nieznane. Jakby ktoś mówił: „Nie bój się, jest tam niewidzialna sieć”. A twój umysł odpowiada: „Nie, dziękuję. Wolę zostać tutaj, na krawędzi, z planem w rękach i paniką w piersi". 

 Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego sama myśl o utracie kontroli wywołuje napięcie? Dlaczego mamy tendencję do trzymania się starego nawet jeśli to co stare nas unieszczęśliwia?

Bo głęboko w nas żyje niemal niedostrzegalna idea: "Jeśli nie będę kontrolował, to wszystko się rozpadnie. Jeśli nie będę walczył, to przestanę istnieć". Jesteśmy przyzwyczajeni do tej logiki od dzieciństwa. Mówiono nam: „Bądź dobry, zarabiaj, osiągaj, buduj swoją przyszłość”. I zrozumieliśmy. Moje przetrwanie, mój projekt, moje znaczenie, mój produkt, moje bezpieczeństwo, moja zasługa. To wydaje się logiczne i do pewnego stopnia działa, ale ceną jest wewnętrzny niepokój, który nie znika, nawet gdy wszystko jest w porządku.

Eckhard Tolle nazywa to ego, ale nie w sensie pychy czy narcyzmu, ale w sensie konstruktu umysłu, który buduje poczucie siebie na podstawie strachu. To "ja" żyje z idei oddzielenia - z idei separacji. Jestem ja, jest świat i są zagrożenia. Musisz być czujny, musisz wiedzieć jak. Musisz przetrwać. 

 To ego nie jest wrogiem. Ono nie jest złe. Ono się po prostu boi. Jego naturą jest strach, ponieważ nie zna życia. Ono zna tylko myśli o życiu. A kiedy mówisz: „Chcę zaufać", ono słyszy. "Chcę zniknąć”. Ono nie może zrozumieć, jak można żyć bez ciągłej ochrony, bez planowania, bez walki. 

 Ale oto, co jest ważne - ty nie jesteś tym ego. Nie jesteś tym, kto się boi i ciągle analizuje. Jesteś tym, który to wszystko obserwuje, który jest świadomy zarówno strachu, jak i myśli oraz próby kontrolowania wszystkiego.

   I to właśnie ta świadomość jest wejściem do innej rzeczywistości. Ale aby tam wejść, musisz najpierw zobaczyć, jak działa stary mechanizm. Spójrz uczciwie, ile twoich działań jest podyktowanych nieufnością i lękiem? Ile decyzji podjąłeś, bo musisz, bo tak jest bezpieczniej, inaczej będzie źle? Ile razy zrezygnowałeś ze swojej intuicji, ze zwykłego spokoju, bo twój umysł powiedział: „Nie możesz tego uczynić tak po prostu. Musisz". 

 To właśnie jest pułapka. Wydaje się, że jesteś wolny, że masz kontrolę, ale w rzeczywistości zawsze kieruje tobą strach: strach przed samotnością, strach przed niepowodzeniem, strach przed byciem niegodnym...

 I wiesz, co jest najbardziej ironiczne? W tym strachu stajemy się jak dzieci zagubione w supermarkecie. Krzyczymy, biegniemy, wołamy, nie zauważając, że matka stoi dwa kroki dalej. Ale jesteśmy tak pochłonięci paniką, że jej nie widzimy.

   Dokładnie tak samo jest z życiem, z Bogiem, z tym, co nazywamy większym umysłem. Krzyczymy: „Gdzie jesteś? Czemu nie pomagasz?” I nie widzimy, że jesteśmy prowadzeni przez każde spotkanie, każdy przypadkowy zbieg okoliczności, każde opóźnienie i każdy zakręt -  tylko, że ego tego nie zauważa. Ono jest zbyt zajęte sobą. Eckhadt Tolle mówi: „Nie kontrolujesz życia. Jesteś samym życiem w jego najczystszej manifestacji".

  Ale umysł chce sprywatyzować ten przepływ i oddać go na swoje usługi. W tym tkwi ból i nie chodzi o to, że jesteś zły, nie chodzi o to, że czynisz coś źle, ale że w twoim wnętrzu po prostu działa stary skrypt przetrwania, skrypt lęku. Ten skrypt jest automatyczny, nie można go winić, ale on nie jest już potrzebny. Jest jak stary GPS, który prowadzi cię tam, gdzie nie ma już drogi. 

I jeśli nadal będziesz mu ślepo ufać, zawsze znajdziesz się w niewłaściwym miejscu i kogo będziesz winić? Siebie, świat, los? A może po prostu zatrzymać się i pomyśleć: „A co, jeśli właśnie teraz wszystko już idzie tak, jak powinno? Tak, to prawda - może niezgodnie z moim planem. Ale może plan, który się realizuje, nie wymaga mojej paniki? Może po prostu wymaga mojego zaangażowania, mojego milczenia, mojej uczciwości?"

   I właśnie w tym momencie zaczyna się zmiana. Nie w wymyślaniu nowego planu, ale w przyznaniu, że może nigdy nie byłem tym, który miał kontrolę. A jeśli tak, to kim tak naprawdę jestem? Czasami życie zdaje się do nas przemawiać, ale nie słowami lecz poprzez okoliczności, poprzez te właśnie momenty, które nazywamy porażkami, stratami, niefortunnymi momentami?

   Narzekamy, że wszystko nie idzie zgodnie z planem, że wszystko poszło w złym kierunku. Ale czy kiedykolwiek naprawdę wiedzieliśmy, dokąd zmierzamy? Jeśli wsłuchasz się w ciszę wewnątrz, zauważysz, że cały ten plan, cały ten schemat, jak powinno być, nie pochodzi z głębi, nie pochodzi z przeżytego doświadczenia - on pochodzi z głowy, z przekonań, z cudzych opowieści, które przyjęliśmy za własne. 

 I tak zaczyna się niewidzialny dramat. Żyjemy nie tym, co się dzieje, ale tym, co powinno się dziać. Nie z tymi, którzy są blisko, ale z wyimaginowanymi ludźmi w naszym idealnym scenariuszu. Cierpimy nie z powodu rzeczywistości, ale z powodu faktu, że rzeczywistość nie pokrywa się z fikcyjnym projektem szczęścia. To cicha tragedia, bo dzień po dniu oddalamy się od chwili obecnej. Nie zauważamy, jak cisza brzmi za oknem, jak ktoś wyciąga do nas rękę, jak nasze serce mówi: „Stój!"  Jesteśmy zbyt zajęci rozmową z umysłem, który jest ciągle z czegoś niezadowolony”. 

 Echart Tolle powiada, że żyjemy jakby przez filtr myśli o rzeczywistości, a nie przez samą rzeczywistość. To tak jakby założyć ciemne okulary, a potem narzekać, że świat stał się ponury. Ale problem nie tkwi w świecie, problem tkwi w okularach.

  Tak samo jest i tutaj nie widzimy życia takim, jakie ono jest. Widzimy je poprzez filtr oczekiwań, lęków, planów. I ten filtr staje się naszym więzieniem. Wiecie, co się dzieje kiedy człowiek żyje cały czas według tego scenariusza kontroli? Staje się wyczerpany psychicznie, fizycznie i duchowo.

   Ciągłe napięcie, próba przewidywania, zarządzania, reagowania. To jak siedzenie w łódce, ale ciągłe wiosłowanie pod prąd, bo umysł myśli, że prawidłowa droga jest właśnie w tym kierunku. Ale życie płynie w przeciwnym kierunku. Najpierw przychodzi zmęczenie, potem rozczarowanie, a potem cynizm. 

"Być może po prostu nie mam szczęścia. Może nie jestem czegoś wart. Może zawsze będzie mi tak ciężko" - I człowiek się zamyka. Tymczasem życie wzywa cały czas. Wciąż zsyła spotkania, zmiany, szanse, ale my nie słyszymy. Jesteśmy zajęci, - mamy plan.  

 W ten sposób fałszywe ja, ego, buduje wokół nas mur. A z zewnątrz wszystko wydaje się normalne. Przecież staramy się, pracujemy nad sobą, rozwijamy się duchowo. Ale w środku wciąż jest ten sam niepokój, ta sama kontrola, ta sama walka z tym, co jest. Im wyższy wewnętrzny mur, tym bardziej oddala się poczucie sensu, radości, obecności i tym większe poczucie pustki - zwłaszcza u ludzi po trzydziestce, bo w tym wieku już wiele się próbowało, coś się już zbudowało, coś się już osiągnęło, a nagle wszystko traci swój blask. 

 Powstaje pytanie: „Po co to wszystko?”. Odpowiedź nie pochodzi z umysłu. Nie pojawia się z nowego celu ani nowej motywacji. Pojawia się, gdy pozwalasz sobie być tu i teraz, bez oporu, bez scenariusza. I tu zaczyna się najbardziej subtelna rzecz. Umysł nie może uwierzyć, że nic nie robiąc, można coś zmienić. On mówi: „Jeśli po prostu odpuścisz, wszystko się rozpadnie”. Ale w głębi duszy zaczynasz zauważać, że gdy tylko przestajesz walczyć, to pojawia się coś żywego, coś prawdziwego - być może po raz pierwszy od długiego czasu. 

 Zaczynasz dostrzegać, jak każda chwila jest wypełniona znaczeniem. Nie takim, które da się wytłumaczyć, ale takim, które się czuje. A to znaczenie nie wynika z tego, że coś osiągnąłeś, ale z faktu, że jesteś tu i teraz, bez masek, bez roli, bez pośpiechu. Nie zachowujesz się już jak budowniczy, który ma plan i

i musi ukończyć budowę przed terminem. Stajesz się ogrodnikiem. Podlewasz, doglądasz, pozwalasz rosnąć. Nie kontrolujesz deszczu, ale wiesz, jak być tam, gdy spadnie. I jest w tym ogromna moc, ponieważ w końcu zgadzasz się z tym, co już jest. I to jest prawdziwy punkt dostępu do Bożego planu, do tego, co jest o wiele większe niż twoje wyobrażenia. Ponieważ Bóg nie daje ci kontroli. Daje ci przepływ. Nie daje ci schematu. Daje ci prawdziwe życie, nieprzewidywalne, ale mądre.  

 I żeby to usłyszeć, nie musisz się zmieniać. Musisz tylko wyciszyć się w sobie. W pewnym momencie - niekoniecznie w kryzysie, niekoniecznie w dramacie - nadchodzi cisza, nie zewnętrzna, ale wewnętrzna. I po raz pierwszy słyszysz: „Wszystko, co próbowałeś zbudować, to nie dom, to płot. Wszystko, czego broniłeś, to obraz, a nie rzeczywistość. Wszystko, czego się tak bałeś, okazało się tylko cieniami na ścianie umysłu".

  I nagle zauważasz, że jesteś zmęczony byciem kimś, zmęczony decydowaniem o wszystkim, zmęczony walką nawet o swój rozwój duchowy. I w tym zmęczeniu pojawia się coś niesamowitego - pojawia się relaks. Nie poddanie się, ale poddanie się życiu bez patosu, bez flag. Po prostu przyznanie, że już nie wiem i nie chcę udawać, że już wiem. 

 To jest ten punkt zwrotny - on może być cichy, bez słów. Po prostu budzisz się pewnego ranka i nie próbujesz kontrolować dnia. Idziesz do sklepu i nie spieszysz się. Rozmawiasz z bliskim człowiekiem i nie bronisz się. Nie próbujesz być lepszy, mądrzejszy, czystszy. Po prostu jesteś. Świat nagle przestaje być polem bitwy. Staje się sceną, na której rozwija się coś, co nie wymaga twojej oceny. Nie jesteś już aktywnym uczestnikiem odpowiedzialnym za wynik. Stajesz się świadkiem, partnerem. Samo życie oddycha przez ciebie.

  I to właśnie w tym momencie zaczyna się to, co prawdziwe. Nie to, do czego zdążałeś, ale to, co zawsze tu było. Ale nie mogłeś tego poczuć, próbując to osiągnąć, chcąc wiedzieć wszystko z góry. Eckhart Tolle mówi: „Świat nie jest w uścisku chaosu, jak mogłoby się wydawać. Pod powierzchnią form kryje się głęboki porządek, nieskończenie inteligentny". A jeśli zwolnisz, zaczniesz odczuwać, że już uczestniczysz w tym porządku.  

 Nie oznacza to, że staniesz się obojętny, że przestaniesz działać. Wręcz przeciwnie, dopiero teraz twoje działania nie wynikają ze strachu, nie z pośpiechu, ale ze spokoju, z ciszy, z intuicji, a nie z napięcia. Z kontaktu z czymś realnym, a nie z wewnętrznego scenariusza walki.

 Zaczynasz dostrzegać znaki, nie mistyczne, nie namalowane, ale proste. Rozmowę, która odbyła się w odpowiednim momencie, człowieka, którego prawie uniknąłeś, ale mimo to go spotkałeś. Zbieg okoliczności, który wcześniej nazwałbyś "ot - takie tam zwykłe zdarzenie", ale teraz, rozumiesz, że jest ono częścią czegoś większego. To zaproszenie. Przestajesz grać w grę pod tytułem: "Los jest przeciwko mnie". Teraz nie jesteś w opozycji - jesteś we współpracy i to nie jest ślepa wiara. Ta wiedza jest cicha, wewnętrzna, niefanatyczna. Po prostu wiesz, że jesteś prowadzony. Nie starasz się już dotrzymać kroku, ponieważ zdajesz sobie sprawę, że jesteś już na czas. 

