Toczymy sobie rozmowę na temat kiszonek
tu- ja nadal wksperymentuję na sobie z kwasem buraczanym, kilka dni temu (a może już kilkanaście? - nie liczę) wypiłem jednego dnia dość dużą ilość ale już mi się nie chce (wczoraj spróbowałem) - może być też tak, że kiszonka jest bardzo krótkoterminowym produktem i jest dosłownie jeden dzień gdy ma ona proporcje nadające się jeszcze do spożycia. Ćwiczyłem to z kapustą dawno temu, jest taki moment gdy sok jest jeszcze słodki i chce się go pić. Inną rzeczą jest, że jadałem wtedy rzeczy gotowane i najprawdopodobniej mój organizm wybrał zło mniejsze na tamtym etapie mojego życia używając soku z kapusty do samooczyszczenia. Kiszonki bezsprzecznie według mnie powodują jakieś obciążenie dla układu limfatycznego - widać to wyraźnie po porannym podkrążeniu oczu ( obciążenie nerek) a potem po obficie płynących łzach (usuwanie czegoś z przewodów limfatycznych w tamtym rejonie ciała). Nie jest to jednak aż takie wielkie obciążenie jakie dają produkty mleczne na przykład ze skutków których oczyszczać się musiałem domową sauną i na wiele innych sposobów.
No dobra - być może coś dodam w komentarzach. Dużo już na ten temat było. Podawałem linki do filmów dr-a Morse, był niedawno anonsowany jeden z wykładów pani Barbary Kazana, był Paul Nison z "dietą biblijną" (mogę mylić tytuł) -Paul wyleczył trwale wrzód jelita grubego. Był Borys Rafaiłowicz Uwaidow i kilku innych odważnych.
Kondensat tej wiedzy poparty praktyką życiową mamy w linku jaki gorąco polecam a który podała J. Amelia. Szczególnie ciekawe są wnioski końcowe. Spisująca wywiad Agnieszka Olędzka zamiast osteoporoza napisała ostrporoza.
http://surowadieta.pl/to-co-najprostsze-jest-najgenialniejsze/
p.s edycja postu - 23 października 2018.
Ponieważ czytelniczka "G" zaproponowała poniżej założenie nowego - osobnego tematu i rozmów o odżywianiu to podaję link do miejsca gdzie znów wywiązała się rozmowa i pojawiły się ciekawe linki:
https://michalxl600.blogspot.com/2018/10/o-swoim-zyciu-i-zdrowiu-opowiada.html
Bodajże dr Ehret już ponad 100 lat temu potwierdzał swoją praktyką, że najszkodliwsze jest przejadanie się. U mnie się to zdecydowanie sprawdza. Ehret twierdził, że nawet wegetariańskie przejadanie jest gorsze niż umiarkowane spożycie mięsa (trzeba tu wziąć pod uwagę, że dzisiejsze mięso to nie to samo co za jego czasów - mamy w nim dziś jak słusznie potwierdza pani dr Ewa Hankiewicz kondensaty pestycydów i rozmaitych innych świństw oferowanych nam dziś obficie przez wszelakie przetwórstwo żywności). Tak czy siak odżywianie (produkty) nie jest jedynym i głównym czynnikiem naszego zdrowia. Na równi z nim postawiłbym stres, sposób spożywania pokarmów, NASZ NASTRÓJ WEWNĘTRZNY (modlitwa i skupienie podczas posiłku potrafi wiele. Cały czas powtarzam, że staruszka w Czarnobylu pomodliła się nad ziarnem skażonym radiacją i dało ono normalny plon. Ona sama żyje tam ponoć w zdrowiu).
OdpowiedzUsuńNasze "zagonienie"codzienne to nasz największy wróg - kiedyś dysponowałem sporymi pieniędzmi, kupowałem w sklepach eko ale...... byłem tak zestresowany i spięty, że te najlepsze z najlepszych dań, które sam sobie przygotowywałem nie dawały zdrowia i poczucia szczęścia. W zasadzie (sięgając głębiej) to należałoby wspomnieć, że fundament tamtego życia był kruchy i zgniły bo byłem w związku z toksyczną osobą.
