czwartek, 11 stycznia 2018

Współczesny kult dzieci.

źródło tłumaczenia: http://life-move.ru/kult-detej-v-nashi-dni/

Dzieci są świętością. Wszystko co najlepsze dla dzieci. Niech przynajmniej dzieci sobie pożyją. Kwiaty życia. Radość w domu. Synu, nie martw się - tata uczyni  dla ciebie wszystko...

 Jakoś tak... naprawdę zmęczyłem się tą "piosenką" - zarówno jako rodzic, i jako byłe dziecko, i jako przyszły dziadek. Może już wystarczy kochać dzieci? Może czas już zacząć postępować z nimi jakoś po ludzku?

Osobiście nie chciałbym się urodzić w naszych czasach. Za dużo miłości. Jak tylko osiągasz pierwszą datę urodzin - natychmiast stajesz się lalką. Mama, tata, babcie, dziadkowie natychmiast zaczynają ćwiczyć na sobie swoje instynkty i kompleksy. Jesteś karmiony "na trzy gardła". Zamawiają tobie masażystę dla dzieci. Ubierają ciebie w dżinsy i marynarki dla zaspokojenia uczuć wszystkich wokół, choć nawet nie nauczyłeś się jeszcze dobrze siedzieć. A jeśli jesteś dziewczynką, to już w drugim rok życia przekłuwają ci uszy aby powiesić tam złote kolczyki, które... -choćby nie wiem co się działo - chce tobie podarować kochająca ciocia Dasza.


Na trzecie urodziny wszystkie zabawki nie mieszczą się już do pokoju dziecięcego, a na szóste - do szopy. Dzień po dniu, jesteś najpierw wożony a następnie prowadzany do sklepów z odzieżą dziecięcą, a po drodze zachodzicie do restauracji i salonów gier zręcznościowych. Obdarzone szczególną miłością matki i babki śpią z tobą w jednym łóżku aż do wieku dziesięciu lat kiedy to już zaczyna pachnieć pedofilią. A właśnie-  prawie zapomniałem! Tablet! Dziecko musi mieć tablet. A najlepiej także iPhone'a - równo od wieku trzech lat a to dlatego, że ma go Siergiej - mama mu go kupiła, a ona nie zarabia zbyt dużo, znacznie mniej niż my. Ma go nawet Tania z sąsiedniej grupy, chociaż żyje tylko z babcią.


Przed szkołą zazwyczaj kończy się "okres lalek", a zaczyna się "praca korygująca". Kochający rodzice w końcu zdają sobie sprawę, że zrobili coś złego. Dziecko ma nadwagę, zły charakter i zaburzenia koncentracji uwagi. Wszystko to daje okazję do przejścia na nowy poziom ekscytującej gry w rodzicielską miłość. Ten poziom nazywa się "znajdź specjalistę". Teraz z tym samym entuzjazmem ciągną ciebie po rozmaitych dietetykach, pedagogach, psychoneurologach, lub też tylko neurologach i po prostu psychologach. Rodzina dziko szuka jakiegoś cudu, który pozwoli ci osiągnąć magiczne uzdrowienie bez zmiany własnego podejścia do wychowania dziecka. Te - tak naprawdę ezoteryczne praktyki- pochłoną mnóstwo pieniędzy, nerwów i morze czasu. Wynik jest zerowy z jakimś tam ułamkiem procenta.


 Ponadto w tym okresie charakterystyczne są desperackie próby zastosowania wobec dziecka norm żelaznej dyscypliny i etyki pracy. Zamiast szczerze "zarazić" małego człowieka jakąś pasją, zamiast dać mu więcej swobody i odpowiedzialności - krewni ustawiają się w szeregu z pasem i krzykiem. W rezultacie dziecko uczy się żyć "wymykając się z pod pałki" i tracąc zdolność do zainteresowania się czymkolwiek.

Kiedy daremność wysiłków jest oczywista, zaczyna się etap nadgorliwej rodzicielskiej pasji. Tutaj prawie wszyscy kochający rodzice nagle zaczynają pałać nienawiścią do swoich dzieci: „My tyle dla ciebie, a ty....!” Jedyną różnicą jest to, że u niektórych z nich ta nienawiść wyraża się w całkowitej kapitulacji oraz dalszym kierowaniu dziecka ku placówce wychowawczej typu zamkniętego (do szkoły Suworowa lub do elitarnej szkoły brytyjskiej ), a jeszcze inni wytłaczają sobie w swoich głowach płytę grającą z napisem "Jesteś moim krzyżem!"