  Nie dążysz już do swojego celu, ponieważ żyjesz w celu samego życia. Nie tworzysz już obrazu siebie - ty pozwalasz sobie istnieć. I tu ujawnia się najbardziej niesamowita rzecz: wszystko, czego pragnąłeś, zaczyna nadchodzić. Nie dlatego, że gonisz, ale dlatego, że jesteś gotowy. Miłość, ponieważ stałeś się żywy. Dostatek, ponieważ nie próbujesz już się go trzymać. Radość, ponieważ przestałeś żądać. Pokój, ponieważ nie toczysz już wojny z tą chwilą. Nic nie tracisz, odpuszczając. Wręcz przeciwnie, otrzymujesz wszystko, co ważne. I po raz pierwszy rozumiesz, że to, co nazywałem kontrolą, było strachem, a to, co uważałem za słabość, było w rzeczywistości siłą. To łagodna, głęboka, lekka moc, która niczego nie żąda, ale daje wszystko. I rzeczywiście: Bóg od początku zawsze miał plan. Byłeś po prostu zbyt zajęty aby to usłyszeć. A teraz słuchasz nie uszami, lecz sercem, całą swoją istotą. I nie wiesz, dokąd to doprowadzi, ale po raz pierwszy w życiu się nie boisz, bo teraz nie jesteś sam. Jesteś w nurcie.

Czy wiesz, w którym momencie wszystko całkowicie się zmienia? Kiedy nagle przestajesz czekać, przestajesz czekać, aż wszystko się poprawi, że staniesz się inny, że życie w końcu potoczy się tak, jak zaplanowałeś - kiedy nie masz nadziei na przyszłość i nie poprawiasz przeszłości, ale po prostu oddychasz, patrzysz, żyjesz teraz, nie jako idea, nie jako praktyka, ale jako naturalny stan bez wysiłku, bez zadania, bez wyjaśnień. 

  I wtedy pojawia się dziwne odczucie, jakby czas znikał, jakby wszystko, co było wcześniej, było tylko snem - snem, w którym biegłeś, walczyłeś, udowadniałeś, snem, w którym wierzyłeś, że musisz zasłużyć, naprawić, uratować. A teraz się budzisz i nagle zrozumiałeś, że wszystko już tu jest. 

 I oto ona jest, najgłębsza prawda, ta, do której nie docierasz umysłem, lecz którą sobie przypominasz. To tak, jakby zawsze były w tobie drzwi, a one po prostu się otworzyły i rozpoznajesz to, co zawsze tam było. Nie musisz być kimś - ty już jesteś tym, kim musisz być. 

 Spokój nie jest nagrodą - on jest twoją naturą. Miłość nie jest celem. To powietrze, którym oddychasz od długiego czasu, ale po prostu go nie zauważałeś. Życie nie jest projektem, to taniec. A Bóg nie jest sędzią, ani obserwatorem, ani egzaminatorem - on jest tym właśnie tańcem. 

 To obecna cisza, z której wszystko pochodzi. Nigdy nie byłeś zagubiony, po prostu szukałeś w niewłaściwym miejscu. Echart Tolle nazywa to świadomością poza formą, kiedy przestajesz utożsamiać się z ciałem, imieniem, historią, stajesz się czystą świadomością. Patrzysz na świat i już nie bronisz się, ponieważ nie ma niczego do obrony. 

  Tego, kim naprawdę jesteś, nie da się zranić, obrazić, zniszczyć. Ono jest wieczne, ciche, świetliste. Wykraczasz poza ideę planu, ponieważ teraz ty jesteś planem. Jesteś manifestacją wyższego umysłu. Wszystko, co czyniłeś, wszystko, co ci się przydarzało przyniosłeś ty sam. Ale ty nie jesteś tym, który cały ten czas próbował sterować - ty jesteś dużo głębiej, milczący, prawdziwy. 

 Nie jesteś już po prostu poza zagrożeniami, ty sam jesteś tym bezpieczeństwem. Nie jesteś tylko w nurcie, jesteś nurtem. Nie tylko ufasz, ty jesteś zaufaniem w działaniu. I może właśnie tym jest oświecenie - nie jako finał, ale jako powrót do domu, do chwili, do siebie, do ciszy, która nie milczy lecz śpiewa. 

 Słychać ją tylko wtedy, gdy przestajesz spierać się z rzeczywistością. A teraz wszystko jest inne. Nie dlatego, że świat się zmienił, ale dlatego, że przestałeś próbować go zmienić. Zacząłeś patrzeć od wewnątrz, z samego centrum, z serca. I może właśnie teraz, siedząc w ciszy po tym filmie, poczujesz t - nie słowami, nie myślami, ale głębiej. Tam gdzie wszystko jest proste, gdzie nie musisz niczego udowadniać, gdzie po prostu jesteś. 

 Jeśli dotarłeś do tego punktu, to gratulacje. Nie tylko obejrzałeś film, lecz pozwoliłeś sobie przypomnieć, usłyszeć, zatrzymać się. To oznacza, że jesteś już wewnątrz tego planu, już w nim, już w zgodzie. 

 Pamiętaj - nawet odrobina zaufania zmienia wszystko. Nawet jeden głęboki oddech w ciszy może cię sprowadzić do domu. I za każdym razem, gdy życie znów wydaje się trudne, nie spiesz się z działaniem. Po prostu poczuj ponownie, usłysz, pozwól.

   Jeśli kiedykolwiek znów zapomnisz, to nie ma powodu do niepokoju - po prostu wróć, zamknij oczy i powiedz: „Niech się stanie nie moja wola, ale twoja, bo twoja jest zawsze lepsza”.

   Jeśli rezonujesz, napisz w komentarzach, co teraz czujesz, lub po prostu postaw kropkę, jako znak milczenia, znak zaufania. Nie zapomnij włączyć polubienie - nie dla mnie, ale dla siebie - za to, co słyszysz, za to, co czujesz, za to, że żyjesz.

   Subskrybuj, jeśli chcesz więcej głębi i ciszy w przepływie i pozwól, by życie Cię prowadziło. Życzę Ci, abyś żył pełnym życiem, bez strachu, bez pośpiechu, w zgodzie z tym, co większe od Ciebie, ale zawsze wewnątrz. Jesteś w domu.

 wersja polska: https://www.youtube.com/watch?v=2aCbnXk4_oU

 

niedziela, 13 lipca 2025

SYGNAŁ, KTÓRY WSZYSCY USŁYSZĄ: OD 13 DO 14 LIPCA TO NOC, KTÓRA DECYDUJE O WSZYSTKIM

oryginał: https://www.youtube.com/watch?v=gXaUoI43h0k 

Witam Was. 

 W nadchodzących dniach zostanie odebrany sygnał, który wszyscy usłyszą. Ten sygnał zacznie przenikać, przebijać się 13 lipca i będzie to trwało około tygodnia.

   Doświadczycie niezwykłych wibracji. Najprawdopodobniej, absolutnie wszyscy go usłyszą i poczują, nawet ci, którzy jeszcze śpią. A wy przechodzicie teraz jako przewodnicy między wymiarami. Być może ten sygnał nie będzie dla Was rezonansem, nie będzie odbiciem ze źródła, ale od końca.  

 Jak wiemy, koniec jest dokładnie tam, gdzie jest początek i na odwrót. To echo, które nie pochodzi z przeszłości, ale w rzeczywistości jest nami z przyszłości, którzy teraz manifestują jakiś rodzaj sygnału ze źródła, z punktu, w którym już staliśmy się sobą, gdzie wszystko się skończyło i wszystko zaczęło się od nowa, ale bez zniekształceń. 

 A wiecie, co jest najciekawsze? To, że już wielu z nas zaczęło to czuć. Nastąpiło gwałtowne rozszerzenie świadomości w tym tygodniu. Niektórzy ludzie mają jakąś wewnętrzną, intuicyjną wiedzę, pojawiają się jakieś nowe umiejętności.

 W tym miejscu wielka prośba do was, abyście zwrócili uwagę na wszystkie znaki, na wszystkie sygnały, które daje wam przestrzeń. To mogą być symetryczne liczby na zegarze, nawet to, co pokazuje mikrofalówka. To znaczy, to jest echo, które do was dociera. 

I ten sygnał nie dociera teraz do tych, którzy szukają, którzy czekają na jakieś głosy w głowie i podobne informacje. On wraca właśnie do tych, którzy kiedyś obiecali sobie przypomnieć prawdziwe informacje o naszym wszechświecie, o tym, jak wszystko jest tu zorganizowane. 

 Ale jednocześnie zrozumcie, że ten sygnał nie dzwoni wam w uszach. Chociaż, owszem, wielu ludzi słyszy pisk w uszach, jest to prawie 90% ludzi. I nawet ja teraz zapisując te informacje wszędzie widzę 44, 44. Myślę, że rozumiecie i również często macie podobne liczby. Ja miewam nieustannie 44 - to mi nieustannie towarzyszy.

W rzeczywistości matryca jest jak podpora, coś, czego gdzieś brakuje, być może uziemienie, budowanie podpory. To są reakcje w zachodzących procesach wewnętrznych. I znów na subtelnym planie, nasz stan jest nam dany w postaci liczb, obrazów cyfrowych. 

  I tak naprawdę, sygnał, który zacznie płynąć już zaczął drżeć. To narodziny cząsteczek dosłownie w naszych kościach. To znaczy, odrodzenie kryształów. On rozbrzmiewa w tkankach między naszymi ciałami, to znaczy, ciałami wewnętrznymi, narządami wewnętrznymi. 

 A w odpowiedzi - to jest bez adresata, to znaczy, jest to impuls, którego nie da się nazwać. Nie możemy nazwać, czym on jest, ale każdy to poczuje, a wy już zaczynacie to czuć. 

 Ten impuls, sygnał zmusi was do zmiany trasy w środku dnia. Możesz gdzieś pojechać lub iść i nagle zawrócić. Rozumiesz, że z jakiegoś powodu nie musisz tam jechać.  

 Dla niektórych impuls ten sprawi, że nastąpi zmiana zawodu, kraju, miłości, związku ze względu na coś nieznanego, ale coś wzywa i czujecie, że to pochodzi ze źródła.  

w 76  3,30 

 Wielu ludzi zaczyna tworzyć bliźniacze plemiona. To znaczy, możecie poczuć wewnętrzne wołanie, kiedy nie możecie już spać, żyć z ludźmi, z którymi nie chcecie - nie jesteście w stanie już dotykać kogoś, albo nie możecie znieść aby ktoś inny dotykał wasze ciało.

 Wszystko to jest wezwaniem. To jest ten sam impuls, który teraz zaczął aktywować naszą nową świadomość w przestrzeni. Ten sygnał może być również odczuwany przez wielu jako silny ból głowy, ucisk w skroniach, z tyłu głowy, napięcie w ramionach, w szyi. 

  Wielu z nas przechodzi teraz oczyszczanie pierwszego centrum, czyli problemy z jelitami i kośćmi. Cóż, to znaczy, może pojawić się silny ból, temperatura 37-38. Rozumiecie, że to kod, który przez długi czas był nieaktywny. On był w nas uśpiony. W ten sposób jesteśmy wzywani. Przypominamy to sobie poprzez nasze ciało. 

  A teraz przestrzeń, a mianowicie to kosmiczne napięcie, nacisnęło przycisk w odpowiednim punkcie naszego ciała, przez co jesteśmy aktywowani. To jak efekt piezoelektryczny w kościach, ale to jest to - w naszej tkance łącznej. 

 I dzięki temu w nas uruchamia się coś większego niż pragnienie życia. A na moim drugim kanale YouTube mówię o objawach i masowych dolegliwościach w dzisiejszych czasach. Mówię bardziej szczegółowo  co możecie odczuwać i co z tym zrobić. Istnieje wiele praktyk wspomagających ciało, praktyki dogłębnego ładowania, aby te procesy przebiegały bardziej ekologicznie i jakościowo w twoim polu energetycznym.

   To jest wasz kosmos w głębi. Ale jednocześnie istnieje jedno pole wibracyjne, jedna transformacja, która obejmuje całą Ziemię. Opuszczamy teraz stare cykle, dlatego ważne jest, aby słuchać, zwracać uwagę na informacje, które pomagają waszym kodom integrować się z waszym systemem. To znaczy, wszystko, co dotyczy pomocy i wsparcia ciała fizycznego, w miarę jak stopniowo budujemy nową gęstość. 

  Dlatego tych, którzy rezonują z tematem uzdrawiania ciała, odmładzania kwantowego, pracy z energią na poziomie cielesnym, z miłością zapraszam na drugi kanał YouTube, gdzie opowiadam o tym, jak duch powraca do ciała. Wszystkie aktywne linki znajdziecie w pierwszym komentarzu do tego filmu i na stronie głównej tego kanału. Zajrzyjcie tam - przestrzeń czucia już na Was czeka. 

 A teraz poczujmy, co się poprzez nas rozwija. I być może to jest ten rodzaj informacji, która do nas dociera, że to jest ten sygnał - to nasza nowa, własna gęstość, która nie pasuje do tego naszego zwykłego ciała - do naszej starej cielesnej powłoki. Rzeczywistość przestraja się w tej właśnie chwili za pomocą tego sygnału.

