wtorek, 16 czerwca 2015

Odkrywanie słowiańskich korzeni

 Jakoś dzis tak po nitce do kłębka - poprzez polubienia na Facebooku
trafiłem na tę stronę.
Przenikliwie i ciekawie pisane - z dużym wyczuciem i wiedzą.
   Tylko ten jeden wpis przeczytałem na razie -
- śmiało go mogę polecić. Sądzę , że człowiek wpisujący takie rzeczy
i inne teksty zamieści warte uwagi.
   aha - w tekście jest przekierowanie na wypowiedź pewnego pana.
"Śmiechowe" ostrzegam ale warto popatrzeć z dystansem na to żałosne przedstawienie. Mając już otwarte oczy popatrzeć jakich sztuczek używają ci kuglarze by nas utrzymać w swojej zagrodzie . Z drugiej strony jak bardzo się dziś boją - powrót do korzeni praprzodków nabiera mocy. Oni to widzą bo mają siłą rzeczy wgląd.


https://slowianowierstwo.wordpress.com/2014/06/03/odkrywanie-slowianskich-korzeni/


Gospodynie domowe- kobiety przygłupie, ograniczone i nieszczęśliwe.

Autorki tego długiego wpisu nie muszę przedstawiać stałym czytelnikom bloga.
Olga (co niesamowicie cenię) przedstawia wszystko na bazie własnego doświadczenia. Jestem przekonany, że misja jaką ma ona ( mają wszyscy Waliajewowie jako rodzina) jest misją na miarę rewolucji - piszę to bardzo poważnie i bez cienia przesady. 
zapraszam do lektury:

  To jeden z rozdziałów mojej przyszłej książki, która jest właśnie przygotowywana do druku. Jest uzupełniana, redagowana i korygowana:
 
   Bardzo wielu ludzi myśli ( i o dziwo tak myślą właśnie kobiety), że gospodyni domowa nic nie robi, że jest trutniem, stworzeniem w pełni zależnym i musi się poniżać aby otrzymywać pieniądze i wszystko inne.

   Ja dawniej też byłam przekonana, że gospodynie domowe się nudzą i są ograniczone. Nie wiem skąd się bierze u nas takie przekonanie- pewnie z gazet, TV, książek. Dasza Bukina jest jaskrawym przykładem obrazu gospodyni domowej jaki ułożył się w mojej głowie ( bohaterka teleserialu -przy.tłumacza Tu próbka - to jest ta pani w czerwonym. Jej mąż w prowadzonej rozmowie stwierdza, że żony w rodzinie Bukin nigdy nie pracowały ani poza domem ani w domu - wynika więc , że Dasza ma obowiązki "leżeć i pachnieć" jak to formułuje ktoś z moich znajomych. https://youtu.be/_beLu7Pn91c?t=6m34s ).

  Ograniczenie komunikacji z kimś, wąskie zainteresowania, żadnej samorealizacji. Dlatego byłam mocno przekonana, że nigdy i za nic w świecie nie będę gospodynią domową, że urodzę dziecko i od razu pójdę do pracy, że będę działać w biznesie, robić karierę - wszystko tylko nie dni powszednie gospodyni domowej.

  I oto z ironii losu już 7 lat jestem gospodynią domową. Miałam co prawda 3 miesięczną przerwę około 4 lata temu gdy poszłam do pracy. Okazało się, że nie wszystko jest tak jednoznaczne i dawno już nie chcę pracy poza domem.

  Jakie są zalety tej sytuacji? Opowiem o swoich:

- najważniejsze, że mam siły dla męża i dzieci. Nie przychodzę wieczorem kompletnie "wypompowana" - jestem pełna sił i miłości. Zawsze jestem gotowa porozmawiać i pobawić się - po prostu pobyć z nimi.

- wiem co się dzieje w życiu moich dzieci bo zawsze jestem z nimi. Pamiętam ich pierwsze kroki, pierwsze słowa, pierwsze sukcesy, pierwsze niepowodzenia. Wszystko to dzieliłam z nimi i to jest dla mnie skarbem.