 Pogodziwszy się z faktem, że "nic wartego uwagi nie wyszło nam z tego człowieka", rodzice z "tyśmójkrzyż"-em na szyi nadal kontynuują dobijanie osobowości u swojego już prawie dorosłego dziecka. Pomagają zwolnić z wojska, organizują miejsce na płatnym wydziale uniwersytetu, dają pieniądze na łapówki dla nauczycieli i finansowanie wszelkich bieżących kosztów życia lub po prostu kupują mieszkanie, samochód, umieszczają na dobrze płatnych stanowiskach w miarę swoich możliwości. Jeżeli tenże "tyśmójkrzyż" jest niezbyt utalentowany z natury, to strategia ta przynosi nawet mniej lub bardziej jadalne płody - rośnie upośledzonych umysłowo, ale jest dobrym obywatelem. Jednak znacznie częściej za rany zadane nadmierną rodzicielską miłością, dzieci płacą zupełnie inaczej - zdrowiem, życiem, duszą.

 Kult dzieci powstał w naszej cywilizacji nie tak dawno - zaledwie jakieś 50-60 lat temu. Pod wieloma względami jest to to samo sztuczne zjawisko, jak Święty Mikołaj wyskakujący co roku z tabakierki marketingowej firmy Coca-Cola. Dzieci to potężne narzędzie do promocji w wyścigu konsumpcji. Każdy centymetr kwadratowy ciała dziecka, nie wspominając o sześciennych milimetrach duszy, dawno już został podzielony między producentów dóbr i usług. Zmuszenie człowieka by kochał sam siebie taką maniakalną miłością jest nadal dość złożonym zadaniem moralnym i etycznym. A miłość do dziecka wprowadza się jak uderzenie z półobrotu - potem to już tylko włączaj licznik.

Oczywiście nie oznacza to, że dzieci wcześniej nie były kochane. Były kochane -i to jeszcze jak! Tylko, że dawniej nie było rodziny "dzieciocentrycznej". Dorośli nie bawili się w darmowych animatorów - żyli swoim naturalnym życiem a w miarę dorastania angażowali swoje potomstwo w to życie. Dzieci były kochane ale od pierwszego przebłysku świadomości rozumiały, że są tylko częścią wielkiego wszechświata zwanego "naszą rodziną", że istnieją starsi, którzy powinni być szanowani, że istnieją młodsi, którymi należy się zająć, że istnieje "nasze dzieło", do którego musimy się przyłączyć, istnieje nasza wiara, której należy przestrzegać.


Dzisiaj rynek narzuca społeczeństwu przepis na rodzinę zbudowaną wokół dziecka. Jest to strategia
z góry przegrywająca, która istnieje tylko w celu wypompowania pieniędzy z gospodarstw domowych. Rynek nie chce, aby rodzina była właściwie zbudowana, ponieważ wtedy sama zaspokoi większość swoich potrzeb. A rodzina nieszczęśliwa lubi oddawać rozwiązywanie swoich problemów na "outsourcing". I ten nawyk od dawna stanowi podstawę dla całych przemysłów za miliardy dolarów. Idealny z punktu widzenia rynku, ojciec to nie ten, który spędzi weekend z dzieckiem, pójdzie z nim do parku, pojedzie rowerem. Idealnym ojcem jest ten, który w ten weekend będzie pracował w nadgodzinach aby zarobić dwugodzinną wizytę w parku wodnym.

Mam taki pomysł: zastąpmy w tej kolumnie czasownik "kochać" na jakikolwiek inny -"ignorować, pluć, być obojętnym" a to dlatego, że taka rodzicielska miłość jest tylko jedną z form egoizmu. Wściekła matka, ojciec pracoholik - wszystko to jest tylko grą instynktów. Cokolwiek tam nie naopowiadamy sobie o obowiązku rodzicielskim i ofiarności to takie macierzyństwo czy ojcostwo jest wyłącznie grubiańskim samozaspokojeniem - czymś w rodzaju uciech miłosnych, wyłącznie sama biologia.