Zaczynamy stopniowo wychodzić z tych programów ofiary, stajemy się tak bardzo sobą - stajemy się swoją istotą. Jest już nam tak bardzo obojętne co kto o nas pomyśli.  Nie macie już tych dawnych pragnień aby po prostu pożyć, nie pragniecie już wyłącznie komfortu. Wy macie pragnienie bycia sobą i właśnie zaczynacie rozrywać tę "starą tkaninę".

 Wasza nowa wibracja sprawia, że ta stara tkanina już nie wytrzymuje. Wielu ludzi opuszcza waszą przestrzeń bo nie mogą znieść waszej gęstości w nowej formie. 

 I nic strasznego się tu nie dzieje. Ten sygnał nie jest poleceniem, które może zmienić nas na pstryknięcie palca. To jak proste wibracyjne przypomnienie, że czas nie jest prostą strukturą. To jest dokładnie taki zestaw, który czeka na nasz wybór, zestaw linii czasu. 

 I może już słyszeliście ten sygnał. Być może słyszycie go teraz poprzez moje przesłanie, ponieważ jesteście jednymi z tych, którzy wszyli ten sygnał w swoje DNA. Wasze DNA jest jak kapsuła i otwiera się dokładnie wtedy, kiedy słyszycie te sygnały, kiedy rzeczywistość staje się zbyt ciasna i kiedy się budzicie. 

 Ten sygnał teraz włącza waszą wewnętrzną wiedzę i nie pozwala wam już spać pod starym wzorcem, pod pozorem życia. Być może już go usłyszeliście w tej chwili -  nie słowami, nie poprzez kody, ale teraz czujecie łzy. Możecie wybuchnąć płaczem i pomyśleć, że zwariowaliście, ale to jest spotkanie. Spotkanie z tym sygnałem. 

  To jesteś ty. To ty z przyszłości. To spotkanie z samym sobą. Z samym sobą z przyszłości - i ta wasza wersja z przyszłości postanowiła, że nadszedł wreszcie czas, aby dokonać tej anihilacji starych programów i stać się jedną całością. 

  To jest wielowymiarowość, to jest integralność, do której dążymy. I zgodnie z informacją z naszego pola energetycznego, ten sygnał dotknie wnętrza większości ludzi na przełomie 13 na 14 lipca w nocy, która stanie się decydującym portalem. 

 I to, co dzieje się teraz, co czuję, kiedy wypowiadam te kody, te wibracje powodują, że ściska mnie w gardle. 

 Dlatego nasz kontroler może nie przepuścić tego sygnału w ciągu dnia. Ale to między 13 a 14 lipca, między 3:00 a 6:00 rano, kiedy całkowicie się wyłączamy, kiedy rytmy zwalniają, zmieniają się - wtedy włącza się podświadomość, wtedy te kody zostaną załadowane. Obserwujcie, dziękujcie za wszystkie procesy. Wszystko zawsze idzie ku dobremu.

 wersja polska: https://www.youtube.com/watch?v=UESBu1Rd8n8

 

piątek, 11 lipca 2025

Znaj swoją wartość! Przypowieść o tym, ile jesteś wart.

 oryginał: https://youtu.be/31YBe5odcGs

  Pewnego razu młody człowiek przyszedł do siwowłosego starca i powiedział: „Przyszedłem do ciebie, bo czuję się taki żałosny i bezwartościowy, że nie chcę nawet żyć. Wszyscy wokół mówią, że jestem nieudacznikiem, partaczem, idiotą. Proszę, pomóż mi”. 

  Staruszek spojrzał na młodzieńca i szybko odpowiedział: „Przepraszam, ale jestem teraz bardzo zajęty i nie mogę ci pomóc. Muszę pilnie załatwić jedną bardzo pilną sprawę” – dodał po chwili namysłu – „ale jeśli zgodzisz się pomóc mi w mojej sprawie, to ja chętnie pomogę tobie w twojej”. 

  „Z przyjemnością!” – mruknął młody człowiek, gorzko zauważając, że znów został zepchnięty na dalszy plan. 

  – Dobrze – powiedział starzec i zdjął z małego palca lewej ręki mały pierścień z pięknym kamieniem. - Weź konia i galopuj na rynek, pilnie potrzebuję sprzedać ten pierścień, aby spłacić dług, postaraj się sprzedać go za wysoką cenę i pod żadnym pozorem nie zgadzaj się na cenę niższą niż złota moneta. Wsiądź na konia i wróć jak najszybciej. 

  Młody człowiek wziął pierścień i odjechał galopem. Dotarłszy na rynek, zaczął oferować pierścień kupcom, którzy początkowo z zainteresowaniem oglądali towar, ale gdy tylko usłyszeli o cenie złotej monety, natychmiast stracili zainteresowanie pierścieniem. Niektórzy otwarcie śmiali mu się w twarz, inni po prostu się odwracali, tylko jeden starszy kupiec uprzejmie wyjaśnił mu, że złota moneta to zbyt wysoka cena za taki pierścień. Mogą za niego dać tylko miedzianą monetę, ale w skrajnych przypadkach srebrną. 

  Słysząc słowa starca, młody człowiek bardzo się zdenerwował, ponieważ przypomniał sobie rozkaz starca, aby pod żadnym pozorem nie zniżać ceny poniżej złotej monety. Obszedłszy cały rynek i ofiarowując pierścień setce osób, młodzieniec ponownie osiodłał konia i wrócił. 

 Podszedł do starca, głęboko zasmucony swoją porażką. „Nauczycielu, nie udało mi się zrealizować twojego zamówienia” – powiedział ze smutkiem. „W najlepszym razie mógłbym dostać za pierścionek parę srebrnych monet, ale powiedziałeś mi, żebym nie zgadzał się na mniej niż jedną złotą, a ten pierścionek nie jest tyle wart. 

  - Właśnie powiedziałeś ważne słowa, synu – odparł starzec – zanim spróbujesz go sprzedać, dobrze byłoby ustalić jego rzeczywistą wartość, ale któż może to zrobić lepiej niż prawdziwy ekspert od biżuterii – jubiler. Jedź do jubilera i zapytaj go, ile nam zaoferuje za ten pierścionek. I nie sprzedawaj pierścionka jakąkolwiek cenę byś usłyszał, tylko wróć do mnie. 

 Młody mężczyzna wskoczył ponownie na konia i pojechał do jubilera. Jubiler długo oglądał pierścionek przez lupę, potem zważył go na małej wadze i w końcu zwrócił się do młodzieńca: „Powiedz właścicielowi, że teraz nie mogę dać za niego więcej niż 58 złotych monet, ale jeśli da mi czas, kupię pierścionek za 70 monet”. 

 -70 monet, - Młody człowiek roześmiał się radośnie, podziękował jubilerowi i pobiegł z powrotem ile sił. - Usiądź tutaj, - powiedział starzec, wysłuchawszy ożywionej opowieści młodzieńca. - I wiedz, synu, że jesteś tym właśnie pierścieniem, cennym i wyjątkowym, i tylko prawdziwy ekspert może cię ocenić. Dlaczego więc kręcisz się po bazarze, oczekując, że zrobi to pierwszy napotkany tam człowiek? 

  Wartość życia zależy od tego, jak bardzo cenisz siebie. A to z kolei zależy od tego, za kogo się uważasz. Paradoksalnie, kiedy uświadomisz sobie swoją prawdziwą naturę, nieograniczoną imieniem, formą ani konwencjami, życie zacznie lśnić jak nieziemski skarb. 

 Bądź sobą i staraj się doskonalić. Nie szukaj uznania ludzi, tylko Bóg zna twoją prawdziwą wartość!

 wersja polska: https://www.youtube.com/watch?v=pA7ovF3IJjk

 

Karma dosięga każdego - Era Wodnika

 oryginał: https://www.youtube.com/watch?v=cLs07DVkD3s

 Witajcie moi drodzy.  

 Życie na Ziemi w trzech wymiarach pomaga ujawnić wszystkie nasze słabości i wady, zwiększyć potencjał energetyczny i siłę naszej duszy.

Po doświadczeniu zła mamy obowiązek dążenia do dobra, ku najwyższym duchowym fundamentom, które dają początek najwyższym cechom ludzkiego charakteru, pozwalając mu dołączyć do jasnej hierarchii. 

 Ci, którzy w wyniku cierpienia i prób rozwijają przeciwne cechy, stają się zgorzkniali i nienawistni. Istoty mroku przyjmują ich z otwartymi ramionami i obdarowują wszelkimi honorami. 

 Ale karma dosięga każdego w pełnej zgodzie z okrucieństwem lub miłością, z jaką postępujemy. Nasza agresja, strach, ignorancja, brak duchowości, wszelkie niskie namiętności i wady służą do karmienia negatywnego systemu. 

 Jedna z jego części znajduje się na Ziemi i pochłania grube widmo energii wytwarzanej przez nas. Druga część znajduje się na płaszczyźnie pozamaterialnej - tzw. subtelnej. 

 Jeszcze niedawno była ona integralną częścią eksploatacji Ziemian, a w tej chwili prawie nic z niej nie pozostało - są tam tylko histeryczne i nieudolne ciemne istoty, które nie chcą się poddać i próbują, jeśli nie zemścić się, to przynajmniej zyskać na czasie, ale nie mają szans. 

 Nie tylko wybieramy tę planetę, ale ona także akceptuje nas zgodnie z potrzebami swojego rozwoju. Ponieważ jesteśmy przetwornikami kosmicznych energii docierających na Ziemię i pomagających jej ewoluować, to rodzimy się w określonych miejscach, które potrzebują odżywiania energią o określonej jakości.

   Dusza każdego człowieka jest wybierana według wskaźników energetycznych dla danego miejsca, tak aby, mając określone parametry, wytwarzała siłę emocjonalną, psychiczną i fizyczną niezbędną dla tego miejsca. 

  A aby wytworzyć tę energię, musimy brać udział w określonych wydarzeniach i sytuacjach. To, co zarabiamy w ciągu dnia, ziemia wyładowuje z nas w nocy, kiedy śpimy. Działając w ten sposób, nasza dusza gromadzi niezbędną energię.  

 W ten sposób ten łańcuch zależności rozciąga się dalej. Ten łańcuch potwierdza, że ​​nic w wielkim kosmosie nie może rozwijać się przypadkowo. Każdy przypadek jest zaprogramowany. Każde zdarzenie jest częścią ogólnego scenariusza ewolucji Wszechświata, a my wszyscy jesteśmy jego małymi, ale cennymi pomocnikami.

 Błogostanu wam wszystkim.

 wersja polska: https://www.youtube.com/watch?v=ie7nb8I4OPE

 

środa, 9 lipca 2025

10 lipca czeka nas mocne wydarzenie - Era Wodnika

 oryginał: https://www.youtube.com/watch?v=5jYMvQsS1Co

 Witajcie moi drodzy.  

 Lipiec to miesiąc zmian. Wiele z tego, co zmieni się w naszym życiu osobistym i na świecie, już się dzieje. Pełnia Księżyca w Koziorożcu 10 lipca jest katalizatorem. Dodatkowo budzi się Uran będący planetą nagłych zmian. Jest to więc bardzo potężne wydarzenie dla nagłych zmian. Trzymajcie się mocno i zapnijcie pasy. 

  Zauważyliście już, ile dzieje się na świecie, wojny, mnóstwo chaosu, ponieważ ostatecznie zamykamy starą erę i wkraczamy w nową. Dotyczy to zarówno naszego życia osobistego, jak i zbiorowego.

   Ta Pełnia Księżyca nazywana jest energetycznym pęknięciem, które dla wielu ludzi może stać się fatalnym kryzysem. Ta Pełnia Księżyca to nie tylko rzadkie, imponujące zjawisko. Zapowiada się ono jako test psychologiczny i energetyczny punkt zwrotny dla ogromnej liczby ludzi. 

 Nadano już jej nazwę "prorocza". Pełnia ta stanowi największe zagrożenie dla tych, których równowaga emocjonalna jest zagrożona. Spodziewany jest przypływ niesprowokowanej agresji, lęku i wewnętrznego poczucia niepewności. Rezonans dotknie wszystkich. 

 Niektórzy mają problemy ze snem, trudności z zasypianiem, częste budzenia w środku nocy, koszmary senne. 10 lipca sytuację może pogorszyć fakt, że jego światło będzie szczególnie intensywne. Zachowajcie spokój i nie kierujcie się emocjami.  

 Pełnia Księżyca w Koziorożcu może ujawnić obszary, w których mogliśmy być przemęczeni lub przepracowani, nie poświęcając należnej uwagi sobie i naszym bliskim. To wydarzenie wzywa nas do zastanowienia się nad tym, co jest dla nas naprawdę cenne, co jest naprawdę ważne i co być może poświęcamy dla rozwoju zawodowego, statusu społecznego lub zewnętrznego uznania. 

  Wzywa nas ono do zatrzymania się i spojrzenia wstecz. Wyniki poprzednich wyborów są nam pokazywane nie po to, by karać, ale by je wyjaśnić. Ta pełnia uczy nas, że rzeczywistość kształtują nie tylko nasze nadzieje, ale także nasze nawyki.  