Ech..... w zasadzie to cały czas jestemy "w drodze" i całe życie tutaj jest "niedoskonałe" a jednocześnie wszystko na dany moment jest tak jak trzeba. Tak jak napisała J. Amelia w linkowanych na wstępie rozmowach nasze nierozpoznane negatywne emocje stanowią blokadę i dopóki nie uświadomimy sobie tej kolejnej lekcji to nie przejdziemy poziomu "wyżej" w tej życiowej grze.
Świadomość, świadomość, świadomość - chyba takie coś powtarzał Osho. To jest zdanie wycięte z wywiadu jaki polecam powyżej:
Usuń"..............Niektórzy uważają, że powoli należy zmieniać dietę, aby nie był to szok dla organizmu. Ja uważam, że można to zrobić od zaraz. Jest to tylko kwestia gotowości naszego umysłu i porzucenia naszych przyzwyczajeń."
Słusznie twierdzi pani Ewa Hankiewicz. Prawdziwa "walka" toczy się w naszych wnętrzach. Fajnie tam w wywiadzie pisze ona o tych ciotkach co to sobie żytcia bez bigosu nie wyobrażają a jednocześnie już coraz śmielej przysłuchują się nowinkom od niej samej i coraz rzadziej jadają mięso. Niezwykle ważna jest praktyka samej pani doktor - fakt, że potwierdza ona swoje zalecenia swoim własnym doświadczeniem. Mam też w swoim otoczeniu takich "gapiów" - jest żona kolegi, której już wycięto nerkę i teraz latem dostała zalecenie aby coś zrobić z dietą by tę jedną istniejącą nerkę mniej obciążać. Pojechała kobita na specjalne wczasy nad morze gdzie odcięto uczestników od mięsa (jej dieta to mięsne posiłki z musztardą 3 razy dziennie - nic dziwnego, że zaropiała jej nerka, którą nasza nak zwana konwencjonalna medycyna potrafi tylko usunąć jak pęcherzyk żółciowy o którym wspomina pani Hankiweicz.
Z drugiej zaś strony to wolę szczęśliwych grubasków (mam też takie przykłady) doświadczających sobie życia niż jakichś "ideologicznych"- nieszczęśliwych wegan wyrywających innym kotlety z talerzy. Iwan Carewicz w jedym z tłumaczonych przeze mnie filmów wyjaśniał, że dusza nasza musi wszystkiego tego doświadczyć, że spożywanie mięsa też było doświadczeniem poprzedniej epoki. Życie jest wieczne - tracimy natomiast ciała czyli "bio -kombinezony". Sztuką jest jest jednak dobre wydanie tego kapitału z jakim się rodzimy i uzyskanie właściwego balansu - rzecz w tym aby podczas jednego życia zdobyć jak najwięcej doświadczenia i nie roztrwonić energii niepotrzebnie.
UsuńNo ale takie stwierdzenie też jest względne - jeden "przepali" swój żywot pijąc alkohol a inny znów "dba o ciało" ale siedzi zastraszony "w kącie". Takie dwie skrajności.
"............ niż jakichś "ideologicznych"- nieszczęśliwych wegan wyrywających innym kotlety z talerzy."
UsuńGdzieś na rosyskich stronach czytałem (Iwan nazywa ich nawet sekciarzami), że tamtejsze "surojady" wciąż rozmawiajĄ o jedzeniu - ONI WCIĄŻ CHODZĄ GŁODNI. Wydaje mi się, że są ludzie, którzy gnani zarozumialstwem (chęć bycia "kimś lepszym") przeskakują pewien etap życiowy, odmawiają sobie czegoś. Znam wielu takich wege co p[otem wracali do mięsa - I DOBRZE!. Iwan fajnie o tym mówił, że jak chce ci się zjeść snikersa czy inne niezdrowe pożywienie "epoki Lisicy" to z pełną świadomością zjedz to! Najedz się ciastek ale przeżyj to w pełni!