Jest takie piękne indyjskie przysłowie: "Dziecko jest gościem w twoim domu: nakarm, wychowaj i wypuść". Nakarmić mogą
i głupcy, wychowywać - to już jest trudniejsze, ale móc być w stanie od pierwszej minuty życia dziecka pomalutku je wypuszczać w świat - to jest miłość.Dmitrij Sokołow-Mitricz





35 komentarzy:

  1. Tak , mądre spostrzeżenie. Tylko odżegnywałabym się od dawania rad innych co do tego wypuszczania w świat , bo każde dziecko inne jest ,ma inne tempo chociażby I emocjonalność tworzącą się. Wg.mojej kuzynki ( nie przepadamy za sobą ) zostawianie dziecka swojego w wieku pięciu lat samego w domu, bo nie chciało iść z tatą po mamę ) nie było niczym niewłaściwym, ,, cyt,, A co się może stać , no ci??" No nie wiem co?? Drzwi zamknięte, samo dziecko na trzecim piętrze, wg mnie bardzo wiele , ale oczywiście to ja głupia bo wyobraźnia pracuje, a ona beztrosko pozytywnie myśląca..

    OdpowiedzUsuń
  2. Sam to doświadczyłem (oczywiście w nie aż takiej, przerysowanej formie jak w artykule) na sobie. Nie mogę mieć pretensji do matki (choć czasami w kłótniach wychodzą), że nie puściła wolno wcześniej, bo to moja wina, przecież jestem świadomy i mogłem sam się uczyć samodzielności w miarę swojego rozwoju, a szczególnie teraz. To też nie tak, że w ogóle takich prób rodziców nie było, były jakieś bardzo luźne namowy, np. "Idź do pracy w wakacje", ale wiedziałem, że nie musiałem. Oni też wiedzieli. Podsuwali mi wszystko pod nos, miałem mało obowiązków. Tyle jeszcze szczęścia, że byłem skromny i nie prosiłem ich o drogie zabawki czy jakieś różne gadżety, nawet jak się pytali, to mówiłem że nie chcę. Jeszcze w podstawówce coś tam robiłem, jakieś zajęcia dodatkowe, konkursy, byłem aktywny i mnie to wszystko jakoś zajmowało, żyłem tym, co się dzieje teraz, nawet jeśli to było głupie, nieznaczące. Potem odpuściłem - skoro nie muszę, to po co miałem to robić? Takie dostałem nastawienie. I tak się stałem kompletnie leniwy - jajogłowi terapeuci nazywają to depresją.

    OdpowiedzUsuń
  3. Łatwo zapadające jeszcze w pamięć stwierdzenie ,, wyuczona bezradność" brr, powstaje też gdy pomimo prób nie osiągamy celu, lub o dziwo gdy jesteśmy w dzieciństwie traktowani jak dorosły I musimy wypełniać rolę Rodzica. Można się wtedy załamać, popaść w depresję I pomylić to z wyuczoną bezradnością ( jeszcze jak ktoś ,,życzliwy" zasugeruje..) Jeśli rodzic krytykuje I nie wierzy że dziecko sobie w życiu poradzi , to też będzie w życiu dorosłym realnie bezradne..