 W sferze finansowej to dobry moment na ponowną ocenę długoterminowych celów. Ta pełnia Księżyca aktywuje ważne spostrzeżenia emocjonalne i duchowe, szczególnie dotyczące odpowiedzialności, celu i relacji. 

 Błogosławieństw Wam wszystkim.

wersja polska:  https://www.youtube.com/watch?v=6Kx5QPFRuns

 kłaniam się nisko Darczyńcom :) 🔥

 wersja polska: 

Romantyzacja szalonego, żeńskiego zachowania - film z kanału: "Kosmo hriak"

 oryginał: https://www.youtube.com/watch?v=TtqLkqtNx80

 obejrzałem film "Afera Thomasa Crowna". Jest tam przedstawiona postać takiej silnej i niezależnej kobiety detektyw. Ona spotyka się z Thomasem, potem coś jej nagle nie pasuje, chwyta jego kosztowny obraz i wrzuca go do ognia.  

 Chłopaki, nie wybaczylibyście takiego szalonego, nieodpowiedzialnego zachowania nawet swojemu najlepszemu przyjacielowi. Za takie coś daje się po mordzie a potem żąda się zapłaty pieniędzy, ale dla tej wariatki wszystko obeszło się bez żadnych konsekwencji. 

  Albo oglądałem inny film "Francuski detektyw". Tam znowu taka super fajna, bardzo niezależna baba - detektyw. Ona pożycza samochód od swojego znajomego, żeby dogonić przestępcę i go rozbija. Przyjaciel widzi samochód i mówi: "Ale przecież ty go rozbiłaś !?". Pani detektyw uśmiecha się erotycznie, rzuca mu kluczyki i odchodzi. 

 To znaczy, że kiedy jest to dla niej korzystne to ona niby jest taka "super fajna", a kiedy nie jest, to odmawia wzięcia odpowiedzialności. Mężczyzna nie wybaczyłby takiego czegoś nawet swojemu ojcu czy bratu, ale tutaj znowu ta szalona kobieta nie bierze odpowiedzialności za swoje czyny. 

 Trzeci detektyw. Policjant obiecuje swojej kobiecie, że wieczorem pójdą do restauracji. W pracy zatrzymali go do nocy, więc gdy wreszcie przychodzi do domu, to ona wyrzuca jego laptopa z balkonu.  

 Znowu mamy tu zachowanie całkowicie nie władającego sobą niegodziwca. Czy wyobrażacie sobie, jaka byłaby reakcja na takie męskie zachowanie? Ale baba może wszystko. 

 Czy zauważyliście, że nieadekwatne, szalone zachowanie kobiet jest stale gloryfikowane w filmach? Coś w rodzaju: dwaj motocykliści ścigają się na motocyklach na wąskiej górskiej drodze, a szalona pasażerka nagle zasłania oczy kierowcy dłońmi.

 Iny obraz: para mija komisariat, a ona jest niby taka spontaniczna i odważna - rozbija okno komisariatu kamieniem i ucieka śmiejąc się. Jej towarzysz - pantoflarz biegnie za nią. Jeśli zostaną złapani, to oczywiście "odważna" zrzuci winę na tego "jelenia" i on poniesie odpowiedzialność. 

  Niestety. Ale w obecnych czasach w filmach dosłownie leje się propaganda aspołecznego, szalonego żeńskiego zachowania. Przy tym ten trend nie jest jakiś nowy. Obraz psychopatycznej kobiety został po raz pierwszy spopularyzowany przez Emilię Brante w połowie XIX wieku.  Emily Jane Brontë (ur. 30 lipca 1818 w Thornton, zm. 19 grudnia 1848 w Haworth)

Co prawda, w tamtym czasie społeczeństwo wciąż stawiało opór. Tak więc hiszpańska prasa odpowiedziała na operę Carmen, że kompozytor romantyzuje i gloryfikuje złą, szaloną, niemoralną kreaturę.

  Teraz, niestety, obraz takiej szalonej, nieodpowiedzialnej istoty stał się wzorem do naśladowania. Zapytałem sztuczną inteligencję, z czym to się wiąże, a ona odpowiedziała mi, że to jakoby bunt kobiet przeciwko posłuszeństwu.  

No zaraz, zaraz - ale w tradycyjnym społeczeństwie syn również był zobowiązany do posłuszeństwa ojcu, ale jego bunt polegał na tym, że dokonywał czynów, za które ojciec zaczął go szanować. 

 Bunt kobiety natomiast polega na robieniu głupich rzeczy i zachowywaniu się szalenie i nieodpowiedzialnie. A potem te istoty jęczą, że nie są szanowane. A za co was szanować?

wersja polska na nowym kanale: https://www.youtube.com/watch?v=Ktojc7G7TqM 

 wersja polska z omówieniem: https://www.youtube.com/watch?v=Axvmdv16554

   

Komunikacja bez słów - film z kanału "Strażnicy Światów"

 oryginał: https://www.youtube.com/shorts/OOTn0g-BbLc?feature=share

 Dopóki ludzie postrzegają za pomocą słów, to nigdy nie będziemy się zgadzać w niczym. Ponieważ postrzeganie musi przychodzić albo przez obrazy, albo przez stany emocjonalne, to znaczy przez doznania, poprzez odczucia. 

  Kiedy to się stanie, - można powiedzieć, kiedy słuchamy swojego sumienia to wtedy podejmujemy decyzję poprzez swoje sumienie a nie według tego jakich słów używasz w danej chwili, aby to wyrazić. 

 Tak więc, w przyszłości, ludzie będą mieli zdolność komunikowania się telepatycznie - w związku z tym jeśli widzę myśli innego człowieka, lub jeśli je niejako słyszę kiedy jesteśmy już ze sobą zestrojeni, to kiedy prowadzimy dialog, taki człowiek nie będzie mnie już okłamywał, ponieważ słyszę jej myśli.

wersja polska: 

 

wtorek, 8 lipca 2025

Lato będzie gorące energetycznie - Era Wodnika

 oryginał: https://www.youtube.com/watch?v=ZhugWpBl8cw

 Witajcie, kochani.  

 Lato będzie gorące energetycznie. Nie będziemy w tym samym miejscu, gdy ta fala energetyczna się skończy. Energia na Ziemi ogromnie wzrosła - ona jest wyczerpująca, słoneczna. 

  Jeśli rozbłyski słoneczne są w niskich kategoriach B lub C, a mimo to ludzie na całym świecie zgłaszają objawy takie jak skrajne zmęczenie, zawroty głowy, ból, niepokój, zaburzenia snu, dziwne sny, to najpewniej jest to spowodowane niezwykle silnymi i ciągłymi promieniami kosmicznymi z głębokiej przestrzeni. 

 Za każdym razem, gdy następuje napływ światła o takiej mocy, to natychmiast po nim następuje przejaśnienie, które powoduje wiele dziwnych i nieoczekiwanych rzeczy, które musimy rozpakować, rozplątać i zrozumieć. 

 Możemy mieć fragmentaryczne sny, wypełnione małymi cząsteczkami toksycznej energii i traumą, które nie są uzdrowione. Mogą być sny ze wskazówkami, które mówią nam, co ma nadejść i co nas czeka w przyszłości. Mogą istnieć związki, w których nie możemy już dłużej trwać oraz inne, którym musimy poświęcić więcej energii. 

 Niektóre relacje są warte walki, a inne nie. Wasze serce będzie wiedziało, kiedy mądrze wydatkujecie swoją energię. Porzućcie beznadziejne przypadki i bezdenne doły energetyczne. Pożytkujcie swoją energię w miejscach, w których może ona coś zmienić. Jeśli tak się nie dzieje, to idźcie dalej. 

 Ponieważ świat nadal jest chaotyczny, niespokojny i hałaśliwy, to wszyscy teraz szukają nowego sposobu życia i równowagi. Łatwo jest utknąć w rutynie i przegapić większy obraz, ale często nie mamy wyboru, ponieważ płacimy rachunki, chociaż może to prowadzić do głębokiego niezadowolenia.

 Jeśli nie znajdziemy chwil, aby się zatrzymać i zastanowić, oraz okazji do eksploracji naszych darów i marzeń, to możemy poczuć się uwięzieni w cyklu, z którego nie możemy uciec. 

 A energia i spokój leżą u podstaw nadziei i wiary w siebie. Życie jest krętą ścieżką - czasami jest ona jasna, ale często konieczne jest zrobienie objazdu lub po prostu wędrowanie po nieznanym terenie.  

 W takich chwilach ważne jest, aby zauważyć latarnię, ponieważ każdy z nas ma wewnętrzne światło, które ma moc oświetlania ścieżki. Jeszcze ważniejsze jest zaufanie własnej intuicji, ponieważ ścieżka, która jest właściwa dla jednego człowieka, niekoniecznie jest właściwa dla innych. 

 Nigdy nie należy lekceważyć wolnej woli. Czasami jedynym sposobem na walkę jest miłość. Kiedy pozwalamy, aby ta latarnia w nas świeciła jasno, inni również włączają swoje światła, a razem świat rozświetla się w inny sposób.  

 Chociaż niebo może być burzliwe i szare, to światło w każdym z nas świeci teraz jasno. Mamy ze sobą o wiele więcej wspólnego, niż często zauważamy pomimo tego, że wielu z nas uważa, że ​​łatwiej jest dostrzec siły, które nas dzielą, gdyż jest to część natury ludzkiej. Im więcej z nas jest chętnych do zjednoczenia się poprzez miłość, tym bardziej możemy zmierzać w kierunku cieplejszego sposobu życia i bycia.  

 Błogosławieństw Wam wszystkim.

 wersja polska: https://www.youtube.com/watch?v=OFz6ha7FY2M

 

piątek, 4 lipca 2025

Mężczyźni nie żeńcie się! - film z kanału "Optimism"

 oryginał: https://www.youtube.com/watch?v=w6c-_OTyoZg

 Proszę Was mężczyźni - nie żeńcie się. Wszystko co za chwilę powiem będzie oparte na faktach. Mężczyźni, którzy się we współczesnych realiach żenią bardzo wiele tracą.

W dzisiejszej propagandzie, w teraźniejszym kulcie "szczeliny" i miłośniczki zawartości talerza brak jest absolutnie żeńskich wartości rodzinnych.

 Dlatego też mężczyzna, który wszedł w małżeństwo będzie ponosić wyłącznie straty. W tym małżeństwie wygrywają wyłącznie kobiety.

 W obecnym czasie nie ma normalnych, tradycyjnych, patriarchalnych małżeństw, w których kobieta płaci swoimi emocjami za zapewnienie jej bezpieczeństwa materialnego i angażuje się w relację z mężczyzną emocjonalnie.

 W obecnej chwili kobiety są w większości wychowywane przez matriarchat albo co gorsza przez feminizm, do głów nakładziono im różnorakich głupstw zasłyszanych na różnych psycho - seminariach, gdzie uczy się, że kobieta powinna się rozwijać, że powinna robić karierę oraz organizować swoje życie oddzielnie od mężczyzny - a również to, że kobieta nie jest kucharką, nie jest sprzątaczką i na pewno nie jest inkubatorem dla mężczyzny.

  To znaczy, że kobieta odmawia nawet swoich żeńskich funkcji rozrodczych. Ona jest taka całkowicie niezależna, jest taka zdolna do wszystkiego, wyemancypowana, wyzwolona.

  W porządku kochana - zatem po co tobie małżeństwo? Przecież jesteś taka silna, taka niezależna. Nie jesteś inkubatorem, nie jesteś kucharką i nie będziesz padać do stóp tego psa. Jesteś osobowością! Królewską osobą!

   Zatem po jaką cholerę pchasz się w małżeństwo? Po co? Ach! już wiem! Aby powiększyć swój kapitał, aby wycisnąć zasoby z tego psa. Nie chcesz? A może będąc niekochaną chcesz udowodnić swojemu tacie, że ktoś może ciebie kochać?

  Hmm a może udowodnić mamie, że jesteś zdolna do czegoś - nie tak jak twoja matka, że będziesz mieć rodzinę chociaż nie masz pojęcia czym jest rodzina.

 Mówiąc w skrócie (przyczyny nie mają znaczenia a istota jest taka sama): Ta kobieta wychowana przez feminizm wychodzi za mąż, aby posiąść mężczyznę lub pozakrywać swoje wewnętrzne dziury. Najczęściej ma miejsce jedno i drugie.

  Niestety ona nie zawiera małżeństwa po to, aby kultywować tradycyjne wartości rodzinne, aby uszczęśliwić mężczyznę, z którym ona jest. A mężczyźni niestety uwalniają się od tego bardzo późno.  W chwili kiedy oni zdali sobie sprawę, że ona nie weszła w to małżeństwo, aby ich kochać, nie po to, aby zbudować rodzinę, ale po to, aby po prostu wyciągnąć zasoby  z nich  i z tej relacji to jest już za późno, żeby cokolwiek postanowić.

  Tracicie zarówno zasoby finansowe, jak i zasoby duchowe -  tracicie wiarę w kobiety, tracicie wiarę w normalne związki z kobietami. Dlatego Drodzy mężczyźni jeśli kobieta nie została wychowana w tradycyjnej, patriarchalnej rodzinie to z założenia nie ma ona dostępu do tych tradycyjnych koncepcji prawdziwej rodziny. Ona nie ma o nich bladego pojęcia i nawet nie będzie wstanie pojąć co znaczy szacunek, miłość i normalne relacje z mężczyzną.