- mam bardzo dużo czasu na samorealizację i rozwój osobisty. Na przykład mój mąż musi specjalnie wydzielać sobie na to czas. Ja mam do dyspozycji cały dzień. Uśmiecham się słuchając wykładów doktora Torsunowa, gotuję według porad z wykładów Rusłana Naruszewicza, czytam wiele książek i artykułów gdy dzieci śpią.

- mam też wiele czasu na rękodzieło. Nie bardzo sobie wyobrażam kobiety pracujące na pełen etat plotące mandale, wyszywające lub robiące na drutach a ja w każdej chwili mogę siąść wraz z dziećmi i wziąć moje kłębki. Dzieci się obok bawią, ja trzymam z nimi kontakt  a ręce zajmują się twórczością. 

- mam więcej siły dla domu i w codziennym życiu. Oczywiście nie ze wszystkim daję radę bo sprzątanie w domu gdzie jest dwójka małych dzieci to tak samo jak odśnieżać drogę podczas śnieżycy. Ale daję radę 2 -3 razy dziennie gotować i wszystkich nakarmić domowym jedzeniem, prać, czasem prasować,sprzątać.

- mam czas dla siebie i to jest najcenniejsze. Czas gdy mogę poleżeć w wannie albo posiedzieć spokojnie przy komputerze, albo pójść do ulubionego sklepu. Kochany mąż z radością daje mi takie możliwości - przecież on zna magiczny efekt takiego postępku.

- domowe troski to nieustanna twórczość. Trzeba nieustannie myśleć, wymyślać, zajmować się wynalazczością. Co by tu ugotować? Jak tu posprzątać zabawki? Jak nauczyć maleństwo pisać na garnuszku? A jak nauczyć starszego by nie krzyczał kiedy młodszy śpi? Każdego dnia trzeba rozwiązać wiele spraw- a jedna jest ciekawsza od drugiej.

- teraz mam wielką radość z przyjmowania gości bo mam czas, siły i chęć spotykania się a po 8 godzinnego dnia pracy chciało się tylko spać. I to jak najwięcej.

- pojawiło się u mnie wiele czasu i sił na babskie spotkania, popołudniowe herbatki, sauny, wieczorki rękodzieła. To tak wiele dla mnie znaczy!

- bardzo wiele czasu poświęcam na rozmowy z mężem. Razem rozrysowujemy plany na tablicach, wymyślamy strategie, ja pierwsza słyszę jego pomysły i wspieram je. Pomagam mu w jego działaniach a on to bardzo ceni. Nawet czasem mówi: "jakie to szczęście, że ty nie chodzisz do pracy"!

- mój mąż zaczął więcej pracować i więcej zarabiać. Kiedy on zdaje sobie sprawę, że oprócz niego nikt nie udźwignie tych spraw to ma silniejszą motywację. A gdy "po polowaniu" wraca do przytulnej, cichej przystani to rozumie dlaczego i po co tak być powinno. On już dawno nie goni mnie do pracy choć takie coś jeszcze bywało 4 lata temu.

- nasze dzieci nie chodzą do przedszkola a jest to dla mnie szczególnie ważne bo mieliśmy już doświadczenie oddawania starszego syna do przedszkola. Ja sama nigdy nie lubiłam tych dziecięcych instytucji. Na przykład na Sri- Lance przedszkole działa każdego dnia od 8-smej do 11-stej. Tylko pograć, pouczyć się i rysować. Dzieci tam nie jedzą i nie śpią a mamy nie pracują. Większość mam ma możliwość przez te 3 godziny zająć się sobą. Takie przedszkola bym poparła.