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z 90% treścią, takie niestety są realia wychowywania dzieci w tym technokratycznym świecie. Przerażające to uzależnienie dzieci i młodzieży od elektroniki, ich wielka samotność i niszczenie zdrowia od urodzenia śmieciowym jedzeniem.
    Jednak uważam, że stwierdzenia "Dzieci są świętością" oraz " Radość w domu" obrazują słowiańskie podejście do rodzicielstwa . A tutaj wygląda jakby autor artykułu to ośmieszał, wrzucając do jednego wora razem z innymi.
    Ciężko mi się również zgodzić z tym stwierdzeniem, że 50-60 lat temu było wiele lepiej. Zależy pod jakim względem. Nie było wtedy problemu z nadmiarem zabawek czy ubrań a tym bardziej z tabletami czy komputerami. Dzieci miały większy kontakt z naturą, były bardziej samodzielne i na pewno spędzały bardziej kreatywnie swój wolny czas.
    Ostatnio podczas świąt w domu rodzinnym mojego męża rozmawialiśmy na ten temat w dużym gronie. Tam zwykle jest bardzo dużo dzieci. Mój mąż ma pięcioro rodzeństwa, z czego większość już też ma swoje dzieci. Jak się jeszcze zjadą kuzyni i kuzynki ze swoimi dzieci to mamy niezłe urwanie głowy :) Ba, w tym roku były też z nami 4 miesięczne bliźniaki.
    Dyskusja zaczęła się od stwierdzenia szwagra, że "teraz świat kręci się wokół dzieci’ i że za jego czasów to dzieci nie mogły siedzieć przy jednym stole z dorosłymi i że na taki zaszczyt trzeba było sobie zasłużyć. Zaczęła się burzliwa dyskusja, analizowaliśmy plusy i minusy dawnego i współczesnego podejścia, każdy dodał coś od siebie i w sumie doszliśmy do końcowego wniosku, że wcześniej wcale nie było tak różowo a obecnie są jednak również pozytywne zmiany. Wszyscy się zgodzili, że kiedyś traktowano dzieci jak niepełnowartościowych ludzi. Często dzieci nie były szanowane, nie liczono się z ich zdaniem i potrzebami. Na porządku dziennym było zwracanie się z wyższością i arogancją do dziecka np."Ty nie masz nic gówniarzu do powiedzenia, bo JESTEŚ TYLKO DZIECKIEM.", "Zamknij się gówniarzu, wynocha z pokoju", "Będzie tak, bo ja tak mówię a to co ty chcesz jest nieważne." " Ty nic nie wiesz bo JESTEŚ TYLKO DZIECKIEM", "Dziecko płacze w kołysce, niech płacze, ja musze zjeść obiad".
    Nie było praktycznie w ogóle wiedzy na temat kruchej psychiki i potrzeb emocjonalnych dziecka. Nie mówiło się o znaczeniu przebiegu porodu na zachowanie dziecka itd.
    Oczywiście wielu rodziców wciąż powiela stare, krzywdzące schematy wobec swoich dzieci. Jednak obecnie pod tym względem jest dużo lepiej. Widzę to po rodzinach w moim otoczeniu bliższym i dalszym.
    Przed narodzinami własnego dziecka czytałam też współczesną literaturę o wychowaniu dzieci i byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Śledzę jakie artykuły o wychowaniu dzieci krążą na portalach społecznościowych np. na popularnym ‘’Dzieci są Ważne’’ i uważam, że ogólnie jest OK.
    Oczywiście jeszcze daleka droga do poziomu wiedzy, który przekazała Anastazja czy Lewszunow ale wierzę, że jesteśmy na dobrej drodze :)

    Dużo radości życzę,
    D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się - sporo racji. Ja miałem szczęście mieć wspaniałego Ojca, zawsze wszystko spokojnie wyjaśniał. Traktował mnie z bratem jak małe Istoty ludzkie- rozmawiał z nami, nawiązywał kontakt- PO PROSTU KOCHAŁ (a może trafniej powiedzieć "Lubił" - Lubow= LUdzie BOgów Wiedają/(od 'wiedza", "wiodą").
      Gdzieś tu na blogu ktoś powtórzył jak do siebie zwracali się "Ludzie-koty" w filmie AWATAR". Nie było "kocham cię" (to płytkie - takie zachodnie LOVE) ale "widzę cię". Mój Ojciec nas widział. Aby widzieć trzeba być przebudzonym i Świadomym.
      Ludzie sie budzą - właśnie miałem ciekawą rozmowę telefoniczną ze znajomymi, których nie widziałem chyba 10 lat.

      Usuń
    2. michalxl600 -Mój Ojciec nas widział. Aby widzieć trzeba być przebudzonym i Świadomym.

      Dzieci żeby być zauważonymi-widzianymi robią się czasem niegrzeczne do granic.

      D - stwierdzenia "Dzieci są świętością" oraz " Radość w domu" obrazują słowiańskie podejście do rodzicielstwa . A tutaj wygląda jakby autor artykułu to ośmieszał, wrzucając do jednego wora razem z innymi.