WSZYSTKO CO CZYNISZ NIEŚWIADOMIE JEST ZŁE I WSZYSTKO CO CZYNISZ ŚWIADOMIE JEST DOBRE.
Wiele razy wspominałem o zasadzie jaką podawał Osho. Publikowałem tam niegdyś pod nickiem "easy russian":
http://forum.przebudzenie.net/psychologia/papierosy-czy-wystarczy-silna-wola-t4360.html
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń:) Dziś miałem pracowity dzień - od wczoraj jest mama. Chciała koniecznie coś dla mnie uczynić, ugotowała trochę fasolki. Zjadłem to - świeża była, trochę mnie ciągnęło. Pozwoliłem sobie na to. Jest kolejne doświadczenie - właśnie smarkam, organizm szybko usuwa śluz jaki się przez to pożywienie wytworzył. Tak naprawdę tęsknię za sałatą (wczoraj wersja "odchudzona" była w porównaniu z poprzednimi dniami - trochę oliwy lnianej, 2 żywe papryki chili, coś tam jeszcze - aha cebulki własne!). Dziś już to wszystko przeżyję a jutro uczta z zielonek. Czuję jak one odżywiają ducha, jak wspaniale podnoszą nastrój. Całe szczęście, że były dziś też od rana gruszki a potem orzechy z miodem.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń:) też mam - świeże, tegoroczne, jeszcze mokre. Jeden wystarcza żeby się nasycić. Dziś dzień na samej surowiźnie - oprócz owoców była mieszanka z brokuła, oliwa, cebula, ostra papryczka, odrobina własnej musztardy (dojrzała już) wykonanej na miodzie i winnym occie.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPolecam fasolkę szparagową surową :) jako dodatek do sałatki, tym bardziej jak jest ekologiczna :) Mi bardzo smakuje. Co ciekawe,niektóre warzywa min. fasolka, zmniejszają swoją objętość po ugotowaniu i trzeba ich o wiele więcej aby się najeść, natomiast surowych- wystarczy naprawdę bardzo mało.:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń"J. Amelia 11 września 2018 15:01
Usuń..........................................
W książce "Dieta Alleluja" autor zaleca łączenie surowych z gotowanym (20%) "
-------------------------------------------
I to mi się podoba. Tak chyba obecnie jest u mnie. Mniej więcej raz w tygodniu cos tam sobie ugotuję. Mieliśmy tu małe wykopki swoich 3 grządek ziemniaków - 300% eko. Wczoraj kilka sztuk ugotowaliśmy, zjadłem - tym raczej bez wielkiego mieszania, raczej na słodko, dodałem cynamonu cejlońskiego, oliwy lnianej i nawet odrobinę miodu. Dokładkę zjadłem bez dodatków - tak "z gara". Ponieważ ziemniaki wstawiła na kuchnię moja mama dopytałem jeszcze rano, dodała tam szczyptę soli. Rano owszem - lekkie worki pod oczami i kilka łez ale organizm jakoś chciał się "uziemnić". Widać coś mu było trzeba. Dziś od rana same owoce na razie - zamierzam się dziś na mieszankę z brokuła ( wczoraj 2 godziny przed ziemniakami była sałata z odrobiną kwasu buraczanego, cebulą i chyba papryką - oczywiście z olejem lnianym). Ziemniaki zjadłem około 15 (po 15).
Tak w ogóle (WAŻNE!!!) sprawdza mi się zasada niemieszania - niełączenia pokarmów. Nawet sałata zmielona z olejem lepiej się trawi jeśli dojadam sobie mając przed nosem osobno oliwki, osobno musztardę, a nawet osobno ogórka kiszonego, którego czasami dodaję. Podejrzewam, że wtedy organizm jest w stanie dokładnie dobrać sobie proporcje i rozpoznać smaki aby przygotować się na przyjęcie tego wszystkiego. Wczoraj do tych ziemniaków dogryzłem sobie - dosłownie tylko trochę- cebuli. Więcej nie było trzeba.