- mam satysfakcję wiedząc, że rezultat zależy ode mnie. W dowolnym zakładzie pracy ode mnie zależy wyłącznie jakiś procent całego rezultatu. Załóżmy że pracuję w jakiejś firmie handlowej jako kierownik personelu. Wymaga się ode mnie znalezienie właściwych ludzi i ich prawidłowego zmotywowania a na końcowy rezultat mam wpływ góra 15 %. A tu ode mnie zależy 90 % , - wyobrażacie sobie? - lwia część! Tak- to jest najważniejsza odpowiedzialność kobiety. Od tego jak ja się prowadzę i jak się czuję zależy szczęście mojej rodziny w 90 procentach. I tu pojawia się to podekscytowanie ponieważ rozumiesz, że w wielu aspektach wszystko zależy od ciebie i właśnie ty możesz dokonywać jakichś zmian. Możesz próbować, testować, stosować nową wiedzę i patrzeć jaki to ma wpływ. Już w jakimś stopniu kontrolujesz sytuację -panujesz nad sytuacją a to jest interesujące.

  No i kiedy pisałabym książki i artykuły jeśli pracowałabym od rana do nocy?

  Gospodarstwo domowe - aby nie chodzić do pracy?
"Nie chodzić do pracy" i "nie pracować" to ogromna różnica. Gospodyni domowa to także praca ale bardzo kobieca i bogata w zasoby. Jeśli tego spróbujecie to poczujecie różnicę.   

  Oczywiście jeśli przyjmować to jak niewolę i okoliczność przymusową to gospodarstwo domowe stanie się piekłem. Rutyna i "dzień Świstaka" (polecam film- przyp. tłumacza) to także część mojej codzienności. Są czynności, które powtarzam dzień za dniem - są one mechaniczne i monotonne: zmienić pieluchę, posprzątać ze stołu, zebrać brudne pranie, porozkładać czyste.
 
  Ale przecież w każdej pracy jest rutyna. Na przykład sekretariat- biurokracja ( której nienawidzę), w dziale promocji stron internetowych - codzienne monitorowanie pozycji strony, w dziale pisarskim - konieczność moderowania komentarzy na stronie, redagowanie tekstów i dopisywanie niedokończonych artykułów.

  Wielu mówi o tym, że jest to praca nieopłacana przez państwo ale ja spojrzałabym na tą kwestię inaczej. Co ma do tego państwo i jego zalety? Naszym głównym "państwem" jest rodzina. Jego głównym ministrem finansów jest mąż. I właśnie mąż jest w stanie dać wam wszystko czego chcecie - trzeba tylko poprosić. 

  Kobieta wszystko w tym życiu może uzyskać poprzez męża o ile będzie mu służyć bezinteresownie i będzie dla niego natchnieniem do dokonań. To jest prostsze i lżejsze niż zachowywać swoją niezależność "na wszelki wypadek". A już dla relacji jest to pożyteczne po wielokroć.

  jak uczynić gospodarstwo domowe radosnym:

- spędzajcie mniej czasu przy komputerze - o ile nie jest z nim związane wasze hobby ( blog, fotografie itd.). Przecież wielu słyszało anegdotę: "Tato! Kto to jest taki straszny, kudłaty z czerwonymi oczami tam w rogu? To wasza mama-całą noc przesiedziała na Facebooku. "

- wprowadźcie naukę do waszego dnia powszedniego- słuchajcie wykładów, czytajcie książki na temat, który jest ciekawy właśnie dla was. W ten sposób nie pozwolicie sobie ogłupieć i stać się nieciekawą.

- zajmujcie się dowolnymi działaniami - rękodziełem, twórczością. Akumulujcie żeńską energię- jej nie bywa zbyt wiele!

- poświęcajcie więcej czasu i uwagi mężowi - to się opłaci stokrotnie. Nie będzie śpieszył się do pracy, zacznie pomagać, a i miłości w relacji będzie więcej.

- podchodźcie do zadań twórczo. Można gotować codziennie to samo a można upiększać posiłki, szukać nowych przepisów. Można codziennie myć podłogę a można też zmajstrować piękne dywaniki i odkurzać je razem z dziećmi. Przestrzeń dla twórczości jest ogromna.

- nie starajcie się robić wszystkiego idealnie a szczególnie sprzątania - szczególnie jeśli macie dzieci. Istnieje taki żart, że z trzech punktów: zdrowie duchowe, porządek i dzieci można wybrać tylko dwa. Zachowajcie zdrowie duchowe. Niech w domu będzie czysto ale nie idealnie czysto - to jest ogromna różnica w nakładzie pracy. 