      Prawda. R

      Usuń
  5. Ach, jeszcze jedna historia. Ostatnio mieliśmy luźne spotkanie rodziców ze znanym psychologiem dziecięcym w przedszkolu synka. Pani zaczęła spotkanie od jednej historii. Przyszła do niej kiedyś wściekła mama 2-letniego chłopca. Powiedziała, że już dłużej nie może wytrzymać, że ma najbardziej niegrzeczne dziecko na świecie, że rano do przedszkola wychodzą z domu pół godziny, bo dziecko się nie chce ubierać , krzyczy i wrzeszczy, potem to samo z wychodzeniem z przedszkola , że nie chce ubierać czapki, szalika, że nie chce zapinać kurtki itd. Pani psycholog wzięła na ręce dziecko, (które mama prawie wyrzuciła ze złością z rąk) i spokojnie wysłuchała rozżalonej mamy i zapytała o przebieg porodu. Początkowo, mama dziecka była podirytowana pytaniami o poród, bo przecież ona ma już 2-letnie dziecko i co to ma za znaczenie jaki był poród! W końcu opowiedziała. Okazało się, że dziecko było przyduszone i miało obwiązaną szyję 3 krotnie pępowiną...została poproszona o powtórzenie kilkukrotne stwierdzenia 'dusiło się pępowiną' aż w końcu zrozumiała i zalała się łzami...przytuliła synka z ulgą i poczuciem winy.
    Od tamtej pory nigdy już nie zmuszała synka do zakładania szalika czy zapinania się pod samą szyję. Problem zniknął…
    Aż strach pomyśleć ile małych dzieci przeżywa podobne sytuacje, gdy rodzice zmuszają je krzykiem do robienia rzeczy, które wywołują u nich traumę, (której nie rozumieją i tym bardziej nie potrafią wyjaśnić…)

    D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "gdy się człowiek śpieszy to się diabeł cieszy". Wszystkie te "zaćmienia" rodzicielskie spowodowane są codzienną gonitwą. Mieliśmy już niedawno wpis na blogu o pośpiechu wobec dzieci.

      Usuń
    2. michalxl60011 stycznia 2018 21:53
      "... Wszystkie te "zaćmienia" rodzicielskie spowodowane są codzienną gonitwą...."
      i gonitwą i odwróceniem uwagi,...wszystko odwrócono do góry nogami...kobieta w roli mężczyzny ojca, męzczyzna,ojciec w roli matki...w naiczarniejszych myślach jeśli takowe kiedyś miałam nie myślałam, że takie czasy nastąpią...Niech od teraz będzie już tylko lepiej ...jest takie ciekawe pytanie
      Jak może być jeszcze lepiej niz teraz?...Szczęścia życzę I.

      Usuń
  6. ...Jednak znacznie częściej za rany zadane nadmierną rodzicielską miłością, dzieci płacą zupełnie inaczej - zdrowiem, życiem, duszą.
    ...
    To hasło powinien mieć każdy rodzic dziadkowie nad swoim biurkiem i wziąć sobie mocno do serca...mam blisko, rzut beretem osobę cudowną, która została bardzo skrzywdzona przez matkę, która usuwała wszystkie przeszkody z drogi i w rózny inny sposób nadmiernie dbała o swoje dziecię i robi to do dziś -to dziecię ma już grubo po 40 -stce...I

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie miłość, to się nazywa nadopiekuńczość lub apodyktyczność. Kto prawdziwie kocha nie krzywdzi drugiej osoby. Agi

      Usuń
    2. Tekst który nazwałam hasłem jest z w/w artykułu...często matki nadopiekuńcze to co robią niestety nazywają miłością...co gorsze wierzą w to że to jest miłość. I

      Usuń
    3. Takie dzieci są ofiarami swoich rodziców. Amerykanie mówią o takich rodzicach „helicopter parents”, bo krążą nad dziećmi jak śmigłowiec ratunkowy. Pozwólcie że przytoczę wiersz Kahlila Gibran "On children", który pomimo upływu lat, nadal ma niezwykle cenne przesłanie.
      "Wasze dzieci nie są waszą własnością,
      są synami i córkami samej mocy życia.
      Jesteście ich rodzicami, ale nie stworzycielami.
      Mieszkają z wami, a mimo wszystko do Was nie należą.
      Możecie dać im swą miłość, lecz nie wasze idee,
      ponieważ one mają własne.
      Możecie dać dom ich ciałom, ale nie ich duszom,
      ponieważ ich dusze mieszkają w domu przyszłości,
      którego wy nie możecie odwiedzać, nawet w waszych snach.
      Możecie wysilać się, by dotrzymać im kroku,
      ale nie dążyć, by byli podobni do Was,
      ponieważ życie się nie cofa, ani nie może zatrzymać.
      Wy jesteście jak łuk, z którego wasze dzieci,
      jak żywe strzały, zostały wyrzucone naprzód.
      Strzelec mierzy do celu na szlaku nieskończoności
      i trzyma cięciwę napiętą całą swą mocą,
      żeby strzały mogły poszybować szybko i daleko.
      Poddajcie się z radością rękom Strzelca,
      ponieważ on kocha równą miarą i strzały,
      które szybują i łuk, który pozostaje niewzruszony."