Masz ustrój ma zakodowane smaki rozmaitych dań i tak jak w Twoim linku Amelio trzeba dążyć ku prostocie. Jeśli się wszystko miesza to chyba jest to trudniejsze zadanie dla naszego organizmu. Kiedyś bawiłem się w kuchnię 5 przemian - sądzę, że nie przypadkiem taką sztukę ktoś wdrożył do praktyki. Jeśli się ten krąg łamie to potem potrawa dłużej leży na żołądku a czasem powoduje niemiłe odczucia - POWTARZAM: pozornie te same składniki i ta sama potrawa.
aha - jeszcze do doświadczenia z ziemniakami: żadnego swędzenia skóry, odrobinę rano musiałem wyczyścić nos. Czuje się reakcję - nie było tak lekko jak w ostatnich dniach na samej surowiźnie ale moje ciało spokojnie sobie dało radę z tymi niedogodnościami gotowanej potrawy i uzyskało to co było potrzebne. Przede wszystkim opadła mnie senność i spałem długo - najprawdopodobniej nastąpiła jakaś regeneracja bo 2 dni temu 2 dni z rzędu miałem bardzo forsowne prace fizyczne, ostre zbieranie ziemniaków u mojego sąsiada. Ekipa była szybka i noszenie na przyczepę itp. Tak to u mnie bywa.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJeszcze odnośnie wpisu:
Usuń"J. Amelia 11 września 2018 15:01
..........................................
W książce "Dieta Alleluja" autor zaleca łączenie surowych z gotowanym (20%)
--------------------
Myślę, że kiszonki można traktować właśnie jako żywność przetworzoną (gotowaną czy zamrożoną- mrożenie to też obróbka termiczna przecież). Jako dodatek się u mnie sprawdza ale nie jako danie główne.
Tak w ogóle to ja słucham organizmu - właśnie nastawiamy kapustę na kiszenie, kamionka wyparzona, wczoraj zdecydowałem wyciąć 6 głąbów z ogrodu bo znów rzuciły się nań gąsienice. Moje piękne kapusty (3 gatunki) już nie tylko bielinek (zdejmowałem te gąsienice i jaja ręcznie ile mogłem) nagle zaatakowały takie zielone grubasy. Wgryza się to to w środek głąba, wczoraj rozkrawałem widząc to zagrożenie - czasem nie widać, że to w ogóle wlazło a wewnątrz zaczyna się spustoszenie. Powycinałem, pieczołowicie pocięłem nożem na takie płatki a co się dało posiekałem drobno na szatkownicy. Mama właśnie obiera jabłka, będzie dużo kminku - sprawdzam jeszcze w necie proporcje soli - dam niedużo. Widzę, że w wielu przepisach ludzie wprost szaleją ze solą.
No w każdym razie na poczatku tego roku była taka przygoda, że chyba w lutym zakisiłem kolejną niedużą beczułkę z dodatkiem buraków (po gruzińsku). I w momencie gdy najbardziej mi smakowała (ma jeszcze słodycz) upchałem w połówki butelek PET ( wewnątrz woreczek PE - taki do zamrażanych produktów) i takie "silosy".... do zamrażarki.
..................do zamrażarki bo zwyczajnie już mi się tego odechciało. Nawet żałowałem, że sobie tylko miejsce w zamrażarce zapchałem bo wiosną smakowało mi wszystko wyłącznie na słodko. Aż tu nagle chyba około maja/czerwca przyszła mi chęć na te "kiszeniny". Rozmroziłem jeden taki zbiornik. Oczywiście jako dodatki do sałatek ale dość dużo tego jadłem przez kilka dni. Smakowało. Organizm czegoś potrzebował, dobra była bo tylko taka kwaskawa a nie kwaśna jak to bywa z długo stojącą kapustą.
UsuńTak samo uczynię z tym co właśnie przygotowujemy - szuflada w zamrażarce będzie - wywalę czarny bez, który mi jakoś nie schodzi a całą półkę tego mam.