- ubierajcie się ładnie w domu - dla siebie, dla męża, dla dzieci. Układajcie włosy, dbajcie o cerę. Jeśli siedzicie w domu to nie znaczy, że można na siebie machnąć ręką. Wyrzućcie szlafroki, lokówki, luźne koszule nocne. To da więcej sił - przede wszystkim wam samym nie mówiąc już o mężu dla którego radością jest widzieć piękną żonę a nie "pomiętą" furię.

- codziennie poświęcajcie czas sobie samej - choćby z pół godziny. To wasza profilaktyka "zawodowego wypalenia się".

  No i mam jeszcze chęć powiedzieć dla kogo gospodarstwo domowe jest przeciwwskazaniem:

- jeśli nie macie dzieci albo są bardzo dorosłe to może być to dla was bardzo nudne i nie będziecie wiedziały gdzie się podziać. To nie jest powód by pracować cały dzień ale zajęcie przez 4 godziny może uczynić was szczęśliwszymi i bardziej zrealizowanymi.

- jeśli macie zbyt wiele energii i wasi domownicy mogą już jakiś czas obyć się bez was to skierujcie swoją energię na społeczeństwo bo inaczej zamęczycie dzieci i męża.

- jeśli nie macie ochoty pracować i sądzicie, że ten sposób życia wybawi was od kłopotów.

    Ja przeszłam taką drogę i w ten sposób zmieniło się moje zrozumienie - dziś jest to mój świadomy wybór. To bardzo dziwne - wszak kiedyś pracowałam na trzech etatach a do tego uczelnia. Zawsze byłam samowystarczalna - nigdy nie prosiłam i nie brałam pieniędzy od mężczyzn. Chciałam wyjść do pracy zaraz po urodzeniu dziecka, robić karierę, interesy, być niezależną.

  A teraz siedzę w domu. Piorę, gotuję, wychowuję dzieci, daję natchnienie mężowi, zajmuję się rękodziełem. Czy można mnie nazwać trutniem? Mam wątpliwość - przecież pracuję przez 24 godziny na dobę jako mama i jako żona.

  I dla mnie jest to najcenniejsza praca na świecie - nie zamienię jej na nic innego. 

  Moja droga do tego zrozumienia nie była prosta i lekka. Ale dziś gdy jestem gospodynią domową, która wykonuje ukochaną pracę, która "siedzi komuś na plecach" i jest dodatkiem do męża.  Jestem bardzo szczęśliwa.

  Nie było tego szczęścia gdy pracowałam na trzech etatach i dbałam sama o swoją samowystarczalność. Nie było go także gdy mój 1,5 roczny synek był z nianią a ja pracowałam od rana do nocy. Nie było go wtedy gdy moje pensje stanowiły lwią część naszego domowego budżetu. W żadnym z tych momentów nie czułam się szczęśliwa i zrealizowana.  

  Dopiero dziś mając status kury domowej jestem prawdziwie szczęśliwa - czego i wam wszystkim życzę z całej duszy!

Olga Waliajewa

źródło: http://pravotnosheniya.info/Domohozyayki-ogranichennie-i-neschastnie-durochki-2181.html


niedziela, 14 czerwca 2015

Jaką energię powinna gromadzić kobieta?



  Wybiegnę nieco w przód i powiem, że najważniejszym zadaniem kobiety jest gromadzenie energii. Ale jaka energię najkorzystniej jej gromadzić i jak to czynić?

  W pradawnych traktatach Wedyjskich rozróżniano 2 rodzaje energii męską i żeńską , słoneczna i księżycową.

  Energia męska to energia słońca - energia aktywności, śmiałości, ryzyka, siły, agresywności. Jest ona nakierowana na osiągnięcia, wielkie wyczyny, przewodzenie. Ona rozgrzewa i jest w stanie spalić.

  Kobieca energia to energia księżyca - wyróżnia się ona łagodnością, delikatnością, czułością i cechami uspokajającymi. Ona ochładza- zarówno umysł, uczucia a także ciało.