      Usuń
    4. Wielkie dzięki Kasia. Jestem jak Łuk. ✌

      Usuń
    5. Czytam uważnie ten wiersz - na razie brzmi mi nieźle. Obawiam się po prostu drugiej skrajności w rodzaju współcześnie rozsiewanego jadu typu: "wszystkie dzieci są nasze" i... pod takim szczytnym sztandarem odbierania ich rodzicom już niemal od kołyski.

      Usuń
    6. Jędrzeju, jak ktoś się uprze to we wszystkim znajdzie drugie dno.
      Kaśka :)

      Usuń
    7. Ten cytat jest przekłamany - chodzi o pierwsze zdanie. Ze strony Lubimy czytać" :
      "Dzieci wasze nie są waszymi dziećmi.
      To syny i córy tęsknoty Życia za sobą samym..."
      Jawią się na tej ziemi przez was, lecz nie od was pochodzą
      i choć przebywają z wami, nie do was należą. "

      I tutaj: http://adonai.pl/perelki/rodzina/?id=20

      Usuń
    8. I nie jest to żaden wiersz, ale fragment książki "Prorok" KHALILA GIBRAN.
      http://www.zosia.piasta.pl/rozne/prorok.htm

      Usuń
    9. Każdy kto zna "listy proroka" Paulo Coelho wie że to cytat z książki a nie wiersz. Miałam napisać słowo wiersz w cudzysłowu. Niestety na blogu po wysłaniu nie ma możliwości poprawienia ale TY Anonimowa Osobo MUSISZ się czepiać.
      Kaśka :)

      Usuń
    10. Nie każdy zna, dlatego trzeba pisać prawdę , a nie wymysły i nie przekręcać imienia autora. Agi

      Usuń
    11. Żałosne...
      Kaśka :)

      Usuń
    12. Anonimowy 12 stycznia 2018 23:46

      I nie jest to żaden wiersz, ale fragment książki "Prorok" KHALILA GIBRAN.
      http://www.zosia.piasta.pl/rozne/prorok.htm

      a tamże takie "perełki mądrości":
      ............
      .................(................).............................
      "Być zranionym własnym zrozumieniem miłości;
      Krwawić ochoczo i radośnie."

      No i ten "miecz ukryty w skrzydłach miłości" (na samym początku). Toż to masochizm jakiś.

      Cała stronka pachnie mi Mrocznymi wydumkami.

      Usuń
    13. To wszystko /cytaty/ - fragmenty "Proroka" K.Gibrana. Agi

      Usuń
  7. Mam jeszcze jedną 'historię' - nie odnosi się bezpośrednio jako komentarz do dzisiejszego artykułu, ale dotyczy tematu współczesnego rodzicielstwa. Krążyła swego czasu po necie w różnych wersjach, być może nawet wymyślona...jednak liczy się przekaz...
    Oto ona:

    " Syn: "Tato, czy mogę Tobie zadać pytanie?"
    Ojciec: "Tak, oczywiście, a o co chodzi?"
    Syn: "Tato… ile zarabiasz na godzinę?"
    Ojciec: " To nie jest twoja sprawa, a w ogóle dlaczego pytasz o takie rzeczy"
    Syn: ". Ja tylko chciałem wiedzieć, ile zarabiasz na godzinę…nie gniewaj się"
    Ojciec: "Jeśli musisz to wiedzieć, zarabiam 250 zł na godzinę."
    Syn: "Ohhh”… spuścił wzrok i ze smutkiem zapytał...
    "Tato, czy mógłbym od Ciebie pożyczyć 50 złotych?"
    Ojciec był wściekły.
    „Synu jeśli tylko dlatego pytasz, że chcesz pożyczyć pieniądze aby kupić głupią zabawkę lub inne bzdury, to w tej chwili maszeruj prosto do swojego pokoju i wskakuj do łóżka. Pomyśl o tym, dlaczego jesteś taki samolubny. Ja ciężko pracuje każdego dnia dla… takiego dziecinnego i egoistycznego zachowania jak Twoje?!
    Chłopiec cicho odszedł do swojego pokoju i zamknął drzwi.
    Mężczyzna usiadł i zaczął się jeszcze bardziej nakręcać myśląc o pytaniach małego chłopca . Jak on śmie pytać żeby tylko wyciągnąć pieniądze?
    Minęła godzina, emocje opadły i mężczyzna zaczął się zastanawiać:
    „Może mały rzeczywiście potrzebował tych 50 zł na coś niezwykle ważnego...przecież do tej pory nie za często prosił o pieniądze. Wstał , ruszył spokojnym krokiem w stronę pokoju synka i otworzył drzwi...
    "Synu, śpisz?"- zapytał.
    "Nie tato, nie śpię".
    "Pomyślałem, że trochę za ostro zareagowałem na Twoje wcześniejsze pytania...Wiesz, że ciężko pracuje a to był szczególnie męczący i długi dzień… Wyjął banknot - "oto 50 złotych o które prosiłeś..."
    Chłopiec usiadł prosto i uśmiechnął się. "Och, dziękuję tatusiu!"
    Następnie, sięgając pod poduszkę swoją małą rączką, wyciągnął kilka zgniecionych banknotów i pokazał je ojcu. Mężczyzna zobaczył, że chłopak miał już pieniądze i złość ponownie zaczęła powracać .
    Chłopiec powoli liczył swoje pieniądze, a potem spojrzał na ojca z wyrazem radości na twarzy.
    "Dlaczego chcesz mieć więcej pieniędzy, jeśli już jakieś masz "? - zapytał ojciec.
    "Ponieważ nie miałem dość, ale teraz już mam” odpowiedział ucieszony chłopiec.
    "Tatusiu, uzbierałem już 250 złotych.
    CZY MOGĘ TERAZ KUPIĆ GODZINĘ TWOJEGO CZASU?
    Proszę wróć jutro wcześniej do domu żebym mógł z tobą zjeść wspólną kolację..."

    D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) no ostro - ale bardzo na temat.
      Daliśmy się "powkręcać" (zmanipulować) w różne takie "musisz"/"powinienieś". Tak jak Żeńskie cnoty zostały sprytnie zawłaszczone na potrzeby systemu (mam na myśli na przykład cierpliwość, umiejętność wykonywania wielu drobnych czynności jedna po drugiej lub nawet na raz - wszystko to na przykład w szwalniach fabrycznych czy innych montowniach) tak męskie poczucie obowiązku przeciągnięto sprytnie na "konieczność zarabiania".
      Poprzez to, że Kobiety wyszły z domów - w "energetycznym banku" rodziny nie ma już opiekunki/Kapłanki/Strażniczki i te wszelakie zasoby również w formie pieniędzy wyciekają z domu na rozmaite "konieczne" dla życia rzeczy i sprawy. Mężczyzna stara się to dogonić i z założenia jest to strategia przegrana bo im więcej goni tym bardziej zwiększa się dystans, poczucie braku szczęścia itp.
      Będąc w takim kieracie nie dostrzegamy gdzie tkwi błąd - przecież czynimy wszystko tak jak nas nauczono.

      Usuń
    2. Kobieta niepracujaca zawodowo,a pracującą jako gospodyni domowa, nie jest żadnym gwarantem dostatku.Znam kilka bliskich mi przykładów gdzie kobieta zajmowała się wyłacznie domem, a rodzina żyla w ubóstwie.Gdyby poszła do pracy nawet przeciętnie płatnej, sytuacja rodziny byłaby o wiele lepsza.Fakt, że lepsze finanse nie oznaczają z automatu większego szczęścia, Ale kto jest szczęśliwy żyjąc w poczuciu braku i ciągłej frustracji.Niestety, nie istnieją proste przepisy na szczęśliwe życie na zasadzie: baby z traktorów z powrotem do chałupy i znowu rozkwitniemy jako spoleczenstwo. A.