 Jedyny wariant jaki jest dla takiej kobiety możliwy to relacje parnersko - przyjacielskie. Takie kobiety w ogóle nie powinny zakładać rodziny ponieważ będzie to niszczące przede wszystkim dla psychiki mężczyzny, a także dla własnej psychiki - będzie to strata czasu i nie daj Boże jeśli w takich relacjach rodzą się dzieci, bo to jest zniszczona psychika tego małego, nieszczęsnego człowieka.

   I czegokolwiek by wam kobiety nie wciskały do głowy, że niby pragną rodziny, albo że chcą stworzyć z wami silną parę, że chcą pielęgnować waszą wzajemną relację malując przed wami obraz łąki z kwiatami i chmurki na niebie to nie wierzcie im.

 Jeśli kobieta nie miała ojca i tradycyjnej, patriarchalnej rodziny to nigdy w życiu nie uda jej się stworzyć normalnej rodziny. Taka kobieta nigdy nie będzie wiedzieć nic o tradycyjnych, partnerskich relacjach w celu stworzenia rodziny. 

wersja polska: https://www.youtube.com/watch?v=X3FgB8PEOdQ

  tu nagranie na kanale dla mężczyzn: https://www.youtube.com/watch?v=q37i2zw7Jys 

Utrzymujcie swoją energię na wysokim poziomie - Era Wodnika

 oryginał: https://youtu.be/crnXLvNHrnU

Witajcie kochani,

każda budząca się świadomość wpada pod surowy nacisk trójwymiarowego systemu. Główne metody wywierania wpływu na ludzi to pieniądze, zdrowie, relacje - tak naprawdę jest ich znacznie więcej.

  Istnieje cały arsenał środków wpływających na naszą wewnętrzną równowagę poprzez stworzenie zawoalowanych ale nie mniej zgubnych lęków - to właśnie ich musimy się pozbyć w pierwszej kolejności jeśli rozumiemy zmiany, które mają miejsce i chcemy utrzymać naszą energię świadomości na wysokim poziomie.

 Szczególne miejsce na liście systemu zajmuje prowokowanie poczucia winy. Zwracają się do nas ludzie, którzy czegoś od nas oczekują a którym my z takich czy innych przyczyn nie jesteśmy w stanie pomóc.

  Oni się obrażają demonstracyjnie okazując swoje niezadowolenie, budząc poczucie winy i zmuszając nas do empatii. Dotyczy to głównie naszych bliskich i krewnych - zwłaszcza ludzi starszych posiadających małą wiedzę na temat zasad wymiany energii i wpływu emocji na zdrowie oraz wydarzenia w życiu człowieka.

Istnieje masa osób dla których dzień bez awantury jest dniem straconym - oni po prostu nie potrafią się zachować spokojnie i nieustannie wciągają wszystkich wokół w konflikty.

  Stres i ignorancja wyciągają z nich energię na rzecz bytów, które się nimi żywią - one ich zmuszają do szukania tej energii u innych poprzez agresję. 

 W wyniku takich działań u agresorów często występuje rak i stają się zawodowymi ofiarami - konieczne jest zapewnienie sobie ochrony, gdy napotykamy takich ludzi, ponieważ wielu z nich jest świadomie lub nieświadomie energicznymi wampirami.

 Nieustanne przerywanie swojemu rozmówcy to ulubiona metoda wampirów wysysania życiowej siły. To także pozwala im na wprowadzanie ofiary w lekki trans, manipulowanie nią - bądźcie uważni i nie dawajcie się nabierać na takie sztuczki bo inaczej będziecie poddawani nieustannemu naciskowi.

  Obecnie ma miejsce przesiewanie ludzi wzdłuż osi czasowych zgodnie z emitowanymi przez nich częstotliwościami. Nadchodzi chwila kiedy musimy się pożegnać z kolegami, ludźmi podobnie myślącymi i przyjaciółmi. Dlatego też nie warto z przyzwyczajenia trzymać się starego, w przeciwnym razie nowe nie będzie mogło wejść w Wasze życie -  po prostu nie będzie dla niego miejsca.

  We wszystkich przypadkach należy pamiętać, że wszystko dzieje się zgodnie z planem naszych wyższych aspektów, jeśli będziemy opóźnieni w stosunku do zaplanowanego programu to będzie nam przybywać coraz więcej nowych kłopotów.

 Tak więc spokój jest często najlepszą ochroną we wszystkich sytuacjach. Warto też pamiętać, że nikt nie jest nic nikomu winien - wszystko jest osobistym wyborem, a zatem kwestią sumienia. Dlatego też starajcie się zawsze postępować zgodnie z zaleceniem duszy.

 wersja polska: https://www.youtube.com/watch?v=HGq_K0j1gCU

 

czwartek, 3 lipca 2025

Sytuacja - Wiktor Sawieliew

 oryginał tu: https://www.youtube.com/watch?v=cWfJ19OOamU

  cześć, ludzie. witajcie. O czym będziemy rozmawiać? Jakie ludzie maja pytania?

   Och, to nawet nie jest pytanie, to sytuacja. 

 Sytuacja, dobrze. Sytuacja to bardzo ciekawe słowo.  

 Kiedy jest dużo pytań, a brak jest odpowiedzi. Decyzja jest niby podejmowana z dobrymi intencjami, zarówno dla siebie, jak i dla innych. Sytuacja się jednak nie poprawia. Odpowiedzi nie widać. 

 No dobrze. Jak powinniśmy nazwać temat tej naszej rozmowy? Nazwijmy to sytuacją dobrze? Kiedy jest wiele pytań, kiedy brak jest odpowiedzi...

A do tego padają bezpośrednie pytania jak żyć.

 - Aha, co robić i po co, jak żyć w ogóle?” Och, w zasadzie to jest typowa sytuacja. Typowa sytuacja jest bardzo prosta. I nie wierzcie, że aby rozwiązać swoją sytuację, musisz rozwiązać sprawy tu, tam i tam. 

 Trzeba rozwiązać tylko jedną rzecz, a potem wszystko inne zostanie samoistnie rozwiązane. Oto jeden z przykładów z mojego życia: kiedy pracowałem na stacji Zaporoże 2,  pracowałem tam już jako brygadzista, ale mimo to rozmiar mojej stopy się nie zmniejszył, a miałem duży rozmiar, ....krótko mówiąc, takiego rozmiaru buta tam nie wydawali. Nie było takiego rozmiaru w zestawie specjalnej odzieży. 

  A tam są podkłady, szyny, kruszywo na torach. Buty bardzo szybko się zużywają, bo tam się nie tylko zwyczajnie chodzi, chodzi się po żwirach, chodzi się pod obciążeniem, podkłady szynowe nosiliśmy na ramieniu, ale buty, no cóż, to nie był prosty spacerek. I duże palce u stóp zrobiły mi się aż sine. Tak to jest i nic sie nie dało z tym zrobić.  

 Mogłem sobie obciąć czubki buta i tyle. Ale nie możesz ich odciąć, bo praca tam jest niebezpieczna. Może coś spaść na nogę. I wtedy zacząłem studiować tę psychosomatykę, tak, dlaczego nogi, stopy, konkretnie palce, wszystko to i tak dalej. Podszedłem do tej sprawy jak Sherlock Holmes i okazało się, że coś jest u mnie nie tak w relacjach z moja mamą.

   Mama czuła się dobrze, ale coś było nie tak w moich relacjach z mamą.  A ja już wtedy byłem mocno zaangażowany w wiele działań, jeśli dobrze pamiętam to już wtedy wygłaszałem wykłady. Byłem już brygadzistą, była już rodziną, coś wtedy również budowałem. No, ogólnie mówiąc nie miałem czasu, żeby zadzwonić do matki. 

 I to był czas, kiedy takie rzeczy jak osobiste telefony nie istniały. Trzeba było iść na pocztę i zamówić rozmowę telefoniczną. No cóż, wtedy był Związek Radziecki i nie było granic, ale mimo to nie było takich telefonów. I poszedłem na pocztę i zadzwoniłem: „Mamo, jak się czujesz?" Mama mi opowiada, że u niej to, to, tamto i tamto. 

 Ja jej na to opowiedziałem co tam się dzieje u mnie. . Myślę sobie: „No i to wszystko”. A ona mi na to odpowiada: „Och, w końcu zadzwoniłeś, bo nie było żadnych listów, nic - żadnych wieści od ciebie”. 

 Przychodzę do pracy następnego dnia i zaraz rano a do mnie podbiega kierowniczka działu odzieży i i mówi: „Oto twoje buty”. I daje mi dwie pary takich roboczych butów, wielkich "kajaków", które pasują na mnie idealnie. I jest wiele takich przypadków, kiedy wystarcza tylko jeden telefon.

  Był taki przypadek, gdy u jednej kobiety, jeden telefon, rozwiązał problem, którego medycyna nie mogła rozwiązać przez 4 miesiące. Poważny problem, menopauza. To znaczy, że skończyła się jej menstruacja. 

Zadałem jej pytanie: „a w czym to tobie przeszkadza?” Ona mi na to odpowiada: to powstrzymuje wszystko. Mówi, że ma wiele problemów. Starzeję się, kosmetyki nie pomagają. Wcześniej nie mogłam położyć się spać, dopóki nie odgarnęłam jakiejś tam pajęczyny, ale teraz interesuje mnie wyłącznie oglądanie telewizji. Jest tak wiele problemów w moim życiu. 

 Mówię do niej: „a który problem konkretnie cię dręczy?” Ona zaczęła mi odpowiadać i przez 40 minut sama nie mogła rozgryźć swoich intencji - to nie było tak, że ona coś ukrywała. Okazało się, że ona po prostu chciała wyjść za mąż. 

   Pojawił się jakiś dobry mężczyzna, okazało się, że lubi jej córkę, ale ona rozumie, że przechodzi menopauzę, że zaraz zacznie się bardzo szybko starzeć, a on jeszcze chce mieć kolejne dziecko.  A w jaki sposób ona mu będzie w stanie dać to dziecko? 

Minęły 4 miesiące. Myślała, że ​​da sobie radę z tą sprawą i wyjdzie za mąż, bo to po prostu idealne małżeństwo. A ja jej mówię: „Widzisz, prawda jest bardzo prosta. Jeśli tylko to tobie przeszkadza, to mogłaś zostać powstrzymana wyłącznie tą menopauzą. Po prostu weź do ręki telefon i zadzwoń - powiedz temu człowiekowi:

  „Nie kocham cię, albo kocham kogoś innego, nic między nami się nie wydarzy," Rozumiesz? To niemożliwe. Natura znalazła twoją piętę achillesową, przez którą nie możesz z nim połączyć swojego życia. On może być dobry, ty jesteś dobra, ale możesz po prostu do niego nie pasować. Istnieje takie słowo synastria - ta dziedzina wiedzy mówi o wzajemnej zgodności charakterów i innych cech. Może się tak zdarzyć, że po 2 miesiącach wspólnego życia ty się powiesisz. To tylko w tej chwili wydaje się takie idealne.

No i ona do niego zadzwoniła, ja jej powiedziałem, że jeśli przez 3 dni z tą twoją chorobą nic się nie zmieni to będziemy myśleć dalej.  

Ona dzwoni do mnie wieczorem i mówi: „już po wszystkim, cykl miesięczny znów jest taki jak należy - wszystko wróciło do normy”. 

Najważniejszą sprawą jest to, że kiedy jesteśmy tak bardzo w błędzie - kiedy tak bardzo się mylimy, to czynimy wszystko co się da, tylko nie to co należy: "tego, nie! - tego nie dotykaj".

   A ja mówię jej: „Musisz do niego zadzwonić i powiedzieć mu, że nic się między wami nie wydarzy”. Ona mi odpowiada: „Tylko nie to!”. Ja mówię: „I tak za niego nie wyjdziesz, zestarzejesz się i tak dalej. Będą przy tym wszelkie możliwe konsekwencje, wszystko wokół ciebie się rozpadnie, rozumiesz? Wszystko się rozpadnie. 

 Ale jeśli zadzwonisz to zatrzymasz tę całą destrukcję, a może spotkasz tego, który jest ci przeznaczony. Generalnie tak się właśnie stało.

  Jeden telefon! - Ona przez 4 miesiące biegała po klinikach. Lekarze mówili: „Nie możemy tego w żaden sposób zatrzymać”. To znaczy, jeśli człowiek widzi, że ma wiele problemów, to zawsze istnieje jakiś jeden problem, który trzyma cały ten chaos i człowiek będzie wynajdywał wszystko co tylko się da ale na to nie zwróci uwagi.

  To tak jakbym gdzieś szedł, śpieszę się gdzieś, powiedzmy, że do buta wpadł mi jakiś kamień, myślę, no cóż, nie teraz, teraz trochę pospaceruję, potem to wytrzepię.  Powinienem był poradzić sobie z problemami zaraz jak tylko się pojawiły, ale idę dalej.

 Jak już dotarłem na miejsce, to okazuje się, że pocierałem stopę, mam jakąś infekcję. Rano moja stopa jest taka wielka. Nie jestem w stanie stanąć na tej stopie. Coś do tego z kręgosłupem. Zachorowałem na tle nerwowym. I mam dużo, dużo nowych problemów, a przyczyną był jeden maleńki kamyk. 