Podsumowując: ja potrzebuję tego czasem jako dodatek. Swoja własna zdecydowanie najlepsza- ta ze sklepu ma chyba dodatek kwasku cytrynowego nadto dużo więcej soli. Bywa po niej bardzo ciężko - niby się chce ale dość szybko jest swędzenie skóry i zasolenie. Potem ochota na jakieś sauny, wyparzania.
Dodam jeszcze, że na surowiznach bywa tak, że wieczorem czuję się bardzo świeżo i zastanawiam się czy w ogóle muszę się myć. Spłukuję tylko ciało wodą, nie muszę gorących pryszniców. Nadto włosy..... ciekawa obserwacja. Coraz rzadziej myję za pomocą jakichś środków ( u mnie ostatnio tylko mydło od Moniki, szare z jakiejś oliwy, nie wymaga spłukiwania octem - jeśli czytasz to raz jeszcze serdecznie dziękuję, zapas nadal mam, mało tego idzie). Ostatnio złapałem się na tym, że ponad miesiąc mydła nie używałem - w razie przepocenia głowy przy wytężonych pracach tylko spłukuję dobrze ciepłą wodą(czasem nawet prawie gorącą aby trochę wyparzyć skórę na głowie).
Taka sytuacja :)
https://www.youtube.com/watch?v=wqDCiCaKeF8
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJ. Amelia 15 września 2018 17:06
Usuń"Dążenie ku prostocie w odżywianiu i jedzenie kiszonek - wzajemnie się wyklucza. "
----------------------------------
Zgadzam się. Poczytałem te linki do Białczyńskiego jakie podała Beata. Te jego zachwyty i opowieści o tym jak to dawniej...... Przecież do tego trzeba naczyń. Słoiki wecka czy podobne to stosunkowo niedawny wynalazek. Załóżmy, że były to gliniane garnki - tak czy siak ogromne ryzyko zepsucia i ... OGROM PRACY! Te półki pozastawiane "frykasami z kiszonek to jakaś bujda moim zdaniem. Być może na dworach gdzieś tam takie rzeczy miały miejsce - cudzymi rękami. Szlachta od wieków była podmieniona i skażona a prosty kmieć zapracowany po uszy. Zresztą wystarczy poczytać fajny dokument "Pamiętnik Włościanina - Jana Słomki. Autentyczności tych opisów nikt nie podważa. O kiszonkach nie ma tam mowy. Prosty lud - krzepki i silny (mimo już wtedy morza wypijanej wódki - rozpijany przez żydowskich karczmarzy) był jeszcze genetycznie bardzo mocny. Jadano prosto bez udziwnień.
J. Amelia 15 września 2018 16:11
Usuń"............................. Po ugotowanym nie odczuwam takiego dużego spadku energii jak po kiszonkach "
-----------------------
Taka myśl mi już kiedyś przyszła podczas spożycia jakiegoś soku z kapusty a wróciła ona bo wczoraj byłem na wykopkach u Szymona- sąsiada. Tam po kilku godzinach pracy obiad w ogrodzie - ja jakieś sałatki, oni później po kieliszeczku domowego wina:
Mam podejrzenie (graniczące z pewnością), że podczas fermentacji (kiszenia) pojawiają się w produkcie minimalne dawki alkoholu. Męski organizm jest chyba w stanie lepiej znosić to "coś". Być może dla męskiego organizmu przystosowanego z natury do wytężonej pracy fizycznej te mikro - dawki mogą nawet nieść jakiś pożytek, usuwać napięcie mięśni, oczyszczać ze złogów itp. Najpr5awdopodobniej nie są one tak szkodliwe dla energetyki męskiego organizmu (innej wibracji- bardziej stabilnej emocjonalnie).