  Jedna i druga energia jest dobra. Jedna i druga ma swoje punkty przyłożenia. I co najważniejsze: jedna i druga mają "nosiciela".

  MODA NA UNISEX

  Dziś mamy wychowanie unisex dla chłopców i dziewcząt. Chodzą oni do jednych i tych samych szkół, uczą się jednych dla wszystkich przedmiotów. A na przykład w Szwecji zrobiono krok jeszcze dalej i w niektórych szkołach wykluczono wszelkie płciowe skojarzenia jak "Bajka o Kopciuszku", Szekspirowskie "Romeo i Julia" - tam jest to dziś pojmowane jako źródła stereotypów gender. Nawet zwracają się do dzieci per "ono" aby nie tworzyć kompleksów.
  Jakie są pożytki z takiego uniwersalnego podejścia?
 - to jest wygodne. Nie trzeba tworzyć oddzielnych szkół, oddzielnych programów, dzielić na grupy. Wszak dla dowolnej klasy konieczne jest 20 dzieci niezależnie od płci.
 - tak jest taniej. Jedne podręczniki, jeden program, wspólni nauczyciele, przedmioty, klasy.
 - łatwiej jest kierować. Jednakowe zasady i reguły. Jeden rodzaj dziennika ucznia. jeden kodeks pracy w którym czas spożytkowany przez kobietę na wychowanie dzieci jest "przestojem w pracy".

  CO JEST TRACONE PRZY TAKIM PODEJŚCIU?

 - Dziewczynki nie pojmują swojej wartości.
 Spotykając się w typowej szkole dziewczynki czują się jakimiś niewłaściwymi ludźmi. Biegi terenowe- śmieją się z ciebie, nie rozumiesz fizyki- znów się z ciebie śmieją, maskę przeciwgazową ubierasz niewłaściwie - i znów rżenie ze wszystkich stron.
  Cześć przedmiotów jest ciężka dla dziewczynek właśnie dlatego, że zorientowana jest na chłopców: wychowanie fizyczne, matematyka, fizyka, chemia, podstawy życiowego bezpieczeństwa, I właśnie w szkole dziewczynki zaczynają "pracować nad sobą" aby odpowiadać standardom. Trzeba ukończyć z wyróżnieniem, zdać tę koszmarną algebrę, dostać się na studia, znaleźć pracę, schudnąć, ...
Gonimy za zewnętrznymi celami nie rozumiejąc, że dla kobiety najważniejsze jest pozostać sobą a nie stać się "kimś".
 - chłopcy nie uczą się być mężczyznami.
  Większa część przedmiotów przeznaczona jest dla dziewcząt: język rosyjski (u nas polski -przyp. tłumacza), języki obce, literatura, biologia, i tu już idiotami czują się chłopcy.
  Przy tym nikt nie uczy ich jak zwyciężać, jak prowadzić rozmowy, technik walk wręcz, medytować i koncentrować się. I chłopcy przyjmują niewłaściwą postawę: męskie sztuki nie są ważne. To jest w najlepszym wypadku hobby. Jeśli nauczysz się dodawać, odejmować, pisać wypracowania - to ci pozwoli stać się prawdziwym mężczyzną.
 - a najważniejszej części życia w ogóle w szkole nie nauczają.
  Jak budować relacje? Jak tworzyć w domu komfort? Jak nauczyć się brać na siebie odpowiedzialność? jak wychować dzieci? Jak wybrać sobie towarzysza życia? A najważniejsze do czego się w ogóle nie zachęca- poszukiwanie przez uczniów odpowiedzi na wieczne pytania:
po co żyję? dokąd zdążam? kim jestem? po co ja to wszystko czynię?
 - dziewczynki nie widzą korzyści z kobiecej drogi.
Społeczeństwo nam wciska, że do szczęśliwego życia wszystkim jest potrzebne wyższe wykształcenie i prestiżowa praca. Trud mamy, żony, gospodyni domowej - dla wielu jest synonimem słowa "wyrobnica" (nawiasem mówiąc kobiety same często na głos wypowiadają się w ten sposób o swoim statusie w rodzinie). Czyli, że żona i mama to praca o niskich kwalifikacjach, nisko opłacana, nie wymagająca wielkiego myślenia i nie wywołująca szacunku w otoczeniu.