   Chodzi o to, że walka ze skutkami jest nie tylko bezużyteczna, ale to nie zadziała. Nikt jeszcze nie pokonał konsekwencji, ponieważ źródło choroby się powiększa i karmi te konsekwencje. Ty je usuwasz, a one pojawiają się w jeszcze większej liczbie i nawet nie zwracasz uwagi na źródło. Nieustannie walczysz tylko z konsekwencjami. 

głos z sali - A jeśli tego źródła problemu nie da się już poprawić? 

 Właśnie mówię: nie wierz nikomu, że to jest trudne. Właściwie łatwo to poprawić, ale my nie patrzymy w tamtą stronę. Nie szukamy tam gdzie należy. 

 Inny przykład: Kobieta ma raka piersi. Ona ma już 80 lat i szykuje się do śmierci. Cóż, po pierwsze, ma już 80 lat i jest zdrowa. I ona jest nauczycielką, ale nic nie rozumie. Jest do tego nauczycielką matematyki. Ale spróbuj uczyć kogoś, kto uczył innych przez całe życie - ona nigdy nie przyjmie postawy ucznia. 

 Tutaj jest ten drażliwy punkt. Mówię jej: „No to powiedz mi, jak to się pojawiło". Ona odpowiada, że pojawiło się wtedy i wtedy. No to pytam jakie wydarzenia miały wtedy miejsce? Na co powinna zwrócić uwagę? Na coś niezapomnianego. 

 Ona opowiada, opowiada, opowiada”. No cóż - ogólnie mówi to samo co wszyscy pacjenci, którzy są chorzy i u progu śmierci. Oni mówią jedno i to samo: „Jesteśmy święci, wszystko wokół jest niesprawiedliwe”. Ja im na to odpowiadam, że: „Życie nie obchodzi się w ten sposób ze świętymi”. Choroba mówi, że tak nie jest jak mówicie.

   I na przykład mówię jednej kobiecie: „Twoja diagnoza jest taka, że jesteś chciwa”. Ona mi odpowiada: „przyjmę wszystko, ale nie to”. Wyjaśniam jej i wyjaśniam. Powiedziałem jej wszystko, co tylko mogłem jej powiedzieć, ale nie byłem w stanie jej wytłumaczyć, że jest chciwa. Po prostu poświęciłem 45 minut na tłumaczenie, a ona ciągle wynajdowała jakieś sytuacje mówiąc: "a w tym na przykład wypadku..."

   no i ogólnie, że ona jest taka święta. Pomyślałem sobie: „Boże, jaka głupia kobieta, jaka głupia. Boże daj jej mózg! Nie mogę nic w tej sprawie już nic więcej zrobić". I nagle w tym momencie ona powiedziała: „Tak, zrozumiałam, jestem chciwa”. 

 W tamtej chwili została także uleczona moja pycha, bo myślałem sobie: "teraz jej wszystko przekażę słowami - wszystko jej wyjaśnię". Ona mówi: „Tak, jestem chciwa”. I do tego nagle mówi: "och, coś ją pali". Złapała się za pierś, a tam, „Och, mówi, zrobiła się miękka". Paliło, pierś zrobiła się miękka”. Rano nie miała już żadnego raka. 

Był jeszcze inny przypadek onkologiczny. Kobieta też miała raka lewej piersi. Ja mówię: „aha - lewa pierś - to wszystko jasne, to są sprawy dzieci”. Tak to jest u kobiet. Prawa pierś, oznacza mąż, nawet jeśli go nie ma. A lewa - to zdecydowanie dzieci. To potwierdzają wszelkie statystyki.  

 Ona mi odpowiada: „A z moimi dziećmi wszystko w porządku.” Ja mówię: „A może pani bardziej szczegółowo, jak tam jest z dziećmi?” Ona mówi: "ja już jestem stara. Napisałam testament na swojego syna. Jeden z tych synów to obecnie bardzo zamożny człowiek - jak to się powiada "nuworysz". Stoi twardo nogami na ziemi - jemu nic nie zapisałam. On ma wszystko. Ma więcej niż my wszyscy. Po co mu spadek? 

Całą nieruchomość i dom zapisałam mojej najmłodszej, która jest zupełnie nieporadna i nie miała szczęścia w życiu. Dla niej wszelkie rzeczy średniej wielkości oraz samochód. 

 Ja jej mówię: „Och, i jakie masz prawo tak dzielić dzieci?”. A tak w ogóle, to te dzieci od razu się pokłóciły. No i wyjaśniam jej, że wobec niej one powinny być takie same - powinny być traktowane jednakowo. Jak im się życie potoczyło, tak się potoczyło, a więc temu należy się wiele, a temu mało. A ty postanowiłaś zmienić plan Boga, więc dostałaś raka w lewej piersi. 

  Ona mnie pyta, co robić? Mówię jej: „Przepisz testament, przepisz wszystko tak jak należy”. Ona przepisuje testament, mówi, że wszystko jest teraz równo podzielone między wszystkich. Potem podzielcie to między siebie jak tam chcecie, ale ja dzielę to równo między wszystkich. Rak znika, a dzieci się godzą.

   Proszę mi powiedzieć czy takie działanie jest bardzo pracochłonne? Każda choroba, nawet najstraszniejsza, nie wymaga wiele wysiłku. To tylko nasza głupota - czasem jesteśmy tak uparci i nie wiemy, co czynić.  

 Nawiasem mówiąc, w rzeczywistości, jeśli długo rozmawiasz z kimś, to on wie, co czynić. Wtedy taki ktoś mówi: "to jest po prostu napisane jak wielkie hasło na billboardzie", 

, ale ta opcja mu po prostu nie odpowiada. On nie uważa tej opcji za przyczynę swoich kłopotów. On szuka wszędzie - tam i tam, tylko nie tamta rzecz, tylko nie to - tego nie dotykaj. Wszystko jest tak, jak ta kobieta mówiła: „Cokolwiek, tylko niech on będzie moim mężem. Muszę tylko się trochę podleczyć”. Ja mówię do niej: „On nie będzie twoim mężem, jeśli będziesz nalegać, to teraz tak dostaniesz po swoim zdrowiu, że on już na pewno nie będzie twoim mężem”. 

 A potem on też dostanie - ty sama nie będziesz go chciała. Nie możesz iść w tę stronę. Widzisz, życie ci nie pozwala - ono jest mądre. Ono chce, żebyś była szczęśliwa, ale ty z nim nie możesz być szczęśliwa. 

 Człowiek stawia opór, ponieważ postanowił, że szczęście jest tam. On zdecydował, że tam jest. Mówiąc szczerze my nie wiemy, gdzie jest nasze szczęście.

 Szczęście jest w pewnych nowych zmianach, zmianach, zmianach. 

- A jeśli przez wiele lat budowałem w pewien sposób. 

  Ha!!!  To bardzo niebezpieczna sytuacja. 

 - Już poświęciłem dużo energii i okazuje się, że nic z tego. 

  No tak, poświęciłem tam dużo energii, a potem fiasko. Tak.  Cóż - po pierwsze, wiele lat to ile lat? 

 - Prawie 20. 

 20 lat. Spójrz, to były praktycznie trzy cykle. Wszędzie istnieją cykle siedmioletnie - one wszędzie obowiązują. W moim życiu osobistym zdecydowanie także są. Uważam, że moje życie osobiste to mój małżonek, moje dzieci, krewni, a także to, czym się zajmuję. To jest moje życie osobiste. I ono zmienia się co 7 lat, czy tego chcemy, czy nie. 

 Ale jeśli mamy szczęście za pierwszym razem, to ono nam towarzyszy tylko za pierwszym razem, za drugim razem nie mamy już szczęścia. Nie ma czegoś takiego jak w powieści "Mistrz i Małgorzata", tam była mowa o jakiejś rybie czy serze w stołówce teatru: "nie istnieje produkt drugiej świeżości, świeżość albo jest albo jej nie ma".

 Bóg daje nam tylko świeżość i jemy tę świeżość przez 7 lat, a po tych 7 latach wszystko się zmienia. I Bóg nam podpowiada dokąd iść dalej. Ale ponieważ wszystko tam było dobre, to nie szukamy innego dobra, nie idziemy tam gdzie teraz należy. A potem podwajamy nasze wysiłki, aby zachować to co mamy teraz, aby tylko nic nie zmieniać. 

  A Bóg już powiedział: „Przygotowałem dla was nowe terytorium lub nowe podejście do tej samej sytuacji". Więc w życiu małżeńskim, co 7 lat coś na pewno się zmieni. Każdy się zmienia. I tak przez 7 lat żyją szczęśliwie. Następne 7 lat żyją również szczęśliwie, ale w inny sposób.

  A wszyscy marzą o tej pierwszej szczęśliwej siedmiolatce życia, a to nie będzie tak. Szczęście jest inne, ono rośnie. Nie twierdzimy, że chłopiec, który grzebał łopatką w piaskownicy, doświadczy tego samego szczęścia, mając na przykład trzydzieści sześć lat. To będzie dla niego za mało. A on mówi: „No, wtedy było ciekawie”. A Bóg mówi: „Już nabyłeś pewne umiejętności, wykorzystasz je, ty musisz wzrastać”. 

  Tak więc jeśli nikt się nie zmienia to pojawia się sytuacja. Ta sytuacja jest łatwa do rozwiązania, ale właśnie w tym, o czym jestem głęboko przekonany, na co stawiam całe swoje zasoby - długo pracowałem w tym kierunku, prawda? Wtedy Bóg odbiera mi dokładnie to - on wtedy mówi człowiekowi: „Ten obiekt mnie jakoś od ciebie odgradza”. 

  To znaczy, mam to, tamto, jakieś interesy, współmałżonka, dzieci, no nie wiem co tam jeszcze wymyślić, jakichś towarzyszy. Ale jak tylko zacznę się modlić do czegoś innego niż do Boga, to Bóg mi to zabiera. Bo ja w każdej z tych spraw powinienem mieć takie podejście: "Jak Bóg da" - jak Bóg zechce to tak i będzie. "Bóg dał - Bóg wziął" - jeśli Bóg to dał to nie będę musiał nawet tego pilnować. 

 Ale jak tylko zacznę się czegoś kurczowo chwytać - a z reguły czepiam się czegoś co nie ma nic wspólnego z Bogiem, a ściślej mówiąc ja chcę przejąć ster sytuacji od Boga w swoje ręce. I wtedy pojawia się strach. Strach jest takim zdrowym zjawiskiem tego, zdrowym, pozytywnym zjawiskiem, który się  wtedy pojawia i ostrzega mnie, kiedy zepchnąłem Boga ze stołka, na którym on siedział i nadzorował moje życie, i sam na tym krześle usiadłem.

   A teraz wyjaśnię jaki to wszystko ma sens: W tym życiu są dwie rzeczy: rzeczy Boże, które my wykonujemy oraz rzeczy, które czyni wyłącznie Bóg. Na przykład, jeśli coś robię i się nie boję, gotuję barszcz lub na przykład przekopuję ogród, albo wykonuję jakąś swoją pracę zawodową i się przy tym nie boję. Nawet jeśli barszcz się przypali, to nic strasznego - nie boję się, nie będę zdenerwowany. Oznacza to tylko jedno, że Bóg nie będzie za mnie gotował barszczu - to nie oznacza niczego innego. 

    Ale są też inne rzeczy. Żona zauważa, że mąż długo nie wraca z pracy i zaczyna się martwić. Co też mogło się stać? Ona zaczyna się bać. No, konkretnie, ona zaczyna sobie myśleć, że on ma kochankę. A może go gdzieś zabrali - zatrzymały go jakieś tam służby. A może ktoś go pobił i jego mózg leży już na chodniku. No, coś w tym stylu. 

 To znaczy, przychodzi jej na myśl cała masa bzdur, bo mózg jest tak skonstruowany, że jeśli przewidzę te bzdury i podejmę jakieś kroki, to wtedy udaje się jakoś pozytywnie przez to przejść. Ale rzecz w tym, że strach to wiara, ale ze znakiem minus - negatywna wiara. A to, czego ona się bała, to właśnie się stanie. Bóg, mówi: "jeśli chcesz, to proszę bardzo".

 On nie jest w tej kategorii wagowej. Jeśli zaczniemy się z nim siłować na rękę to Bóg nas od razu powali. On mówi: „Proszę, steruj”. A ten barszcz z pewnością mi się przypali. 

Tak więc kiedy u mnie ma miejsce zupełny krach? Kiedy biorę się za dzieła Boże, których się boję - one i tak powinny być wykonane. Po prostu, kiedy pojawia się strach to znak, że czas na modlitwę. Modlitwa nie jest potrzebna do niczego innego poza usunięciem strachu, bo kiedy jestem bez strachu, to już jestem w Bogu i nie boję się niczego. A gdy tylko pojawia się strach to oznacza, że przekroczyłem granice. Mówię wtedy: „Boże pomóż”. A wtedy natychmiast wracam - Bóg natychmiast koryguje sytuację.

 Ale gdy tylko wychodzę poza te granice to cały swój zasób, który zgromadziłem w tym momencie czasu przeznaczam na rozwiązanie tej sytuacji - na przykład na to aby mąż wrócił.