Natomiast Diewczyna (Dewa czynu- Żeńczyni- władająca Żeńską subtelną mocą) odczuje to momentalnie. Subtelna naturaŻeńska doznaje natychmiast zaburzenia swoich funkcji. Mówię rzecz jasna o tych, które wibrują tą częstotliwością. Siedzącym wczoraj ze mną przy stole kobietom to nie przeszkadzało. Wszystkie one to typy współczesne, twardo - po męsku stąpające po Matce Ziemi.
p.s. I ŻEBY BYŁO JASNE: Ja tego wina z nimi nie piłem.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMyślę, że wibrująca wysoko Dewa- czynu nie potrzebuje już esencji Bacha. W tamtym wypadku (gdy są potrzebne) jest to zapewne zło mniejsze. Esencja niesie większy pożytek niż ta minimalna (to jest w ogóle niewyczuwalne - miałem kiedyś zestaw tych esencji) dawka whisky jaką zawierają buteleczki.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń"... że tamtejsze "surojady" wciąż rozmawiajĄ o jedzeniu - ONI WCIĄŻ CHODZĄ GŁODNI. Wydaje mi się, że są ludzie, którzy gnani zarozumialstwem (chęć bycia "kimś lepszym") przeskakują pewien etap życiowy, odmawiają sobie czegoś"
OdpowiedzUsuńMichał normalnie właśnie mam ostatnio, a nawet od jakiś dwóch lat, właśnie takie przemyślenia.
Przez całe życie byłam mięsożerna. Kilka lat temu nabiłam sobie głowę dietą Kwaśniewskiego i zaczęłam jest bardzo tłusto. Efekt był taki, że przytyłam 5 kg- to raz, a dwa- miałam wywaloną wątrobę i po zjedzeniu tego "wspaniałego" białka, czułam ból wątroby. To spowodowało, że odrzuciło mnie od mięsa. Przeszłam praktycznie na wegetarianizm, nie dlatego, że taka jest moda, ale po prostu miałam taki przesyt, że nie moglam na mięso patrzeć. Schudłam te nadprogramowe 5 kg, ale obecnie waga stoi. Teraz coraz bardziej przechodzę na surojedzenie - po prostu nie smakuje mi już gotowane, znowu, ty razem po gotowanym, "wywala" mi wątrobę. Czuję się ciężko.
I co najdziwniejsze nie chudnę i nie czuję głodu.
Także wydaje mi się, że nic nie można na siłę przyspieszać, bo wszystko powinno przyjść naturalnie i nie można , narzucać sobie( wbrew swojemu organizmowi) sposobu odżywiania. Musi "dojrzeć" duch. :)
Także zgadzam się z Twoim ostatnim komentarzem w 100%
Tak jest! To jest jakieś takie "odbicie od dna nałogu". Pamiętam jak wiele lat temu zjadłem ostatniego kurczaka z grila. Potem jeszcze przechodząc ulicą i czując zapach organizm trochę reagował po staremu jakimś ślinotokiem ale gdzieś tam wewnątrz nie było już wahań ani żadnego "cierpienia" i odmawiania sobie "radości". Pami≤ętam, że za pół roku to wszystko minęło i przechodzić koło takich budek nie mogłem. Dzwiłem się jak mogłem to jeść, intensywna woń aż odrzucała.
UsuńMam to samo z wywalaniem wątroby albo trzustki - coś tam w środku czuje się obciążone, od razu jest reakcja. Taki teraz czas. W ogóle obserwowałem jak zmienia mi się odporność na stres gdy tylko zaczynałem coś gotować. Włączają się niskie wibracje, wdzierają się doświadomości rozmaite głupoty, wahania, emocje. A gdy tylko uczynię mały wysiłek i sobie ureguluję dietę na wyżej wibracyjną to od razu nagrodą jest polepszenie samopoczucia, lepszy sen. To dopinguje i zachęca do zmian.
Witam! Bardzo fajnie by było, jakby autor bloga zrobił osobny wpis gdzie przedstawi szerzej swoje przemyślenia na temat jedzenia na ten moment. A w komentarzach pisalibyśmy swoje teorie i praktyki i dyskusje.