  Olga Waliajewa
źródło: http://pravotnosheniya.info/Kakuyu-energiyu-nuzhno-nakaplivat-zhenshchine-2142.html


piątek, 12 czerwca 2015

Dlaczego ?


   W zasadzie punktem głównym tego wpisu ma być film z Olgą i Aleksiejej Waliajew ( już prezentowani na blogu w innym wpisie  http://michalxl600.blogspot.com/2015/01/piec-rol-kobiety.html ) .
     Ostatnie słowa ( ostatnie minuty monologu) Olgi wzbudziły trochę mój protest. Po dosłuchaniu do końca już Olgę rozumiem w tym wypadku ale i tak nie wypuszczę tego filmu bez osobistego komentarza.

       Wspomniany dr. Torsunow ( wykłady w sieci po rosyjsku) wykładający wiedzę Wedyjską nie za bardzo przypada mi do gustu. Porusza ważne tematy i ma swoich słuchaczy. Skoro są odbiorcy widać jego istnienie jest komuś potrzebne  - dla mnie trochę zbyt uproszczone są jego wywody ale to nie znaczy, że facet jest szkodliwy. Ot- dobry administrator jaki to nazywa takie osoby Trehlebov. Prowadzi swoje kursy i wykłada pożyteczną wiedzę na takim poziomie na jakim jest  w stanie. Tacy są też potrzebni.

     Dobra-  koniec o Torsunowie . Olga mu się najwyraźniej nisko kłania robiąc mu małą reklamę. Do tego dodaje słowa zupełnie przeciwne do mojego życiowego credo zawartego w tytule tego wpisu i za co mogę uściskać Andrieja Iwaszko przestrzegającego nas ( słusznie) by nie używa recept, o których nie wiemy jak działają i dokąd prowadzą. Nasze życie jest zbyt cenne by prowadzić ślepe eksperymenty i skoki na główkę w nieznaną wodę ( przynajmniej ja już z tego wyrosłem i w takim duchu dzielę się wiedzą na blogu - pełna wolność i szacunek dla wolności innych ludzi).
     W każdym razie odniosłem wrażenie, że Olga zachęca do używania recept i ćwiczeń bez wstępnej oceny. Tu jestem diametralnie przeciwnego zdania- to nasze życie i nasza odpowiedzialność. Zdrowy rozsądek czy też "zdrowomyślenie" jak to nazywał Trehlebov jest zawsze w cenie. Rozsądnie sprawdzać nowe kierunki i zalecenia - z głową.
  W omawianym, wypadku ( eksperyment z misiem) widać wyraźnie, że nie jest to nic szkodliwego ale dla zasady podkreślam, że nie zastosowałbym opisanej zasady i zachęty Olgi "na wiarę". Pisałem już nieraz o swojej niechęci do dogmatów.
     Olga i Aleksiej są chyba krisznowcami (krisznaitami) - ogólnie moja męska intuicja podpowiada, że ludzie są w porządku  ale zawsze przesiewam przez swoje sito światopoglądowe.
Zawsze zadawajcie w życiu pytania: dlaczego?  po co ?




Jesteś częścią wszystkiego

Przeglądam zbiorek filmów zamieszczonych na jednym z moich kanałów.
Zatrzymałem się na fragmencie jaki kiedyś wgrałem.
To jeden z ważnych dla mnie filmów- był czas, że poczułem się mniej osamotniony gdy na niego trafiłem. Polecam oczywiście cały film Waszej uwadze. jeden z przyjaciół kiedyś mi bardzo dziękował mówiąc, że jest to film rodzinny przed którym zasiedli oboje z żoną.
  Tytuł oryginalny "Powder" , w Polsce rozpowszechniany jako
"zagadka Powdera".