 I to nie pomaga, bo Bóg czyni wielkie rzeczy, a u mnie samej brak jest na to mocy pamięci i sił. Bóg z łatwością sprowadza tego męża, a mąż wraca pijany - żona wtedy mówi: „Wiedziałam!" Ty nic nie wiedziałaś - ty to uczyniłaś, bo po takich myślach nasze obawy się spełniają. 

 Ona potem mówi: „Cóż, mam przeczucie, mam intuicję. Wiedziałam, że tak będzie". To nie jest żadna intuicja, po prostu moje obawy zaczynają zajmować miejsce woli Boga i całe nasze życie idzie na dno. A potem już nie mam siły, czasu ani entuzjazmu nawet do prostych rzeczy, które wykonywałem bez Boga. To znaczy, Bóg powiedział: „No przecież to potrafisz, możesz ugotować barszcz albo cokolwiek innego". Nawet na to nie mam wtedy wystarczająco dużo sił.

  To znaczy, staję się niepełnosprawny. 

A jeśli rozumiem, że jeśli teraz zrobię cokolwiek innego, to niech to lepiej pójdzie swoim torem? że może lepiej tego nie czynić?

  Bardzo dobra uwaga - to nie tylko nie będzie lepsze, ale stanie się gorsze, bo przynajmniej zwalniam - lecę w przepaść ale jednak trochę zwalniam. A w tej pierwsze wersji puszczam wszystko i lecę swobodnie w przepaść. 

 Jakie jest z tego wyjście? Sam mi powiedz, jakie jest wyjście. 

 - No nie wiem. 

 Mieliśmy tu kiedyś taką sytuację, może nawet o niej wiesz, kiedy zdetonowali ładunki wybuchowe na tym małym targu przy kościele, pamiętasz?

 - Tak, to było parę lat temu. 

 Myślę, że nawet więcej. Podejrzenie padło na dwóch dzwonników - oni jakoś nie dogadywali się z kierownictwem kościoła i wtedy powiedzieli: „To byli oni”. Bo oni ciągle mieli jakieś uwagi, mówili: „To nie tak, tamto nie tak”. Dwóch braci, to byli dwaj bracia. Obaj zaangażowali się w religię. 

Ta matka nie ma męża, byli tylko ci dwaj synowie. I było około pięciu świadków, którzy powiedzieli: „W ogóle ich tam nie było”. Ogólnie rzecz biorąc, niektórzy byli zastraszani, niektórzy zostali przekupieni. Obaj zostali umieszczeni w areszcie śledczym i byli tam bardzo długo przetrzymywani. 

  Przeciw nim bardzo długo nikt nie wnosił oskarżeń, ale ich nie zwalniali. To były czasy prezydentury Janukowycza czyli to nie mogło być 2 lata temu. Janukowycz wtedy zarządził, że to jest sprawa do kontroli i szybkiego znalezienia winnych. 

 No cóż, ci policjanci szybko znaleźli tych dwóch kozłów ofiarnych, zwłaszcza że szefostwo powiedziało, że są bardzo podobni, że byli konfliktowi. Nie wpuszczą do więzienia ich matki, nie pozwalają przekazywać żadnych paczek. Generalnie wszystko jest źle i ta matka do mnie zadzwoniła. 

Ona mnie nie zna, coś tam o mnie słyszała, a ja w tym czasie zamiatałem rynek. Mam wiele różnych zawodów i był okres, kiedy byłem zamiataczem na rynku. 

 No i było tak, że zamiatałem plac, miałem w uchu słuchawkę bezprzewodową i rozmawiałem z nią w trakcie pracy, nie skupiając się zbytnio. Ona mi wszystko to opowiedziała, a ja jej na to odpowiedziałem trochę rozeźlony, bo to był jedyny czas na tym bazarze gdy mogłem sobie odpocząć zamiatając. Wtedy ludzie mnie nie niepokoili i mogłem spokojnie zamiatać te śmieci na rynku ciesząc się, że nie mam żadnych myśli w głowie a tu nagle ta sprawa.

    Więc ja jej dość obcesowo rozeźlony odpowiedziałem: "niech pani zrozumie, że wtrącaliście się w nie swoje sprawy. Chcecie sami walczyć przeciwko systemowi? A kim wy jesteście? Macie może w tym systemie jakichś znajomych z owłosionymi rękami? Nie macie. Ma pani pieniądze, aby ich wykupić lub podkupić kogoś? Nie ma pani. A więc nie jest pani w stanie nic z tym uczynić". 

 Ona mi odpowiada: „Tak, to jest niesprawiedliwość”. Ja mówię na to: „Nie, to nie jest niesprawiedliwość. Po prostu to nie pani sprawa, to sprawa Boga”. Jeśli zajmie się pani swoimi sprawami, które może pani ogarnąć, to Bóg zajmie się tymi, których pani wykonać nie jest w stanie. Ale pani tam się wtrąca rozpaczliwie.

  Ona wtedy do mnie: „To co powinnam zrobić?” Ja mówię: „Módl się do Boga i przeproś go za to, że zepchnęłaś go z jego stołka i sama tam usiadłaś". A sytuacja staje się coraz gorsza. Ona mi wtedy potwierdziła: „dokładnie tak jest, już dostaję telefony z groźbami: "Cofnij swoje oświadczenie”. 

 To jej oświadczenie przeszkadza, ponieważ cała spraw zwalnia. Muszą jakoś na nie zareagować, ale oni nie mogą nic przedstawić. Ona nawet otworzyła okno w Internecie, mówiąc: „Pomocy, dobrzy ludzie”, ale to nic nie dało. 

 Tak więc rozmawiałem z nią przez około 20 minut. Mówię: „Bóg decyduje o wszystkim. On nie ma nic więcej do zrobienia. Po prostu oddaj mu ten swój problem, bo wzięłaś się nie za swoje sprawy. Życie jest bardzo piękne. Proszę czynić swoje, nie brać się za to co jest sprawą Boga i tyle. Tego się nie da pomylić”. 

 Rano ona dzwoni do mnie, mówi, że się pomodliła. Zapytała się jeszcze jak się modlić. Mówię na to: „Tak jak pani chce,  możesz być nawet do góry nogami, módl się jak tylko chcesz, możesz własnymi słowami, to może być "Ojcze nasz", może być nawet Hare Kryszna, jakkolwiek, ale najważniejsze, żeby to było szczere”. 

 Pomodliła się, nic się nie wydarzyło, ale poczuła się dobrze i czuła, że ​​wszystko będzie dobrze.

  To znaczy, o poranku strach o synów minął i była to pierwsza noc od 6 miesięcy kiedy ona normalnie spała. Była wyspana i energiczna, a gdy się tego poranka doprowadziła do porządku to zadzwonił telefon. W słuchawce szorstki głos powiedział: "słuchaj no, to jest ostatnie ostrzeżenie, jeśli nie cofniesz tego oświadczenia .. synom i tak nie pomożesz, przejrzyj sobie raporty kryminalistyczne".

    Ona mu na to odpowiedziała: " idź w jasną cholerę, bo tobą już zajmuje się wyższa instancja". 

 sprawdzę kto to dzwoni, chwila...  (Sawieliew odchodzi na bok, na sali dzwoni telefon)

  To był znak od wyższej instancji (śmiech). Ona była zaskoczona swoją odwagą, która wzięła się znikąd, i zrozumiała, że ​​tam ten ktoś po drugiej stronie słuchawki się przestraszył.

 Poszła do tego aresztu śledczego i grzecznie wpuścili ją na wizytę, pozwolili jej przekazać synom trochę jedzenia i jakieś paczki. I w niedługim czasie podczas następnej wizyty ich spokojnie zwolnili z aresztu. Wystarczyło, że przez 20 minut sobie popłakała i wszystko to się zakończyło.

 Najważniejszy akapit w Bhagavadgita to 1866: "porzuć wszelkie religie i oddaj się mi." Ściślej tam jest napisane: "porzuć wszelkie dharmy" czyli wszelkie długi. Porzuć je a ja ciebie wybawię od konsekwencji twoich grzechów. Poddaj się mi - uwierz mi w końcu, zaufaj mi wreszcie.  

 Ale ja zrobiłem co mogłem - coś tam napisałem i wtedy Bóg zabiera mi tę sytuację.  

 Bóg po prostu nie chce, żebym był bałwochwalcą. On to czyni dla mnie, ponieważ jestem przeznaczony do życia wiecznego, a każdy bożek jest tymczasowy. Dlatego z miłości do mnie nie pozwala mi umrzeć i zabiera mi niebezpieczne zabawki. 

 Moje życie składa się z pewnych rzeczy. Oto na przykład moja kartka. Tutaj jest spisane wszystko co posiadam. I wszystko tu jest po kolei: "jak Bóg chce, jak Bóg da, jak Bóg da." A ten punkt tutaj - "o!.. bardzo przepraszam - to jest moje! To jest moja żona, moje dziecko, moje odkrycie"

I Bóg to zabiera dokładnie w ten sposób ponieważ to mi przeszkadza żyć tak jak należy. 

- A jeśli ja sam ostatecznie zrezygnowałem z tych owoców, że tak to ujmę? Ujrzałem szerszą perspektywę i to mi się nie spodobało, zrezygnowałem z tego ale nic się nie zmieniło na lepsze. No i teraz okazuje się, że zrezygnowałem z owoców wielu lat pracy.

  Trzeba to oddać to Bogu. Za co się tu ukrzyżowałem? Jeżeli po prostu zrezygnować ze wszystkiego i zostawić to na pastwę losu to będzie jeszcze gorzej. Nie będzie także owoców, a te owoce jakoś mnie odżywiły. Muszę wypuścić to z moich rąk i oddać (przekazać) Bogu. To jest fizycznie odczuwalne. 

 Istnieją rzeczy względne i rzeczy absolutne. Tutaj Bóg jest absolutny, czujesz go. Kiedy się modliłeś, prosiłeś o coś i nie jesteś pewien, czy tak jest, czy nie, to bądź pewien, że tak nie jest - to znaczy, że nic się nie wydarzyło. 

 Bo kiedy Bóg przyszedł, to czujesz bezpośrednio, że zaczynasz się trząść, potem ciepło, potem zimno, potem jeszcze coś i nagle wszystko rozumiesz - wtedy modlitwa dotarła do Boga. 

 - A jeśli ona nie dochodzi?

 . Moja pierwsza modlitwa sprawiła, że czoło, rozbiłem o ścianę. To było moje odrodzenie. Przemknęła taka myśl: "nie daj Boże, ktoś mnie zobaczy, kiedy się modlę". To jest straszny widok. To jak w horrorach, kiedy człowiek zamienia się w wilka albo w te wilkołaki. Po prostu widać jakąś bestię wychodzącą ze mnie i wychodzącą na zawsze - bestię, która z jakiegoś powodu zamieszkała tam we mnie. 

  To jest modlitwa w moim rozumieniu. Natomiast tak powszechnie uznawana za modlitwę do Boga kiedy coś tam mechanicznie trajkoczesz to po prostu człowiek śpi w drodze. Pamiętasz ten czarno -biały film "Wij? Widziałeś go? Nie. Tam, nawiasem mówiąc, zakończenie filmu nie jest pozytywne.

  Zapomniałem jak się nazywał ten aktor grający główną rolę. Pan nie pamięta?

- Kurawiow.

   O właśnie  - Kurawiow. On tam właśnie tak trajkotał bezmyślnie te modlitwy - do tego był pijany, a potem nagle trumna się otwiera i bach!  

  i od razu pojawia się prawdziwa, żarliwa modlitwa. Tak się dzieje kiedy człowiek rozumie, że stanął na granicy życia i śmierci - wtedy modlitwa jest prawdziwa. Lecz kiedy człowiekowi się wydaje, że ta kwestia nie jest zbyt istotna to wtedy Bóg się nie pojawia.

Wyobraźmy sobie, że oto jestem Bogiem, a to są moje dzieci - dzieci Boga. Oto ja jestem czymś zajęty. Bóg jest zawsze czymś zajęty. Tak więc oto ja jestem zajęty czymś, a tam jest moja córka Alicja o woła tato, tato, chodź tutaj. Ona coś tam narysowała i ja odpowiadam: "dobrze - już idę". I nagle tam słychać okrzyk "ała!" i jestem tam od razu przy niej, a tam okazuje się, że gdzieś jej palec utknął w jakiejś dziurze i ona nie może go wyciągnąć.

  Kiedy naprawdę tam coś się wydarzyło to ja natychmiast tam jestem. Jeśli Boga nie ma to znaczy, że sytuacja jeszcze nam dostatecznie mocno nie dokuczyła, to znaczy, że my, nie daj Boże, przyzwyczailiśmy się do niej i to i tak nie zadziała. Bóg wtedy mówi: "no skoro to wytrzymujesz to ja tu nie jestem potrzebny".

 Ale kiedy ty w końcu mówisz: "Boże! - ja już sam nie daję rady!”. Wtedy on przychodzi, bo w tym momencie jestem w stu procentach tam. Bóg nie przyjmuje,  nawet tych 99 procentowych modlitw. To znaczy, modlę się, myślę: „czy aby na pewno wyłączyłem czajnik? - Aha, wyłączyłem". Od razu jest po wszystkim - moja modlitwa przepadła.