OdpowiedzUsuńG
Mam jakieś problemy z netem ostatnio (jeśli ktoś ma podobnie to dajcie znać - już komputery w kółko zmieniam. Pytam bo coś się w świecie dzieje - być może jakaś broń elektromagnetyczna jest w użyciu czy coś.... ) i dlatego długo czekasz na odpowiedź. Wypowiedź przeczytałem dziś rano- odpowiedzi nie udało mi się zamieścić.
UsuńDobrze- rozważę to sobie choć w zasadzie nie mam na ten moment wiele do dodania. Ja wypowiadam się od lat poprzez dobór materiałów najpierw na kanałach youtube (dużo o odżywianiu mówi Iwan Carewicz (czasem wpisany jako Lewszunow), cos tam - kilka filmików o żywieniu było z Trehlebovem.
U mnie był od wielu lat lakto-weganizm. Od 2 lat (ponad już chyba) obchodzę się bez produktów mlecznych a ostatnio w zasadzie przewaga surowizn. Do nabiału już nie wracam.
Polecam filmy dr-a Morse. Dzięki którejś z czytelniczek poznałem wykład Paula Nison. Wymieniałem w rozmowie powyżej tych kilka źródeł. Eksperymentuję z ziołami.
Amelia ma chyba rację odnośnie kiszonek. W ogóle to przypominam sobie, że w 2014 obchodziłem się bez żadnych "kwasków" w sałatkach no ale wtedy jadałem nabiał.
Nie wiem - na bieżąco słucham swojego organizmu - nic nie idzie "przez umysł" i na siłę. Jak mnie do czegoś nieodparcie ciągnie to "zażywam" :). Ja wiem, że organizm ma ogromne zdolności samoregeneracji i czasem włączaja się "plany awaryjne". Żyjemy w bardzo zatrutym świecie- zdarzają się sytuacje nieprzewidziane, zdarzyło mi się ze 2 lata temu zjeść jajko u pewnej sąsiadki, którą lubię a nie chciałem jej czynić przykrości - z sercem mnie częstowała "czym chata bogata". Oczywiście rybki i kotleciki już odpuściłem ale ona odetchnęła z ulga gdy ja to jajko. Dołożyłem sobie do niego z pół słoika chrzanu i jakoś to przeżyłem. :)
Myślę, że zrobimy tak: na razie rozmowy tutaj. Temat całkiem nieźle pasuje. Na ten moment 30 komentarzy, system wytrzymuje ich około 200 a potem jest ciężko. Jeśli wyskoczymy ponad 100 i rozmowa nie wygaśnie to otworzę kolejny z odniesieniem do tego miejsca i będziemy sobie już ściśle na temat jaki zaproponowałeś/aś.
UsuńZdrówka!
W nowym wpisie wywiązały nam sie kolejne rozmowy o odżywianiu. Przejść trzeba tu:
Usuńhttps://michalxl600.blogspot.com/2018/10/o-swoim-zyciu-i-zdrowiu-opowiada.html
W temacie kiszenia polecam lekture tych tekstow i odnosnikow w nich zawartych:
OdpowiedzUsuńhttp://kiszonki.blogspot.com/p/teoria-kiszenia.html
http://kiszonki.blogspot.com/2014/06/po-co-nam-kiszonki-w-erze-lodowek.html
http://kiszonki.blogspot.com/2014/06/na-czym-polega-kiszenie.html
Pamietam, ze w poszukiwaniu inspiracji trafilam kiedys i na te strone:
https://bialczynski.pl/2014/06/30/slowianskie-przetwory-czyli-kwaszenie-ogorkow-i-innych-warzyw/
Ja od chyba 5 lat intensywnie zywie sie praktycznie codziennie kiszonkami albo fermentami- od ponad pol roku robie tez kombuche i ja intensywnie popijam.
Zawsze lubilam kapuste kiszona, ogorki, duzo pozniej zaczelam kisic buraki. Teraz mam przecwiczone lub eksperymentalnie zaliczone kiszenie ponad 30 warzyw i owocow- pojedynczo lub jako mieszanki.