      Usuń
    3. Istnieją istnieją- osoby z Twoich przykładów popełniały jakiś błąd. Zajrzyj tutaj bo chyba już na samym początku jest odpowiedź na Twoje pytanie:

      http://michalxl600.blogspot.com/2018/01/kobiety-pozwolcie-sobie-na-relaks-wasi.html

      Był gdzieś też ostatnio wpis - tłumaczenie tekstu Olgi Waliajewej gdzie dokładnie taki temat jest poruszany - o tym, że żona z całych sił zabiera się za sprawy domowe a efektu nie ma. Może któraś z czytelniczek podpowie bo ja ostatnio zalatany jestem i w tej chwili nie mogę wyłuskać tego tekstu. Pomyliły mi się.
      Było tam w pierwszej części artykułu takie zadnie, że kobiety gotują mężowi z całych sił.....
      Jak mnie olśni to dopiszę. Ale mam nadzieję, że ktoś z czytelników mnie uprzedzi. Jeśli sama znajdziesz to też dopisz tu informację dla przyszłych czytających. To był któryś z 10 -ciu ostatnich wpisów i prawie pewien jestem, że Olga Waliajewa.

      Usuń
    4. Mam!

      https://michalxl600.blogspot.com/2017/12/byc-wygodna-czy-byc-szczesliwa-o.html

      Usuń
    5. Ale mam nadzieję, że ktoś z czytelników mnie uprzedzi. ...
      A tak bardzo chciałam być pierwsza:))))I.

      Usuń
  8. Jak tylko masz datę urodzenia, natychmiast stajesz się lalką.
    Ciekawe czy nie tak przetłumaczone czy tak powinno być bo moim zdaniem tak jest...jest data urodzenia jest kod numerologiczny albo znak zodiaku, teraz podobno kładą w szpitalach nacisk aby jeszcze godzina była jak najblizsza urodzeniu, poco to komu? cyferki Lucyfer ten który Lu(bi) cyfer(ki)...I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawda- znów niezręczność mojego tłumaczenia (przepuściłem tłumaczenie automatu). Lepiej by było dzień urodzin po polsku.
      A co do daty urodzin - chyba przesadzasz. Wszelkie masońskie pisma opierają się na naszych pradawnych pismach -to, że oni to użytkują dla swoich celów to już całkiem inna sprawa. Data urodzin i minuty też bywały u nas ważne - nasza astrologia istnieje. To jest narzędzie - nic więcej. Być może potem Mroczni używają tego do wyznaczenia słabych punktów aby w nie na przykład "bębnić" bronią psychotroniczną - taka jest zabawa na Ziemi. Jak zaczyna się promieniować miłością to oni omijają takiego człowieka dużym łukiem.

      Usuń
    2. michalxl60012 stycznia 2018 21:55
      znów niezręczność
      ale ciekawie wyszło:)
      ...Jak zaczyna się promieniować miłością to oni omijają takiego człowieka dużym łukiem...
      Swięta PRAWDA...T do tego przestrzeń Miłości własnymi siłami i nie tylko stworzona...
      Przesadzam moze i tak...I

      Usuń
  9. Piekna wersja znanej piosenki tak poprostu się znalazła...

    https://www.youtube.com/watch?v=5GYW5y2mrdM
    Рагда Ханиева "Je t'aime" - Первый раунд - Финал - Победитель
    I.

    OdpowiedzUsuń
  10. A kto to wszystko tłumaczył? Gdyby nie on/ona, to byśmy pozostali ciemni , jak tabaka w rogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto "on"? Kto "ona"? Chcesz porozmawiać to wysil się na jaśniejsze przesłanie.

      Usuń

"OSTRZEŻENIE: wszystkie anonimowe komentarze bez jakiegokolwiek nicka/charakterystycznego znaku/ podpisu będą usuwane".
UWAGA TECHNICZNA: aby rozmowa miała jeden ciąg trzeba zawsze wcisnąć ";odpowiedz" pod pierwszym (przewodnim) postem zaczynającym daną rozmowę.
2.Najpoczytniejsze artykuły są dostępne po prawej w szybkich linkach pod nazwą "abecadło".
3. Ponadto w razie braku publikacji na stronie proszę o wiadomość na mail. Z jakiegoś powodu niektóre komentarze mylnie oznaczane są jako spam.
4. Wbudowana wyszukiwarka blogowa jest trochę niedokładna i omija pewne treści pomimo występujących w nim szukanych słów. Innym rozwiązaniem jest wpisanie w google, czy bezpośrednio w pasku przeglądarki frazy: site:michalxl600.blogspot.com szukanywyraz Wynikami będą wszystkie artykuły zawierające słowo "szukanywyraz" na tymże blogu.