 Muszę być w tym działaniu obecny całym sobą. Modlitwa to apel do Niego. To nie jest jakiś rozcieńczony kefir. Musisz być tam na 100% tak jakbyś kochał Boga, całym sercem, całym umysłem, z całych swoich sił. A kiedy z nim rozmawiasz, musisz być tam z całych sił i rozmawiać z nim całym sobą - wtedy to działa. 

 Ale jeśli moja hierarchia jest taka: tam mam pracę, zdrowie, dom, Boga, sąsiada..  on nie zgadza się na taką kolejność. W takiej chwili kiedy się do niego zwracasz to zapominasz o wszystkim innym.

I on mówi: „Po prostu myśl o mnie, a wtedy zachowam wszystko, co masz, i dodam to, czego ci brakuje”. To jest reguła. Lecz kiedy przestajesz myśleć o nim, kiedy myślisz o czymś innym co tobie zastąpiło Boga, to on zaczyna to usuwać. Mówię wtedy zazwyczaj: „O! pojawił się problem, jak go rozwiązać?"

  I tu wtedy pojawiają się wszelkiego rodzaju coachingi, szkolenia, jak podejmować decyzje? jak osiągnąć na przykład sukces w życiu małżeńskim i podobne rzeczy. A rozwiązanie jest zawsze proste: albo trzeba do kogoś zadzwonić, albo dać komuś kwiaty, albo po prostu przeprosić kogoś przez telefon. 

 Zdarzało się, że ktoś zadzwonił i przeprosił i to uratowało jemu życie, a następnego dnia miał umrzeć. Była kiedyś taka historia, że pewien maniak - seryjny morderca... tego człowieka wszyscy upokarzali w szkole i jak dorósł to zrobił sobie listę wszystkich swoich ciemiężycieli. Ci ludzie już rozproszyli się po świecie - wyjechali do różnych miast a on metodycznie przyjeżdżał do poszczególnych miast i zabijał wszystkich po kolei. 

   Wszyscy tam z niego drwili ale zdarzyło się, że jeden z tych szyderców miał jakieś problemy i ktoś mu podpowiedział, że powinien przypomnieć sobie wszystkich, których uraził i ich przeprosić. Jemu powiedziano, że te problemy mogą być związane z tym, że ktoś nosi do niego jakąś skrytą urazę. 

 A ponieważ 8 mantra Shri Upaniszad naucza, że Bóg spełnia życzenia wszystkich - przy czym są to życzenia wszystkich dotyczące ciebie, a ty być może kogoś uraziłeś. I tu ciężko jest na to cokolwiek poradzić, bo tamten będzie tobie życzył wszystkiego co najgorsze, a Bóg to spełni - ty nawet nie będziesz wiedział skąd to przyszło i kto jest tego autorem.

 No i ten człowiek zaczął dzwonić do wszystkich z pytaniem: "pamiętasz mnie? Byłem wtedy kompletnym głupcem - wybacz mi, zrobię co tylko zechcesz, ale wybacz mi".   

W odpowiedzi zazwyczaj słyszał: "no w porządku - nic wielkiego się nie stało". Człowiek odczuł ulgę. 

 I dotarł również do tego maniaka. Przypomniał sobie, znalazł jego numer telefonu. Oni byli wtedy uczniami, ale na szczęście numer telefonu się nie zmienił. Dzwoni do niego i się przedstawia. Ten zabójca w odpowiedzi mówi: „Nie pamiętam” - a pamiętał go doskonale. Ten dalej kontynuował: " kiedyś zachowywałem się wobec ciebie paskudnie - jeśli możesz to wybacz mi proszę, bo byłem zupełnym idiotą. U mnie w tej chwili życie się zupełnie rozsypało. Gotów jestem przed tobą paść na kolana - przyjadę kiedy zechcesz i gdziekolwiek jesteś".

 Ten mu odpowiada: "dobra - nie ma sprawy" i bierze do ręki tę swoją listę i wykreśla jego nazwisko. 

    Wystarczył jeden telefon. 

Tak rozwiązuje się problemy i sytuacje. My po prostu rozwiązujemy je od złej strony. Kiedy rozwiązujemy je od złej strony, to oczywiście, nie możemy ich rozwiązać, ale wszystkie te węzły są w nas i możemy je łatwo rozplątać.

  A jak je znaleźć? No cóż, mówiłem już jak znaleźć. Musisz myśleć.  

 Opowiem ci inną historię, o tym jak myśleć. Myślenie nie jest łatwe. Nauczono mnie wszelkiego rodzaju sztuczek, magii. Co tydzień dawali mi zadanie polewania się zimną wodą, aż pojawi się katar z nosa, a następnie natychmiast miałem wyzdrowieć. Miałem się szybko doprowadzić do takiego stanu żeby nie było temperatury i żeby wszystko było w normie.

  No i było mi dane jedno niby niezbyt trudne zadanie, które okazało się trudnym. Polegało ono na znalezieniu w swoim otoczeniu kogoś - no może nie wroga, ale kogo bardzo nie lubisz i zaprzyjaźnić się z nim,z kimś kogo nie znosisz.

Ja nie miałem żadnych wrogów, nie miałem czasu, żeby ich sobie robić. Ale był taki sąsiad, który, no cóż, nie wróg, ale moje całkowite przeciwieństwo. On wykonywał wszystko odwrotnie niż ja - to był taki twardy materialista, w nic nie wierzył, machał ręką gdy coś słyszał na przykład o psychosomatyce.

No i zacząłem rozmyślać: „Co jest w nim dobrego?” Ale musiałem znaleźć w nim coś dobrego, bo to po prostu tak działa, że jeśli ja myślę o nim dobrze, to on automatycznie myśli o mnie też dobrze. To trochę inny kontekst, ale temat jest ten sam. 

 To znaczy, że na tym świecie nie ma jednokierunkowych procesów - to działa tylko w ten sposób. Jeśli myślę źle o kimś, on też pomyśli źle o mnie. Tak można, nie spotykając się z ludźmi, nastawić ich na siebie lub zdystansować się od nich. Zacząłem o nim myśleć. Co w nim jest dobrego? On jest złodziejem. On jest prawdziwym złodziejem. On kradł z kieszeni swoich kolegów, gdy nikogo nie było. Wchodził do szafki i nie zabierał im wszystkiego, ale tylko trochę w dzień wypłaty.  

 Ludzie nie orientowali się od razu, bo myśleli, że może zgubił jeden papierek. Potem go przyłapali na kradzieży i długo bili. Poszedł w inne miejsce i tam znowu powtórzyło się to samo. Znowu go długo bili. On jest chciwy do granic przerażenia. Tutaj mieszkam ja, tutaj on mieszka. Tutaj mamy granicę, jest miedza - mały ogródek warzywny. On sadzi na samej granicy, nie ominie ani centymetra swojego.

   No, ogólnie, wiele przestępstw ma na sumieniu i zacząłem się zastanawiać, co jest w nim dobrego, ale nie mogłem nic wymyślić. Po prostu nie mogłem. I przypomniała mi się tylko jedna rzecz - na to co wam teraz opowiadam zeszło mi 45 minut, aby znaleźć dobro w takim człowieku, który jest w zasadzie na marginesie.

   I nagle odnajduję! - kiedyś moja córka była chora na zapalenie płuc i widzę, że podchodzi do mnie ten Alosza. Odchyla poły kamizelki i tak za ogonek podaje mi jedną czarną rzepę i słoiczek miodu  Mówi do mnie: „Wytnij w rzepie dziurkę, kapnij tam trochę miodu i daj córce do picia - choroba przejdzie jakby ręką odjął, tylko nic nie mów mojej żonie”. 

 A jego żona była mniej więcej taka sama. Przypomniałem sobie ten incydent i myślę sobie. Po pierwsze, zrobił to potajemnie, nie tak oficjalnie: "O! spójrz, jaki ze mnie zacny facet", co oznacza, że ​​to nie jest człowiek do końca zły. 

 I jak tylko pomyślałem o tym, że naprawdę znalazłem taki jego krok - tak jakby od Boga, całkowicie bezinteresowny, to nagle zobaczyłem w nim tyle cnót, których u mnie zupełnie nie było. 

 On jest takim bardzo porządnym gospodarzem - u niego wszystko ma swoje miejsce, tu wisi piła do metalu, tam szczypce czy inne obcęgi. On idzie do stodoły z zamkniętymi oczami i bach - bierze to i gotowe, wszystko jest zawsze na miejscu. Kiedy ja czegoś potrzebuję, to on przychodzi, mówi: „Tak”. I się do tego śmieje, mówi: „u ciebie taki bałagan, że nawet diabeł połamie nogę”. Faktycznie - kiedy ja czegoś zaczynam szukać to znajduję wszystko tylko nie to czego potrzebuję. Ja się bardzo staram, ale mi to nie wychodzi.

 A on wszystkim wysyła kartki świąteczne z pozdrowieniami albo z okazji dnia urodzin, a ja nie mam na to czasu.   

 No i wyszło na to, że ujrzałem w nim takiego człowieka, który na pozór nie jest wart złamanego grosza, a ja nigdy mu nie dorównam w pewnych sprawach. No i gdy pomyślałem o tym zdarzeniu ze słoikiem miodu to wszystko to nagle wystrzeliło jak fontanna.  

I wtedy zrozumiałem, że on taki był. Pochodził z sierocińca, całe życie dorastał na jakichś zapomogach państwowych. Nigdy nie miał rodziny. A teraz postrzega rodzinę swojej żony jako krewnych i chętnie wysyła im te pocztówki - a nie miał nic. Teraz chwyta to wszystko z tak wzmożoną chciwością i stąd się bierze ta jego kleptomania. 

A ja wiem, że dziewięciu na dziesięciu z tych, którzy opuścili ten sierociniec, popada w świat przestępczy, a on mimo to poszedł do pracy, zdołał założyć rodzinę, a reszta po prostu staje się bandytami. 

  I kiedy wychodzę z domu, a on mnie spotyka, to mówi: „O, cześć, sąsiedzie!" i od tamtej pory jesteśmy przyjaciółmi, i to takimi przyjaciółmi, że kiedy potrzebuję pomocy to on idzie i szuka, jak mi pomóc. 

 Zauważyłem to także u siebie. Idę na przykład przez ten rynek na którym sprzątałem i widzę, że leży jakaś deska. W tym miejscu rozbierali kiosk i myślę sobie: "ja nie potrzebuję tego, ale Aloszy się pewnie przyda". I biegnę tam, biorę to jak idiota i niosę do domu.

  Czyli, okazuje się, że ta przyjaźń jest taka wzajemna. I tak stałem się przyjacielem kogoś kto wydawałoby się był najmniej odpowiedni do tej roli. 

 O czym my tu dziś mówimy? Nasz dzisiejszy temat to "Sytuacja" prawda? Trzeba myśleć. Trzeba także myśleć o swojej sytuacji. 

 - Myślę już o tym od kilku miesięcy, ale rozwiązanie nie przychodzi.

  Patrzymy wokół siebie. Trzeba spojrzeć 360 stopni, żeby mieć taki mentalny karabin maszynowy i zobaczyć, co lubię, a czego nie lubię. 

 Nie lubię ludzi. Wszystko przez osobiste relacje. Ten jest w porządku, tamten w porządku, ten też da radę, ale ten jest do niczego. I wtedy muszę zacząć myśleć o nim tak samo jak ja o tym Aloszy - kiedy strzelę do tej sytuacji, to wszystko zostanie puszczone, ponieważ tacy ludzie, o których źle myślę, nieustannie wysysają naszą życiową energię, nasze szczęście, nasz los. Ponieważ jeśli źle o nim myślę, to on też myśli źle o mnie i nic dobrego mnie nie nie czeka. I to trzeba rozstrzelać z tego mentalnego karabinu - to znaczy zrozumieć. 

  Nie lubimy tego, czego nie rozumiemy. Kiedy zrozumiałem Aloszę, to on dla innych nadal pozostał draniem, ale dla mnie jest najlepszym przyjacielem i stosuje wobec mnie tylko swoje boskie cechy. To wszystko. 

 Tak więc muszę spojrzeć na to co jest dla mnie najbardziej negatywne i "rozstrzelać to". Koniec końców zawsze jest tak, że jeśli coś mi się nie podoba, to znaczy, że czegoś tam nie rozumiem. Jeśli zaczynam rozumieć to od razu wiem skąd to się wzięło i nie mam żadnych zastrzeżeń. 

 To jest miejsce od którego trzeba zacząć - od tej najgorszej, najstraszniejszej części, bo jak jest zimno w chałupie, to można, oczywiście, zatykać szpary watą, ale najskuteczniej będzie najpierw zamknąć drzwi. Jak już trwa zamieć śnieżna i zamkniesz te drzwi, to być może wtedy nawet nie trzeba będzie zatykać tych szpar, bo zrobi się wystarczająco ciepło. W ten sposób rozwiązuje się sytuacje. 

 Nasz czas się skończył. Udało mi się odpowiedzieć na pytanie czy nie?  Tak czy siak nie będziemy już dłużej dręczyć widzów. To tyle na dziś.

wersja polska cz 1: https://www.youtube.com/watch?v=HoCTfG9yJbU 

 wersja polska cz.2: https://www.youtube.com/watch?v=LNO1AYi2xd0

film w całości na zapasowym kanale: https://www.youtube.com/watch?v=mG1eievMN28