Warto tez bywac na tej grupie- jesli kogos temat zainteresuje, sa tam prawdziwi fachowcy, jak Pan Krzysztof z http://www.pozytywniezakiszeni.pl/
https://www.facebook.com/groups/1559638854263506/
Powyzsza lektura na temat kiszenia i fermentacji i ich produktow moze pomoc do kiszonek sie przekonac, jesli ktos ma watpliwosci :)
Myślę, że w tej sferze istnieją preferencje genetyczne. Mam podejrzenia, że im bardziej genetyka nasza bliższa jest genom Semickim (nie jest to Broń Boże jakaś dyskryminacja lecz zwykła obserwacja świata!) tym bardziej dany człowiek jest skłonny do jadania kwaśnych rzeczy.
UsuńPrzypominam też, że nasza genetyka (ciała fizycznego) zmienia się! Nie jest prawdą, że jest to stan stały jak głosi współczesna medycyna i wiele gałęzi tak zwanej "nauki" (będącej de facto rodzajem religii i indoktrynacji na usługach poszczególnych - kolejnych struktur władzy). My dziś wszyscy w jakiś sposób mamy te genetyczne (cielesne ) uwarunkowania. Wielu ludzi z pozoru pochodzenia słowiańskiego ma geny zmienione na semic kie poprzez religię katolicką. Jest też wielu Żydów z pochodzenia, których dzisiejsza genetyka zbliża się ku genom Słowiańskim. Generał Pietrow (jest wiele jego wykładów z polskimi napisami) pięknie to wyjaśnia, że Żydzi w pewnym sensie są również ofiarami i narzędziem w rękach swoich własnych kapłańskich elit, które traktują tę większość swoich współbraci tak samo jak gojów czyli jak mięso armatnie dla osiągania swoich celów.
Odleciałem trochę tym komentarzem - to moje zdanie wypowiadane tu nieraz. Taki jest efekt moich poszukiwań na dziś.
Też gdzieś czytałam ostatnio, już nie pamiętam gdzie, że wątroba wymienia się po 5 latach, skóra po roku itp. czyli po jakimś czasie jesteśmy cali nowi :)
UsuńPreferencje jadania kwaśnych rzeczy wiązałbym z odpowiednią doszą w ajurwedzie. W moim przypadku 90% pitta czyli powinienem unikać produktów fermentowanych, które są z natury rozgrzewające i kwaśne.
UsuńKwaśne pokarmy dobrze służą osobom z dominującą doszą vata.
UsuńA to bardzo ciekaw podpowiedzi (dzięki Marcinie). Coś w tym może jest - ja raczej szczupły jestem (vata) a długo na kiszonkach nie mogę. Wczoraj do słatki (pół słoika umieszane blenderem, z oliwą lnianą, ostrą papryką, cebulą, jabłkiem, odrobiną musztardy) był niewielki ogórek kiszony. Bywało jak już pisałem wiosną, że ten dodatek kwaśnego był dobrze przyjmowany i że sama sałata na słodko była raczej mdła.
Usuńsałaty - głównym składnikiem była moja własna sałata z ogródka. Literówka się wkradła, nie chce mi się poprawiać.
UsuńJednak patrząc na efekty zewnętrzne to zawsze po sporzyciu kiszonek wizualnie przybywa mi lat. Gdy jadam bez nich to skóra pod oczami gładka , taka ogólnie żywsza (ludzie to zauważają). Po spożyciu kiszonek częste worki rano pod oczami, szara cera itp. Samopoczucie też gorsze, jakaś ocieżałość, zwolnienie myślenia itp.
https://www.youtube.com/watch?v=KIqaPLiLr-g
OdpowiedzUsuńDzięki - link fajny, znany nam już tu i pozytywny chłopak. Stosujesz się Damianie do tych zaleceń czy tylko wklejasz kolejny link?
UsuńPowoli zmieniam swoje przyzwyczajenia i to nie tylko żywieniowe. Na efekty muszę trochę poczekać, ale jest dobrze a bedzie jeszcze lepiej.
UsuńPowodzenia Damianie :)
UsuńDołaczam się do życzeń J. Amelii.
Usuń